JustPaste.it

Trupy w szkole (Część I) – myśleć globalnie, działać lokalnie!

Globalizm i regionalizm a teatrzyk szkolny. Prawdziwy teatr w uczniowskich rękach.

© Edward M. Szymański

 Trupy w szkole (Część I) – myśleć globalnie, działać lokalnie!

 Globalizm i regionalizm a teatrzyk szkolny. Prawdziwy teatr w uczniowskich rękach.

 

      Czytelnicy niniejszej  serii artykułów mają prawo być zawiedzeni. W tym (i w następnym)  nie ma niczego o wojnie polsko-jałtańskiej, o makroskopowych problemach  naszej historii.  Problemy teatrzyku szkolnego są w takim  zestawieniu problemem wręcz  mikroskopijnym i pewnym nieporozumieniem może się wydawać zajmowanie się w tym miejscu takimi sprawami.

     Zawsze, zwłaszcza,  gdy scena polityczna nie jest zanadto budująca, można usprawiedliwić się potrzebą pewnej higieny  intelektualnej, by odejść trochę od ciężkich problemów w stronę problemów lżejszego - by tak rzec -  kalibru. Ale tu znowu zawód.

     Czy przedmiotowa  wielkość problemu  rozważań związana jest z wielkością intelektualnego wyzwania, jaki może on stwarzać? Czy badanie niewyobrażalnie wielkich galaktyk jest na pewno trudniejsze niż badanie podobnie trudnych do  wyobrażenia małych mikrocząstek?

    Jaka  jest w medialnych burzach donośność głosu  tych, którzy zajmują się wielkimi problemami politycznymi i tych, którzy zajmują się szkolnym teatrem?  A przecież nawet takie mega obiekty jak  galaktyki składają się z mikrocząstek. Bardzo  małe przedmiotowo problemy mogą mieć więc ścisły związek z bardzo dużymi problemami.

   Ten związek bywa trudno postrzegalny. 

31 grudnia 2010

Wszystkim moim dotychczasowym i potencjalnym Czytelnikom

składam życzenia

Do Siego Roku.

 

Edukacyjne wyzwania ze strony mediów informacyjnych

     Co robić, by uczniowie łatwo nie poddawali się  natrętnym  przekazom medialnym w najróżniejszych postaciach, by nie padali ofiarą perfidnych przestępstw, by sami nie zadawali krzywdy innym, przez doprowadzenie do samobójstwa włącznie? Elektroniczne media - telefony komórkowe, Internet czy inne stworzyły zagrożenia i wyzwania edukacyjne jeszcze niedawno zupełnie społeczeństwom nieznane, a przynajmniej w tak powszechnej skali.

      Przykłady samobójstw zupełnie młodych osób wplątanych bez ich wiedzy i zgody w obieg publicznej informacji podsuwają  niejako automatycznie problem odpowiedzialności i wyobraźni tych, którzy się posługują się elektronicznymi mediami.

      Specjaliści od ruchu drogowego wiele mogą powiedzieć, jak trudno jest przygotować użytkowników dróg do odpowiedzialnego korzystania z nich mimo, że dzień po dniu przynosi wiele odstraszających przykładów nieodpowiedzialności właśnie. A przecież pojazdy czy drzewa  mają swoją masę, wielkość i łatwo o pewną naoczność zagrożeń.

       A jak o kwestiach odpowiedzialności  za uczestnictwo w „ruchu medialnym” rozmawiać z najmłodszymi, jak przygotowywać ich do odpowiedzialnego uczestnictwa w tym ruchu, skoro z zagrożeń niewiele można zobaczyć?

       Refleksja nad tymi sprawami zawiodła mnie w stronę teatru szkolnego. Jednak w tej części artykułu o trupach szkolnych owe medialne problemy będą niejako w tle, a na pierwszym plan wysunięte zostały kwestie propozycji  trochę chyba nietypowej formy organizacyjnej szkolnego  teatrzyku jako bardzo skromną  odpowiedzi na  problemy związane z wyzwaniami, jakie społecznościom lokalnym stawiają  nieuchronne procesy globalizacyjne.

 

Teatr i media informacyjne

 

Spektakl teatralny jako forma bezpośredniego przekazu publicznego

 

       Teatr przez całe wieki generował chyba najbardziej strukturalnie złożoną formę publicznego przekazu, najbardziej  wyrafinowaną  intelektualnie, angażującą najwybitniejszych mistrzów wielorakich sposobów ekspresji, przyciągającą jak magnes zarówno najwyższe elity społeczne jak i snobów do nich aspirujących, ale też i zwyczajnych ludzi szukających odpowiedzi na nurtujące ich pytania lub szukających innych wrażeń niż te, jakie dostarcza im szara codzienność.

       Tradycyjny teatr (umówmy się, że wiemy o co chodzi)  mógł być codziennością dla nadawców,  ale dla odbiorców był czymś okazjonalnym, od czego mogli się zdystansować, w czym nie musieli brać udziału bez własnej zgody.

       Tradycyjny spektakl teatralny rozumiany jest  w niniejszym artykule jako bezpośredni przekaz między nadawcą i odbiorcą. W takim rozumieniu słuchowisko pod znakiem teatru radiowego  czy widowisko pod znakiem  teatru telewizyjnego nie są spektaklami teatralnymi, gdyż nie ma tu bezpośredniego, dwukierunkowego przekazu. Aktorzy w tych przypadkach nie widzą i nie słyszą odbiorców emitowanych przekazów, nie odczuwają bezpośrednio ich reakcji, nie wytwarza się tu specyficzny klimat emocjonalny towarzyszący bezpośrednim kontaktom. 

