JustPaste.it

Dlaczego takie ...dzieciństwo?

Dzieciństwo trwa krótko i powinno być szczęśliwe ale....

Dzieciństwo trwa krótko i powinno być szczęśliwe ale....

 

                                                   ZAMIAST    WSTĘPU

‘’....... są różne straszne rzeczy na świecie, ale najstraszniejsza jest, gdy dziecko boi się ojca, matki, wychowawcy. Boi się, zamiast kochać, zamiast szanować..”

                                                                                       Janusz  Korczak                        

Bywają takie chwile, gdy czujemy się bezbronni wobec otaczającego nas  coraz bardziej

złego świata ludzi, czujemy się bezsilni wobec zła dorosłych skierowanego przeciwko bezbronnym i niewinnym dzieciom.

Czujemy się bezsilni, bo większość dorosłych uważa, że dziecko jest ich własnością i mogą robić prawie wszystko, będąc pozbawieni bardzo precyzyjnych przepisów zawierających

informacje co to jest znęcanie się psychiczne nad dziećmi i dorosłymi, gdy w świetle prawa

polskiego jest to trudne do sprecyzowania a jeszcze trudniejsze do udowodnienia, aż w końcu do ukarania sprawcy. Jesteśmy ślepi na krzywdę dzieci zarówno w ich domach jak i w szkole.

Często zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak jest, że mimo iż w Polsce jest kilka organizacji i instytucji powołanych do ochrony praw dzieci i dorosłych, dzieje się krzywda tysiącom bezbronnych i niewinnych dzieci, bezskutecznie czekających na pomoc.

Zadać należy sobie pytanie co te instytucje i organizacje mogą zrobić i robią dla ratowania krzywdzonych dzieci. Niestety, jeśli chodzi o organizacje, to nie mając wyraźnego statusu prawnego, tzn., nie mogąc prawnie egzekwować odpowiedniego zachowania rodziców, nauczycieli i  wychowawców, mogą tylko prosić, informować o szkodliwości znęcania się

i w ostateczności, gdy dziecko jest bliskie pozbawienia się życia, kierować  sprawę do sądu. Zanim dojdzie do rozprawy, dziecko jest nadal maltretowane fizycznie lub psychicznie i często ze zdwojoną siłą.

Instytucje zajmujące się pomocą dzieciom, nie mają odpowiednio zaangażowanych pracowników jak też i środków zarówno prawnych jak i finansowych. Tak więc rośnie liczba

dzieci maltretowanych czasami bezkarnie przez kilka lat a czasami do chwili, kiedy już  jako dorosłe opuszczą rodzinny dom, zmienią szkołę lub opuszczą placówkę opiekuńczo-wychowawczą.

W wielu domach, gdzie małżeństwa postrzegane są jako bardzo dobre a czasami wzorowe,

sytuacja dzieci jest nie do pozazdroszczenia, gdyż o ich tragedii nie wie nikt, bo nikt nie przypuszcza, że w takiej rodzinie może dziecko potrzebować pomocy ze strony wyspecjalizowanych psychologów czy pedagogów. Często pomoc ta jest niezbędna, gdy jedno z rodziców  traktuje dziecko jak kartę przetargową lub co jest znacznie gorsze, jako tarczę w walce przeciwko drugiemu rodzicowi. Dziecko ma trudności w koncentracji uwagi, w nauce i w poradzeniu sobie z niesprawiedliwością na jaką skazali go JEGO  RODZICE niszcząc mu JEGO RODZINĘ. Gdzie jest zarówno psycholog jak i pedagog szkolny, którzy mogliby próbować rozmawiać z obydwojgiem rodziców aby ci, nie manipulowali dzieckiem czy dziećmi w walce pomiędzy sobą, aby dziecko nie stało się tarczą obronną jednego z nich.

Żadne prawo i najlepsze przepisy nie dadzą oczekiwanych skutków, jeśli coraz większa liczba rodziców, nauczycieli, wychowawców i pracowników organizacji będzie nadal  zdania, że

‘’ DZIECI  I  RYBY  GŁOSU  NIE  MAJĄ ‘’

Wdzięczny tym, którzy naprawdę kochają dzieci i walczą o ich prawa.

                                                                      BELPHEGOR

 

 

 

 

 

 

-........spójrz na ten malutki biały kapturek, który za chwilę położymy na twoim nosku i zaśniesz..- powiedziała pielęgniarka do 2,5 rocznego dziecka kładąc mu narkozę skrapianą eterem aby śpiącemu dziecku można było zrobić trudną operację usunięcia zniszczonych, zlanych w bezkształtną masę części kręgosłupa szyjno-piersiowego. Jest 1954 rok i zaledwie 9 lat po zakończeniu II wojny światowej.

