JustPaste.it

Szufladki, zapośredniczanie i Michał Żebrowski.


- Wioletta Parzęcha – przestawiła się nieduża Pani z dużym kokiem, na wielkim i nudnym przyjęciu.

- Lipowczyc – nie rozwijałem ja.

- Ale tu dziś gorąco… - pośpiesznie dodała, jakby nie chcąc czegoś stracić.

Cholera i co ja mam teraz zrobić? Nudno mi, masakra, ale desperatem nie jestem, nie rzucam się na coś, co mi tu fatum podsuwa, albo jakiś przypadek. Nawet jeśli niezła laska. To co, błysnąć , że niby mam teraz. E tam, poczekam na rozwój sytuacji. Już stoicy mówili, żeby nie rzucać się jak pchła na gówno. 

- To czym się Pan zajmuje? Bo ja jestem dyrektorem marketingu w XXXXX. – nie odpuściła sobie Parzęcha.

Hmmm.

Nie no, nie wybrnę. Ogarnia mnie jednocześnie jeszcze większe znużenie, bezsilność, złość, poczucie beznadziejności i bycia totalnym dziwolągiem. I co ja mam zrobić na takie dictum? Zająć się najpierw odpowiedzią na pytanie, czy skomentować jej stanowisko? Jak zacznę odpowiadać, to wyjdę na egocentryka. Jak zacznę od komentarza kariery, to na dzień dobry postawię się na straconych, defensywnych pozycjach.

A dalej

Jak pomyślę, to jeszcze większe schody. Bo zastanówmy się. Czy jestem tym, co robię?

Jeśli piszę to jestem pisarzem, a jeśli sram, to jestem zasrańcem?

Nie!

Nie, nie, nie! Jak przystało na wierzącego relatywistę, na takie zaszufladkowanie zgodzić się nie mogę!

Przecież jej nie interesuje moje bezdennie głębokie wnętrze, moje myśli, emocje, kręgosłup moralny i problemy. Ją obchodzi moja pozycja społeczna (jakie mam stanowisko, ile dochodu rocznego i kogo znam). I już nasuwają się kolejne pytania: czy jej to potrzebne do wykorzystania mnie (zdolności i znajomości), czy znajomością ze mną chce podnieść swoją wartość społeczną? (znaczy ma kompleksy) A może, o zgrozo, szuka stosownego męża, załatwiając za jednym zamachem wszystko?

(A tak na marginesie, to polowania na jednorazowe przyjemności polecam załatwiać w klubach, tam kobiety są jednoznaczne.)

Każda z tych ewentualności jest dla mnie nie do przyjęcia, bo nie wylądowałem na tym przyjęciu w poszukiwaniu okazji, znaczy nie jestem na polowaniu, służbowo. A nawet jeśli bym był… To i tak nie zmienia postaci rzeczy z tym, co nadmieniłem powyżej. O!

Nie cierpię zapośredniczeń. Nie jestem tym, co robię, bądź do czego służę. Tak jak stół, nie jest przedmiotem służącym do …. Bo jeśli zjechać na mim z zaśnieżonej górki, wprzódy kładąc do góry nogami, to czy stół stanie się od tego sankami? Nie. Pozostanie, cholernik, stołem (i kropka).

Ale, ale… Miało być też o Żebrowskim, a właściwie o tym, co biedak mówi w reklamie firmy dostarczającej prąd. Biedak, bo mówi to, co mu kazali i za co zapłacili. Ale nie będzie teraz o moralnych aspektach kupczenia gębą w reklamie.

Tu pomocny link: http://www.youtube.com/watch?v=XjZAxWpIEMQ

Mnie chodzi o tekst. No siadł jakiś copyrighter i spłodził. Właściwie to nie wiem, jak się ma tekst reklamy do sprzedawania prądu. To pewnie jakaś, tfu tfu, metafizyka. A może, nie daj Boże, New Age zaprawione Zen albo feng szują. Brrr… Ale też nie o tym chciałem.

To po kolei.