       Żywotność teatru pokazuje, że publiczny przekaz bezpośredni jest ciągle dużą atrakcją dla nadawców i odbiorców. To zaś może być oznaką, że jest on odpowiedzią na pewne trwałe ludzkie potrzeby.

Człowiek w świecie nowych mediów informacyjnych

      Podobnie trwałe (choć niekoniecznie tożsame z poprzednimi)  potrzeby przyśpieszania biegu i społecznego obiegu informacji  stymulują   rozwój niebezpośrednich,  medialnych (medium - m.in.: `nośnik`) środków przekazu publicznego. Książki, prasa, radio, telewizja okazały się zaledwie  wstępem do lawinowego rozwoju mediów elektronicznych (np. sieci internetowej i w rosnącej mierze sieci komórkowej), które w świadomości społecznej  zamazują  podział na nadawców i odbiorców w publicznych aktach przekazu.

      Współczesne przekazy medialne przekraczają już wszelkie granice prywatności, wydarzenia medialne mogą wciągnąć w swój wir każdego nawet bez jego woli czyniąc zeń pozytywnym  lub negatywnym bohaterem, a często i ofiarę w najbardziej dosłownym znaczeniu. Za pomocą mediów można niszczyć jednostki i całe grupy społeczne. Ale też z pomocą współczesnych mediów informacyjnych  jednostki i grupy społeczne mogą wydobywać się z cienia anonimowości i szukać szans na polepszenie swego losu. 

      Jak znaleźć się w takim świecie, jak wprowadzać do niego najmłodszych?

      To pytanie określiło mój sposób podejścia do teatru szkolnego jako jednej z możliwości oswajania uczniów ze światem publicznych przekazów i sposobów odpowiedzialnego uczestnictwa w nim; zarówno w odbiorze publicznych przekazów jak i ich współkreowaniu.  Nie ma tu propozycji panaceum na wszelkie zagrożenia związane z mediami, jest zaledwie propozycja wskazania jednego z  kierunków, w którym można, i być może warto,  poszukiwać pewnych rozwiązań, a przynajmniej inspiracji.

        Najpierw jednak wypada coś bliżej powiedzieć o szkolnym teatrze, a w tym o propozycji

szkolnej trupy.

 

Skromna próba odpowiedzi na medialne wyzwania

 

Trupa – co to jest?

 

       Dla gimnazjalistów czy nawet licealistów tytuł niniejszego artykułu brzmi dość makabrycznie. Najmłodsi uczniowie natomiast nazwę „trupa teatralna” mogą przyjąć   z najwyższym spokojem po obejrzeniu stosownego zdjęcia i obejrzeniu na żywo trupy szkolnej.

      Trupa to tyle, co „zespół teatralny lub cyrkowy (często wędrowny) wystawiający przedstawienia” – łatwo takie objaśnienie  znaleźć choćby w Wikipedii. Czy w Polsce istnieją jeszcze trupy teatralne lub cyrkowe? – trudno mi powiedzieć, mówi się po prostu o zespołach teatralnych. Sadząc po pierwszych reakcjach wielu rozmówców na samą nazwę trupa, szczególnie z młodszego pokolenia,  chyba już powoli wychodzi ta nazwa ze społecznego obiegu właśnie ze wzglądu na brak jej realnych ruchomych  desygnatów. Czy grupę uczniów prezentujących jednorazowe przedstawienie w auli można nazwać trupą teatralną?  Moją intencją jest, by to pojęcie, nieobce starszemu nieco pokoleniu, nabrało szerszej zrozumiałości. A to za sprawą szkolnych trup teatralnych.

Trupa szkolna a szkolny teatr propozycji

      W serwisach  poświęconych  edukacji szkolnej sporo jest  artykułów wskazujących na edukacyjne i wychowawcze walory teatru szkolnego i na jego wielowiekowe tradycje. Zwięźle i interesująco  pisze o nich np.  Jadwiga Jawor-Baranowska w artykule  Teatr w szkole. [http://www.teatr.oswiata.org.pl/txt.php?n=1&id=] Artykuł ten eksponuje  też koncepcję teatru szkolnego nazwaną teatrem propozycji, koncepcję  wzbogaconą o solidne uzasadnienia i  mnóstwo niezmiernie ciekawych i inspirujących uwag, spostrzeżeń i praktycznych wskazówek. Niech więc ta dysertacja będzie  płaszczyzną odniesienia do prezentowanego tu trochę osobliwego chyba  rozwiązania.

     Koncepcja szkolnej trupy teatralnej sama jest pewną propozycją i  może trudno  byłoby  ją bez zastrzeżeń wpisać w ramy rozwiązania, jakim jest  teatru propozycji, o którym pisze J. Jawor-Baranowska.  

     Odmienność przedstawianej w niniejszym artykule koncepcji  nie oznacza jednak  jakiejś kontrpropozycji. Jest po prostu dodatkową propozycją, z którą nie wiąże się  potrzeba burzenia czegokolwiek, co już się w szkołach robi, co już istnieje, co się sprawdza. Ogromna część rozprawy  Jadwigi Jawor-Baranowskiej może służyć jako pomoc w realizacji tej dodatkowej koncepcji.

     Z czym, pomijając raczej  dość  rzadko spotykane ambitniejsze spektakle spod znaku teatru propozycji,   kojarzy się dzisiaj teatr szkolny uczniom i nauczycielom zapewne  w większości  szkół jak Polska długa i szeroka? Przede wszystkim z aulą i okolicznościowymi  akademiami,  w których prezentuje się odpowiednio przygotowana  grupa uczniów. Mini teatrzyk, jakim jest trupa szkolna kojarzyć się zaś powinien z salą klasową.   Koncepcja ta bowiem  nawiązuje do wędrownych trup teatralnych czy może przedwojennych teatrów ogródkowych, których cechą charakterystyczną była pewna mobilność.

