JustPaste.it

W długim terminie wszyscy będziemy martwi

Popularny piłkarz Cantona zaproponował Francuzom by zamiast kryterium ulicznego w sprawie rent wycofali depozyty z banków. Politycy wpadli w panikę !

Popularny piłkarz Cantona zaproponował Francuzom by zamiast kryterium ulicznego w sprawie rent wycofali depozyty z banków. Politycy wpadli w panikę !

 

Świat finansów ulega ciągłym zmianom. Zmiany te są pochodną procesów społecznych i ekonomicznych zachodzących we współczesnym świecie. Jednym z nich jest globalizacja. Zjawisko nowe, niosące tyleż samo szans co zagrożeń. Światowe rynki finansowe w dobie globalizacji są ze sobą mocno sprzężone i od siebie wzajemnie uzależnione. Światowy kryzys finansowy lat 2007-2009 r. jest doskonałym przykładem takich powiązań rynków, dzięki którym rynki mogą wspólnie się rozwijać, ale także mogą wspólnie załamać chaosem zalewając świat. Co się naprawdę wydarzyło, co było przyczyną kryzysu i dlaczego neoliberalizm ostatecznie się skompromitował, starałem się wyjaśnić w poniższym opracowaniu.

 

Rynek kredytu hipotecznego w Stanach Zjednoczonych składa się z dwóch segmentów: standardowego (prime) i niestandardowego (subprime). Ten pierwszy przeznaczony jest dla standardowych klientów, to znaczy takich, którzy posiadają zdolność kredytową. Segment niestandardowy stanowią klienci pozostali, gorzej sytuowani, o mniejszych zarobkach.

 

Genezy problemu należy upatrywać w ustawie Home Mortgage Discolsure Act zwanej potocznie HMDA, uchwalonej w 1975 roku oraz ustawie Community Reinwestment Act, zwanej CRA, uchwalonej w 1977 r.

 

HDMA nakładała na instytucje finansowe obowiązek raportowania o przyczynach odrzucenia wniosków kredytowych, z podziałem na wiek, rasę i zamożność składającego odrzucony wniosek. Wstępna analiza odrzuconych wniosków kredytowych wskazywała, że banki odmawiały kredytowania przede wszystkim osobom o niskich zarobkach, mieszkających w biedniejszych rejonach a także o innej niż biała rasie. Spowodowało to uchwalenie ustawy CRA, która nakładała na instytucje finansowe obowiązek udzielania kredytów także tym grupom społecznym. Tak powstał rynek kredytów hipotecznych zwany potocznie w USA rynkiem subprime. Początkowo rynek ten rozwijał się powoli, tak że dwadzieścia lat później stanowił tylko 10% ogólnego portfela kredytów hipotecznych. Rozwój tego rynku hamował wysoki, kilkakrotnie wyższy od przeciętnego wskaźnik windykacji.

 

Sytuacja zmieniła się w 1995 roku. W tym roku dokonano zmian w ustawie CRA z 1977 roku, wprowadzając możliwość sekurytyzacji,czyli emisji papierów wartościowych, których zabezpieczeniem mogą być udzielone przez emitenta (instytucję finansową) kredyty hipoteczne segmentowi subprime. W konsekwencji tych zmian, ryzyko kredytowe rynku subprime mogło zostać „sprzedane” tj. scedowane na podmiot trzeci.

 

Pierwsza emisja papierów wartościowych zabezpieczona portfelem udzielonych kredytów (zwanych potocznie ABS) miała miejsce w 1997 roku i cieszyła się dużym powodzeniem. Kupujący te papiery wartościowe oczywiście nie wiedzieli, na jakie nieruchomości i jakim klientom udzielono kredytów, które były zabezpieczeniem ABS-ów. Nie wszystkich to zresztą interesowało. Dla nabywców ważne było, że papiery miały wysoką rentowność (ze względu na wysokie oprocentowanie kredytów), wysoki rating AAA do A oraz to, że oferowane były przez renomowane instytucje. To nadmierne zaufanie do tak zwanych renomowanych banków i innych instytucji finansowych, a także do agencji ratingowych miało się zemścić w przyszłości. 

 

Banki, widząc możliwość sprzedaży ryzyka kredytowego, postanowiły podbić rynek subprime. Prześcigano się w ofertach, w liberalizacji procedur przyznawania kredytów, w wysokości udziału własnego (który spadł ostatecznie do zera). Poziom kredytów udzielonych ryzykownemu rynkowi subprime w ogólnym portfelu kredytów hipotecznych wzrósł z ciągu 3 lat dwukrotnie, tzn. z 10 do 20 procent. Po zainkasowaniu prowizji przez bank, kredyt pakowany był w ABS, i sprzedawany na rynku papierów wartościowych. Od tej pory banku nie interesowały dalsze losy kredytu. Dostawał bowiem zwrot pieniędzy od nabywcy ABS, które pożyczał kolejnemu klientowi z rynku subprime. Głównym dochodem takiej działalności były wpływy z wysokiej prowizji od udzielenia kredytów. Nabywcy oczywiście nie mieli pojęcia co kupują. Dlatego też, posiadacze tych papierów, zwanych dzisiaj toksycznymi, poczęli ubezpieczać ryzyko nie wypłacenia przysługujących im należności z ich tytułu w instytucjach ubezpieczeniowych, wykupując tak zwanego CDS-a. Wystawca CDSów tym bardziej nie wiedział, jakie ryzyko bierze na siebie. CDS działa mniej więcej taj jak polisa ubezpieczeniowa. Nabywca płacił określoną gratyfikację pieniężną, najczęściej raz na kwartał, w zamian wystawna zobowiązywał wypłacić mu kwotę z ABS, w razie niewypłacalności wystawcy, czyli banku lub innej instytucji finansowej. W ten sposób posiadacz ABS-a sprzedawał dalej ryzyko nie odzyskania zainwestowanego kapitału na wystawcę CDS-a, którymi oprócz instytucji finansowych były także banki. Powodowało to efekt taki, że sprzedane przez bank ryzyko wracało do niego tylnymi drzwiami.

 

Z czasem papiery wartościowe, których zabezpieczeniem były kredyty hipoteczne zaczęto różnie nazywać, w zależności od rodzaju nieruchomości, których zakup sfinansowano. I tak powstały RMBS, CMBS, CMO, CLO, CDO. Ostatecznie przyjęto nazwę CDO do określania całej grupy tych instrumentów finansowych. Rynek CDO rozwijał się bardzo szybko. Na początku lat 2000. roczna dynamika wzrostu przekraczała nawet 30%. Przed tym jak rynek CDO został sparaliżowany, wartość pozostałych do realizacji CDO sięgnęła 2 bilionów dolarów. Rynek CDSów w okresie 2004 – 2007 wzrósł aż 9-krotnie. Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, że banki, zarówno inwestycyjne jak i komercyjne były zainteresowane udzielaniem jak największej ilości ryzykownych kredytów, a następnie zapakowaniem ich w „obligację” i sprzedażą żądnym wysokich zysków inwestorom. Sekurytyzacja aktywów cieszyła się bardzo dużą popularnością, gdyż umożliwiała przeniesienie ryzyka niespłacenia przez kredytobiorcę kredytu hipotecznego z banku na posiadacza papierów wartościowych, a także tworzyła przestrzeń w bilansie banku na dalszą akcję kredytową.

 

Do bańki spekulacyjnej na rynku CDO bardzo aktywnie przyczyniły się agencje ratingowe. Nadawały one tym bardzo ryzykownym papierom rating AAA lub AA, czyli klauzulę niewielkiego ryzyka. Dzięki temu podwoiły swoje przychody i wzmogły popyt na toksyczne papiery. Wysoki rating CDO otworzył drogę do zakupu ich przez fundusze emerytalne, które zgodnie z amerykańskim prawem, mogą tylko takie kupować.  Rating AAA w rzeczywistości był tylko iluzją. Jakie ryzyko kryje w sobie CDO okazało się dopiero w lutym 2007, kiedy HSBC ujawnił wysoki poziom wskaźnika zagrożonych kredytów w segmencie subprime.

 

W konsekwencji takiej polityki banków wzrósł znacznie popyt na kredyt. Okazało się bowiem, że cała rzesza rodzin o niskich dochodach, którym dotychczas banki odmawiały udzielenia kredytu, miała realną szansę jego otrzymania i zakupienia własnego domu. Wskutek wzmożonego popytu na kredyt i wzrosło znacznie zadłużenie przeciętnej amerykańskiej rodziny. W latach 80. zadłużenie Amerykanów stanowiło 10% Produktu Krajowego Brutto, w latach 90. około 30% natomiast w 2008 roku zadłużenie hipoteczne gospodarstw domowych stanowiło niemal 100% amerykańskiego PKB.  Wzrost popytu na kredyt wzmagał popyt na nieruchomości, co przyczyniało się do wzrostu ich cen.

 

Pierwszym objawem przesilenia na rynku kredytów hipotecznych było ogłoszenie, przez trzeci co do wielkości bank na świecie, HSBC, niższych od prognozowanych wyników finansowych, spowodowanych wzrostem ilości kredytów zagrożonych niespłacalnością. Wartość zagrożonych kredytów był pięciokrotnie wyższa od przewidywań. Po ogłoszeniu tej informacji ceny akcji HSBC spadły o 25%. Bank ten miał bardzo wysoki udział w kredytowaniu segmentu subprime.

 

Segment subprime obsługiwany był wcześniej przede wszystkim przez instytucje parabankowe, które co prawda udzielały kredytów hipotecznych biedniejszym obywatelom USA, ale nie podlegały pod nadzór bankowy. W pierwszych latach 2000., szukając nowych rynków zbytu, również banki, świadczące dotychczas swoje usługi w segmencie prime, zainteresowały się rynkiem subprime.

 

W stosunkowo niedługim czasie nastąpił wzrost udziału kredytów zagrożonych w tym segmencie. Dla porównania, w segmencie prime wskaźnik zagrożonych kredytów wynosił 2%, podczas gdy w segmencie subprime kilkanaście. Stało się to z kilku powodów:

 

1.W 2004 roku, ze względu na presję inflacyjną FED serię podwyżek stóp procenowych. Podwyżka ta przełożyła się na wzrost stóp procentowych kredytów i wzrost rat kredytów już zaciągniętych, co w segmencie klientów najuboższych stanowiło poważny problem.

2.Klienci segmentu subprime, ze względu na większe ryzyko niespłacenia kredytu, obciążani byli większymi prowizjami oraz wyższym oprocentowaniem kredytów, niż relatywnie bezpieczniejsi klienci segmentu prime.

3.W ostatnich latach boomu na rynku nieruchomości w USA nastąpił znaczny wzrost kredytów zwanych ARM. Jego konstrukcja polegała na tym, że część okresu miała stałe oprocentowanie, natomiast pozostała część zmienne. Np. kredyt ARM 2/34 przez dwa lata oprocentowany był promocyjną, niższą stawką procentową, natomiast pozostałe 34 lata wg marży rynkowej. Po upływie promocyjnego okresu, raty gwałtownie rosły, a kredytobiorcy tracili płynność finansową. Na rynku kredytów hipotecznych stosowano również szereg innych chwytów, na przykład takich, że klient przez kilka lat spłaca sam kapitał, natomiast odsetki doliczane są do ogólnego zadłużenia, które potem wraz z kolejnymi odsetkami klient spłaca po upływie karencji w spłacie odsetek. Skutek był taki, że klient płacił odsetki od odsetek, a kapitał do spłaty zamiast maleć, często rósł.

4.Kolejną przyczyną wzrostu zagrożonych kredytów był spadek cen nieruchomości, które były zabezpieczeniem kredytu. Wskutek skurczenia się wartości zabezpieczenia, która przestała pokrywać wartość udzielonego kredytu, banki amerykańskie wzywały kredytobiorców do uzupełnienia zabezpieczenia np. na innych aktywach, a w razie odmowy (lub braku możliwości podatkowego zabezpieczenia) banki albo podwyższały dodatkowo już wysokie oprocentowanie, co pogarszało tylko sytuację, albo wypowiadały umowy kredytowe żądając natychmiastowej spłaty. Brak spłaty powodował działania windykacyjne, wzrost podaży nieruchomości na rynku wtórnym, co sprzyjało dalszemu spadkowi ich cen.

 

Po ogłoszeniu informacji przez HSBC rynek CDO załamał się, a ceny tych instrumentów uległy znacznej przecenie. W czerwcu 2007 roku rynek obiegła informacja, że dwa największe fundusze hedgingowe należące do banku Bear Stearns inwestujące przede wszystkim w rynek CDO mają problemy finansowe, na tyle poważne, że ich dalsza działalność staje się zagrożona. Obydwa fundusze były silnie lewarowane, ok. 17:1, co oznacza, że każdy ruch ceny instrumentu bazowego (np. CDO) powodował pomnożenie wyniku o liczbę 17. Tzn. ruch ceny w górę o 1 dolara powodował 17 dolarów zysku, a taki sam spadek ceny instrumentu bazowego powodował 17 dolarów straty. Dalej sprawy potoczyły się już dynamicznie. Banki posiadające w swych aktywach instrumenty finansowe oparte na rynkach hipotecznych musiały dokonać aktualizacji ich wyceny w dół, co naruszyło strukturę bilansową banków i konieczność tworzenia rezerw a tym samym do strat bilansowych. Wtedy też zaczęły się ujawniać banki, które posiadały znaczną ekspozycję na rynku CDO, ogłaszając pogorszenie swoich wyników finansowych i ograniczenia lub wstrzymania akcji kredytowych. We wrześniu 2007 r. brytyjski Nothern Rock, posiadający nadmierną ekspozycję na amerykański rynek subprime, ratując się przed upadkiem szuka pomocy w Banku Anglii, w konsekwencji został znacjonalizowany. Kłopoty z płynnością zaczęły dotyczyć coraz większej ilości banków amerykańskich, brytyjskich, francuskich i niemieckich Finansowe tsunami zataczało coraz szersze kręgi. 

 

Świat finansowy wstrzymał oddech we wrześniu 2008 roku, kiedy obiegła go wiadomość o niewypłacalności potężnych banków inwestycyjnych: 94-letniego Merrill Lynch i 158-letniego Lehman Brothers. 14 września 2008 r. Merrill Lynch został przejęty przez Bank of America za 50 mld dolarów, czyli połowę swojej wartości rynkowej. Lehman Brothers nie miał tyle szczęścia i 15 września 2008 roku ogłosił bankructwo. Tę datę uznaje się powszechnie za początek kryzysu finansowego. W 2008 roku w USA upadło 22 banków różnej wielkości, począwszy od Hume Bank z aktywami wartości 18,7 mld USD a skończywszy na Washington Mutual Inc. z aktywami wartości 307 mld USD. Na krawędzi bankructwa znalazły się kolejne instytucje finansowe, które jednak w większości zostały uratowane dzięki zakrojonemu na niespotykaną dotychczas skalę programowi pomocowemu. Rząd USA zakazał obrotu CDO opartych na rynku hipotecznym subprime, przez co rynek ten przestał istnieć.

Krach na rynku CDO spowodował panikę na krach na giełdach papierów wartościowych na całym świecie, oraz na rynku obligacji korporacyjnych. Balansujące na krawędzi bankructwa lub co najmniej zagrożenia brakiem płynności finansowej banki drastycznie ograniczyły akcję kredytową i przystępowały do delewarowania, polegającego na cofaniu już przyznanych firmom kredytów. Działania te przyczyniły się do pogorszenia sytuacji finansowej podmiotów gospodarczych, które w jednej chwili odcięto do źródeł finansowania: kredytów bankowych, rynku obligacji korporacyjnych i emisji akcji, które spadały na łeb na szyję. Dodatkowo wstrzymanie akcji kredytowej stłumiło popyt na produkowane przez nie towary, co wymuszało spadek produkcji i masowe zwolnienia. Wzrost bezrobocia powodowało pauperyzację (zubożenie) społeczeństwa, a tym samym stłumienie głównych składników PKB: konsumpcji, inwestycji, konsumpcji i importu netto.

 

Kryzys dotyczył przede wszystkim wysoko rozwiniętych krajów. Obok Stanów Zjednoczonych najmocniej dotknął Wielką Brytanię i Niemcy. Banki finansujące tamtejsze gospodarki miały znaczne ekspozycje na amerykański rynek aktywów dłużnych, co było przyczyną zachwiania ich kondycji finansowej i wstrzymania akcji kredytowych, a w konsekwencji kryzysu gospodarczego. Polska gospodarka ucierpiała najmniej z kilku powodów. Amerykańskie CDO nie cieszyły się popularnością wśród polskich banków, które dodatkowo prowadziły rozsądną politykę kredytową, ostrożnie badając zdolność kredytową klientów. Było to po części zasługą polskiego nadzoru bankowego. Dodatkowo wysoki udział konsumpcji wewnętrznej w polskim PKB zniwelował w znacznej mierze negatywne skutki spowodowane zmniejszeniem podaży kredytów na rynku i zmniejszenie eksportu, wskutek czego polska gospodarka nie weszła w fazę kryzysu.

 

Dziś już sytuacja wygląda dużo lepiej. Programy pomocowe zastosowane przez amerykański i europejskie rządy przyniosły pozytywne skutki. Wpompowanie bilionów dolarów w amerykańską gospodarkę spowodowało, że amerykański kryzys dla samej Ameryki był stosunkowo krótki. Dziś już prawie wszędzie na świecie gospodarki odbijają się od dna, a światowy Produkt Krajowy Brutto rośnie.

 

Wzmożony popyt na nieruchomości, kreowany przez tłumy amerykańskiej biedoty spowodował sztuczne napompowanie ich cen, nadmierne zadłużenie spowodowało utratę płynności i falę wypowiedzianych kredytów, których banki nie mogły już odzyskać. Nieruchomości, które były zabezpieczeniem kredytów mocno traciły na wartości. Na rynku wtórnym pojawiły się nieruchomości odebrane przez banki klientom, ale popyt na nie był mizerny, gdyż potencjalni klienci, odcięci od możliwości kredytowania nie wykazywali wielkiej chęci do zakupów. Wskutek takiej sytuacji banki zmuszone były dalej obniżać ceny windykowanych domów, przez co nie były w stanie odzyskać kapitału udzielonego kredytu. A to napędzało dalsze straty instytucji bankowych.

 

Czy kryzys ten, wskutek którego ze światowego systemu bankowego wyparował 1 bilion dolarów musiał się wydarzyć? Moim zdaniem tak. Podwaliny pod niego położył amerykański Kongres w 1995 roku zmieniając ustawę CRA, umożliwiając tym samym sprzedaż ryzyka kredytów udzielonych najbiedniejszym amerykanom, czyli grupie najbardziej narażonej na ich niespłacenie. Brak transparentności takich transakcji, zastępowano ocenami agencji ratingowych, które na wyrost nadawały im najwyższe noty. To z kolei usypiało czujność nabywców instrumentów finansowych, które to ryzyko brały na siebie. Można więc śmiało powiedzieć, że ostatni kryzys finansowy spowodowało nadmierne ZAUFANIE. Zaufanie do największych, najbardziej renomowanych instytucji finansowych świata. Ci, którzy im zaufali najbardziej, stracili najwięcej.

 

Wydarzenia lat 2007-2009 r. ostatecznie potwierdziły słuszność idei keynesizmu i skompromitowały teorię neoliberalizmu, według którego państwo powinno ograniczać się do egzekwowania prawa, dbania o dotrzymywanie prywatnych umów i funkcjonowanie rynku. Neoliberalizm, zwany monetaryzmem wychodził z założenia, że państwo nie powinno wtrącać się w procesy gospodarcze, gdyż rynek w długim terminie sam się ureguluje i osiągnie równowagę. Państwo, według monetarystów, powinno skupiać się jedynie na ograniczaniu inflacji i ilości pieniądza na rynku. Keynes natomiast wychodził z założenia, że rynki są ułomne i same nie są w stanie osiągnąć stanu równowagi, dlatego konieczna jest interwencja państwa w procesy gospodarcze. Państwo powinno dbać o taką dystrybucję dochodu narodowego, aby w maksymalny sposób pobudzać popyt wewnętrzny przez konsumpcję. W czasie kryzysu należy robić wszystko, aby zachować miejsca pracy i ratować upadające przedsiębiorstwa. Monetaryści natomiast uważają, ze słabym przedsiębiorstwom należy pozwolić upaść.

Można sobie wyobrazić, co by się działo na świecie, gdyby rząd Stanów Zjednoczonych pozwolił upaść amerykańskim bankom, instytucjom ubezpieczeniowym i producentom samochodów. Szturm klientów wycofujących depozyty z banków spowodowałby falę bankructw banków na całym świecie, a tym samy załamanie całego systemu finansowego i odcięcie przedsiębiorstw od źródeł finansowania. Wynikiem takiego stanu rzeczy byłyby masowe zwolnienia i powszechna anarchia. Z godnie z teorią leseferyzmu, każdy człowiek dąży do osiągnięcia jak największego dochodu. To prawda, która spowodowała kryzys, który mógł spowodować katastrofę, gdyby nie zastosowano rozwiązań, o których pisał Keynes w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Kryzys wywołała ludzka chciwość, chciwość przede wszystkim menadżerów banków, którzy nie zważając na ryzyko udzielali kredytów, chcąc zgarnąć jak największą ilość prowizji. Finansową nonszalancję wzmagał fakt braku odpowiedzialności, który występuje przy inwestowaniu nie swoimi pieniędzmi. Chciwością wykazali się akcjonariusze banków, dążących do windowania słupków i wskaźników, oraz przede wszystkim własnej dywidendy.  Stracili ci, co mieli stracić, a więc najbiedniejsi. Stracili domy i zostali z długami, które będą spłacać jeszcze wiele lat. Tak się zakończyła ich przygoda ze spekulacyjną bańką sztucznie napompowaną przez banki. Monetaryści mówili: w długim terminie rynek sam się ureguluje. Keynes im wtedy odpowiadał: W długim terminie to wszyscy będziemy martwi.

 

 

 

Źródło: ZBYSZKO Z BOGDAŃCA