JustPaste.it

Wspomnienie o mistrzu Janie Izydorze.

Cnota z okazją razem noc przespały, cnoty nie było, kiedy rano wstały.

Cnota z okazją razem noc przespały, cnoty nie było, kiedy rano wstały.

 

de7f050d97acb05532954198f5ce3a14.jpg

Mistrz Jan z żoną 

 

 

Jan Izydor Sztaudynger  (ur. 28 kwietnia 1904 r. w Krakowie, zm. 12 września 1970 r. w Krakowie).

Pierwsze wiersze pisał już jako dziecko, czym zadziwiał rodziców, kolegów i nauczycieli.  Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie w wieku 23 lat uzyskał doktorat. Zramolały doktryny społeczne. Zawaliły się systemy poltyczne, a jego obserwacje ludzi i  otaczającej rzeczywistości są mimo upływu czasu ciągle aktualne i świeże jak ciepłe bułeczki. 



Najgłośniejsze hurra w orła nie zmieni knura...

Jestem taki, jak mnie Pan Bóg stworzył. No - trochem świństwa od siebie dołożył.

Kto śpi, nie grzeszy, więc miła osobo, nie będzie grzechu, gdy prześpię się z tobą.

Oto para idealna, on Amor, ona amoralna.

Jej drabina do kariery, ma cztery litery.

Nic od kobiety człowiek nie wymaga - może być naga.

Cnota z okazją razem noc przespały, cnoty nie było, kiedy rano wstały.

Nie lubię siebie sam, za dobrze siebie znam.

Boją się ciszy, wtedy się własne serce słyszy.

Nie narzucaj światu swojego formatu.

Kości zostały rzucone! - rzekł mąż rzucając chudą żonę.

Koncert miał dziwnie nieskładne brzmienie: wpierw grały zmysły, potem sumienie.

Nie ma większej zniewagi niż szacunek dla nagiej.

Czuła żal doskonały, gdy się grzechy nie udały.

Dać w ziemię nura - najlepsza to emerytura.

Gdzież takie ziarna co chwalą żarna?

Mądry nawet tej nie wierzy, z którą aktualnie leży.

Na miłości zęby zjadłem, każdy z innym czupiradłem.

Na żadne zbytki nie mam ochoty, a zwłaszcza już na zbytek cnoty.

Nie zaglądaj w spraw kulisy, siedzą tam zawsze świnie i lisy...

Myjcie się, dziewczyny, nie znacie dnia ani godziny.

Rogi - aureola ramola.

Szumi las, on ma czas.

Alimenta - to niespodziana rozkoszy pointa.

Była w sam raz na jeden raz.

Chwalę niewinną, lecz wolę inną.

Pokrywa całus albo kwiat intencje najpodlejszych zdrad

Pomału się zakochiwałem, odkochiwałem cwałem!

Powodzenia połowa - wierzyć we własne słowa.

Prawa piszemy my sami, potem one rządzą nami.

Przyjrzałem się tej Ewie - niech jabłko wisi na drzewie!

Tylko dzięki bladze z prawdą sobie radzę.

Zbrodnia to niesłychana - tulipan tuli pana.

Jak świat światem bat źle współżyje z grzbietem.

Najbardziej zawsze nadęci, kastraci i impotenci.

Nawet mnisi śnią o skromnisi.

Nie da ci ojciec, nie da się matka tego, co może dać ci sąsiadka.

Nie każdy jest taki mądry, by żonę woleć od flądry.

Nie nazywaj rozkoszy, bo ją nazwanie płoszy.

Nie zna imienia pana, a już randka rozbierana.

Nim obroniła się, nim krzykła, padła ofiarą... i przywykła.

On był stały - tylko one się zmieniały.

Po długich latach ćwiczenia nawet sumienie w echo się zmienia!

Jeden kuperek kaczy - a tylu podrywaczy...

Każdy ma całą śmierć, choćby miał życia ćwierć.

Kocham bliźnich jak braci - gdy szczodrzy i bogaci.