      Zasadne będzie najpierw  przedstawienie trupy szkolnej niejako  od strony charakterystyki technicznej uwzględniającej przestrzeń najróżniejszych szkolnych ograniczeń, o których raczej mało się mówi, a które powodują, że życie teatralne w szkołach, poza okazjonalnymi uroczystościami,  jest szerzej dość trudno zauważalne.

Prawdziwy teatr w uczniowskich rękach

      W przyjętych tu założeniach (bez pretensji wyrokowania, że jest to jedyna lub najlepsza wersja) szkolna trupa teatralna liczy trzech uczniów klas gimnazjalnych, przygotowuje spektakl trwający  ok. 15 min, miejscem wystawiania jest sala klasowa; cała „materialna substancja” teatru, jaki uczniowie wnoszą do klasy mieści się w dużym pudle.

      W zamyśle sztuka przygotowana jest dla najmłodszych uczniów w szkole, uczniów uczęszczających do  klas nauczania początkowego. Spektakl nawiązuje do lokalnych tradycji.

      Trupa musi więc w ciągu piętnastu minut:

-  zawrzeć swoisty kontrakt z klasową widownią (kupno biletu do teatru jest także swego rodzaju kontraktem między potencjalnym widzem a zespołem teatralnym);

-  „wyczarować” w przestrzeni klasowej  przestrzeń sceniczną i urządzić ją;

- zaprezentować swój spektakl;

- zwinąć cały teatr, pożegnać się i wyjść.

      Czy 15 minut to mało? Tele-Ekspres, też tyle trwa, a trudno powiedzieć, że jest informacyjnie mało pojemny. Tak krótki spektakl ma zaś cały szereg poważnych zalet.

Małe jest piękne

     W pełni zgadzam się z autorką wspomnianego artykułu, że teatr szkolny „nie powinien nawet starać się przypominać teatru zawodowego”. Jest to oczywiste. Aby grać w teatrze zawodowym trzeba się kilka lat do tego przygotowywać. Któremu z uczniów chciałoby się chcieć poświęcić tak wiele czasu na przygotowanie się do występu, który wszak nie gwarantuje  życiowego sukcesu. Trupa szkolna z wielu względów  nie przypomina teatru zawodowego, jaki uczniowie czasami odwiedzają. Trupa szkolna np. sama do nich przychodzi.

       Trupa jest organizacyjnie niewielkim przedsięwzięciem, ale warto przyjrzeć się niektórym jego walorom mając na uwadze uczniowską podmiotowość.

  • Motywacje

       Uczestnictwo w przygotowaniach do tak krótkiego spektaklu nie zniewala na wstępie grupki uczniów ogromem pracy, co wcale nie oznacza, że faktycznie jest jej niewiele. Dla uczniów, ale także dla rodziców, dość istotne jest, że nie ma tu konieczności uczestnictwa w długotrwałych przygotowaniach. W sytuacji presji zaliczania różnych testów koła zainteresowań przedmiotowych, korepetycje z języka czy innych przedmiotów są ważniejsze, gdyż one bardziej wymiernie i szybciej mogą poprawić formalną kondycję uczniowską. 

      Ogromną zaletą takiego miniaturowego teatru jest to,  że jest to realnie najprawdziwszy teatr. Wprawdzie na miarę uczniowskich i  szkolnych możliwości, ale teatr nie jak prawdziwy, ale zwyczajnie prawdziwy. Z wszystkimi tego konsekwencjami.

  • Satysfakcje

      Nie muszą wynikać z jednorazowego wystąpienia. Przeciwnie. Między wizytami  takiego teatrzyku w poszczególnych  klasach upływa pewien czas, w którym można stale, w miarę możliwości coś w teatrzyku doskonalić, usprawniać i … odkrywać.

  • Odpowiedzialność

      Nie przed nauczycielem, ale przed autentyczną  młodszą widownią. Nie wypada przyjść z czymś mało przemyślanym i nieprzygotowanym. Fakt, że wśród widzów może znaleźć się młodsze rodzeństwo, kuzynostwo, nawet nie osobiste ale przyjaciół, jest już czynnikiem dość mocno mobilizującym. W ogóle perspektywa kontaktu z autentyczną widownią jest mobilizująca, tremy nie da się uniknąć.

  • Ułatwienia organizacji  prób 

     Nawet zebranie trzyosobowego zespołu może wobec rozlicznych zajęć i obowiązków poza szkolnych stanowić spory problem. Zespół liczniejszy to jeszcze większy problem i przesuwanie w czasie debiutu, z czym wiąże się zniechęcenie,  obniżenie motywacji uczestnictwa w próbach.

  • Ułatwienia w organizacji występów

     Jeśli na występ trzeba zwolnić uczniów z jednej lekcji, to czy koniecznie z całej? Spektakl jest krótki, wystarczy więc z połowy.  Uczeń-aktor nie przestaje być uczniem lekcji chemii, matematyki itd. Łatwo jednak o porozumienie się z wychowawcą klasy i nauczycielami poszczególnych przedmiotów, że warunkiem następnego występu (i ewentualnego zwolnienia) jest zaliczenie (bez stopnia) opuszczonej lekcji czy jej części. Nie może też być mowy o zwolnieniu w przypadku jakichś sprawdzianów, klasówek itd., ani o zwolnieniach z lekcji ciągle tego samego przedmiotu. W niektórych przypadkach, co może podpowiadać grafik zajęć,  zwolnienia wcale nie muszą być konieczne. W dużej mierze członkowie grupy sami już muszą te kwestie brać pod uwagę.

