JustPaste.it

7 grzechów głównych okiem ateisty

 

 

Nie istnieje religia idealna. Zarówno religie monoteistyczne, politeistyczne i wszystkie inne łącznie z Kościołem Latającego Potwora Spaghetti mają swoje plusy i minusy. Z przewagą minusów. Jednak Chrześcijaństwo, tak jak żadna inna religia wyrządziło tak wielkie szkody ludzkości, że trudno to porównać z czymkolwiek innym. I chodzi tu głownie o szkody natury psychicznej, ale nie tylko. Wszystkie religie mają swoje peccata capitalia, a że żyjemy w Polsce, w kraju świebodzińskiego Chrystusa, to zajmiemy się właśnie grzechami głównymi Chrześcijaństwa.

 

 

1. Pycha

Według słownika języka polskiego, pycha to wysokie mniemanie o sobie. Jest to nadmierna wiara w siebie i swoje możliwości. Sam Jezus mówił: „Kto się wywyższa, będzie poniżony". Wynika z tego de facto, że powinniśmy być przede wszystkim skromni. Nie trzeba być jednak psychologiem żeby wiedzieć, że jest to sprzeczne z podstawowymi zasadami budowania pewności siebie i cała serią poradników typu „uwierz, że jesteś coś wart". Cóż oznacza nadmierna wiara we własne możliwości. Jak stwierdzić, że ktoś za bardzo w siebie wierzy? Tego religia chrześcijańska już nam niestety nie wyjaśnia. Z resztą jest jej to jak najbardziej na rękę. Potulnym i nieśmiałym stadkiem owiec łatwiej kierować. Z drugiej jednak strony samo chrześcijaństwo zdaje się nic sobie nie robić z tego pierwszego grzechu głównego. Jezus uważał się za kogoś lepszego, apostołowie uważali się na lepszych ludzi, sam Kościół wyklucza możliwość istnienia innych, poza chrześcijaństwem, religii. Każdy kto nie wierzy, jest z natury niemoralnym poganinem, któremu trzeba wskazać „lepszą ścieżkę życia". Proszę sobie tylko przypomnieć jakim szacunkiem darzy księdza społeczność wiejska. O papieżu już nie mówiąc. Czy wydają sie być niezadowoleni z takiego stanu rzeczy?

 

2. Chciwość

Znowu według sjp, człowiek chciwy to ktoś „pożądający czegoś, zwłaszcza pieniędzy". Pożądać znaczy z kolei „czegoś bardzo chcieć". Chciwa jest więc osoba, która bardzo chce pieniędzy. Proszę teraz popatrzeć się na siebie i zastanowić czy ten epitet przypadkiem nie pasuje do większości ludzi tego świata. Tak, również do Kościoła. Pieniądze same w sobie stanowią jedynie wartość symboliczną, istotne jest tylko to, co można za nie uzyskać. A można całkiem sporo - jedzenie, picie, meble, Iphone'a, wódkę, porsche, łódź podwodną czy nowy kościół. Kościół też chce pieniędzy; nawołuje do ludzi z ambony by wrzucali co mogą, na tacę. I nic w tym dziwnego. Wszyscy chcą pieniędzy z tego prostego powodu - że bez pieniędzy, na tym świecie, żyć się nie da. Chyba, że ktoś jest na tyle zdeterminowany by wcielić się w rolę bezdomnego pustelnika, który nie żebrze nawet o 2 złote. Jest to jednak grzech główny. Tym bardziej dziwi więc fakt, z jakim przepychem żył, i do tej pory żyje, kler. Wystarczy przypomnieć sobie choćby krucjaty do Ziemi Świętej, z której to najświętszy rycerze wracali z workami wypełnionymi złotem, kielichami i bóg wie czym jeszcze. Ktoś powie, że chodzi o to, że ludzie chcą coraz więcej i więcej. Jest to jednak kolejna psychologiczna zasada zdrowego rozwoju - gdybyśmy przestali chcieć czegokolwiek, stanęlibyśmy w miejscu.

