JustPaste.it

Byłem na pogrzebie

Telefon dzwoni monotonnym tonem

Telefon dzwoni monotonnym tonem

 

 Patrzę kto chce ze mną rozmawiać. Dzwonił kuzyn z informacją, że jego mama zmarła i za dwa dni jest pogrzeb. Pytał czy przyjedziemy, bo to jest dość daleko. Powiedziałem że przyjedziemy, i wyłączyłem telefon.

Pomyślałem że jest już coraz mniej okazji na spotkanie z rodziną. Kiedyś takie informacje otrzymywało się telegramami, a dzisiaj są komórki, które nosimy zawsze przy sobie. Tak samo wtedy jechało się pociągiem do ciotki, z przesiadkami prawie osiem godzin, a dzisiaj samochodem autostradą niecałe cztery. Niby mamy dzisiaj więcej czasu, ale tak jak by było go mniej. Ciągle jesteśmy zajęci, brak nam na wszystko czasu, mamy jeszcze to i tamto do zrobienia. Ciagle myślimy co będzie jutro, pojutrze, za rok lub dwa, a brak nam spojrzenia na dzisiaj, na teraz.

 

Gdzie my właściwie się spieszymy?

 

Każdy odpowie, że swiat tak pędzi, a nikt nie chce zostać z tyłu, na szarym końcu. Tylko jest jedno pytanie:

 

Dlaczego świat tak pędzi, i gdzie?

 

Przyjdzie bowiem moment, że zadamy sobie pytanie o powód takiej pogoni. Jest on na ogół powiązany z życiem doczesnym i dobrami doczesnymi. Któregoś dnia Pan powoła nas przed swoje oblicze i zada pytanie o stan naszej duszy, a nie dóbr materialnych. Pana nie będzie interesowało to, że dałem swoim dzieciom na wykształcenie, kupiłem każdemu dom, załatwiłeś dobrze płatną pracę itp., ale co dałem bliźniemu od siebie, ze swojej nieprzymuszonej woli.  Jakim byłem chrześcijaninem, czy w ogóle byłem chrześcijaninem, czy tylko chodzącym do kościoła.

 

Jadę na pogrzeb. Jest deszczowo, więc jadę trochę wolniej niż normalnie. Jednak na autostradzie pomimo gęstego deszczu, co chwilę wyprzedzają mnie samochody, i znowu się zastanawiam, gdzie tak pędzą, gdzie tak gonią, czy to ma jakiś sens. Czy warto się tak spieszyć, żeby zaoszczędzić piętnaście minut, czy pół godziny?
Po drodze wstępuję do Matki Boskiej Częstochowskiej, nie tylko ze względu na święto Matki Boskiej z Lurdes, ale żeby porozmawiać o mnie, rodzinie, pogoni w życiu, oraz złożyć dziękczynienie za opiekę. Zwyczajnie podziękować za każdą chwilę życia, i za wszystkich, którzy mnie otaczają każdego dnia. Coraz mniej jest dziękujących, a więcej proszących, tak jak byśmy zapomnieli o tym, że Matka Boża jest naszą ostoją i ratunkiem w słabościach naszych. Siedzę tak w milczeniu i mówię o młodzieży uzależnionej od narkotyku, o chorobach wśród bliskich, o moich upadkach i potknięciach każdego dnia. Patrzę na wszystkich chorych, którzy zgromadzili się przy obrazie, i nie mam odwagi prosić Pani Jasnogórskiej o wyleczenie z moich słabości, ale proszę aby dała mi siły być silny w tych słabościach. W czasie wizyty u Matki naszej minuty uciekają bardzo szybko, i znich robią się godziny, ale w tym miejscu jakby czas się zatrzymał, bo nikt tam nie goni za błachostkami jak w życiu.

Pragnienie pozostania jest duże, ale czas jechać dalej. Mam jeszcze czas na wspomnienie o tym, jak byłem tutaj ze zmarłą. To wtedy usłyszałem od niej te słowa nagany mówiące o tym dlaczego tak długo byliśmy na Jasnej Górze. Utkwiły mi one w pamięci, bo przy cudownym obrazie czas niby się zatrzymał, ale tak naprawdę bardzo szybko mijał. Ciotka mieszkała parę kilometrów od klastoru i dla niej moje zachowanie mogło wydawać się niewłaściwe, ale właśnie z tego względu, że mogła tam iść każdego dnia, a nie jak ja raz do roku, albo żadziej.

 

Tak samo jest w naszym życiu, widzimy wszystko u wszystkich, bo patrzymy z pewnej perspektywy jakby z oddali. W każdej rodzinie ci co mieszkają z nami są jakby mniej zauważalni od tych co mieszkają dalej. Tak samo jest jeśli chodzi o wiarę, bo ile to ludzi jeździ do Sokółki, a przecież taki sam cud zdarza się każdego dnia, w każdym kościele, w czasie odprawiania ofiary mszy świętej. Bo tutaj zachowujemy się jak Tomasz, i musimy zobaczyć na własne oczy tą przemianę, ale to gdzie jest nasza wiara, jeśli coś musimy zobaczyć. Przecież Chrystus mówi o błogosławionych, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

 

Podjeżdam pod cmentarz. Przechodzę przez bramę i jestem w mieście gdzie czas się nie liczy. Tylko krople deszczu przypominają mi, że i w tym mieście bez czasu jest deszcz, i świeci słońce, tylko dla jego mieszkańców czas dzisiejszy się zatrzymał. Po pogrzebie idę wolno przez to miasto i patrzę na pomniki tych co odeszli. Są dzieci i młodzież, różni ludzie w różnym wieku. Jedni odeszli z tego świata w tragicznym wypadku oraz nagle i niespodziewanie, inni po ciężkiej i długiej chorobie. Myślę o sobie i swoim życiu, oraz czy jestem przygotowany na to zamieszkanie w takim mieście. Spotykam się z rodziną zmarłej i dowiaduję się jak odeszła z tego świata. Ostatnie chwile swojego bytu tu na ziemi rozpamiętywała śmierć swojego męża, bo była to czternasta rocznica jego śmierci. Usiadła na fotelu i usnęła snem wiecznym.

Zmarła w ten sam dzień co mąż, tylko czternaście lat później. Przez te wszystkie lata po śmierci męża zaczęła widzieć, to o co przedtem miała pretensje, a jej życie nabrało nowego sensu.

Czas wracać do domu, życie toczy się dalej, ale czy będzie takie same, to zależy tylko i wyłącznie od nas samych.