     Niewielka obsada to jednocześnie ułatwienie w organizacji przestrzeni scenicznej w sali klasowej. Nie ma jej za wiele, a aktorzy muszą się też poruszać. Trudno zaś wymagać od nauczycieli nauczania początkowego jakiegoś przemeblowywania sali klasowej. Dzień i godzina wizyty muszą być wcześniej uzgodnione, by nie było potrzeby  odrywania dzieci np. od zajęć, gdy mają ręce umaczane w kleju. Widzów zaś też trzeba przygotować.

Najpierw budujemy teatr, a potem uczymy się teatru

     Koncepcja wydaje się stawiać wszystko na głowie. Nawet laikowi w sprawach szkolnych  wystarczy przeczytać artykuł J.  Jawor-Baranowskiej, by zorientować się w ogromie złożoności różnych detali, z jakich składa się przekaz teatralny, także w teatrze szkolnym.  Tu zaś postuluje się w miarę szybki debiut przed młodą publicznością. A gdzie  solidne przygotowanie w sztuce scenicznych występów?

     Nie ma tu żadnej kapitulacji. Przeciwnie, jest próba poprawienia efektywności takiego przygotowywania się. Trzeba na to przygotowywanie się spojrzeć jako na pewien proces, co zresztą dość mocno akcentuje autorka wspomnianej rozprawy pilnie bacząc na jego wychowawcze aspekty.  Nie sposób się z nią też nie  zgodzić, że podstawą teatralnego przekazu jest literatura. Spójrzmy więc nieco inaczej na postulat wczesnego debiutu.

      Jeśli trupa przyszłaby do klasy tylko ze starannie przygotowanym występem sprowadzającym się do przeczytania scenariusza z podziałem na role, to czas ten byłby stracony dla młodych widzów i aktorów?  Dlaczego? Młodzi odbiorcy z czymś by się zapoznali, a występujący wykonaliby coś pożytecznego.

      Jednak takiego minimalizmu  niniejsza koncepcja nie zakłada. Zakłada natomiast, że od debiutu dopiero zaczyna się efektywniejsza  praca nad  zgłębianiem tajników teatru  i praca nad spektaklem jako jego  bezpośrednim publicznym przekazem. Wszystko to oznacza także pracę nad doskonaleniem  własnych występów, własnych umiejętności między jednym występem a drugim.

     Skąd  takie założenia?

Praktyka i holizm

       Dwie są solidne przesłanki zasadności takich założeń:

       Waga praktycznych doświadczeń. Trudno nauczyć się pływać nie wchodząc do wody; nic nie zastąpi praktycznych doświadczeń. Czym innym jest czytanie tekstu scenariusza, by zrozumieć o co w nim chodzi, a czym innym jest czytanie ze świadomością, że trzeba będzie odegrać z niego jakąś rolę na scenie. Czym innym są własne wyobrażenia o czytelności i atrakcyjności indywidualnych kreacji  i całego zespołu, a czym innym ich  konfrontacja z realną, żywą reakcją młodziutkich, spostrzegawczych odbiorców.

       Praktyczne doświadczenia znakomicie poprawiają orientowanie się w relacjach między tym,  co by się chciało, a tym,  co się może i co się powinno. Każdy kolejny występ ma szansę być dojrzalszym od poprzedniego dzięki wnioskom płynącym z osobistych doświadczeń i obserwacji oraz analizie  najróżniejszych uwarunkowań.

       Holizm edukacyjny i autoedukacyjny.  Teatr nie jest przedstawieniem teatralnym.  Teatr to nadawca publicznych przekazów,   to instytucja i jej materialne wyposażenie. Miniaturowy teatrzyk, jakim jest trupa teatralna, stwarza jej  członkom szansę  całościowego ogarnięcia problemów związanych  z funkcjonowaniem teatru jako nadawcy właśnie. Trupa szkolna zamiast gmachu ma swoje pudło z jego zawartością,  z którym może wędrować z klasy do klasy. To już także mini instytucja konstytuowana działaniami, aktywnością zespołu. Instytucja, podobnie jak uczniowski sklepik szkolny, ukierunkowana na oferowanie specyficznych usług, w  tym przypadku w postaci spektaklu  prezentowanego w klasach.

          Można pięknie mówić wcale nie znając struktury gramatycznej języka. Można też całkiem przyzwoicie wystąpić na scenie nie znając struktury  języka  teatralnego przekazu. Jej złożoność była już sygnalizowana. Czy uczniowie mają szanse poznać wszystkie szczegóły tej struktury? Nie mają na to żadnych szans. Mają natomiast intuicję i inwencję, którym warto trochę zawierzyć.

          Po pracach przygotowawczych do debiutu, uczniowie jako  trupa teatralna  już intuicyjnie wyczuwają, że to oni są  teatrem, oni są nadawcą teatralnego przekazu, że to oni swoimi działaniami konstytuują mini instytucję teatralną, że zawartość pudła, do którego sami coś włożyli jest ich materialnym wyposażeniem i ich dorobkiem. Powstał więc pewien warsztat teatralnej pracy. Od czego zależeć będą jej postrzegalne dla widzów efekty?

