JustPaste.it

Komputery na poczcie zwiększają kolejki!

Zwykle nowoczesne metody polepszają jakość naszego życia. Jednak nie na poczcie...

Zwykle nowoczesne metody polepszają jakość naszego życia. Jednak nie na poczcie...

 

W drugiej połowie grudnia 2010 niemal wszyscy narzekają na koleje, bo istotnie, to, co się na nich dzieje, to woła o pomstę do nieba. Szczęśliwi ci, co nie muszą korzystać z tego rewelacyjnego i rewolucyjnego wynalazku sprzed kilkunastu dekad. Patrząc w ekrany telewizorów można dziękować Opatrzności, że siedzimy przed tymi okienkami na świat i wypada jedynie współczuć biedakom użerającym się a to z kolejami, a to z samolotami (i nie tylko w Polsce, bowiem plamę daje niemal cała Europa!).

Dzięki kolejom i samolotom inne sektory są jakby mniej postrzegane jako równie ślamazarne.

Kiedy z przyjemnością można łazikować i wózkować po mniejszych albo większych sklepach, bo w ciągu 20 lat w branży wszystko zmieniło się w kierunku wielkiego świata, to nadal wielką męką jest... poczta, a dokładniej – Poczta Polska. Tyle, że PP cały rok kuleje, zaś wspomniane transportowe wynalazki kompromitują się głównie podczas zimy.

Wizyty na poczcie są wielce stresujące i... czasochłonne. Co można, należy opłacać przez internet, jednak zdarza się udać do urzędu nadać lub odebrać list polecony. I tu zaczynają się hece.

Owszem, urzędy pocztowe poczyniły postęp, jednak jest to poprawa głownie fikcyjna, pozorowana. Budynki są ładniejsze i wewnątrz przyjaźniejsze, no i są wyposażone w komputery. Większe poczty mają automaty wydające numerowane bileciki i można sobie poczekać w wygodnych fotelikach, obserwując zmieniające się numerki i kolorowe strzałki kierujące do właściwych okienek. Zdarza się, że mamy przed sobą 20 osób (wg świetlnej informacji), lecz kilka osób rezygnuje z czekania i przez parę minut gong podaje kolejny numer, który jest ignorowany, bowiem klient zrejterował (albo miał powrócić, lecz źle obliczył i pocałuje nie tyle klamkę, lecz szybę w okienku albo ponownie wciśnie automat i... kolejkę ponownie zaszczyci). Na takie okazje zresztą czatują co zaradniejsi rodacy – podchodzą do okienka bez numerku i, niestety, są obsługiwani.

Z jednej zatem strony negatyw - strata paru minut, podczas których nikt nie jest obsługiwany, ale z drugiej strony mamy pozytyw – nadspodziewanie skraca się nam czas oczekiwania. Plusy i minusy tej superorganizacji.

Można nadać list polecony? Owszem, ale cóż to? Ładna firmowa koperta ponownie użyta nie podoba się pracownikowi poczty? Nie powinna mieć nadruków i napisów? Nie można jej ponownie zastosować? A co z ochroną środowiska i z oszczędnością papieru? A nie można napisów zaczernić lub nakleić na nich znaczki? Nie, bo przepisy ściśle regulują jakość kopert – każą przepakować. To może kierowniczka coś wymyśli? Ta obszernie wyjaśnia, przepisów nie ma jednak pod ręką, zatem – dla załagodzenia sporu – prowadzi do innego okienka (bo tych jest jednak sporo) z sugestią załatwienia krnąbrnego klienta, wszak „Klient nasz Pan”.

A może chcemy nadać list z dopłatą za priorytet? Oczywiście, nie ma problemu, ale chwilowo nie ma granatowych specjalnych nalepek, jednak mają stosowny stempelek. Nic to, że słaby tusz, może papier koperty nijaki, zatem odbicie fatalne – połowy nadruku nie widać. „Czy ten list istotnie będzie traktowany jako priorytetowy? Czy pracownicy zauważą to dopłacone wyróżnienie?” - pyta klient, który wprawdzie uiścił, ale ma wątpliwości, czy zamiast tandetnego stempla nie powinien dostać rzucającej się w oczy nalepki (w końcu to główny urząd pocztowy w Gdyni, czyli nowoczesne polskie miasto); „Oczywiście, że zauważą!” – zdecydowanym głosem obsługa uspokaja nieufnego petenta.