 

3. Nieczystość

A dokładniej, nieczystość seksualna. Odnosi się głownie do niemoralnych zachowań w sferze seksualnej człowieka. Ktoś, to popełnia grzech nieczystości, jest nieczysty, czyli brudny. Przykładami takiej niemoralności jest prostytucja, akty homoseksualne czy cudzołóstwo. Abstrahując od dawnych przekonań chrześcijaństwa dot. nieczystości, kiedy to np. menstruacja istniała jak najbardziej w sferze profanum, można przyznać, że teoretycznie do przykazania tego nie sposób się doczepić. A jednak. Sfera seksu zawsze była dla chrześcijaństwa sprawą trudną. - z jednej strony wiązała się absolutnie z cielesnością ( a ciało jest siedliskiem grzechu), z drugiej jednak nie wymyślono dotąd innego sposobu na rozmnażanie się. Dopuszczono więc możliwość uprawiania seksu, jednak wyłącznie w między małżonkami i tylko pod warunkiem, że efektem współżycia będzie dziecko, a nie, szeroko pojmowana, przyjemność. Obecnie Kościół podchodzi do tcałej sprawy trochę liberalniej twierdząc, że przyjemność z seksu jest w porządku, bo umacnia więzi między małżonkami, ale ta przyjemność nadal nie powinna być celem samym w sobie. Nieczyści jesteśmy wtedy, gdy nie potrafimy wystarczająco kontrolować popędu seksualnego, czyli, de facto, ograniczać przyjemności związane z ciałem. Liczy się duch i to co po śmierci. Reasumując, chrześcijaństwo pozbawiło ludzi naturalnej, spontanicznej przyjemności przeżywania aktu seksualnego. I proszę nie podejrzewać, że gdyby nie religia, wszyscy robiliby to na chodnikach, jak króliki. W przypadku społeczeństw, w których seks nie jest w żadnej mierze potępiany, również nie uświadczymy zbiorowych, seksualnych orgii w miejscach publicznych. Co na to sam Kościół? Ostatnie masowe doniesienia o pedofilii wśród księży, czy wiejskie plotki o kochance księdza, to wystarczający dowód na to, że czasami trudno jest się pohamować.

 

4. Zazdrość

Znowu za sjp, zazdrość to „uczucie przykrości spowodowane brakiem czegoś, co bardzo chce się mieć i co inna osoba już ma". Trudno pojąc, dlaczego zazdrość uważana jest za grzech, na dodatek główny. To, że czujemy przykrość dlatego, że ktoś jedzie na wakacje do Chorwacji w momencie, kiedy my możemy pojechać co najwyżej do mieszkającej w Opolu babci, wydaje się być absolutnie zrozumiała. To, że czujemy zazdrość, gdy nasz partner/partnerka, woli iść z kimś innym do kina na „Harrego Pottera", też nie powinno nikogo dziwić. Jest to jak najbardziej naturalne i nie wynika w żadnej mierze z naszych złych intencji; nie jest kwestią naszej woli. Jednak jest to poważny grzech. Tak zwana zazdrość chorobliwa, kiedy pragniemy kogoś zabić tylko dlatego, że ma lepsze buty, to już co innego. Taka forma zazdrości często budzi agresję, gniew i generalnie może się przyczyniać do wyrządzenia komuś krzywdy Trudno jednak byłoby pohamować w sobie odruchy normalnej zazdrości, o ile to w ogóle możliwe. Chrześcijaństwo mówi więc - nie powinieneś chcieć czegoś co ma inny. Nie powinieneś właściwie, chcieć czegokolwiek poza życiem wiecznym. W ten też sposób nasze życie doczesne po raz kolejny spychane jest na daleki margines, w którym musimy po prostu wycierpieć swoje. Zazdrość pojawia się również w historii chrześcijan. Początki antysemityzmu w dużej mierze mają swoje przyczyny w prężności ekonomicznej Żydów, której to reszta świata, nie wykluczając chrześcijan, bardzo im zazdrościła. Chrześcijaństwo od dwóch tysięcy lat wydaje się również nie móc odżałować Żydom tego, że to właśnie oni byli narodem wybranym. Ktoś może stwierdzić, że jest to stwierdzenie trochę na wyrost. Nie mniej jednak trudno o znalezienie lepszego przykładu, ciężko bowiem komukolwiek udowodnić, ze jest o coś/kogoś zazdrosny, dopóki jego zazdrość nie przejawia się w czynach. Nawet wtedy z resztą trudno dociec, czy czyny te były faktycznie powodowane zazdrością. Równie dobrze, można by zarzucić chrześcijanom zazdrość o dusze wiernych innych wyznań. Niby chodzi o naprowadzenie ich na dobrą drogę, przeciez jednak ich religia tez obiecuje im zbawienie.