Po przebudzeniu się czuję duży ból w plecach i nie jestem w stanie uświadomić sobie, dlaczego  tutaj jestem i dlaczego tak cierpię. Nie jestem świadomy że była to trudna operacja i będę odczuwał ból jeszcze przez bardzo długi czas. Nie znam słowa spokój bo nigdy nie przezywałem czegoś, co mogło być spokojem. Każde podejście osoby w białym fartuchu jest  dla mnie ponownym bólem. Abym mógł lepiej oddychać, mam przyczepione do noska cienkie rurki , przez które wpływa powietrze bezpośrednio do nosa. Unieruchomiony, pozbawiony jakiejkolwiek możliwości zabawy zabawkami, leżę rozmawiając czasami z pielęgniarką  przychodzącą zobaczyć jak się czuję i jaką mam temperaturę po operacji. Jako  2 letnie dziecko pozbawione jakiegokolwiek ruchu , nie jestem nawet w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego muszę być w bezruchu i co się stało , że ja tak bardzo cierpię. Zdarza się tak, że jakaś miła pielęgniarka poczyta jakąś książeczkę, abym chociaż przez chwilę nie był samotny z moim cierpieniem, którego przecież nie rozumiem.

 Świat zewnętrzny widzę tylko przez okno i obserwuję zmieniającą się pogodę i pory roku. Widzę biegające lub chodzące dzieci w blasku słońca, słyszę śpiewające ptaki i szum wiatru, który jednak nie owiewa mojej twarzy. Widzę piękne zielone liście na drzewach, gdyż wiosna zawsze przynosi  piękno otaczające moje okno świata. Tęsknię do zabawy z pieskiem, który gania za jakimś chłopcem i bawią się razem. Jego świat jest znacznie lepszy niż mój, radośniejszy i bardziej słoneczny. Gdybym tylko mógł chociaż przez chwilę pobawić się z nimi. Niestety, z tego marzenia i tęsknoty wyrywa mnie brutalna rzeczywistość ponieważ weszła pielęgniarka aby zrobić mi kolejny zastrzyk.  Nie potrafię już płakać  gdy jest mi źle, ponieważ zawsze jest mi źle. Płaczę więc gdy bardzo boli mnie podczas robienia zastrzyków, wyciągania szwów z pleców lub zmieniania opatrunków. Czasami bywają krótkie chwile, gdy mnie nic nie boli i myślę, że już śpię lub  dzieje się coś innego. Każde podejście pielęgniarki odczuwam boleśnie, gdyż dostaję niezliczoną ilość zastrzyków tak, że moje mięśnie pośladków przestały rozwijać się a ból potęguje się z każdym następnym zastrzykiem. Połykaniem tabletek kilka razy dziennie nie ma końca, ale ze wszystkiego, to jest najmniej dla mnie stresujące. Kolejne pory dnia są przeplatane wizytami różnych pielęgniarek i czasami lekarzy, i za każdym razem drżę myśląc o nowym bólu.. Zmiany na zewnątrz świadcząc o innej porze roku, o tym, że niedługo ponownie zobaczę dzieci lepiące bałwana ze śniegu. Nigdy jeszcze śniegu nie dotykałem,  ale myślę, że jest zimny bo dzieci są ciepło ubrane. Mijają kolejne dni, tygodnie i miesiące i tylko te ostanie różnią się między sobą pogodą na dworze. Niestety, leżę w nocy na plecach na twardym, z gipsu łóżeczku i nie jest mi wygodnie. Rano przychodzą pielęgniarki i bardzo ostrożnie zmieniają mi łóżeczko gipsowe na dzień, na którym leżę aż do ciszy nocnej. Z głośnika dobiega do nas muzyka, która pozwala na chwile skupić się na tym co słyszę. Jestem na sali z kilkunastoma dziećmi.