Nowoczesność wkroczyła także do małych, dzielnicowych, urzędów pocztowych. Wchodzimy do takiego (także w Gdyni) - jesteśmy dziesiąci w jednej wspólnej kolejce do wszystkich (trzech) czynnych okienek. Nawet całkiem sprawnie przesuwamy się, jednak po kilku minutach, jedna z pań zamyka okienko, bo kończy pracę i podlicza kasę. Kończy się passa – nawet starsza pani odprawiona spod okienka słusznie zauważyła – „Za dobrze to wszystko szło”...

No i zamiast spodziewanych paru minut, odebranie paczuszki zajęło niemal 20 minut, bowiem a to ktoś wybierał dużą kopertę i pani parę razy przynosiła z zaplecza, pokazując i z klientem przymierzając do przesyłki, a to komuś zachciało się kupić oferowana prasę.

Ale poczta jest symbolizowana przez znaczki. I tu mamy flagowy temat! Znaczki na kartki świąteczne i listy, i owszem – sprzedają na poczcie, jednak w jaki teraz sposób to czynią? Godny nagrody Nobla – sama nowoczesność (a właściwie „nowoczesność”)! Pamiętacie, w jaki sposób były kiedyś sprzedawane znaczki? Dawaliśmy pieniążki i otrzymywaliśmy te kopertowe nalepki oraz resztę. A dzisiaj podobnie? Nic podobnego - oto bowiem pani najpierw pół minuty stuka w klawiaturę pomagając sobie myszką (zapewne na ekranie ma formularz do wypełnienia)! Zatem, niezależnie od tego, czy kupujemy 1, czy 5 lub 10 znaczków, pani wpisuje na bieżąco ten doniosły fakt na twardy dysk komputera. Na pytanie petenta zaskoczonego ową metodą - „Przepraszam, ale czy ja nie mogę po prostu otrzymać znaczków za pieniądze bez wpisywania tego faktu w komputer? Przecież kiedyś poczta była mniej nowoczesna, a płaciłem i dostawałem znaczki w kilkanaście sekund, a teraz minutę, bo mamy dodatkowe urządzenie – ciekawe, co jeszcze ludzkość wymyśli, aby utrudnić sobie życie na poczcie”, rezolutna a grzeczna pani odpowiedziała – „Nie pamiętam, dawniej nie pracowałam na poczcie”.

To przypomina Barejowski Londek Zdrój... Pocztowe znakomitości powinny dostać polskiego antynobla za wdrożenie komputerów do obsługi klientów przy okienkach! Pokazać ich całej Polsce, bo to są współcześni sabotażyści, którzy szkodzą naszemu państwu!

Gdyby Poczta Polska zechciała (na dobry początek) rozprowadzać zestawy znaczków, pocztówek i kopert metodami pozapocztowymi, to zmniejszyłyby się kolejki o 10-20%. Ludzie są bardzo łasi na wygodną metodę zakupów poprzez monitor komputera i to z rabatami. Na większych pocztach, zwłaszcza w okresie przedświątecznym, takie zestawy powinny sprzedawać studenci z ustawionego stolika, co cieszyłoby się wzięciem u starszych ludzi, nieprzyzwyczajonych do komputerów. Oczywiście, należałoby wyemitować znaczki beznominałowe (kiedyś były takie o wartości A i B), czyli krotnościowe, których wartość nie zmieniałaby się z powodu inflacji – dzisiaj kupiony znaczek na pocztówkę byłby ważny także za parę lat na nią (bez dopłaty), co ludziska traktowaliby jako małą lokatę kapitału, zaś PP miałaby nieoprocentowany kredyt u swoich klientów a obywateli RP. Ten drobny interes (przy dodatkowym wyeliminowaniu komputerów sprzed okienek) spowodowałoby skrócenie kolejek oraz wzrost zaufania do firmy PP, a notowania jej są coraz gorsze.