         Atrakcyjność dla odbiorcy teatralnego przekazu jako pewnej całości  – to trochę ogólniejsza uwaga -  jest wypadkową (1) materialnego wyposażenia teatru, (2) sprawności i rzetelności działania teatru  jako instytucji przygotowującej finalny produkt czyli spektakl i wreszcie (3) realizacji samego spektaklu, w którym - w przypadku postulowanej tu trupy -  każdy z członków zespołu aktorskiego  odgrywa swoją rolę.  Miniaturowość trupy daje szansę młodym współtwórcom (w sensie jak najbardziej dosłownym) mentalnego ogarnięcia całości procesu przygotowawczego, którego sami są podmiotem i jednocześnie całościowego ogarnięcia przekazu, jaki ma trafić do odbiorców. Nadawcami są gimnazjaliści, a odbiorcami uczniowie najmłodszych klas – nie ma tu intelektualnej współmierności.

          Co zrobić, żeby ten przekaz rzeczywiście trafił i to w sposób dla odbiorców możliwie najbardziej  atrakcyjny?  To dopiero jest problem, którego zgłębianie nie ma końca. To problem sukcesywnego  opanowywania  języka scenicznej wypowiedzi, ale też problem zgłębiania jej sensu.

          W niniejszej koncepcji uczniowskiej trupy  poziom artystyczny kolejnych spektakli tej samej sztuki  rośnie wraz ze wzrostem praktycznego opanowywanie przez uczniów języka scenicznego przekazu. Aby tak faktycznie było  powinny istnieć  możliwości zbierania praktycznych  doświadczeń i ich sukcesywnej racjonalizacji; trzeba mieć warsztat i przedmiot pracy.  

          Tak więc  wg  prezentowanej tu koncepcji uczniowie najpierw tworzą pewną całość teatralną (konstytuują trupę w trakcie pracy nad  spektaklem) spełniającą – nazwijmy to umownie -  kryteria  elementarnej poprawności i przyzwoitości. Tyle faktycznie mogą wnieść niejako na wejściu, a później   stopniowo, uwzględniając impulsy z żywego odbioru,  doskonalić  różne składniki tej całości. Proces ten jest zarówno poznawaniem tajników publicznego przekazu bezpośredniego  jak i samo poznawaniem  swoich  możliwości, jest zarówno procesem kreacji jak i autokreacji.

     Czy w ogóle jest możliwe stworzenie  trupy uwzględniającej powyższe założenia?

MiT

Praktyczny sprawdzian

      Taka trupa już powstała w jednej z pleszewskich szkół. Pierwsze litery imion trzech dziewcząt z pierwszej klasy gimnazjalnej złożyły się na  chyba dość  „odlotową” nazwę, której ślad znajduje się w awatarze niniejszego artykułu. Tutaj używam nazwy „MiT” (od Miniatury Teatralne) jako lepiej oddającą zarówno teatralny rozmiar przedsięwzięcia,  jak i nawiązywanie do lokalnych podań czy legend. 

        Scenariusz bowiem  powstał z adaptacji  jednego z podań z okolic Pleszewa spisanych przez uczniów  szkół  Ziemi Pleszewskiej, jakie przed kilkoma laty opublikowane zostały  pod patronatem lokalnej gazety w formie niewielkiej książeczki. Wykorzystanie takiego podania jest drobnym wkładem w  intensyfikację życia tego dziełka w społeczności szkolnej. Czy dokonana przeze mnie adaptacja jest najszczęśliwsza, trudno mi powiedzieć. Najważniejsze, że została ona zaakceptowane przez kandydatki do utworzenia trupy. A tu nie ma nic oczywistego.

       Niby dlaczego zajmować się jakimiś mało znanymi podaniami, które nawet lokalnie nie są popularne, nie są nawet  znane?   

      Teatrzyk o używanej tu nazwie MiT  jest już praktycznym potwierdzeniem zasadności  przyjętych założeń. Jako jednostkowe doświadczenie nie pozwala na wyciąganie zbyt daleko idących wniosków, ale pozwala już na mówienie o sprawach daleko wykraczających poza opis tego jednostkowego przypadku.

Tematy społecznie ważne  - czyli jakie?

       Nieprzypadkowy jest np. dobór   scenariusza i wiąże się on z bardzo istotnym problemem poruszonym przez J. Jawor-Baranowską.

      Eksponując koncepcję  teatru propozycji przytacza zdanie  U. Wierzbickiej, że ta forma jest „dialogiem  sceny z widownią na tematy społecznie ważne”. Zgadzam się z taką formułą  zadań teatru szkolnego. Co to może jednak konkretnie oznaczać?  Czym dla najmłodszych widzów mogą być „tematy społecznie ważne” i jak mają je poruszać nieco starsi nadawcy bez popadania w nielubiany dydaktyzm?  Jak te zadania wyglądają w koncepcji proponowanych trup szkolnych?

      Tu dotykamy kwestii  sensu przedsięwzięcia, jakim jest teatr szkolny. To jedna z kluczowych spraw.

Społeczna czytelność sensu istnienia trupy

Myśleć globalnie, działać lokalnie!

        Każde publiczne  przedsięwzięcie, jeśli ma zakończyć się powodzeniem, powinno być jakoś sensowne tak dla podmiotu tego przedsięwzięcia jak i jego społecznego otoczenia. Jest to kwestia i złożona,  i niezmiernie ważna. Dotyczy to także szkolnego teatrzyku.

         Uczniowie, nawet młodszych klas niż gimnazjalne, mają oczy i uszy otwarte nie tylko na to, co mówią nauczyciele w szkole, rodzice w domu  czy środowisko rówieśnicze. Także na to, co proponują masowe media. Od nich w znacznej mierze zależy, co uczniowie uważają za sensowne, a co nie.   

