JustPaste.it

Petycja Fabrykantów Świec

Wykazanie irracjonalności narodowego protekcjonizmu ekonomicznego w zachowaniu tych, którzy dzisiaj straszą tańszymi produktami z innych krajów.

Wykazanie irracjonalności narodowego protekcjonizmu ekonomicznego w zachowaniu tych, którzy dzisiaj straszą tańszymi produktami z innych krajów.

 

Podczas świąt Bożego Narodzenia straszono nas karpiami z Chin, a właściwie wymyślano na poczekaniu różne irracjonalne pomysły byle kupować to, co polskie, zamiast tego, co konkurencyjne i tańsze. Z podobną histerią mamy odczyniania ostatnio w sprawie chińskiego czosnku. W mediach pojawia się propaganda mająca na celu obrzydzenie towaru z zagranicy.

Niektórzy narodowi socjaliści najchętniej w ogóle zakazaliby sprowadzania tańszego towaru z zagranicy.

 Cały absurd  protekcjonistycznego myślenia wykazał Frederic Bastiat w swojej Petycji Fabrykantów Świec, którzy uskarżali się na konkurencję ze strony słońca.

 Oto treść tej petycji. Zachęcam do przeczytania:

 

ac4c2486a4e538d0f418d60fb1608615.jpgSzanowni Panowie!

Jesteście na właściwej drodze. Odrzucacie abstrakcyjne teorie: nauki o dobrobycie i tanim rynku nie robią na Was wrażenia. Na sercu leży Wam przede wszystkim dobro producentów. Chcecie ich uchronić przed obcą konkurencją i zapewnić ich produkcji zbyt na rynku krajowym.

Pragniemy dać Wam wspaniałą okazję zastosowania Waszej... jak by ją określić? Waszej teorii? Nie, nie ma nic bardziej złudnego niż teoria. Waszej doktryny? Waszego systemu? Waszych zasad? Ale Wy nie lubicie doktryn i odrzucacie systemy, bo jesteście pragmatykami. Oświadczyliście sami, że w ekonomii nie ma żadnych zasad. Dlatego piszemy: Waszej praktyki, praktyki bez teorii i zasad.

Cierpimy bardzo z powodu nieznośnej konkurencji rywala, którego możliwości są tak wielkie, że zalewa nasz rynek bajecznie tanim światłem. Gdy tylko się pokaże, kończy się zbyt naszych produktów. Zwracają się doń wszyscy konsumenci, przez co wiele gałęzi francuskiego przemysłu pogrąża się w stagnacji. Ten konku-rent, którym jest nie kto inny, jak słońce, prowadzi przeciw nam tak zaciekłą wojnę, że podejrzewam, iż to Anglia podburza go przeciw nam, zwłaszcza, że ta dumna wyspa cieszy się u niego względami, których nie ma on dla nas.

Dlatego prosimy Was, Panowie Posłowie, żebyście uchwalili ustawę, która nakazywałaby zamknięcie wszystkich okien, okiennic, klap, żaluzji, judaszów i luków. Innymi słowy, wszystkich otworów, szpar i szczelin, przez które światło słoneczne wpada do domów, narażając na szwank nasze interesy. Ponieważ zawsze dobrze służy-liśmy naszemu krajowi, wdzięczność wymaga, żeby kraj nie opuścił nas w obliczu tak nierównej konkurencji.

Nie uważajcie, Panowie Posłowie, naszej petycji za żart i nie odrzucajcie jej nie wysłuchawszy najpierw jej uzasadnienia.

Po pierwsze:

Jeśli uniemożliwicie obywatelom dostęp do naturalnego światła, stwarzając tym samym popyt na światło sztucz-ne, to sprzyjać to będzie rozwojowi wszystkich gałęzi francuskiej gospodarki.

Jeśli dzięki Waszej ustawie ludzie będą zmuszeni używać więcej łoju, to trzeba będzie hodować więcej wołów i baranów. To z kolei spowoduje, że będzie więcej mleka i skór, a także, co szczególnie ważne, nawozu, który jest podstawą rozwoju rolnictwa.

Jeśli ludzie będą musieli zużywać więcej oliwy do oświetlenia, to rozszerzy się uprawa maku, oliwek i rzepaku, które to rośliny będą bujnie rosnąć na glebie użyźnionej dzięki nawozowi uzyskane-mu w wyniku zwiększonego pogłowia bydła.

Oprócz rolnictwa rozwinie się bardzo przemysł okrętowy. Zwiększony popyt na tran sprawi, że trzeba będzie zbudować tysiące okrętów wielorybniczych. W krótkim czasie powstanie flota, która będzie chlubą naszej Ojczyzny, czyniąc zadość patriotycznym uczuciom wszystkich pracujących w branży oświetleniowej.

Pomyślmy też o Paryżu! Czyż nie widzicie, Panowie Posłowie, oczyma wyobraźni, tych pozłacanych lub pokrytych brązem wyro-bów lichtarzy, lamp, żyrandoli, świeczników, kandelabrów, jak błyszczą we wspaniałych sklepach, przy których dzisiejsze wygląda-ją jak nędzne stragany?

Każdy robotnik, nawet ten najbiedniejszy, który wysoko w górach zbiera żywicę lub w głębokich, ciemnych sztolniach wydo-bywa żelazo, będzie więcej zarabiał i żył w większym dostatku.

Jeśli zastanowicie się chwilę, Panowie Posłowie, to z łatwością pojmiecie, że nie będzie Francuza, obojętnie: bogatego akcjonariusza kopalni czy sprzedawcy zapałek, którego zamożność nie wzrośnie, jeślibyście spełnili naszą prośbę.