29695f6e1a06785c09d16eab3fb09100.jpg

znaczek krotnościowy (beznominałowy) personalizowany (ten jeszcze przed personalizacją) - skan: Poczta Polska

Ostatnio modne są grupowe zakupowe portale – Gruper i Groupon. Poprzez nie można byłoby rozpowszechnić ideę znaczka personalizowanego, formalnie znanego w Polsce od paru lat, jednak o którym większość rodaków nic nie wie. Można zamawiać całe arkusze znaczków z przywieszkami, na których można zamówić nadruk zdjęcia (lub innego swojego projektu). Od niemal miesiąca można zamawiać znaczki tego typu, ale właśnie krotnościowe (beznominałowe) – zamiast wartości opłaty naniesiono literę A (odpowiada to dzisiejszej opłacie za kartkę i najtańszy list w obrocie krajowym – 1,55 zł; kiedyś były zróżnicowane opłaty - wyższe A (na listy) oraz niższe – B (na kartki) i logika tej różnicy była jednak zrozumiała, czego nie można powiedzieć o dzisiejszej urawniłowce taryfy dla kartek i listów.

Niestety, koszt usługi tzw. personalizacji jest ciągle stosunkowo wysoki, zaś usługa – jak wspomniano – niemal nieznana.

Kiedy nie było komputerów, to znaczki, pocztówki i koperty kupowano od zaraz, bez pośrednictwa. Pewnie rozliczano się z nich na koniec dnia albo tygodnia. Komu potrzebna jest bieżąca znaczkowa inwigilacja? Polish Big Brother Stamp? A nie wystarczyłoby, aby pani (rzadziej pan) z okienka zapisywał sobie długopisem na kartce ile znaczków właśnie sprzedaje i na koniec dnia pracy sumował i sprawdzał, czy mu się jakiś do podeszwy nie przykleił? Może na pocztę uda się wysoki urzędnik kontrolny i poobserwuje, w jaki sposób wykorzystywane są komputery i jak one wpływają na wydłużanie się kolejek? Obecnie stosowane symbole nowoczesności, które każdy niemal posiada w domu, to istne jej zaprzeczenie i klasyczny przykład przeurzędniczenia prostych spraw! A do tego kpienie z pokornie stojących petentów, którzy od czasu do czasu szemrzą z niecierpliwości i komputerowej nieudolności. Kiedyś robotnicy niszczyli maszyny w fabrykach, bowiem dopatrywali się w nich powodu wzrostu bezrobocia. Co będzie, kiedy obywatele uznają, że komputery na poczcie marnują ich drogocenny czas, którego znacznie mniej trwonili za czasów Gomułki i Gierka, kiedy to niemal nikt nie widział komputera na oczy. I Poczta Polska zatrudniała wówczas mniej absolwentów wyższych uczelni, zaś programistów... wcale.

Część ludzi kupuje znaczki na zapas, ale niektórzy przychodzą na pocztę nabyć dzisiaj 1-2 znaczki i przyjdą za parę dni znowu po jeden. Jak już się wystoją w kolejce, na którą psioczą, to dorywając się do okienka kupują wszelkie drobiazgi i to w jednostkowych śladowych ilościach. Jeśli kupujemy 25 kopert, to pani dwukrotnie je przelicza, a one powinny być pakowane w gwarantowane ilości. Gdyby sprzedawano drobnicę (znaczki, koperty, pocztówki) z bonifikatami, to radykalnie zmniejszyłyby się kolejki. Należy sprzedawać te drobiazgi w kompletach – po 5, 10, 25 sztuk z bonifikatą i zobaczyć, jak radykalnie zmniejszą się kolejki do okienek pocztowych. Czas sprzedaży jednego i 10 znaczków jest niemal jednakowy teraz i był przed wojną (pierwszą!), ale teraz jeszcze doszedł czas obsługi komputera! Na dobry początek proponuję wybrać jedno polskie miasto (choćby Gdynię, jedno z najnowocześniejszych miast w Polsce – ciekawe, w jaki sposób zareagowałby sławny budowniczy tego miasta – Eugeniusz Kwiatkowski; pewnie załamałby się taką pocztową organizacją pracy w tym symbolicznym mieście) i przeprowadzić sugerowane doświadczenie.

