JustPaste.it

Religia i Nauka - Albert Einstein

Publikacja New York Times Magazines 9 listopada 1930

Publikacja New York Times Magazines 9 listopada 1930

 

Religia i Nauka - Albert Einstein



Wszystko czego dokonała i o czym rozważała rasa ludzka dotyczy zaspokojenia głęboko odczuwanych potrzeb oraz tonowania bólu. Trzeba o tym pamiętać, kiedy stara się zrozumieć religijne ruchy i ich rozwój. Chęci (odczucia) i tęsknoty są głównymi siłami stojącymi za ludzkim wysiłkiem i kreatywnością, niezależnie od tego w jak egzaltowany sposób później zostało to uzasadnione. Czym zatem są te odczucia i potrzeby, które kierują człowieka ku myśli religijnej i wierze w szerokim rozumieniu znaczenia tych słów? Odrobina namysłu wystarczy aby stwierdzić, że bardzo różnorodne emocje leżą u podstaw powstanie religijnej myśli i doświadczenia. U pierwotnego człowieka ponad wszystko to lęk powoduje religijne wyobrażenia – lęk przed głodem, dzikimi bestiami, chorobą i śmiercią. Na tym poziomie egzystencji zrozumienie przyczynowych skutków jest raczej słabo rozwinięte. Ludzki umysł tworzy iluzoryczne istoty bardziej lub mniej analogiczne do nas samych, od których woli i działania te budzące lęk zjawiska zależą. Ten człowiek stara się zapewnić sobie przychylność tych istot odprawiając ofiary poświęcenia, które zgodnie z tradycją przekazywano z generacji na generację, zjednując ich stosunek do śmiertelnych. W tym sensie mówię o religii lęku. Ten lęk, choć nie stworzony, był w istotnym stopniu stabilizowany przez formację kasty kapłańskiej, która stawiała siebie w roli mediatora pomiędzy ludźmi i istotami, których się obawiano. Na tej podstawie warstwa ta ustanowiła swoja hegemonię. W wielu przypadkach przewodnik lub władca czy uprzywilejowana klasa, której pozycja opierała się na innych czynnikach będących kombinacją funkcji kapłańskiej i świeckiej władzy tak aby tej drugiej zapewnić więcej bezpieczeństwa, lub jeszcze inni polityczni władcy czy warstwy kapłańskie działali razem na rzecz swoich własnych interesów. Społeczne impulsy są jeszcze innym źródłem krystalizowania się religii. Ojcowie i matki i liderzy większych społeczności ludzkich są śmiertelni i omylni. Potrzebują przewodnictwa, miłości i wsparcia co uzasadnia człowiekowi formę społecznej i moralnej koncepcji Boga. To jest Bóg Troskliwy, który chroni, rozporządza, nagradza i karze. To Bóg, który zgodnie z ograniczeniami pojmowania kocha wierzących i dogląda życia plemienia lub rasy ludzkiej, lub nawet samego życia w sobie, ten który przynosi ulgę w troskach i zaspokajaniu pragnień, ten który chroni dusze od śmierci. To jest społeczna i moralna koncepcja Boga. 

Hebrajskie pisma w godny podziwu sposób ilustrują rozwój religii leku ku religii moralnej, rozwój kontynuowany w Nowym Testamencie. Religie wszystkich cywilizowanych ludów, szczególnie ludów Wschodu, były pierwotnie religiami moralnymi. Rozwój z poziomu religii lęku do religii moralnej jest wielkim krokiem w życiu ludzi. Musimy być świadomi jednak, że twierdzenie, iż pierwotne religie bazują na lęku a religie cywilizowane na moralności jest przesądem. Prawda jest taka, że wszystkie religie są różnorodną mieszanką tych dwóch typów, wraz z tym rozróżnieniem, że na wyższych poziomach społecznego życia religia moralności przeważa. Wspólnym dla nich wszystkich jest antropomorficzny charakter koncepcji Boga. Jedynie jednostki o rzadkich cechach i szczególnie wysublimowane społeczności osiągnęły jakiekolwiek wyższe poziomy. Istnieje jeszcze trzeci etap religijnego doświadczenia, który można znaleźć pośród wielu tradycji, choć rzadko spotykany w czystej formie: będę nazywał go religią kosmicznego uniesienia (doświadczenia). Trudno wyjaśnić to uczucie komuś kto jest go całkowicie pozbawiony szczególnie dlatego, że tam nie ma żadnej idei, która mogłaby odpowiadać antropomorficznej koncepcji Boga. Jednostka taka odczuwa zbędność pożądań i miałkość ludzkich celów a z drugiej strony subtelność i wspaniałość porządku, który odkrywa w naturze i w świecie myśli. Jednostkowe istnienie jest dla niego rodzajem więzienia a on chce doświadczać świata jako pojedynczo znacząca całość. Początki religii doświadczenia kosmicznego uniesienia już pojawiła się na wczesnym etapie rozwoju w wielu Psalmach Dawida i u niektórych proroków. Buddyzm taki jaki mieliśmy okazję poznać z cudownych pism Schopenhauera zawiera najwięcej z tych elementów. Religijny geniusz wszystkich wieków wyróżnia ten rodzaj religijnego doświadczenia, który w swoich wyobrażeniach nie zna dogmatyzmu i Boga, tak że nie powstał żaden kościół na bazie którego istniałyby jakieś zasadnicze nauki. A zatem to pośród heretyków, którzy pojawili się na przestrzeni wieków możemy znaleźć ludzi, którzy czuli ten najwyższy rodzaj religijności a przez wielu im współczesnych byli postrzegani jako ateiści, a czasami jako święci. Popatrzmy w tym świetle na takie postacie jak: Demokryt, Franciszek z Asyżu czy Spinoza, którzy są sobie podobni. 

Jak zatem to doświadczenie kosmicznego uniesienia może być przekazane drugiemu, jeśli w jego ramach nie powstała żadna definicja Boga czy teologia? Z mojego punktu widzenia, najważniejszą rolą sztuki i nauki to budzenie tego uczucia i podtrzymanie go wśród tych, którzy są zdolni je odczuwać. 

Tutaj dochodzimy do relacji religii i nauki na sposób różny do zwyczajowo przyjętego. Jeśli podejść do zagadnienia historycznie, wtedy będziemy postrzegać naukę i religią jako nieprzejednanych antagonistów z kilku oczywistych powodów. Człowiek, który jest gruntownie przekonany o uniwersalnym prawie przyczyny nie może nawet na moment przyjąć idei istoty, która wpływa na bieg wypadków – pod warunkiem oczywiście, ze traktuje hipotezę przyczynowości naprawdę serio. Nie będzie miał pożytku również z koncepcji religii lęku i równie mało z jej społecznej czy moralnej formy. Bóg, który nagradza i karze jest dla niego trudny do pojęcia z prostego powodu, a mianowicie takiego, że ludzkie działanie jest determinowane przez jakąś konieczność, zewnętrzną lub wewnętrzną. A zatem w oczach Boga człowiek nie może odpowiadać za swoje czyny, a przynajmniej nie bardziej niż nieporuszony obiekt jest odpowiedzialny za ruch, któremu podlega. Dlatego też nauka jest obwiniana za podkopywanie moralności, ale ten osąd jest całkowicie niesprawiedliwy. Etyczne zachowanie człowieka powinno być oparte skutecznie na współczuciu, edukacji i społecznych więzach i potrzebach, nie ma tutaj żadnej potrzeby religijnej. To wątpliwa ścieżka oparta wyłącznie na leku przed karą czy nadzieją na nagrodę po śmierci. W takim świetle łatwiej dostrzec dlaczego kościoły zawsze walczyły z nauką i prześladowały oddanie dla niej. Z drugiej strony jestem przekonany, że to doświadczenie kosmicznego uniesienia jest najmocniejszym i najszlachetniejszym motywem naukowego badania. Jedynie ci, którzy wkładają tak olbrzymi wysiłek i przejawiają tego rodzaju oddanie, bez którego pionierska praca w naukach teoretycznych nie dokonałaby się, są zdolni skupić moc swoich emocji na swojej samotnej pracy, tak różnej od otaczającej rzeczywistości. Co za głębokie przekonanie o racjonalności wszechświata i cóż za tęsknota za zrozumieniem, gdzie oprócz słabej refleksji zauważanej pośród umysłów im współczesnych, tłumaczyłoby Keplera i Newtona z lat spędzonych na samotnej pracy w formułowaniu zasad mechaniki gwiezdnej! Ci których znajomość procesu naukowych badań pochodzi głównie z jej praktycznych rezultatów, łatwo rozwijają całkowicie błędne pojęcie o mentalności ludzi, którzy otoczeni przez sceptyczny świat, pokazują drogę dla pokrewnych dusz rozrzuconych po świecie i żyjących w różnych czasach. Jedynie ten kto poświęcił swoje życie podobnym celom może jasno zobaczyć co tymi ludźmi powodowało i co dawało im siłę aby wytrwać przy swoich celach niezależnie od liczby poniesionych porażek. To doświadczenie kosmicznego uniesienia dawało im moc. Współcześni mawiają, nie bez racji, że w tym materialistycznym wieku jedynymi głęboko wierzącymi są naukowcy.

 

Impresja / autor nn/

Jakie to wspaniałe,

Gdy wszystko wokoło po prostu jest,

Dzieje się spontanicznie.

Tyle form, kolorów i dźwięków

Przejawia się w przestrzeni umysłu.

To wspaniałe,

że nie muszę niczego osiągać

Ni starać się zrozumieć.

Po prostu wiem.

Prawda jest tutaj i tam

Wszędzie, jestem jej częścią

A ona moją.

Nie ma drogi, którą trzeba by iść

Nie ma celów do osiągnięcia

Nic nie krępuje mojej wolności

Nie ma też mnie

Jest dzianie się, miłość i jedność

Początek łapie za ogon koniec

Pytania rozpuszczają się w doświadczeniu

A jeden płatek kwiatu

Odkrywa tajemnice, których nie udźwignie gruba księga

Gęsto zapisana słowami

Zniknęły ramy pojęć

Które wydzielały prawdę w okruszkach

Niczym żebrakowi grosze

Nie muszę jej wybierać spomiędzy kamieni

Gdzie leżały przykryte mułem

Nie ma już medytacji i po medytacji

Nie ma ja i ty

Jest tak jak było zawsze

Po prostu

Widzę jak wszystko płynie w jednym kierunku

Niczym rzeka, która meandruje

Choć płynie zawsze naprzód ku morzu

Swemu kochankowi

Ja jestem bezmiarem morza

Które pulsuje życiem w nieskończoność

Jego głębią

To ja jestem tobą...

Zamknij książkę

Wytrząśnij spod powiek litery.

Oddech wygładzi ocean

A ty zanurkuj swobodnie

W jego przyjaznym błękicie

Nie goń za bąbelkami

Widzisz światło?

To twoje życie.


 


 

 

Autor: Albert Einstein