Firmy budowlane w całej Polsce popełniają grzech pośpiechu i nadmiernej oszczędności.
Prawa fizyki są nieubłagane i nie można ich naginać. Podczas budowy budynku, zwłaszcza przy wylewaniu stropów i filarów zużywa się duże ilości wody, która musi później odparować i nie ma innej opcji. Proces budowy wymaga przerwy technologicznej, żeby cała woda mogła bez przeszkód ulotnić się do atmosfery.
Niestety firmom budowlanym się spieszy. Chcą jak najszybciej oddać obiekty inwestorowi i skasować należność. Skracają więc procesy technologiczne do minimum, nie pozwalają wodzie swobodnie odparować i na świeżą ścianę kładą ocieplenie. Dodatkowo oszczędzają na kosztach stawiania rusztowania, bo przy ocieplaniu ściany korzystają z tego samego, które służyło do jej budowy.
Budowlańcy kończą budowę, wystawiają fakturę i ulatniają się, natomiast wilgoć w budynku wprost przeciwnie, nie ulatnia się. Nie mogąc odparować na zewnątrz, woda zawilgaca i zagrzybia wnętrze budynku, stając się zmorą użytkowników i zarządców. Dość szybko okazuje się, że gwarancje są nie do wyegzekwowania, a odszkodowań za wypaczone parkiety i boazerie nie należy spodziewać się na tym świecie. Wykonawca budynku ma zazwyczaj wielu podwykonawców, którzy również zatrudniają inne firmy na różnych zasadach i właściwie odpowiedzialność się rozmywa. Frajerowi, który kupił mieszkanie w takim budynku i musiał później wyrzucić zepsutą przez wilgoć dębową boazerię pozozsaje tylko złość.