JustPaste.it

Od dwudziestu lat mogłem już nie żyć

Każdego człowieka spotyka niebywałe szczęście, albo nieograniczony pech. Nieraz zdarzają się takie zdarzenia, które zapamiętamy, chociaż nie możemy ich zrozumieć.

Każdego człowieka spotyka niebywałe szczęście, albo nieograniczony pech. Nieraz zdarzają się takie zdarzenia, które zapamiętamy, chociaż nie możemy ich zrozumieć.

 

Nie zdawałem sobie sprawy z tego co widziałem, i nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, choć dotyczy się to każdego z nas.

 

Na ogół jak spotka nas coś niezwykłego, albo coś co nie potrafimy zrozumieć na nasz rozum, to nie potrafimy tego przekazać dalej, ale jeśli to coś przydarza nam się w odstępach czasu to i tak tego nie chcemy przyjąć. Wtedy to zaczynamy się zastanawiać, czy nie jest to objaw choroby umysłowej u nas. Jednak te powtarzające się sytuacje i zdarzenia powodują, że dla własnej potrzeby udajemy się do lekarza psychiatry. Niektórzy z nas wybierają też inną drogę, a mianowicie szukają dobrego spowiednika i umawiają się z nim na szczerą rozmowę. Jedno nie wyklucza drugiego, albowiem jak trafi się na lekarza chrześcijanina, to i on sam każe nam skorzystać też z tej drugiej drogi. Każdemu z nas w życiu dopisało kiedyś szczęście, albo niesamowity zbieg okoliczności, tak to się mówi na ludzki rozum. jak więc wytłumaczyć na nasz rozum upadek z 30 piętra i przeżycie tego zdarzenia. Tak wierzyłem w potęgę umysłu ludzkiego i nadal wierzę, ale podstawą jest wiara, bo zbyt dużo w swoim życiu miałem przypadków "szczęśliwych okoliczności", abym odrzucił wiarę, jako fundamentu mojego postępowania.

 

Od dwudziestu lat mogłem już nie żyć.
Miałem pilną sprawę do załatwienia w jednej z miejscowości. Posiadałem dość dobry samochód jak na owe czasy. Lubię szybko jeździć, szczególnie na terenie mi znanym. Jechałem z dość dużą prędkością. Odcinek prostej drogi około 4 km przebyłem bardzo szybko, ale nie tylko ja, bo za mną jechał samochód o niższych parametrach niż mój, ale kierowca tamtego wyciągał z silnika tyle, ile fabryka mu dała. Tak zbliżaliśmy się do zakrętu 90 stopni w prawo, by po około 80 metrach, skręcić w takim samym stopniu w lewo. Z daleka zobaczyłem znaki ograniczenia prędkości, oraz zakaz wyprzedzania. Te znaki były i z jednej i drugiej strony zakrętu. W lusterku widzę samochód chcący mnie wyprzedzić. To był ten sam który jechał cały czas za mną. Wiedziałem, że jak delikatnie naduszę na pedał gazu, to manewr tamtego spali na panewce. Zdarzyło się jednak coś, co mi przedtem, przed takimi decyzjami się nie zdarzało, ale jakiś głos wewnętrzny ale i stanowczy kazał mi nie tylko nie uczynić tego, ale wręcz zwolnić do obowiązkowego ograniczenia prędkości. Jadę pięćdziesiąt metrów za tym, który mnie wyprzedził, a z naprzeciwka wynurza się tir. Ciężarówka jedzie prawidłowo, ale z za niej wyskakuje osobówka chcąca wyprzedzić tira, i skręcił na nasz pas. Z impetem uderza w poprzedzające mnie auto, a ja w ostatniej chwili zatrzymałem samochód, aby nie zmiażdżyć całkowicie pojazdu przede mną. Kierowca wyprzedzający tira złamał wszystkie zasady ruchu kołowego. Podwójna ciągła, ograniczenie prędkości, wyprzedzanie na ostrym zakręcie, znak zakazu wyprzedzania. Samochód który mnie wyprzedził jechał prawidłowo, ale na jego miejscu byłbym ja, gdyby nie moje zachowanie słuchające głosu. To było zderzenie czołowe na które nikt nie był w stanie zareagować.

 

Od tego dnia zadaję sobie pytanie na które nie potrafię dać jednoznacznej odpowiedzi, a może znam odpowiedź, ale tak mi i wszystkim trudno jest w nią uwierzyć. Pomimo upływu tych kilkunastu lat, ciągle mam przed oczami to moje wtedy zachowanie. Nie pamiętam dzisiaj, czy który kol wiek z kierowców przeżył go, ale pamiętam jak by to było wczoraj ten głos i co zrobiłem. Bo wielu jest wśród nas, którzy nie zdają sobie sprawy z tego co przeżyli i co widzieli, bo trudno jest im w to uwierzyć, chociaż to im się zdarzyło.