 Mijają miesiące a ja leżę w specjalnie dopasowanych do mojego ciała łóżeczkach z gipsu w dzień  oraz innym, twardym w nocy na plecach na wznak bez jakiejkolwiek możliwości przekręcenia się na bok. Ból pleców trwa praktycznie przez całe długie miesiące. Największym koszmarem jest wyciąganie szwów z moich pleców po kilku tygodniach po operacji. Ból jest tak ogromny, że nie jestem w stanie porównać tego z niczym, tak więc

mnie 3 letnie już wówczas dziecko trzymają 2 pielęgniarki a trzecia usuwa szwy. O koszmarze tego co przeżywam świadczy fakt, że od tragicznego krzyku leci mi krew z nosa                                                                                                                                             

 tak dużo, że jest wielka kałuża krwi na prześcieradle a ja już nie mam nawet siły krzyczeć, i                                                                                                                             

 myślę, że umieram. Po tym zabiegu, nie mam już siły płakać i tylko łzy płynące z oczu

  mogły pokazać jak bardzo cierpię. Po kolejnych kilku miesiącach nadeszła wreszcie chwila, gdy mogę już bardziej swobodnie siadać i poruszać się po łóżku przywiązany specjalnymi szelkami abym nie spadł z łóżka. Kolejna pora roku rozwija pięknie liście na drzewach i ptaki śpiewają coraz głośniej. W sali mamy coraz dłużej otwarte okna, więc słyszymy śpiewy ptaków, bawiące się dzieci i szczekania psów gdzieś w pobliżu. Wszystko to pozwala choćby na kilka chwil zapomnieć tym, co mnie czeka w kolejnych porach dnia. Pory dnia są jeszcze dzielone posiłkami, które otrzymujemy 3 razy dziennie. Są to jedyne chwile, które nie kojarzą się z bólem czy przygotowaniami do różnych zabiegów. Gdyby tak te chwile mogły trwać wiecznie.

Tak mijają kolejne miesiące aż nadeszła kolejna, koszmarna chwila. Przyszła pielęgniarka zrobić mi lewatywę, co oznaczało, że szykują mnie do kolejnej operacji, chociaż jeszcze doskonale pamiętałem poprzednią. Po jakimś czasie, gdy przygotowania zostały zakończone, położony na wózku do przewożenia na salę operacyjną, widzę  palące się światła na suficie w korytarzu i po kilku minutach leżę na stole operacyjnym  a nade mną palą się wielkie lampy. Aby mnie uśpić, tym razem wpuszczają mi jakiś płyn ze strzykawki do żyły i po kilku minutach czuję jak zasypiam i powieki same zamykają mi się.

...... jak zwykle budzę  się z koszmarnym bólem pleców i już jako dziecko  czteroletnie , zdaję sobie sprawę, że przez  wiele tygodni czekają mnie przeżycia podobne do tych, które już pozostawiły koszmarne wspomnienia po poprzednich operacjach.

Ponowne cierpienie przez kilka miesięcy przekształciło mnie z małego dziecka w małego  DOROSŁEGO, któremu obce są zabawki i zabawy a pory dnia znaczone są zastrzykami, zmianami opatrunków i każdorazowo ogromnym bólem. Ponownie twarde łóżeczka z gipsu na noc i na dzień i ponownie każde podejście pielęgniarki to ból  spowodowany zastrzykami, których już nie ma w co robić, ponieważ zamiast mięśni pośladkowych są wielkie bolesne zrosty. Biały sufit przypomina mi biały śnieg zimą na zewnątrz. Większość dnia jestem wpatrzony w tą białą przestrzeń, na której wieczorami świecą lampy jak wielkie gwiazdy na niebie. Ponownie widzę świat zewnętrzny wyłącznie z pozycji leżącej i  kolejne podejście pielęgniarki to kolejny ból zmiany opatrunku na pociętych plecach. Praktycznie nie mam już nie tylko chęci, ale i siły na protest, a płacz zamienia się powoli w zaciskanie szczęki do bólu.

Od pewnego już czasu nie mówię  otwierając usta, lecz mówię przez silnie zaciśnięte szczęki. Moje, coraz mniej czujące serce  ‘’widzi ‘’ beznadzieję życia i niekończący się, ze wszystkim co mnie otacza, stresem. Czy tak powinno żyć dziecko?

Tak z miesiąca na miesiąc i z roku na rok życie odbiera mi dzieciństwo zamieniając je na koszmarne życie małego  DOROSŁEGO z tą różnicą, że dorosły niemal zawsze  zdaje sobie sprawę z tego co się naprawdę dzieje się i dlaczego cierpi. Ja  tego komfortu nie mam więc mój ból powodowany jest nie tylko bólem fizycznym, ale też brakiem zrozumienia dlaczego  tak bardzo cierpię. Czuję, że moje oczy przez cały czas są smutne,  nawet bez cienia radości.  Jak może czuć się małe dziecko bez przytulenia, pocałowania, bajeczki na dobranoc ? Moje usta nie potrafią tego smutku wyrazić, lecz bardzo smutne oczy mówią wszystko o cierpieniu.   Mam prawie 5 lat i właśnie  przyjechała jakaś pani, którą pielęgniarki nazywały moją mamą, lecz ja nie zrozumiałem tego słowa i nie sprawiało mi żadnej radości zobaczenie jakiejś pani z odległości kilku metrów, ponieważ nie pozwalano podejść rodzicom, przytulić dziecko czy pocałować go.  Dla mnie  istnieje słowo rodzina, matka czy ojciec tylko dlatego, że czasami pielęgniarki wypowiadają takie do mnie obce słowa, nie mające dla mnie żadnego znaczenia.

