JustPaste.it

Wybory dobre i wybory złe.

Wyobraźcie sobie, że wybieramy konkret. Na przykład, kto w tym tygodniu ma wygrać w toto-lotka.

Wyobraźcie sobie, że wybieramy konkret. Na przykład, kto w tym tygodniu ma wygrać w toto-lotka.

 

Wybory  dobre  i  wybory  złe.

Jedną z rzeczy zajadle przeze mnie obszczekiwanych są wybory. Jako element tak zwanej kultury politycznej, czyli pisząc zwyczajnie, pic na muchy. Zresztą są one też elementem bardzo swoistej sztuki, ale mniejsza o to, w sztukę nie chciałbym specjalnie się wgłębiać. Może trochę dalej. Z wyborami bywają takie jaja, że niech się strusie schowają.

Dawno już doszedłem do tego, że one, te wybory, nie zawsze muszą być w porządku. Wbrew temu, co gadają socjalni demokraci, którzy wyborami zapchali nam łby do szczętu.

Bo to jest, wiecie, tak.

Kiedy wybiera się, naukowo tę sprawę ujmując, abstrakt – wszystko jest jak należy, znaczy bezboleśnie. Zapisuje się wyniki i wybór na ogół działa. Źle albo dobrze, ale jakoś.

Wyjaśniam, że abstrakt – to takie coś, czego nie można pomacać. Nie tylko nie można, ale i nie wolno. Spróbujcie pomacać posła, co dopiero posłankę. Albo miejskiego rajcę. Lub choćby blogera roku. To jest możliwe jedynie fragmentarycznie, gdy poczekacie w kolejce, by wam łapę podali. Inaczej – czysty kryminał.

O macaniu miss uniwersum to nawet wspominać nie muszę, bo każdy to robi – we śnie.

A wyobraźcie sobie, że wybieramy konkret. Jak najbardziej do pomacania. Na przykład, kto w tym tygodniu ma wygrać w toto-lotka. Już samo ryzyko ogłoszenia listy wyborczej byłoby śmiertelne.

79e606023c134ee04bfa40e758c55608.jpg

Ładne kwiatki, co?

 

Wyobraźcie sobie, że pasażerowie głosują nad kwestią, dokąd ma pojechać tramwaj, autobus, czy pociąg. Gdyby to wprowadzić, wszystkie te ustrojstwa zgniłyby na początkowych przystankach. Socjaliści, łżąc nam w żywe oczy o wspaniałości wyborów, całą demokrację traktują jak byle tramwaj. Możesz, owszem, nie wsiadać, ale gdy już wsiądziesz, pojedziesz wytyczoną trasą. Co do przystanków, też są z góry określone.

Bieda polega na tym, że my w ogóle do tego tramwaju nie wsiadamy. Po prostu rodzimy się w nim. Jedyny nasz kłopot na tym polega, aby bezpiecznie wyskoczyć z niego. Piłsudskiemu się udało. O innych jakoś nie słychać.

Nie ma na to żadnej rady. Każdy to pojmuje. Bo to jest, jakby się ktoś wahał, oczywista oczywistość. Inaczej pisząc, to cena postępu.

Bo tramwaj to właśnie postęp. Przed tramwajem to każdy się pętał, jak chciał – obojętnie: konno, czy na autonogach. I trasy też każdy wytyczał, jak chciał. Przeważnie na przełaj albo na skróty, jak się dało. A drogi nie były bite, jak teraz, nikt się nie znęcał nad drogami. Były zwyczajnie wydeptane. No, przeważnie. Kilka bitych też było.

Łapiecie, o co chodzi? O to, żeby nie chodzić, tylko jeździć. Żeby wyprawa na imieniny do cioci nie zabierała miesiąca, najwyżej parę godzin. Stąd właśnie wziął się postęp, a potem poleciało – postęp wymusił organizację, organizacja demokrację, demokracja biurokrację, biurokracja demokrację totalną. Tak oto walnęliśmy łbami w ścianę.

Okazuje się, że nie ma już dróg nie bitych. W ogóle. A jeśli są nie bite, to podlegają organizacji, organizacja – biurokracji. Demokracja zaś, czyli wybory, to na drogach rzecz całkowicie nieznana i niestosowana. Droga na przełaj czy na skróty to nawet przez trawnik jest zabroniona.

Nie ma znaczenia, czy ktoś ma land-rovera, czy małego fiata.

d942c8dc7bab6c150f636b6cf2524e50.jpg

Bzzzz...

 

Jest nawet jeszcze odrobinę gorzej. Muszę was jednak ostrzec, byście to czytali wolno i dokładnie, inaczej wszystko wam się pomiesza. Tak samo, jak pomieszało się socjalnym demokratom, którzy nam wszystkim też chcą wszystko pomieszać.

Wyjaśniam, że odrobina gorzej wzięła się z totalnej demokracji socjalnych demokratów. U nich wszystko jest właśnie totalne – biurokracja i organizacja także.

Dokładnie tak. Jeżeli coś ma się udać, czyli rokować powodzenie, musi być koniecznie zorganizowanym. Nie ma znaczenia, czy chodzi o manifę, protest górników, mafię z Wołomina, czy poselski klub. Zorganizowane przechodzi – niezorganizowane nie.

Exemplum – jak powiadał Cyceron, a po nim Zagłoba – to fakt, że zorganizowane przez lata ma się świetnie, a rozwiązuje się samo, albo dalej trwa. Nie trzeba powoływać się na Wołomin czy ulicę Wiejską. Afera spod krzyża była spontaniczna – i co? Dali pogłosować nad nią?

W tramwaju się nie głosuje, tramwajem się jedzie albo nie. Motorniczy decyduje, czy wajchę przełożyć w prawo, czy może w lewo. Zresztą ostatnio zgodne z prawem jest przełożenie w lewo. A motorniczy zamiast szyby, ma przed sobą lustro. W lustrze, wiadomo, pomieszane jest prawe z lewem.

Cholera, kto mi to wszystko wytłumaczy?

…*  spod socjalnej demokracji – organizujcie się!

*wpiszta, co chceta.