Biało -czerwone puzzle doskonale wpasowują się w kamienną ścianę góry roztaczająca się nad rzeką Osum, nie zbyt czystą, jak to bywa w Albanii, ale nadal odbijającą ostatnie promienie zachodzącego słońca. Odbijają się także w okiennych szybach, kolorowe pranie przy białych murach wygląda jak tęcza, a drogie, czarne „terenówki” - jak z księżyca.
Rzadko kiedy się zdarza, że zabytki są zamieszkiwane przez mieszkańców. Cytadela w Beracie nadal żyje swoim życiem, aczkolwiek całkowicie innym niż wczasach powstania, ale jednak.
Do cytadeli prowadzi brama, w niej kram z pamiątkami, jak na Albanię przystało.. popielniczki w kształcie bunkra, czerwone torby z włóczki z czarnymi orłami oraz starości wyciągnięte z babcinej szafy i kościoła. Gdy słońce zaczyna zachodzić w bramie widać ciemne postacie, chłopca z owieczką, staruszka ze swoim mułem, koniec dnia czas, wracać do domu, domu który żyje już ponad 7 wieków. Białe kamyki ułożone w ścieżkę, nawet w słoneczny i pogodny dzień są śliskie, białe są domy, mury, czerwone są dachy, a brązowe drzwi i okna. Porastające winorośla tworzą miły cień, w którym odpoczywają koty.
Mała rodzinna restauracja pod koniec września świeci pustkami, ale jestem przekonana, że w sezonie trudno jest znaleźć w niej wolny stolik. Djath czyli biały, słony ser -zapiekany w bakłażanie, cukinia z warzywami, papryka znów z nadzieniem serowym, papryka z warzywami i w końcu byrek z pietruszką , wszystko to świeże i smaczne, a doprawione śliwkową raki powoduje to, że do końca dnia człowiek nie ma ochoty na zjedzenie czegoś innego.
Muzeum ikon częściowo znajduje się w prawosławnym kościele „Saint Mary Church”, nowa tablica na ścianie przywołuje tekst z 9 marca 1979 ”... Jeśli jesteś przyjacielem wchodź i ciesz się, jeśli jesteś wrogiem i pełen zła, odejdź daleko, daleko od tej bramy”.
Ikonostas oddzielający nawę od ołtarza, w porównaniu do reszty świątyni jest kolorowy i opasły, można patrzeć na niego kilka godzin, a jeśli komuś się nie znudzi to i tak wszystkiego się nie dopatrzy. Kadzidła wiszą nad głowami, niektóre trochę już wypaczone z użycia. Ikony, Onufriego, syna Onufriego, David'a Selenicy, i innych mało znanych nazwisk wiszą w każdym zakątku.
Znacznie ciekawsze są świątynie do których wejścia nie można, albo są zniszczone, albo trwają w nich prace, do tych trzeba zaglądać przez szpary. Czasem gdy zbyt mocno złapiesz, XIII wieczna cegła trochę kruszy i to chyba najlepszy powód, aby nie robić tego nigdy więcej.
Mała dziewczynka ze smutnymi oczkami siedzi na grobowcu, bardzo starym i dlatego pewnie zapomnianym, w „europie” pewnie byłby za szkłem, a tutaj jest po prostu zawsze będącym elementem krajobrazu. Mosque of Bacheolrs znany mi tylko z tego, że był zamknięty, podobnie jak dwa inne Meczety- Ołowiany oraz Sułtana. Studnie do ablucji zasypane śmieciami sugerują, że meczety otwierane są tylko w celach turystycznych-ale kiedy -tego nikt nie wie.
Więcej zdjęć z Beratu tutaj
Karolina Lukaszewicz