JustPaste.it

Ino telo starcy...

Tyś taki gupi, ze nie wis?

Widziadło
 

A zima była okrutna. Taka bywa w górach.

W schronisku, ciepełko i przedświąteczna krzątanina. Która jest jakaś inna, niż codzienna. Jakoś dziwnie zadumana, uśmiechnięta. Jedyna taka, w całym roku. Nawet, kiedy dostałem ścierką w łeb za nieróbstwo (jawna niesprawiedliwość), to smagnął mnie uśmiech. A krzyk Kruszyny-szefowej całego majdanu- dziś nie był groźny. I Kruszyna, wielkie, potężne babisko, które niejednemu chłopu dało w kufę, a i w dupsko kopnęło sążniście, dziś była "Kruszynką". I tylko dziś, była ładna... Pół tony gorąca, uśmiechu i normalnego, ludzkiego szczęścia. Choć życie nieźle skopało jej tłusty tyłek...

A było w co kopać. Może dlatego zbierała razy tak często? I tak mocno. I tak bezsensownie. 

Była odporna na ból. Harda. Bezczelna. 

I taka bezradna.

Kiedy kochała, to na zabój, do szaleństwa, do zatracenia. Nie uznawała półśrodków. Czy dlatego trafiała na takich dupków? Dwulicowych szmaciarzy, pętaków, którzy nie dorastali jej do pięt? I, którzy siekali na kawałki jej serce. Serce, które mieściło w sobie całą miłość, do której jest zdolny człowiek. I zamieniało je w bliznę. W grubą bliznę. 

Kto wie?

Kiedy do umycia zostały tylko podłogi "Kruszyna" bezceremonialnie kazała nam wypieprzać "na pole" i wyglądać gwiazdy.    Bo jak chłop miałby je umyć, toby "jom troista krew zalała". I "ślag nagły by jom trafił". 
 

Prószył lekki śnieg. Było cicho i biało. Jak cichuteńko pada śnieg, a okrywa wszystko... No ale, jakże tu wypatrzyć gwiazdę? Nad głową szara cichość śnieżnych chmur. Tuż nad głową. A gwiazdy mają to do siebie, że są wyżej, dużo wyżej. Czy to one bywają złośliwe, czy chmury? I dlaczego różne chmury, tak często, zasłaniają światło gwiazd? Tyle, że to chmury przynoszą deszcz, przynoszą życie...

Kto wie?

A może, by je ujrzeć, trzeba wyjść wyżej. Czasem przez zaspy, czasem przez śnieg. Bywa, że i w burzy. A często jej na przekór... Wbrew.( W brew można też wyłapać. Przy okazji. A nawet, w takich razach, dość często...)
 

No i wyszliśmy wyżej, na nieodległą przełęcz. Zbliżając się do niej wyraźnie, choć niewyraźne, odnosilismy wrażenie, że robi się jaśniej. Słońce jeszcze nie zaszło. Choć było już bardzo śpiące i bardzo zmęczone. Miało najwyraźniej dość syzyfowego trudu. Bo mimo, że jest zawsze i zawsze oświetla i grzeje, to na zbuntowanej Ziemi, wciąż jest więcej mroku, niż światła. I zimna, niż ciepła. Wciąż.

I nagle je spostrzegłem! Stanąłem jak wryty i nie mogłem od niego oderwać wzroku. Zjawa. Mamidło. Dziwadło. I moje, w nim, odbicie. Ogromny czarny cień, oblany aureolą tęczobarwnego kręgu. Neurony w moim mózgu przekazywały mi dwa dominujące uczucia: Pierwotny lęk i, dużo późniejszy, zachwyt. Zauroczenie. Podziw. Synapsy szalały. Umysł usiłował zracjonalizować bodźce, których nie znał i zaszufladkować je do znanych. Określić. Zrozumieć. Nazwać. 

Bezskutecznie.

b2cef0425ddd3dd6a4fa69018787630f.jpg
Staliśmy obok siebie, ale, w Mamidle, każdy widział tylko swój cień, karykaturalnie powiększone, czarne odbicie. I nikt z nas, wówczas, nie wiedział, co to jest!? Poczucie nierzeczywistości dopełniał fakt, że nie można było, ludzkimi zmysłami, dociec odległości. Od nas, do tego potwora. I ten czarny cień. Mój cień. I ten przenikający  wszystko niepokój, lęk. Zło. Tak, to jest najlepsze słowo, które przyszło mi do głowy. Zło. Potężne, nieokiełznane, pierwotne zło.  Czy widziałem zmaterializowanego demona, czy czarny cień mojej duszy, otoczony wielobarwną aureolą pozorów?

Kto wie?

Czekała na nas. Wściekła. Ale, gdy nas ujrzała, bez słów, zrozumiała, że coś się wydarzyło. Kruszyna! Widzieliśmy... Co to było? Wiesz?

- No dyć ze wim. Mamidło! 

- Co?

I , bez ceregieli, wyjaśniła nam, że wszyscy mamy przesrane... Bo, kto je raz zobaczył, nie powinien wychodzić w góry. Kto widział je dwukrotnie. Ten jest już trupem, tylko jeszcze o tym nie wie. Urok można jednak odczynić. Ale jest tylko jeden sposób. Trzeba upiora zobaczyć po raz trzeci. I trzeba iść w góry, by je odnaleźć. Tyle tylko, że trzeci raz nastąpić musi po drugim...

- A Gwiazde zeście widzieli?

- ?
- No to źryć wom ni dom...

Kolacja wigilijna(z przerwą na pasterkę, odprawioną w schroniskowej  sali) połączyła się dziwnie z bożonarodzeniowym śniadaniem. Jedynie ksiądz okazał się słabosilny i zaległ w ramionach Morfeusza. Przed świtem. Niewątpliwie hańbę, swemu stanowi,przynosząc...

111e533ace12c6f6ff5ad951811490e7.jpg

A Kruszyna, gdy się już stosownie przynapiła, raczyła nas opowieściami o tatrzańskich diabłach( a jest ich bez liku), upiorach, zjawach. Była, przy tym, całkowicie przekonana, że od spotkanego przez nas Mamidła, zdecydowanie gorszy jest Czarny Motyl. 

-Kie go obacys na grani libo, no wirchu, to jus ni zejdzies. No, nie mos prawa. Bo to jest prowdziwy dyjaboł...

-  Kruszyna! A, czy można się przed tym jakoś obronić?

- Tyś taki gupi, ze nie wis?

-  ?

 

- Ca ino Boga mić w sercu. Ino telo starcy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Siedem miesięcy później zobaczyłem widmo z Brockenu po raz drugi. Już wiedziałem, co to jest. Poczytałem sobie trochę. A mimo to, wrażenie było ogromne. Inne, ale równie niesamowite.

I już prawie trzydzieści lat szukam Widma w różnych górach. Bezskutecznie. A przecież muszę zobaczyć je po raz trzeci. No, żeby "odczynić"... A kiedy, po raz enty, mi się nie udaje, to przypominam sobie Kruszynę bo:

-"Ino telo starcy..."