JustPaste.it

Niepokorny Stanisław Gabryszewski znany jako Gabby

31.12.2010 zmarł inny Polak gen. inż Starostecki-jeden z konstruktorów rakiet Patriot, żołnierz wojny obronnej 1939 i bitwy pod Monte Cassino. Kawaler VM i Krzyża Walecznych.

31.12.2010 zmarł inny Polak gen. inż Starostecki-jeden z konstruktorów rakiet Patriot, żołnierz wojny obronnej 1939 i bitwy pod Monte Cassino. Kawaler VM i Krzyża Walecznych.

 

04 stycznia 2011
Mangano Funeral Home, Deer Park, Long Island, 6 lutego 2002 roku.
Trumna była otwarta. Leżący w niej mężczyzna miał na sobie idealnie skrojony garnitur, a w splecionych dłoniach trzymał różaniec. U jego stóp znajdował się starannie złożony kombinezon lotniczy. Szyję zmarłego okalała girlanda wykonana z drobnych kwiatów podobnych do małych różyczek. Kontrastowała z otoczeniem, jednak podobnie jak kombinezon została umieszczona na wyraźne życzenie zmarłego zawarte w testamencie. Była symbolem jego służby na Hawajach, gdzie poznał swoją żonę i spędził najszczęśliwsze chwile życia.
Obok trumny przesuwał się powoli nieskończenie długi szereg gości. Wielu z nich miało na sobie mundury Amerykańskich Sił Powietrznych. Na pagonach kilkunastu gości lśniły generalskie gwiazdki. Wielu cywilów miało wpięte w klapy garniturów miniaturowe biało-czerwone flagi.
Kiedy oddali hołd zmarłemu trumnę zamknięto i przewieziono do kościoła Św. Mateusza w pobliskiej miejscowości Dix Hills, gdzie odbyło się nabożeństwo pogrzebowe. Z kościoła orszak ruszył w stronę Calverton National Cementery odległego o 17 mil. Samochody żałobników utworzyły konwój o długości trzech mil. Lokalne władze musiały na tę okazję zamknąć autostradę Long Island Expressway ciągnącą się wzdłuż całej wyspy. Nikt jednak nie narzekał. Kierowcy przystawali, wysiadali z aut i w milczeniu oddawali hołd jednemu z największych asów lotniczych.
Kiedy na cmentarzu umilkły słowa modlitwy wypowiedziane przez księdza siedmiu kadetów Sił Powietrznych oddało 21 strzałów karabinowych płosząc małe stado jeleni, które zbłądziło na cmentarz. Po ostatnim strzale nastała cisza.
Po chwili z północy zaczął dochodzić grzmot. Narastał i potężniał z każdą sekundą. Wszyscy podnieśli głowy do góry i w tym momencie zza drzew ukazał się klucz czterech myśliwców F-15 Strike Eagle. Lecący na czele nagle oderwał się od pozostałych i wystrzelił spiralą pionowo w górę.