Ludzie. Miejsca. Kultury. – globalizm i regionalizm

       Konkurs na plakat „Kocham Europę” zakończony w końcu stycznia br. adresowany do młodych artystów mieszkających w UE  wygrała studentka poznańskiej ASP Maria Mileńko. Treść przesłania wyrażają słowa:  Mój ulubiony mix. Ludzie. Miejsca. Kultury. Plakat ten bardzo wyraźnie zdystansował inne propozycje (było ich około 1700) w głosowaniu internautów ze wszystkich  państw UE. Sygnalizuje to wymownie, że troska o lokalne kultury czy nawet odczucia zagrożenia dla nich są  ważną kwestią nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach unijnych.

       Trupa szkolna w postulowanym tu rozumieniu w odróżnieniu od przekazów wielkich mediów skierowuje uwagę na lokalne tradycje, na lokalną kulturę. Podnosi jej wartość w oczach najmłodszych. Czy lokalne tradycje mogą być wartością, jeśli o nich się nie mówi? A raczej mało się mówi.  .

       Masowe media mówią o czymś dalekim – trupa szkolna mówi o czymś bliskim, o małej ojczyźnie.  Podręczniki szkolne także o sprawach lokalnych nie mówią. Jeśli jakieś informacje o sprawach lokalnych pojawiają się na różnych lekcjach, to raczej na zasadzie ciekawostek podobnych wielu innym ciekawostkom ze świata,  które można zapamiętać lub nie.

       Myśleć globalnie, działać lokalnie! – trupa szkolna działa lokalnie, ale z myślą o problemie, który wcale lokalnym nie jest. Powodzenie  wspomnianego  plakatu niezwykle elegancko to pokazało.  Istnienie trupy, nawet jeśli będzie ono krótkie, może mieć  więc nie tylko doraźny  sens.  

        Czy takie przesłanie dbałości o lokalną kulturę jest czytelne dla najmłodszych odbiorców? Jeszcze nie.  A dla członkiń MIT-u już tak, nawet jeśli nie było zbyt wiele rozmów temu poświęconych.

        Czy powinność dbałości o lokalną kulturę wystarczyłaby na to, aby  w odczuciu gimnazjalistów zakładanie czegoś takiego jak trupa szkolna było dla nich na tyle sensownym przedsięwzięciem, aby angażować weń jakiś dodatkowy wysiłek? Dość wątpliwe.  

        To dlaczego trupa powstała? Bo członkinie MiT-u wyraźnie wyczuwają coś jeszcze innego.

Bawiąc uczyć!     

        Bez najmniejszego sygnału sprzeciwu przyjęta została poprawka w scenariuszu pozwalająca najmłodszym odbiorcom zrozumienie terminu „trupa”, bo właściwie dlaczego nie mieliby się z nim zapoznać już teraz? Taki argument okazał się dla młodych aktorek  bardzo przemawiający: dzieciaki się uczą i nawet nie wiedzą, że się uczą.

        Drugi przykład: czy tekst scenariusza trzeba wykuć na pamięć? To wcale niemały płot, który trzeba pokonać. Ułatwić ma to swego rodzaju „podgląd” (czy raczej trompter)  w  postaci kartek z tekstem zamocowanym na pudle, które nazywałem „suflerem”. „Co to jest sufler?” Jedna z dziewcząt sprawdzała, czy dobrze gdzieś samodzielnie odczytała stosowne objaśnienie. W pytaniu tym kryła się już niedopowiedziana sugestia, by i z takim słowem zapoznać najmłodszych. Czy  jest ono  dziś powszechniej używane i zrozumiałe? Nazwa „Budka Suflera” najmłodszym pokoleniom niekoniecznie kojarzy się z teatrem.

        Nie tylko  nauczycielka prowadząca zajęcia w klasie, w której miał miejsce debiut  zauważyła, że w  takim kameralnym teatrze, dość różnym od okolicznościowego przedstawienia w auli, na bardzo lokalnych przykładach można  względnie łatwo,  poglądowo przekazywać wiedzę o teatrze w ogóle, stopniowo oswajać z terminologią teatru. Łatwo tu zajrzeć za kulisy w  odróżnieniu od wycieczkowo odwiedzanych teatrów w Kaliszu, Gnieźnie czy Poznaniu.

Odkrywać małą ojczyznę!

      Scenariusz powstał w oparciu o podanie zawierające  ludową etymologię nazwy jednej z lokalnych miejscowości Karminiec. Wzbogacony został o scenkę trochę żartobliwie ukazującą fakt, że w  tradycjach  wielkopolskiej gospodarności mąż może prowadzić interesy nawet z najważniejszymi osobami w okolicy, ale w domu i tak rządzi oszczędna żona, która w razie potrzeby potrafi zaimponować przemyślnością i  bojowym duchem.

     Tematów na scenariusze w każdej  lokalnej społeczności znaleźć można chyba w dowolnej liczbie. Małe ojczyzny są zaś bardzo powierzchownie znane, nie tylko najmłodszym uczniom. Przecież nie mówią o nich podręczniki szkolne, nie mówią o nich, poza spektakularnymi przypadkami, masowe media. Łatwiej (nie tylko uczniom!) wymienić sąsiadów Polski niż najbliższe okręgi wiejskie  sąsiadujące z miastem w jego gminie. Pomoc szkole w edukacji regionalnej najmłodszych to kolejny motyw, dla którego uczestnictwo w szkolnej trupie teatralnej staje się łatwo wewnętrznie akceptowalnym zadaniem. To jakby kolejny poziom sensowności przedsięwzięcia.

Debiut – udźwignąć teatr!      

      Pan mnie w ogóle nie słucha, jak ja mówię! –  przygnębiająca czy budująca jest taka uwaga?  Gdzie ludziom o coś chodzi, zawsze możliwe są nieporozumienia zwłaszcza,  gdy komfort czasowy na różne objaśniania jest niewielki.