 

5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu

W obecnych czasach, o nieumiarkowaniu w jedzeniu i piciu myśli się raczej w kategoriach niewłaściwej diety niż grzechu. Dla chrześcijaństwa popełnienie tego grzechu oznacza przede wszystkim marnotrawstwo jedzenia (nie musimy jeść, a jemy), jest również oznaką braku kontroli nad swoimi pragnieniami. Dawniej, św. Tomasz z Akwinu pochodził do sprawy nieco bardziej rygorystycznie, dla niego bowiem nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, oznaczało m.in. że je i pije się zbyt wcześnie, zbyt gorliwie i zbyt drogo. Jeść i pić powinno się więc tylko dlatego, że się musi, nie dlatego że się chce, ponieważ też jest to jakaś forma przyjemności. Której wprawdzie nie możemy uniknąć, ale którą powinniśmy możliwie jak najbardziej ograniczać. Gdy zjadamy ostatni kawałek pizzy pomimo, że już jesteśmy najedzeni, popełniamy właśnie piąty grzech główny. Jedzenie i picie może być również symbolem wysokiego statusu społecznego, co z kolei mogło pociągać za sobą inne grzechy, np. pychę (ja jem sushi a ty, biedaku, chleb z masłem) więc też nie było zbyt mile widziane. I po raz kolejny Kościół nie ma się czym popisać. Wystarczy spojrzeć na rumiane twarze biskupów by przekonać się o tym, że jeśli chodzi o jedzenie i picie, to raczej sobie nie żałują. Ostatnio furorę robią kulinarne przepisy siostry Leonilli - łatwo spostrzec, że ta również do najszczuplejszych nie należy. Nie należy ich za to z resztą potępiać - każdy lubi dobrze pojeść. Jednak umiejscowienie nieumiarkowania w jedzeniu i piciu na liście grzechów śmiertelnych wydaje się być co najmniej przesadzone.

 

6. Gniew

W chrześcijaństwie gniew staje się grzeszny, gdy jest nieuzasadniony lub „nieuporządkowany". Sam w sobie nie jest niczym złym, w przeciwieństwie do jego ewentualnych konsekwencji. I w tym miejscu po raz kolejny wątpliwości budzi parę kwestii. Przede wszystkim gniew rzadko kiedy pojawia się bez żadnej przyczyny. Przyczyna może być błaha, owszem, ale jest. Związane jest to ze zróżnicowaniem naszego charakteru - jedna osoba jest mniej, a druga bardziej impulsywna, i nie jest to kwestią naszego wyboru. Gniew ma właściwości oczyszczające i relaksujące, to też długotrwałe tłumienie gniewu może w konsekwencji zaowocować nerwicami różnej maści. To, że wyrazimy swój gniew nie oznacza jednocześnie, że wyrządzamy komuś krzywdę. Możemy wrzeszczać przez 10 minut w zamkniętym pokoju i nikomu nic się z tego powodu nie stanie. Ciekawe jest również to, że w religii chrześcijańskiej istnieją pewne wyjątki, które nie dość, że gniewu nie potępiają, to nawet go gloryfikują. Przykładem takiej gloryfikacji jest gniew, który jest konsekwencją wyrządzonej nam, lub religii krzywdy. Możemy się więc na kogoś gniewać, jeśli walnął w nas kijem, lub obraził imię Boga. Takich przykładów nie trzeba specjalnie szukać w historii chrześcijaństwa. Sam Jezus ze wściekłością wyrzucił kupców ze świątyni. W ten sposób dochodzimy do sytuacji kiedy to gniew przestaje być gniewem, jeśli jego celem jest „czynienie dobra". Czynienie dobra jest jednak pojęciem tak względnym, że trudno o coś bardziej ambiwalentnego. Jeśli Muzułmanin obrazi mojego Boga, a ja za to na niego nawrzeszczę, to czy jest to grzechem czy wręcz przeciwnie, czymś jak najbardziej pożądanym? Jeśli w gniewie zabijam wrogów mojej religii podczas wojny, czy w dalszym ciągu nie jest to grzechem. Naprawdę kuriozalną jest sytuacja kiedy to religia mówi nam, kiedy wolno nam sie pogniewać, a kiedy nie.