Kim jestem? – podstawowe pytanie egzystencjalne. No aż mnie wcięło w fotelu, jak pierwszy raz to usłyszałem w telewizji i to w bloku reklamowym. A do tego mówione ciepłym, niskim głosem. Jakbym był kobietą albo gejem, to pewnie by mnie ciarki po plecach przeszły. A tak, pozostałem jeno przy zainteresowaniu.

Dalej w reklamie leci, że jestem swoją pracą, rodziną, co jest najważniejsza. No i jestem mieszkaniem, samochodem, przyjaciółmi. To wymienione jednym tchem. Ciekawe, ciekawe.

A dalej, że nie myślę…. o tym, co wokół mnie, i że mnie to nie dotyczy.

Po przebitce na końcówkę od prądu z logo firmy, leci, że dopiero od dziś wiem o wszechotaczającym związku przyczynowo-skutkowym.  No i z tego powodu, chcieć ma się w kontakcie z naturą żyć. No i że od tego się nie starzeje, jeno dojrzewa. Koniec reklamy. uff

No to zaczynam przynudzanie:

Nie jestem ani pracą, ani rodziną, tym bardziej mieszkaniem, samochodem, przyjaciółmi. Dlaczego?

Nie mogę być pracą, bo jestem człowiekiem. Praca to nie człowiek, tylko różne czynności wykonywane nie tylko przez człowieka (zwierzęta, maszyny), wyróżnione specyficznie wśród innych czynności, jako społecznie przydatne. A to plasuje pracę w kategorii abstrakt (patrz Kotarbiński).

Nie jestem mieszkaniem, bo na przykład nie mam łóżka czy lodówki w samym sobie. Mieszkaniem, to ja jestem dla co najwyżej wirusów, bakterii i inszych gadzin. Samochodem tez nie jestem z tych samych powodów. Tego typu klasyfikowanie nazywa się błędem przesunięcia kategorialnego (patrz logika) i o tym wiedzą choćby TYSIĄCE studentów prawa, rokrocznie masowo oblewanych na egzaminie z logiki.

Nie jestem moimi przyjaciółmi, ponieważ fizycznie niemożliwe jest być sobą i jednocześnie kimś innym, z jego ciałem. Zwłaszcza jeśli nasi przyjaciele mają poczucie własnej odrębności, potwierdzone przez innych przyjaciół. Wrogowie też mogą potwierdzić. hahahhahha… Oczywiście duchem mogę być kimś innym i to całkiem odrębnym, pod warunkiem, że mam schizofrenię.

Nie mogę nie myśleć, bo by mnie nie było. (patrz Rene Descartes). Żebrowskiego też, no i firmy od prądu, co za reklamę zapłaciła, też by nie było. Bo przecież ludzie ją stworzyli, nie hipopotamy.

A że nie myślimy o wszystkim co nas otacza… cóż to raczej powszechnie akceptowana postawa społeczna zwana egocentryzmem. To można jeszcze odnieść do jakiś tam psychologicznych procesów obronnych, ale ja się na psychologizmach nie wyznaję. Do tego już się chyba pogubiłem. Znaczy, moda się zmieniła, a ja nie nadążyłem. Jeszcze niedawno najważniejsza była moja jednostkowa afirmacja i trening asertywności. A teraz proszę, zmiana o 180 stopni. Nie wiem czy dam radę. Hahahahha…

O związku przyczynowo-skutkowym, co łączy wszystko ze wszystkim, więc człowieka z naturą też, pisali już 25 wieków temu (patrz choćby Arystoteles). Zatem, wetknięcie końcówki od prądu do samochodu nie pobudzi mojej świadomości. A do tego nie ładnie, że firma od prądu przywłaszcza sobie nie swoje odkrycia.

A o tym, od czego się starzejemy czy dojrzewamy, wole się nie wypowiadać. Ale mogę odesłać do Immanuela Kanta, co dla niektórych wielkim Polakiem był.

Podsumowanie: uwielbiam oglądać reklamy. Zazwyczaj dostaję w maksymalnie skondensowanej formie porcję najnowszych trendów. Przy okazji mogę też zauważyć staczający się poziom powszechnego rozumienia czegokolwiek. Znaczy urealniam się.

Pozostaję z szacunkiem,

Oczywiście. Hahahahhaha…