Stanisław Gabryszewski emigrował wraz z żoną z Polski do Oil City w Pensylwanii w pierwszych latach XX wieku. Już w Ameryce przyszła na świat piątka ich dzieci. Aby utrzymać rodzinę Stanisław najpierw pracował na kolei, aż do czasu gdy ciężko zachorował. Po wyzdrowieniu pożyczył trochę pieniędzy i otworzył sklepik w Oil City, w którym wkrótce pracowała cała rodzina.
Gabryszewscy wiedli skromne, ale spokojne życie. Największe nadzieje pokładali w jednym ze swoich synów – Franciszku. Ich największym marzeniem było, by ukończył studia.
W 1938 roku skończył szkołę średnią i dostał się na Uniwersytet Notre Dame w Indianie. Kiepski był jednak z niego student – swojej edukacji o mało nie zakończył na pierwszym roku z powodu braku postępów w nauce.
W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów w ogóle nie pasjonował się lotnictwem. Pewnego dnia wykoncypował jednak sobie, że gdyby nauczył się pilotować samolot mógłby częściej odwiedzać rodzinę w Pensylwanii.
Zapomniał tylko, że jego rodzinne Oil City nie posiadało lotniska...
Zapisał się na kurs pilotażu w lokalnej szkółce Stockert Flying Services. Słynący z cierpliwości właściciel szkółki Hubert Stockert miał go dosyć po kilku godzinach. Pilotaż szedł bowiem Franciszkowi równie opornie, co nauka na studiach, a jego krnąbrny i niepokorny charakter dodatkowo zniechęcał do niego ludzi.
„Znajdź sobie inne hobby, synu” - poradził mu Hubert Stockert pod koniec kursu.
Początki kariery lotniczej przyszłego asa wyglądały więc tragicznie.
W dniu, w którym rozpoczynał drugi rok nauki na uniwersytecie Niemcy napadły na Polskę. Kilka miesięcy później kampus Uniwersytetu Notre Dame odwiedzili rekruterzy z Sił Powietrznych. Wojskowa oferta zaciekawiła Franciszka i w lipcu 1940 roku wyjechał na wstępne szkolenie do Pittsburgha. Po jego ukończeniu trafił do St. Louis na podstawowy kurs pilotażu. Latał tak kiepsko, że instruktorzy chcieli się go za wszelką cenę pozbyć. Certyfikat ukończenia kursu zawdzięczał litościwemu sercu jednego z instruktorów, który przyszedł na zastępstwo.
Z St. Louis został skierowany do bazy lotniczej w Alabamie. Tu już nie było litości, był za to wojskowy dryl – pobudki bladym świtem, wrzeszczący sierżanci itp. Szkolenie odbywało się na samolotach Vultee BT-13, o potężnych silnikach, ale trudnych w pilotażu i nie wybaczających żadnego błędu. Na domiar złego instruktorzy często zasłaniali kabinę specjalnym kapturem i kadet musiał latać na ślepo, korzystając tylko z instrumentów pokładowych. W Alabamie Franciszek (który w międzyczasie zmienił imię i nazwisko na łatwiejsze do wypowiedzenia Francis Gabreski) po raz pierwszy zobaczył śmierć – jeden z jego kolegów musiał ratować się skokiem ze spadochronem z uszkodzonej maszyny. Niestety – tuż po opuszczeniu samolotu śmigła obcięły mu nogi i nieszczęsny pilot wykrwawił się, zanim opadł na ziemię.
Wkrótce potem Francis został skierowany na zaawansowany kurs pilotażu na lotnisku Maxwell, również w Alabamie. Tam po raz kolejny o mały włos nie zakończył swojej lotniczej kariery w mało spektakularny sposób. Zemdlał podczas porannej zbiórki, totalnie skacowany po całonocnej popijawie. Uratowało go przyznanie się do winy.
Siły Powietrzne za żadne skarby nie wzięłyby pilota, który traci przytomność bez powodu. Picie alkoholu na terenie bazy stanowiło zaledwie wykroczeniem i skutkowało karą dyscyplinarną np. myciem ubikacji.
W marcu 1941 roku ukończył cały cykl szkolenia i podczas uroczystej parady, w obecności rodziny i przyjaciół z Oil City otrzymał odznakę pilota.
Został przydzielony do 45. Dywizjonu Pościgowego stacjonującego na lotnisku Wheeler Field na hawajskiej wyspie Oahu. Czas między lotami spędzał z kumplami na plaży lub w pubach. Właśnie tam, na Hawajach poznał swoją przyszłą żonę Catherine „Kay” Cochran. 
Czas spędzony na Hawajach zawsze uważał za najszczęśliwszy okres swojej wieloletniej służby w US Air Force.
Wczesnym rankiem 7 grudnia 1941 roku golił się w łazience, kiedy usłyszał pierwsze eksplozje dochodzące z Pearl Harbor. Nie zwrócił na nie większej uwagi myśląc, że to kolejne ćwiczenia. Dopiero, gdy zobaczył na niebie rój szarych samolotów z czerwonymi kołami na kadłubach i zobaczył płonące hangary zrozumiał, że to wojna. Lotnisko Wheeler Field zostało poważnie zniszczone, a większość znajdujących się na nim samolotów spłonęła. Mimo to obsługa wyciągnęła z hangarów dziesięć zdolnych do lotu myśliwców P-40 Warhawk. Francis wskoczył do jednego z nich i korzystając z ocalałego skrawka pasa startowego wzbił się w powietrze. Za późno – Japończycy dokonali dzieła zniszczenia i wracali na swoje lotniskowce.
Atak na Pearl Harbor zakończył okres sielankowej, beztroskiej służby. Nadszedł czas wielkich decyzji. Francis zaręczył się z Catherine i rozpoczął starania o przeniesienie do Wielkiej Brytanii.
Na Pacyfiku główne skrzypce grała Marynarka Wojenna, a nie Siły Powietrzne. Ponadto przeczytał w jednej z gazet o dokonaniach polskich pilotów z Dywizjonu 303, co obudziło jego uczucia patriotyczne. Zapragnął do nich dołączyć.
W swoim podaniu o przeniesienie podkreślał polskie korzenie i doskonałą znajomość języka polskiego. Jego starania zakończyły się sukcesem we wrześniu 1942 roku. Otrzymał awans na kapitana i po krótkim urlopie w domu, podczas którego przedstawił rodzicom przyszłą synową wyruszył do Anglii. 
W Londynie zameldował się w przedstawicielstwie Amerykańskich Sił Powietrznych i pokazał swoje skierowanie. Czekał go jednak duży zawód. Nikt nie wiedział nic o nim, ani o jego nowym przydziale. Kazano mu czekać. Mijały kolejne nudne tygodnie, podczas których młody pilot powoli wpadał w depresję. Na szczęście pewnego dnia poznał w pubie kilku polskich pilotów z 315 Dywizjonu „Dęblińskiego” stacjonującego na podlondyńskim lotnisku Northolt. Przedstawił się po polsku i opowiedział rodakom swoją historię. Ci postanowili mu pomóc. Zagadali z kim trzeba i w grudniu 1942 roku Francis „Gabby” Gabreski dołączył do 315 Dywizjonu. Pierwszy lot bojowy odbył na początku stycznia 1943 roku. Leciał jako skrzydłowy porucznika Tadeusza Andersza. Wraz z innymi maszynami osłaniali niewielką formację bombowców nad Francją. Ku rozczarowaniu Francisa nie napotkali niemieckich myśliwców. Dopiero miesiąc później zobaczył wroga na własne oczy. Lecieli nad St. Omer, kiedy w oddali zobaczyli formację Focke-Wulfów. Niepokorny Gabreski bez ostrzeżenia wyrwał swoim Spitfirem do przodu zostawiając skrzydłowego w tyle. Zaczął strzelać zanim sylwetka niemieckiego myśliwca wypełniła celownik i szybko wystrzelał całą amunicję. Po powrocie do bazy porucznik Andersz obsobaczył narwanego Jankesa od stóp do głów. 
Gabreski odbył z rodakami około 20 lotów bojowych. Potem zawsze powtarzał, że to właśnie oni naprawdę nauczyli go latać. Dali mu lekcję latania, którą zapamiętał do końca służby. Nauczył się od nich spokoju podczas walki, dyscypliny radiowej, zimnej krwi i podpuszczania wroga na minimalną odległość, by oddać pewne strzały. Miało to bardzo zaprocentować w nieodległej przyszłości.
Za swoją służbę w polskim dywizjonie otrzymał Krzyż Walecznych.
Pod koniec lutego 1943 roku został przydzielony do amerykańskiego 61 Dywizjonu Myśliwskiego latającego na myśliwcach P-47 Thunderbolt. Ze względu na swoje doświadczenie został mianowany dowódcą eskadry, a w czerwcu 1943 roku został dowódcą całego dywizjonu w randze majora. Nowe zadania przerażało go. Zapisał w swoim pamiętniku:
„Jeszcze niedawno byłem beztroskim porucznikiem byczącym się na Hawajach, podrywającym dziewczyny i uczącym się latać, a teraz mam dowodzić całym dywizjonem w walce przeciwko najbardziej bezlitosnemu przeciwnikowi, jaki istnieje.”
W swoim dywizjonie wdrożył te same zasady, które poznał latając z rodakami. Swoje pierwsze zwycięstwo w powietrzu zanotował 24 sierpnia 1943 roku kiedy to zestrzelił Focke-Wulfa nad francuskim miastem Dreux. Kolejne wiktorie posypały się jak z rękawa. Podczas niektórych lotów bojowych strącał po dwa lub trzy samoloty wroga. W lipcu 1944 roku został najskuteczniejszym amerykańskim asem lotniczym mając na koncie 28 potwierdzonych zestrzeleń.
W międzyczasie sprowadził do 61 Dywizjonu kilku polskich pilotów, m.in. Bolesława Gładycha.

  
Major Francis "Gabby" Gabreski w kabinie swojego Thunderbolta.

20 lipca 1944 roku Gabreski przekroczył limit lotów bojowych i został oddelegowany z powrotem do Stanów. Powiadomił Catherine, że wraca i poprosił, by zaczęła przygotowania do ślubu. Mieszkańcy jego rodzinnego Oil City w Pensylwanii zebrali 2000 dolarów na prezent dla bohatera. Czekając na samolot do Stanów zauważył, że na następny dzień planowany jest kolejny lot bojowy w eskorcie bombowców nad Russelheim. Poprosił, by mógł wziąć w nim udział. Po raz ostatni chciał usiąść za sterami Thunderbolta. Dowództwo spełniło prośbę.
Lot przebiegał bez większych problemów. Bombowce zrzuciły swój śmiercionośny ładunek nad celem i rozpoczęły odwrót. Francis zauważył nagle lotnisko z zaparkowanymi bombowcami Heinkel 111. Zniżył lot i przejechał po nich długą serią. Kiedy nawracał, by dokończyć dzieła zniszczenia silnik jego Thunderbolta zakrztusił się i zgasł. Musiał lądować awaryjnie tuż za lotniskiem, które właśnie ostrzelał. Wydostał się z rozbitego samolotu i uciekł do pobliskiego lasu. Niemcy oczywiście zauważyli jego wypadek i rozpoczęli pościg.
Umykał prześladowcom przez pięć dni kierując się cały czas na zachód, ku linii frontu. Podczas ucieczki natknął się na polskiego robotnika przymusowego, który dostarczył mu żywności i wody.
Piątego dnia został jednak schwytany i wysłany do obozu jenieckiego Stalag Luft I niedaleko miasta Barth w Meklemburgii. Dopiero w kwietniu 1945 roku obóz został wyzwolony przez Armię Czerwoną.
Po powrocie do Ameryki Francis ożenił się z Catherine w czerwcu 1945 roku i po długim urlopie został skierowany na lotnisko Wright Field w Ohio, gdzie objął dowództwo nad grupą pilotów testujących nowe myśliwce dla Sił Powietrznych. Potem został dowódcą dywizjonu myśliwskiego stacjonującego w Południowej Karolinie.
Siły Powietrzne zadbały o dokończenie przez niego edukacji. We wrześniu 1947 roku zaczął studiować nauki polityczne i język rosyjski na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, który ukończył dwa lata później.
W marcu 1950 roku został mianowany pułkownikiem, przeszkolił się na odrzutowych myśliwcach F-86 Sabre i ruszył na kolejną wojnę – do Korei.
Podczas tej wojny zestrzelił sześć Migów-15 i... o mały włos nie spowodował zaognienia konfliktu. 
W pościgu za Migami Francis wraz ze swoim skrzydłowym zapędzili się nad terytorium Chin, co wywołało ostrą reakcję Chińczyków.
Po powrocie z Korei obejmował coraz wyższe stanowiska w Siłach Powietrznych. Karierę zakończył na stanowisku dowódcy 52 Skrzydła Myśliwskiego w bazie Suffolk na Long Island. Przeszedł na emeryturę 1 listopada 1967 roku. 
Przez następne dziesięć lat pracował w firmie Grumman Aerospace. We wrześniu 1979 roku gubernator stanu Nowy Jork poprosił go, by zgodził się objąć prezesurę linii kolejowej Long Island Rail Road, która przeżywała kryzys finansowy. Po osiemnastu miesiącach przepychanek z urzędnikami Metropolitan Transportation Authority Francis zrezygnował z tej posady.
Razem z Catherine doczekali się dziewięciorga dzieci: trzech synów i sześciu córek. Dwóch synów ukończyło Akademię Sił Powietrznych w Colorado Springs i poszło w ślady ojca. Jedna z jego synowych – Terry Gabreski została w 2005 roku promowana na stopień lieutenant general i jest obecnie najwyższą stopniem kobietą w US Air Force.
Catherine „Kay” Gabreski zginęła w wypadku samochodowym 6 sierpnia 1993 roku, kiedy wraz z mężem wracała z pokazów lotniczych.
Francis „Gabby” Gabreski zmarł na atak serca w Huntington Hospital na Long Island 31 stycznia 2002 roku. Jego pogrzeb na Calverton National Cementery zgromadził tysiące ludzi.
W trakcie uroczystości nad cmentarzem przeleciał klucz myśliwców F-15 Strike Eagle tworząc missing man formation.
Nazwiskiem słynnego lotnika nazwano lotnisko i bazę Gwardii Narodowej na Long Island.

Przeczytaj także:
Polskie skrzydła nad Wietnamem
Biszop (00:05)

 

 

 

Źródło: Biszop