Ktoś tam klaszcze pod borem: to dewotki - ozorem.

Miłość to potrawa jarska a nie sztuka kominiarska.

Musiała mu przypomnieć, że miał się z nią zapomnieć.

Na tym polega uwiąd starczy, że zamiast mówić, człowiek warczy.

Na tym polega wstyd dziewiczy, że upadków swych nie liczy.

Sól i uczucia chronią nas od zepsucia.

Szczęścia szuka w pornografii, kto inaczej nie potrafi.

Kiedy cudzą żonę w swoje łoże włożę, to wiem, że nie cudzołożę.

Do żłobu każdy trafi, choć nie zna geografii.

Nie dyskutuj z chamem, przy nim zawsze amen.

Nie ma mistrzów. U Amora każdy za terminatora.

Nie taki diabeł ogoniasty, jak by tego chciały niewiasty.

Nie zawsze pozwala chwila, miejsce, wiek lub skala.

O pomstę do nieba woła, gdy on nic, choć ona goła.

Powiedzą ci sąsiedzi, co masz wyznać na spowiedzi.

Dla tej pani bliźni - to tylko mężczyźni.

Lubiła gorszycieli, jeśli swój fach umieli.

Łajno dla łajna to fajna ferajna.

Miłość to taka nauka, co w całym dziury szuka.

Najgorsze z upokorzeń, kiedy nawala korzeń.

A kiedy strzyżesz owieczki, opowiadaj im bajeczki.

Był las, wrzos i mech, powiedziała: "Niech".

Rwie się wątła nitka cnoty w labiryntach ochoty.  

Do rządu, nierządu i pogody ma zaufanie tylko młody.

Czy hrabina czy kucharka, byle była w kroku szparka.


Do wyboru
Albo wianek,
Albo Janek.

Fortuna toczy się kołem, pod kołem to pojąłem.

Najkrótsze nóżki u kłamstwa i kaczuszki.

Szumi drętwa mowa. Jak muszla klozetowa.

Innych nie sądzę, sam też lecę na pieniądze.

Głos przyrodzenia zagłusza głos sumienia.

Postaw świnię przy korycie, a rozpłynie się w zachwycie.

Jabłek nie jadam. Zmądrzałem. Adam.

Plujmy sobie nawzajem w kaszę! Takie polskie, takie nasze...

Ach, już nie jedna jak but głupiutka, wystrychnęła mędrca na dudka.

Któż by wiedział, że czas leci, Gdyby nie lustro i – gdyby nie dzieci.

Amor – to jest naturalne – lubi czyny amoralne.

Najmilsza amplituda – od uda do uda.

Ani się nie spodziały, a już się spodziewały.

Apel do poetów
Nie nazywaj rzeczy po imieniu,
Lecz po marzeniu, śnieniu, niespełnieniu.

Bądź sprawiedliwy dla innych Panie, dla siebie proszę o zmiłowanie...

Bóg tyle hożych dziewek stwarza, a potem wszyscy huzia na dziwkarza.

Zarzucało zero zeru, że mu brak charakteru!

Na wyrost szyjemy idee licząc, że naród zmądrzeje.

Każda jej pozycja, to już propozycja.

W pogoni za ideałem, wszystkie świństwa popełniałem.

W sztok i w rynsztok...

Warto jest chwalić głosy baranie, jeśli się za to wełny dostanie.

Lepsze – wrogiem dobrego, gorsze – przyjacielem złego.

Czasem, gdy runie piedestał, widać, że nikt na nim nie stał.

 Jest sarkazm, ironia, ale i dużo ciepła i wyrozumiałości dla ludzkich przywar i grzeszków. Więcej czyni jeden uśmiech niż trzy uderzenia pięścią. Hałasu nie ma,  ręka nie boli,  mebel się nie niszczy i medale nie brzęczą.

 

 

 

 

Autor: Jan Izydor Sztaudynger

Licencja: Creative Commons - bez utworów zależnych