      Logika teatru, a logika spektaklu to  różne sprawy. Teatr „dzieje się” w realnym świecie, a przedstawiana rzeczywistość w świecie wykreowanym. W rozmowach, kiedy chodzi o wykreowanie zarówno teatru jak i jego scenicznego przekazu niezwykle łatwo o nieporozumienia. Tym łatwiej, gdy chodzi o wykreowanie teatru, którego postać  nie jest znana z doświadczenia jego kreatorów. Dopiero debiut pozwala młodym  twórcom  na pewne mentalne uporządkowanie tego co jest teatrem i tego, co jest jego przekazem. Po debiucie niektóre nieporozumienia po prostu znikają.

       Jednak nie tylko dla ilustracji atmosfery dyskusji w trakcie przygotowań przytoczyłem tę trochę strofującą uwagę.  Mówi się, że niecierpliwość jest przywilejem młodości. Ale czy tylko przywilejem? Może także szansą czy wręcz potrzebnym czynnikiem cywilizacyjnego postępu? .

       Budowanie nawet tak niewielkiego teatrzyku jest, wbrew pozorom,  bardzo złożonym prakseologicznie przedsięwzięciem i w trakcie jego budowy  trzeba poznać i przestrzegać wiele elementarnych zasad  współpracy.  Chyba uczestnictwu w zajęciach aerobiku zawdzięczać można to, że dla młodych aktorek próby nie były wyłącznie zabawą, ale także pewną pracą wymagającą określonej dyscypliny.  Trudno jednak wymagać zbyt długotrwałej pracy bez możliwości doświadczenia jej efektów. Pierwszy występ z konieczności więc  nosi znamiona czegoś prowizorycznego, co dopiero trzeba ulepszać w każdym jego składniku.  

        Czy istnieje teatr idealny i jego idealny przekaz jako nadawcy? Nic takiego nie istnieje. Mający studencki rodowód  teatr Provizorium z Lublina już przeszło trzydzieści lat samą nazwą   samokrytycznie (i w pewnym sensie trochę zaczepnie) o tym przypomina. Pierwszy spektakl, pierwsze praktyczne doświadczenia dają solidny, motywacyjny impuls do  dalszej pracy nad przekazem, gdy  przynajmniej w ogólnych zarysach  znana i zrozumiała staje  się całość teatralnego przedsięwzięcia.

        Jakie odczucia po debiucie? – wracając do pleszewskiej trupy.  Chyba dość złożone. Z jednej strony satysfakcja, że mimo sytuacyjnych kłopotów jednak udało się rzecz doprowadzić do końca. Coś powstało, czego ewidentnie wcześniej nie było.  A z drugiej świadomość, że można było lepiej. Jedno i drugie jest już dorobkiem zespołu aktorek MIT-u   i chyba trudno o miarodajną odpowiedź, co jest w nim ważniejsze.

       Zdobywanie takich umiejętności i doświadczeń to dla młodych osób  kolejny wymiar sensowności uczestnictwa w teatralnej przygodzie. Oto nie tylko się coś postuluje, wnioskuje do kogoś, ale po prostu samemu się coś robi, co jest w najbliższym otoczeniu pożyteczne tu i teraz.

        Sporo więc  racji już się zebrało, dla których  istnienie   trupy  teatralnej może być  dla jej członków i otoczenia społecznego sensowne. I co w efekcie? Oto  mały teatrzyk, uczniowska mikro instytucja  może pozytywnie  wpisywać się nurt rozwiązań mega problemów, jakie rodzą się w wyniku postępującego procesu globalizacji.

        Byłoby śmiesznością uważać, że jakikolwiek  uczniowski teatrzyk może mieć  jakieś większe znaczenie w ogólnym bilansie narastających problemów. Ważne jest, że na szkolną miarę wpisuje się w nurt odpowiedzi na globalizacyjne wyzwania.

Zamiast zakończenia

Hasło i brak odzewu

        Wielkość wygranej w międzynarodowym głosowaniu  plakatu Marii Mileńko ma o tyle ogromne znaczenie, że ta młoda artystka dzięki swej intuicji  ujawniła czy unaoczniła ponadnarodowy rozmiar problemu, jakimi są powszechne  odczucia potrzeby dbałości o lokalne kultury. To nie jest problem jednego miasteczka czy jednej gminy w Polsce, to problem społeczeństw Portugalii, Hiszpanii, Francji, Niemiec,  Litwy i wielu innych.  

        Człowiek nie drapie się tam, gdzie go nie swędzi – zauważył Einstein. Na plakat Mileńko głosowało przeszło 400 tyś. internautów, a na plakat artystki z Portugalii, który zajął drugie miejsce głosowało niecałe 150 tyś. 

        Informacja o sukcesie poznańskiej studentki przebiegła przez media na zasadzie jednej z wielu ciekawostek. Wbrew medialnym przewidywaniom czy obietnicom jej plakat  nie trafił jednak „pod strzechy”, nie widać go np. w małych miasteczkach. I nie ma się czemu dziwić. Bo kto na ten apel miałby skutecznie odpowiedzieć i w jaki sposób? Administracyjnymi dekretami nawet z najwyższych szczebli niewiele da się zrobić, jeśli nie będzie propozycji odpowiedzi choćby i cząstkowych.   A gdzie one miałyby się zrodzić? Czy w kręgu tych, którzy zajmują się rozwiązywaniem mega problemów?

        To raczej mało prawdopodobne.   

        Dwadzieścia lat trzeba było czekać, by matematyka znowu stała się jednym z obowiązkowych egzaminów maturalnych. Zauważono bowiem w najwyższych kręgach decydenckich w Polsce, że obniżenie  statusu tego przedmiotu w powszechnym procesie edukacyjnym  grozi nam zapaścią cywilizacyjną. Czy nie można było zauważyć  tego wcześniej?

