JustPaste.it

Dla tych, którzy słuchają muzyki na słuchawkach- gińcie!

Słuchanie muzyki na słuchawkach stwarza pozory czegoś zupełnie nieznaczącego

f3ea87c245b8900eddc9cec17eb7c7ea.jpg          Jednymi z ludzi, których zaliczam do katygorii "spalić na stosie" są buraki noszące w towarzystwie słuchawki na uszach. I nie mówię tu o sytuacji, kiedy ktoś taki włącza swoje mp3 po dłuższej chwili bez żadnej interakcji z drugą osobą. Być moze akurat w tej chwili nikt nie chce, albo nie może się nim zająć. Jest usprawiedliwiony. Ale kiedy gość zaczyna słuchać muzyki zaraz na początku przebywania w obecności jednej lub kilku osób, bez wyraźniejszego powodu, tuż przed nawiązaniem się dyskusji, mam ochotę udusić go kablem od tych cholernych słuchawek. Bo czuję się wtedy tak, jakby ten sam delikwent po prostu wstał, odwrócił się i pokazał mi bladą dupę, która mówi do mnie: "wygodnie ci we mnie?"

          A wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że teoretycznie mogę do takiego osobnika zagadać. Słuchanie muzyki na słuchawkach stwarza pozory czegoś zupełnie nieznaczącego. Dlatego on nie czuje się chamem. Mimo wszystko przecież jakoś słyszy, co się dzieje na zewnątrz. W ogólnym mniemaniu jest to więc coś powszechego i nieutrudniającego ewentualnej konwersacji. Teoretycznie! Bo kiedy podczas mówienia muszę jednocześnie cały czas zastanawiać się, czy Pan Słuchawkowicz w ogóle mnie słyszy; kiedy muszę powtarzać coś po pięć razy; kiedy wreszcie Pan Słuchawkowicz zdejmuje słuchawki i później patrzy na mnie z wyrzutem, że to co mu mówię nie jest warte oderwania słuchawki od ucha, to ja już wolę powstrzymywać się przed uduszeniem go w milczeniu. I traktuję wtedy jego zachowanie jako pokazanie mi środkowego palca. Taki "fucker" w domyśle.

          Generalnie "słuchawkowicze" dzielą się na dwie grupy. Jedni to pozerzy, którzy zgrywają uzależnionych od muzyki. Tacy są najgorsi- nie dość, że wkurzający, to jeszcze po prostu żałośni. Ci drudzy to pajace chcący zamanifestować swoje znudzenie sytuacją, w której się znaleźli. Wydaje mi się jednak, że to nie jest kwestia zamiłowania do muzyki, czy znudzenia, ale dobrego wychowania. Jestem dobrze wychowany, bo przepuszczam kobiety w drzwiach, nie przeklinam co drugie słowo, nie obgaduję innych za ich plecami, ale przede wszystkim NIE SŁUCHAM MUZYKI NA SŁUCHAWKACH W TOWARZYSTWIE.