Znamy Wasze zarzuty, Panowie Posłowie, jakie podniesiecie wobec naszej propozycji. Pochodzą one z przestarzałej literatury ekonomicznej, pisanej przez zwolenników wolnego handlu. Krytykując nas, krytykujecie zarazem samych siebie i swoją politykę.

Powiecie nam, że dzięki ochronie rynku, o którą Was prosimy, my zyskamy, ale Francja nie zyska nic, gdyż koszty będą musieli ponieść konsumenci. Na to odpowiadamy: nie macie prawa powo-ływać się na interes konsumenta. Albowiem zawsze, kiedy interes producenta sprzeczny był z interesem konsumenta, poświęcaliście interes konsumenta. Uzasadnialiście to tym, że chronicie miejsca pracy. Z tego samego powodu musicie spełnić także naszą prośbę.

Kiedy mówiono Wam: „Konsumenci życzą sobie swobodnego importu żelaza, węgla, zboża, tkanin, sezamu”, odpowiadaliście: „Producenci życzą sobie, aby ten import byt ograniczony lub zaka-zany”. Tak samo jest i w tym przypadku: konsumenci życzą sobie swobodnego dostępu do naturalnego światła, ale my, producenci światła sztucznego, pragniemy, abyście odebrali konsumentom swobodę korzystania ze światła naturalnego. Powiadaliście także: „Producent i konsument to jedno i to samo. Jeśli producent zyskuje dzięki barierom celnym, to daje zarobić rolnikowi. Jeśli rolnictwo kwitnie, to jest zbyt dla wyrobów fabrycznych”. Przeto, jeśli przyznacie nam monopol oświetlania domów w ciągu dnia, to będziemy kupować więcej łoju, wosku, oliwy, żywicy, spirytusu, srebra, żelaza, brązu i kryształów, aby rozwijać naszą produkcję. Im więcej będziemy zużywać my i nasi dostawcy, którzy się na tym będą bogacić, tym bardziej przyczyniać się będziemy do rozkwitu wszystkich innych gałęzi gospodarki.

Powiecie, Panowie Posłowie, że światło słoneczne jest nic nie kosztującym darem natury, i że ten, kto taki dar odrzuca, odrzuca tym samym bogactwo, choć utrzymuje, że chce je rozszerzyć.

Zważcie jednak, Panowie, że argumentując w ten sposób zaprzeczacie własnej polityce, gdyż do tej pory nie dopuszczaliście zagranicznych wyrobów na rynek krajowy właśnie dlatego, że w pewnym stopniu były one darami.

Praca ludzka i natura mają przy wytworzeniu jakiegoś produ-ktu udział mniejszy lub większy w zależności od klimatu i innych warunków panujących w danym kraju. Udział natury jest zawsze darem i tylko ludzka praca przysparza produktowi wartości i jest za to opłacana.

Pomarańcza z Lizbony kosztuje o połowę mniej niż pomarań-cza sztucznie wyhodowana w Paryżu, gdyż naturalne ciepło czyni dla pomarańczy w Lizbonie za darmo to, co ciepło sztuczne, a więc kosztowne, czyni dla pomarańczy w Paryżu. Jeśli więc pomarańcza portugalska sprowadzona zostaje do Paryża, to można powiedzieć, że została nam w połowie darowana, gdyż kosztuje o połowę mniej niż pomarańcza wyhodowana w Paryżu. I właśnie dlatego nie dopuszczacie jej na rynek francuski. Mówicie bowiem: „W jaki sposób krajowi producenci mogą sprostać zagranicznej konkurencji, jeśli krajowa produkcja zawiera w sobie całą pracę, a zagraniczna tylko połowę, bo drugą połowę wykonuje za nią natura?”.

Jeśli więc wykluczacie konkurencję produktów w połowie darowanych, to czyż tym bardziej nie powinniście zakazać konku-rencji produktów darowanych w całości? I czyż nie powinniście robić tego ze zdwojoną gorliwością?

Powtórzmy raz jeszcze: jeśli węgiel, żelazo, zboże lub tkaniny oferowane nam są przez zagranicznych producentów po niższych cenach, jeśli produkty te możemy uzyskać taniej niż gdybyśmy je sami wytwarzali, to ta różnica w cenie jest mniejsza czy większa. Stanowi ona ¼, ½, ¾ całej wartości w zależności od tego, czy cena żądana przez producentów zagranicznych stanowi ¼, ½ czy ¾ kosztów, jakie ponosimy przy wytwarzaniu tych towarów u nas w kraju. Jest on darem pełnym, gdy ofiarodawca tak jak słońce niczego nie żąda za światło, którego dostarcza.

Pytanie, które chcemy Wam, Panowie Posłowie, postawić brzmi:„Czy zapewnić Francji dobrodziejstwo bezpłatnej konsumpcji, czy też wolicie rzekome korzyści płynące z kosztownej i uciążliwej produkcji?” Wybierajcie, ale postępujcie zgodnie z logiką. Jeśli nie dopuszczacie na nasz krajowy rynek zagranicznych towarów z gorliwością tym większą, im one są tańsze, czyli im bliższa zeru jest ich cena, to czyż nie byłoby z Waszej strony wielką niekonsekwencją, gdybyście zezwolili na korzystanie przez cały dzień ze światła słonecznego, którego cena jest równa zeru?

Frédéric Bastiat

 

 

Autor: Frederic Bastiat