Mój świat jest nadal jakby wyjętym ze złej bajki, włożonym w realne, trudne dla mnie życie, ponieważ ponad 5 letni  pobyt w szpitalu, to leżenie, czasami siedzenie, zastrzyki, lewatywy przed kolejnymi operacjami i najgorsze – stały ból fizyczny pleców, pośladków i........ duszy. Często pytam siebie dlaczego żyję i nie pozwalają mi przestać cierpieć. W jaki sposób i komu zawiniłem. Ale nikt nie chce zrozumieć, że odejście jest dla mnie wybawieniem od koszmarów w nocnych snach i jeszcze większych koszmarów w dzień.

Do tego niewyobrażalnego, fizycznego  bólu  doszedł.........                                                                                                                                              

Wieczorami, po kolacji i umyciu się, (jeśli ktoś mógł zrobić to sam), gaszone są światła w salach wieloosobowych i tylko światło z korytarza pozwala zobaczyć, że jestem w ‘’  mojej  sali’’ i we ‘’własnym ‘’łóżku. Gdy już minął jakiś czas  wieczoru a ktoś z personelu szpitala chciał zmusić nas dzieci do szybkiego zasypiania, rozlegał się straszny głos ‘’....... idzie baba - jaga i zabierze tych, którzy jeszcze nie śpią....”

Jeśli przeżywanie bólu fizycznego nazywam koszmarem, to przeżywanie tego straszenia nas , małych dzieci, jest ze wszech miar straszniejszym koszmarem, gdyż nakrywam się kołdrą na głowę, aby baba - jaga mnie nie zobaczyła i w takim ogromnym strachu leżę, aby po długim czasie przeraźliwie wystraszony i spocony zasnąć z wyczerpania.

Ból jaki sprawia mi straszenie nas jest nieporównywalny z niczym, jest znacznie straszniejszy  od bólu fizycznego po operacjach,  ponieważ jest to paniczny strach.

Powiedziano kiedyś nam, że jest Bozia i da nam zdrówko, ale ja marzę tylko o odejściu stąd na zawsze, pragnę przestać cierpieć i najgorsze jest to, że z tym cierpieniem zawsze jestem sam. Leżąc patrzę nic niewidzącymi oczami w biały sufit jakbym chciał przedostać się i polecieć do tej Bozi, która ma dać mi zdrówko.

Nie zdaję sobie sprawy z tego jak długo już tutaj jestem, bo dla mnie to jest całe moje życie. Skoro zawsze tak było i jest, to czy może być inaczej? Jestem coraz starszy i coraz więcej rozumiem, ale im więcej rozumiem, tym bardziej cierpię. Już od pewnego czasu nie miałem operacji i zmienianych opatrunków na plecach. Coraz rzadziej dostaje zastrzyki i dużą ilość  tabletek do łykania. Życie chce mi dać trochę odpocząć i nadal nie wiem co mnie czeka, tak jak żadne dziecko tego tutaj nie wie. Ale ja wiem, że przebywam tutaj najdłużej i dlatego  pamiętam jedynie miejsce, gdzie przebywam od bardzo długiego czasu. Czy jest inne miejsce na ziemi, gdzie dzieci nie cierpią każdego dnia tak jak ja cierpię? Coraz więcej zaczynam rozumieć co mówią w głośnikach i pamiętam coraz wiece piosenek. Wiem, że gdy jest hejnał z Krakowa to zaraz będzie obiad. Nadszedł dzień, gdy przyszła pani nauczycielka i powiedział, że będzie uczyła nas pisać i czytać. Zaczęliśmy naukę od poznawania literek, opowiadania o obrazkach a także rysowania naszych marzeń. Nauka podoba mi się, ponieważ oddala mnie od nieprzyjemnych myśli dnia codziennego, a poznawanie literek i nauka czytania daje mi możliwość rozumienia, co napisane jest pod obrazkami. Pani mówi, że czytanie książek jest bardzo interesujące i możemy poznać wiele ciekawych historii o świecie, który jest wokół nas.