Gdyby nie było tych wszystkich komputerów przy okienkach, to znaczki byłyby tańsze albo personel miłaby wyższe płace, zaś klienci byliby szybciej obsługiwani. Teraz wiemy, na co idą miliony złotych podnoszące jakość pocztowej pracy (i obsługi?), tyle że petenci mają coraz mniej z tego postępu...

Jeśli zechcemy wpłacić ubezpieczenie za samochód, to również pół minuty wbijane są dane. Pewna pani chciała nabyć grzecznościowo kopertę poza kolejką, to odmówiono jej nie dlatego, że klienci zgłosili sprzeciw, ale została poinformowana, ze nie można, bo należy wpisać tę transakcję do kompa! Nawet odbiór wspominanej paczuszki oczywiście zmusił obsługę do wklepania tajemniczych danych do symbolu nowoczesności, zanim ruszono do magazynu – dawniej ruszano doń od razu, bo nie było... komputerów!

Kiedyś (teraz nie, bowiem w Gdyni istnieją już bilety doładowywane elektronicznie, poza pocztą) w placówce pocztowej nie chciano sprzedać znaczka na bilet miesięczny, bowiem zabrakło... prądu, zatem komputery nie działały – wszak każdą transakcję należało udokumentować myszką i klawiaturą. Nawet zabrakło zdrowego rozsądku, bowiem propozycja, aby sobie na karteczce zapisywano liczbę i rodzaj biletów (i po włączeniu komputerów uregulowano transakcje) nie skutkowała. Dopiero z tego pomysłu skorzystano, kiedy klient zażądał zaświadczenia (dla ewentualnej "kanarkowej" kontroli) o niemożności sprzedania znaczka (nazajutrz rozpoczynał się nowy miesiąc, zaś klient nie lubi jeździć na gapę z winy PP)...

W skomputeryzowanej poczcie numery z erki wpisywane są ręcznie na potwierdzeniu nadania listu poleconego. Zamiast drukarki sprzężonej z kompem (bo pewnie wodzowie w tym kierunku myślą), erki powinny być emitowane parami – jedna na kopertę, druga na kwitek, czyli szybko, estetycznie, nowocześnie oraz bezbłędnie (co będzie, jeśli zgubią nam przesyłkę, zaś na kwitku popełniono błąd wpisując numer odręcznie?). Do momentu wydrukowania takich par, można nieparzyste numerki naklejać na koperty, zaś parzyste na potwierdzenia.

PP czyni chyba wszystko, aby nikt nie uznał jej za bastion zacofania. Czy jej dyrektorzy mają świadomość, że kiedyś znaczki kupowano w trybie błyskawicznym (i rozsądnym), zaś teraz nabywane są w trybie ślimaczym (ale komputerowym)? A może premier lub ministrowie oraz ich rodziny pójdą załatwić coś na pocztę? Aż dziwne, że opozycja (w tym dziennikarze) nie zajęli się jeszcze dywersyjnym zastosowaniem komputerów w okienkach pocztowych! Przecież to zaprzeczenie Przyjaznego Państwa!

Poczta to spore pole do popisu dla ludzi z pomysłami, jednak nie zawsze komputeryzacja przynosi znaczące efekty – przy okienkach komputery wręcz przeszkadzają w sprawnej organizacji załatwiania klientów!

21 grudnia 2010 tvn24.pl zaskakuje tytułem – „Korupcja w Poczcie Polskiej? CBA i prokuratorzy na tropie”. Prawdopodobnie robiono szwindle podczas przetargów. W tekście dowiadujemy się o nowoczesnych standardach PP dotyczących przyjmowania pytań – „Poczta Polska nie chciała skomentować naszych informacji. Proszę o wysłanie pytań na naszą skrzynkę mailową. Takie mamy procedury - usłyszeliśmy w biurze prasowym”. Nawet w sytuacjach krytycznych dla PP, sprawy załatwiane są komputerowo...