JustPaste.it

Mój 13. gudnia

Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi

Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi

 

Moje ruchome imperium między Atenami i Megarą
Władałem puszczą wąwozem przepaścią sam
Bez rady starców głupich insygniów z prostą maczugą w dłoni
Odziany tylko w cień wilka i grozę budzący dźwięk słowa Damastes

Brak mi było poddanych to znaczy miałem ich na krótko
Nie dożywali świtu jest jednak oszczerstwem nazwanie mnie zabójcą
Jak głoszą fałszerze historii

W istocie byłem uczonym reformatorem społecznym
Moją prawdziwą pasją była antropometria

Wymyśliłem łoże na miarę doskonałego człowieka
Przyrównywałem złapanych podróżnych do owego łoża
Trudno było uniknąć - przyznaję - rozciągania członków obcinania kończyn

Pacjenci umierali ale im więcej ginęło
Tym bardziej byłem pewny że badania moje są słuszne
Cel był wzniosły postęp wymaga ofiar

Pragnąłem znieść różnicę między tym co wysokie a niskie
Ludzkości obrzydliwie różnorodnej pragnąłem dać jeden kształt
Nie ustawałem w wysiłkach aby zrównać ludzi

Pozbawił mnie życia Tezeusz morderca niewinnego Minotaura
Ten który zgłębiał labirynt z babskim kłębkiem włóczki
Pełen forteli oszust bez zasad i wizji przyszłości

Mam niepłonną nadzieję że inni podejmą mój trud
I dzieło tak śmiało zaczęte doprowadzą do końca

Zbigniew Herbert

581e9f2f7005a9fb5f33559fd1cd5163.jpg

I nadzieja nie okazała się próżną, Damastesie. Owszem znalazła wielu naśladowców, którzy twórczo twą myśl rozwijali. I zupełnie nie wiem dlaczego, nazwano ich tyranami? Co jest nieprawdziwą i z gruntu oszczerczą insynuacją.  A i mitów pomieszaniem. Tępy lud nadal nie rozumie, że "postęp wymaga ofiar".

Niektórzy  twierdzą, że jeden z twoich naśladowców obronił swój ludek przed zagrożeniem ze wschodu. To nie może być prawdą, bo w szkole tam wtedy uczyli, że na wschodzie mają samych przyjaciół. A w jakiż to sposób przyjaciele mogliby chcieć ich skrzywdzi?

Niemożliwym jest także, by szkoła ich okłamywała. Telewizja, prasa. One ludowe były, znaczy: "Sama Prawda". Wszak, vox populi vox dei.

Ten twój naśladowca miał wielki ból głowy. On chciał tylko by ludek jego nie musiał myśleć. To jest takie bolesne i niepotrzebne. Do szczęścia.

I do niczego.

Od myślenia wszak jest władza. Bo ona mądra jest z definicji. A ludek ma żyć, pić i pracować.  I cieszyć się, i radować, i śpiewać.

A nie narzekać, narzekać, narzekać.

A co, źle im było?

A nawet jak, chwilowo, było nie najlepiej, to droga obrana była słuszna. A nawet jedynie słuszna. Tylko plemię tego nie chciało i nie umiało dostrzec. Bo głupie było wyjątkowo.

I za nic też miało przyjaźń.

Wieczystą!

Przyznać każdy musi, że plemiona wschodnie zaszły na drodze owej zdecydowanie dalej. I już, już dochodziły do krainy wszelkiej szczęśliwości. Gdy nagle i niespodziewanie wszystko pierdyknęło.

I, za co to? I, dlaczego to? I, po co?

Do dzisiaj on nie wie. I nie śpi po nocach, i myśli, i przeżywa.

Och!

Ten twój naśladowca też skonstruował odpowiednie łoże. Tyle, że, koniec końców, ludek mu spierdolił.

I do dziś dnia, nie może wyjść on z zadziwienia. Jakże to się stało?

A ludu niewdzięczność tak bardzo go boli.

Ach!

Nie powinien jednak, aż tak, rąk załamywać. Gdyż, porównawczo, jego łoże, było dziecinnym łóżeczkiem jedynie. 

Ciekawe, czy tak sądzą ci, którzy na nim leżeli?

GM