 Znowu topnieje śnieg i po pewnym czasie zielenieje trawa i liście na drzewach. Dookoła przeważają drzewa iglaste, więc zimą  pokryte są pięknymi białymi czapkami i są zielone przez cały rok.  Pragnieniem moim jest podejść tam i dotknąć tych pięknych drzew, powąchać igieł i trawę z maleńkimi żółto-białymi kwiatkami. Teraz zielona trawa przyciąga mój wzrok. Myśli biegną gdzieś daleko na zielone łąki, więc jestem tutaj tylko fizycznie, bo duchem jestem w pięknych miejscach. Widzę oczami wyobraźni piękną trawę, kwiaty i mnie samego biegającego po łące. Po chwili rzeczywistość powróciła i otrzymuje kolejny zastrzyk. Staram się jak najczęściej uciekać w świat wyobraźni i miłych przeżyć, które pozwalają mi chociaż na chwile zapomnieć o  rzeczywistości, która dla mnie nie jest piękna.

W przedostatnim roku pobytu 1959, gdy jeszcze leżałem nie wstając w ogóle, Wojtek, mój starszy o 5 lat brat przywiózł mi karabin na kapiszony za  ZDOBYTE  pieniądze od ojca. Byłem dumny z tego prezentu i była to jedyna chwila radości przez 6 lat pobytu w szpitalu. Spałem z karabinem dopóki jedna z pielęgniarek zobaczyła to i zabroniła mi mówiąc, że mogę w nocy zrobić sobie krzywdę.                                                                                                      Nareszcie nadszedł dzień, w którym zaczynam  ponownie uczyć się chodzić, bo gdy trafiłem do szpitala, to umiałem chodzić bardzo dobrze a leżenie ponad 6 lat odebrało mi tą umiejętność.

Wstań powoli na nogi – powiedziała  do mnie pani gimnastyczka  i przytrzymała mnie abym nie przewrócił się. Ponieważ chodzenie jest jedną z najtrudniejszych czynności jakiej musi nauczyć się każdy człowiek,  ja przy pomocy pani gimnastyczki uczę się utrzymywać równowagę .

Trudności sprawia mi nie tylko utrzymywanie równowagi, ale również machanie lewą ręką, gdy robię krok do przodu prawą nogą. Nie mogę zrozumieć, kto wymyślił takie machanie ręką, podczas gdy przecież uczę się poruszać sprawnie nogami. Taka nauka trwa przez kilkanaście dni zanim już prawie odruchowo macham inną ręką niż stawiam nogę w przód. Chodzenie po schodach to istny koszmar, który co prawda nie jest porównywalny do ostatnich 6 lat pobytu z kilkoma operacjami, setkami zastrzyków i  niezliczoną ilością tabletek a przy tym wielu też lewatywami i środkami usypiającymi wlewanymi do pupy bo zastrzyków nie było już w co robić, ale jednak sprawia mi ogromna trudność.

Tak więc uczę się chodzić po schodach przez następne kilkanaście dni aż wyniki okazują się zadawalające. Otrzymałem  Gorset Calotta, w którym muszę chodzić przez kilka godzin dziennie, i który utrzymuje mój kręgosłup w równym położeniu. Podpórka pod brodę uniemożliwia mi poruszanie głową w różne strony . Metalowe części ranią  mi biodra pomimo powkładanych kawałków waty.  Przyzwyczajam się do chodzenia w takim aparacie, nie mając świadomości jak długo będę musiał go nosić. Chodzenie samemu po schodach to ogromna radość, ponieważ nie jestem już uzależniony od niczyjej pomocy zarówno w załatwianiu potrzeb własnych, jak też zwiedzaniu budynku, w którym przebywam. Nadszedł nieoczekiwany przeze mnie ( bez mojej wiedzy ) dzień powrotu do „ RODZINY‘                                                                                                                                           

która jest  dla mnie abstrakcją.  Więc jakaś kobieta nazywana moją mamą przyjechała aby                          

 zabrać mnie z „ mojego  miejsca ‘’ gdzie przeżyłem całe dzieciństwo. Wiem, że istnieją pociągi elektryczne, ponieważ będąc w klasie pierwszej w szpitalu, nauczyłem się wierszyka „ jedzie pociąg elektryczny taki ładny, taki śliczny, same drzwi się otwierają i dzieciaki już wsiadają, potem drzwi się zamykają i dzieciaki odjeżdżają ‘’. W klasie pierwszej usłyszałem  po raz pierwszy mój głos nagrany na szpulowym magnetofonie, gdy mówiłem wiersz zatytułowany  ‘’ Wszyscy dla wszystkich ‘’ a zaczynający się od słów ‘’ murarz domy muruje, krawiec szyje ubrania