 

7. Lenistwo

Ostatni i zarazem najbardziej zadziwiający ze wszystkich siedmiu grzechów. Lenistwo w religii chrześcijańskiej rozumiane jest na dwa sposoby: 1) jako niechęć do działania, przesadne odpoczywanie, przeciwieństwo pracowitości, oraz jako 2) acedia - „lenistwo duchowe", stan apatii, smutku i przygnębienia, ogólnej niemożliwości zaznania spokoju. W tym drugim przypadku sami chrześcijanie,w tym św Tomasz z Akwinu, niejednokrotnie zastanawiali się czy acedię można w ogóle uznać za grzech. Nazywa się ją równiez „chorobą mnichów", którzy tracili gorliwość wiary lub po prostu byli wszystkim znudzeni; mieli „przesyt" wolnego czasu. Ten „niekorzystny stan ducha" nie jest również kwestią naszej złej woli, lecz efektem jakichś przemyśleń lub wydarzeń. W filozofii, lenistwo było stanem jak najbardziej pożądanym, kojarzone było ze spokojem ducha i ogólnym wysieczeniem myśli, do którego powinno się dążyć za wszelką cenę. W chrześcijaństwie jednak lenistwo bardziej kojarzone było z zaniechaniem jakichś czynności i wspomnianym przeciwieństwem pracowitości - pracowitość, praca nad sobą i swoim charakterem, była, i jest, bowiem jedną z głównych cnót. Szczególnie purytanie nienawidzili lenistwa i generalnie, wszelkiej rozkoszy, prowadzili więc wyjątkowo pracowity tryb życia i jedyny odpoczynek jaki mieli, to ten wieczysty. Nie wydawali się być jednak specjalnie z tego powodu szczęśliwi.

 

 

 

Reasumując, siedem grzechów głównych, to grzechy wynikające w większości, z odczuwania przejemności. Można się pokusić o stwierdzenie, że czym mniej będziemy szczęśliwi żyjąc na tym świecie, tym większe mamy szanse na dostąpienie bram raju. Siedliskiem grzechu jest ciało, a jego potrzeby i popędy należy zredukować do absolutnego minimum. Dobrym przykładem jest tutaj stan higieny osobistej. W czasach starożytnych, Grecy i Rzymianie godzinami przesiadywali w łaźniach, myjąc się i namaszczając olejkami. Jednak po spopularyzowaniu chrześcijaństwa, dbanie o własne ciało było źle widziane do takiego stopnia, że powszechnie uważano, że czym bardziej ktos śmierdzi, tym bardziej religijnym musi być człowiekiem. Ale nie chodziło wyłącznie o odmawianie sobie przyjemności - karano również ciało za to, że pragnienia i popędy odczuwa. Głodowano, zamykano się w klatkach, biczowano etc.

 

Wiara Chrześcijańska w sprytny sposób przekłada ciężar wartości z życia doczesnego na życie wieczne. Czym jest bowiem te kilkadziesiąt lat w stosunku do całej wieczności? Zastanówmy się jednak - jeśli Bóg nie istnieje (a twardych dowodów na jego istnienie nie ma żadnych), to czy warto katować swoje ciało i umysł póki jeszcze żyjemy. Bo być może, po naszej śmierci nie odczujemy już niczego.

 

 

 

 

 

Źródło: http://galor.pl/artykul/wyswietl/id/66/7+grzech%C3%B3w+g%C5%82%C3%B3wnych+okiem+ateisty

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne