JustPaste.it

Syndrom AA

 Ten cholerny budzik! - pomyślał Czesio z nadzieją że dzwięk który przed chwiłą usłyszał  to tylko zły sen. Nienawidził poranków. Gdy patrzył w dalszą przyszłość nie widział nic- przeszkadzała Mu w tym twarda bariera zdarzeń które miały się wydarzyć jeszcze tego dnia. Nie, nie znaczy to że dziś miało się wydarzyć coś szczególnego, coś co nie zdarzyłoby się Jemu wczoraj i przedwczoraj... To ta szara rzeczywistość której w Jego mniemaniu jest głównym bohaterem, wręcz atrakcją, bał się najbardziej.  Czuł się  jakby był bohaterem show, nie, czuł się jakby jego życie było kabaretem. Idąc rano do pracy, choć Jego wzrok zwykle wlepiony był w czubki swoich butów, wiedział że się na niego patrzą i słyszał za plecami niemiłe docinki bądź ciche chichotanie przechodniów. Choć często się nad tym zastanawiał, nie mógł zrozumieć o co im wszystkim chodzi. Tylko dresiarze, jak to zwykł o nich myśleć- blokersi, zdawali się być uprzejmi. Gdy koło Nich przechodził nigdy nie słyszał nic nieżyczliwego, a jedynie nieraz te troskliwe słowa: masz jakiś problem? 
 Tak więc wytarł Czesio resztki wymiocin które pozostały na kącikach jego ust i poszedł w dalszą drogę do pracy. Nie potrafił powiązać porannego rzygania z niczym szczególnym, czuł nieraz że to wszystko efekty spisku jaki wszyscy  przeciw Niemu knują. Może go podtruwają?  Zęby i głowa bolały niemiłosiernie, paznokcie i skórki wokół nich były zniszczone i gdzieniegdzie pokazywała się zastrupiona krew, wyglądały niemal jak obgryzione, a on do cholery nie przypomina sobie że to robił, ręce trzęsły się z niewiadomych przyczyn. Teraz niczego nie może być pewien. Musi być czujny.
 Nic tak nie cieszyło jak widok tabletek przeciwbólowych o poranku. Pierwszą czynnością jaką zrobił po wejściu w progi zakładu w którym pracował było sprawdzenie apteczki. Spotkało się to szybko z dezaprobata współpracowników. Często słyszał te słowa: znowu to samo! weź się za siebię! jak ty wyglądasz! Ale któż to by wiedział o co im wszystkim chodzi? Nikomu nie zawadzał, nie krzywdził nikogo, a na każdej przerwie w pracy chodził do sklepu po zakupy, pomagał przy pracy, robił wszystko o co go poproszono. 
 Pewnego razu zdarzyło się że szef Jego- Jacek wysłał go na terapię do klasztoru. Mówił, że mogą Jemu tam pomóc. Ale w czym? Co było nie tak?  Może to ta moja nieśmiałość? - pomyślał czasem. Postanowił jeszcze dziś poprosić o radę przyjaciela.
Nadchodzący wieczór był dla Czesia jak błogosławieństwo. Szybko zapominał wtedy o trudach dnia codziennego, jego syzyfowe prace dobiegały końca. 
 Nic nie koiło bardziej niż solidny łyk tego złocistego nektaru który tak bardzo sprawiał przyjemność, z każdym kolejnym smakował jeszcze bardziej. Nie zapomniał jednak o wcześniejszym postanowieniu. Rada przyjaciela była prosta. Powiedział że nikt nie będzie traktował Czesia z szacunkiem jeśli Ten nie bedzie wysoko trzymał głowy i patrzył się ludziom prosto w oczy. Tak więc wyruszył Czesio chwiejnym krokiem wypróbować swój złoty środek. Dawno nie czuł się taki wolny, głowa uniesiona dumnie, to wszystko spowodowało że w końcu uwierzył iż skończą się Jego problemy, nareszcie zyska szacunek. Bał się jednak spojrzeć obcemu prosto w oczy. Całe szczęście Spotkał po drodzę blokersa, jednego z tych nielicznych uprzejmych, na nim zatem zdecydował się wypróbować swoje nowe, pewne spojrzenie.

 

 Pogłos budzika wyrwał Czesia ze snu. Pierwsze co poczuł to silny ból nosa i opuchlizne pod okiem. Teorie spiskowę przeciw niemu nabierały zawrotnego tempa...