        Niecierpliwość młodych osób bywa czasem uciążliwością dla starszych. Dobrze, jeśli ci ostatni są chociaż wyrozumiali. Spróbowałem jednak na serio potraktować tę niecierpliwość jako pewien walor i stąd tak może zaskakująca propozycja szkolnej trupy. Nie zmaterializowałaby się ona, gdyby nie pewna śmiałość czy odwaga młodych osób w stawianiu pytań o sensowność szkolnego teatru. Ta sensowność nie może być tylko sensownością dla dorosłych, musi być także sensownością dla uczniów.    

        Sporym zaskoczeniem dla mnie było zdanie Jadwigi Jawor-Baranowskiej, że: teatr szkolny powinien odchodzić od teatru tradycyjnego po to, by się do niego zbliżyć. Zdanie to brzmi jak kalambur. Nie wiem jakimi meandrami kierowała się myśl jego autorki, ale w odniesieniu do trupy szkolnej zdanie to wcale kalamburem nie jest. Trupa szkolna jest faktycznie z jednej strony  odejściem od tradycyjnego  teatru kojarzonego z instytucjami i gmachami jakie znajdują się w wielu miastach, ale jest jednocześnie powrotem do starszych tradycji teatralnych,  gdy jeszcze owych miejskich teatrów nie było.

         Cały ten pomysł z trupą szkolną jest potwierdzeniem racji tych, co postulują, by wsłuchiwać się w głosy artystów, zwłaszcza młodych, gdyż obdarzeni są szczególną wrażliwością i wyostrzoną intuicją w postrzeganiu ludzkich problemów. W plakacie Mileńko widać kobiecą rękę, ale widać też ową wrażliwość i intuicję artysty ułatwiające odbiorcom zwracanie uwagi na to, co dla nich samych jest niezwykle istotne. Dotyczy to również artystów teatru, niezależnie czy występują pod znakiem Provizorium, Kalamburu, Żapaków czy innych.

Coś za coś

          Nie powstałaby żadna trupa gimnazjalistek, gdyby nie pewna ich uporczywość w pytaniach o sens przedsięwzięcia. Naturalnym, pierwszym odruchem było, aby dopracować się występu na miarę lokalnego „Tańca z Gwiazdami” czy podobnego innym  z olśniewających widowisk. Ale jakie są szanse realizacyjne takiego widowiska? Czy w ogóle można byłoby liczyć na jakikolwiek sukces w konfrontacji z tym, co każdy może obejrzeć w telewizji? Wyjściem okazała się miniaturyzacja przedsięwzięcia.

         Powoli, bo rozmowy rozpoczęte były już rok wcześniej z inną grupą,  wyłaniała się koncepcja miniatury teatralnej, która nie tyle obiecywałaby  sukces na wielkiej  scenie, ale dawałaby szansę na własną kreatywność i byłaby w zasięgu własnych uczniowskich możliwości. Trupa powstała beż naśladowania  czegokolwiek i kogokolwiek. Innym trupom może być już trochę łatwiej, ale tylko trochę. Zawsze pozostanie niewiadoma własnych możliwości.

Nadawca – odbiorca

        W koncepcji teatru propozycji J. Jawor-Baranowska dość mocno eksponuje potrzebę wciągania młodych widzów w nurt -  by tak rzec -  teatralnej zabawy, potrzebę przełamywania swego rodzaju  bariery między aktorami i widzami. W koncepcji proponowanej trupy szkolnej takiego postulatu nie ma.

        Wręcz przeciwnie. Widzowie powinni się bawić, ale jednocześnie powinni mieć świadomość zarówno wszelkiej teatralnej umowności jak i  różnicy między aktorami a widzami.

        Dlaczego? Bo szkolny teatr w postulowanym tu kształcie powinien ułatwiać młodym widzom orientowanie się w świecie przekazów medialnych, a więc niebezpośrednich, w których nie ma bezpośrednich kontaktów między nadawcami a odbiorcami.

        W tych niebezpośrednich przekazach  mamy zaś często do czynienia właśnie  z zacieraniem różnicy między nadawcą a odbiorcą i to w taki sposób, że odbiorcy nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Nieświadomie stają się przedmiotem rozmaitych manipulacji. Jak to pokazać, jak uświadomić, jak ostrzec?

          Pomocne może być w tym odwoływanie się do uczniowskich  doświadczeń uczestnictwa  w przekazach bezpośrednich zarówno w roli nadawcy, jak i odbiorcy.  Takim bezpośrednim doświadczeniem jest uczestnictwo w każdej szkolnej lekcji – można  powiedzieć. Ale to jest doświadczenie ubogie. Teatr zaś pokazuje, jak bardzo wyrafinowane mogą być przekazy bezpośrednie, jakie efekty można osiągać. Dzięki temu łatwiej  można ukazywać różnorakie zagrożenia kryjące się w medialnym oceanie, w jakim wszyscy jesteśmy zanurzeni.

            Te problemy, to już temat na oddzielne opowiadanie. 

                                                                                                          Edward M. Szymański       

  Żródła:

  • Pod tym linkiem można przreczytać pracę Jadwigi Jawor-Baranowskiej:

http://www.teatr.oswiata.org.pl/txt.php?n=1&id=5

  • Pod tym linkiem można obejrzeć plakat Marii Mileńko:

 http://mariacraft.blogspot.com/2010_01_01_archive.html

a pod tym obejrzeć i ściągnąć do druku:

http://ec.europa.eu/publications/posters/index_en.htm