Byłem świadkiem narodzin wielu poczwar językowych, które stanowiły znakomitą pożywkę dla wielu kabareciarzy , chociażby ów „męski zwis”, czyli krawat.
Ostatnio próbowałem zastanowić się nad współczesnym dziwolągiem językowym trącącym mi angielszczyzną „ zasoby ludzkie", który bardzo ochoczo przyjęły w swoim nazewnictwie tak zwane wyższe sfery.
Mało tego- owe sfery były tak zafascynowane tymże dziwolągiem, iż stworzyły mu odpowiedniki w realu pod jakże „humanitarną” nazwą …do spraw zasobów ludzkich (w miejsce kropek wstawić: prezes, dyrektor, kierownik itp.)
Niedawno czytając w jednym z portali o odwołaniu desygnatu ze stanowiska, powinno mi się zrobić żal konkretnego człowieka. Bazując jednak na ludowych mądrościach typu „Kruk krukowi…” itp. chyba mogę spać spokojnie, licząc, że ów konkretny człowiek - dzięki złotemu spadochronowi - nie wyląduje w kartoflisku.
Niegdyś zwykły szarak obdarzony filozoficznym stosunkiem do życia powiedziałby, że to co opisuję jest skomplikowane, a dzisiaj mówi się, że porąbane! Bo niby kryzys, a w Ameryce bankierom rozdają pieniądze, a w Rzeczypospolitej? Na pewno jest lepiej, bo w końcu pogoniono jednego wilka, który dotychczas strzegł stado baranów, w mediach oblano strażaka pomyjami zamiast czystą wodą. A on się bronił, że ma mamusię jeszcze aktywną finansowo, której przecie nie wypędzi na wycug! Jakie to zdrowe, jakie etyczne, bo obliczone na słupki poparcia – i tu uwaga! – od ludzkich zasobów.
A wracając do naszych konkretów: pomyśleć o ile zdrowiej dla rozumu byłoby ów „ zasób ludzki” przywrócić prosto z PRL-u i zamienić na posadkę o swojsko brzmiącej nazwie „dyrektor personalny” . Natomiast jeśli ktoś jest bykiem i drażni go czerwona płachta, to proponuję inne wariacje z pogranicza biurokratycznej poezji: „dyrektor do spraw bogactwa pracowniczego” „ dyrektor do spraw indywidualności pracowniczych”, albo nawet do spraw świeżego powietrza. I powiem szczerze, gdyby mi góra skrzywdziła takiego przełożonego, czyli ów desygnat nazwy stanowiska, szczerze bym zapłakał na nad jego losem, bo może skrzywdzono prawdziwego człowieka, poniżono go i upokorzono, chociaż hojnie nagrodzono za… ( w tym punkcie kolesie podpisujący umowy mają taką fantazję, z której zwykły robol żyłby przez co najmniej 10 lat).
No i cóż – powiem z nutką zawiści (jakież to ludzkie!): Spadaj na tym złotym spadochronie, ty Zasobie Ludzki!
Niestety ani to śmieszne, ani też tanie. Bo za takie swobodne spuszczanie nieudaczników z wyższych stanowisk płacimy również i my zwykli pracownicy, zwani „zasobami ludzkimi” - wysokie „pożegnalne”, koszty zapłakanych chusteczek itp.
Drogie jest to Adieu...Panie Premierze, Panie Ministrze i Ty Drogi Zasobie Ludzki..