Nauka Białego Człowieka utrzymuje, że smoki nie istniały. Obśmiewa je i żąda dowodów.Tymczasem Ostatni Smok umarł w 1973 roku.
Bimbam sobie na Naukę Białego Człowieka. Smoki nie istniały? Nie mogły latać, bo były za ciężkie? Nauka nie będzie mi wyznaczać zasad logiki, skoro nie potrafi wyjaśnić sama sobie, dlaczego trzmiel lata mimo zbyt wielkiej masy ciała w stosunku do wielkości skrzydeł. Nauka chętnie zaprzeczyłaby istnieniu trzmiela – jednak zbyt wielu świadków potwierdza jego obecność na Ziemi.
Smoki istniały. Ostatni z nich pojawił się między ludźmi, by realizować samego siebie – co czynił z pasją godną ognia, który w nim płonął do samego końca. Ale był też z nami, by pokazać, że przeszkody należy usuwać, a systemy pełne ograniczeń i zacofania zmieniać lub porzucać. Żarliwie namawiał do eksploracji życia.
Rzekł:
Dojrzewanie jest ciągłym odkrywaniem i rozumieniem procesu życia. Bądź elastyczny, zmieniaj się wraz ze zmianami. Bądź pusty! Otwórz się! W końcu kubek jest przydatny właśnie dlatego, że jest pusty.
Podkreślał:
Nie spiesz się naprawiać świata. Zamiast tego wzbogać swoje zrozumienie w ciągłym procesie odkrywania przyczyn swej ignorancji.
Kochał życie i chętnie dzielił je z ludźmi. Był szczodry proporcjonalnie do przestrzeni swojego umysłu. Umysłu, który – jak to u reformatorów – wyprzedzał epokę. Wydawał walkę sztywności praw i rytuałów ustalonych przez autorytety, których nie uznawał. Wiedząc, że ślepe naśladownictwo takich grozi przespaniem życia, napominał:
Pamiętaj, że sukces to podróż, a nie punkt przeznaczenia.
Zawsze zdradzał swoje zafascynowanie tą podróżą jako najpiękniejszym przejawem istnienia.
Muszę zdradzić Wam, że trzymam dystans wobec autorytetów. Podobnie jak Ostatni Smok uważam, że nasz Szlak powinno wytyczać własne serce i umysł; własne, niezakłócone ingerencją z zewnątrz jestestwo. Nasze emocje i nasze potrzeby wyznaczają prawa życia. Nikt nie powinien dyktować ci zasad, na podstawie których podróżujesz przez życie.
Nie uznaję autorytetów. Zbyt często okazują się pułapką każącą wysiadać na bocznym torze i mozolnie odszukiwać zgubionej esencji. Zbyt często często na końcu Księgi Mędrca odnajduję podpis Hipokryta. Stawiam natomiast wyraźną różnicę między autorytetami, a inspiratorami. Ci drudzy nie narzucają ram na Twoje kroki i myśli. Nie zawężają przestrzeni odkrywania. Przeciwnie: stymulują Twoje dążenia i przydają tak światła jak entuzjazmu.
Ostatni Smok, który rzekł, że entuzjazm przyciąga entuzjazm, pozostaje moim inspiratorem od lat.
Większość z nas, jak przypuszczam – może i wszyscy – ma swoich inspiratorów. I ja takich mam. Przy czym nie muszą tacy ograniczać się do żywych gości planety. Ostatni Smok jest mi Generatorem Mocy, mimo że opuścił Ziemię kilka miesięcy po moich narodzinach.
Nieodmiennie towarzyszy mi jego energia, która jest energią szczodrości. Każdy może wyciągnąć po nią rękę, co czyni się poprzez medytacje, modlitwy, myśli czy lekturę zapisanych słów inspiratora...
To czym jesteś dzisiaj, jest efektem twoich wczorajszych myśli.
Ostatni Smok był zamiłowanym filozofem. Bardzo też zdystansowanym, bo z humorem podkreślał, że wystarczy mówić mało i z powagą, by zostać okrzykniętym mędrcem.
Ostatni Smok zadziwiał. Dawał pokaz sprawności niespotykanej. Szokował siłą, wytrzymałością, szybkością. Był wszak Smokiem. Udowadniał, że granice możliwości fizycznych ciała można przesunąć szokująco daleko. Jeśli założyć, że istnieją jakieś, czemu chętny nie był.
Posiadanie czegokolwiek zaczyna się od umysłu.
Od twojego podejścia zależy, czy obrócisz przeszkody w schody do nieba, czy w zapory nie do przebycia.
W ciele ponadludzkich sił i możliwości narodził się duch zbuntowanego reformatora. Odrzucał konsekwentnie wszelkie wyroki i ograniczenia. To, w jaki sposób odrzucił wyrok medycyny wydany właśnie na niego, pozostaje fenomenem budzącym mój podziw i szacunek, przy czym jest to jedno z największych zwycięstw Smoka podczas krótkiej wizyty w naszym świecie. Otóż Inspirator mój, który z zamiłowaniem trenował ciało, doznał poważnego wypadku. Cóż, zdarza się i Smokom. Lekarze, którzy rzadko opierają się na sercu, często zaś na księgach i atlasach anatomii, pospieszyli ze swoistym pokrzepieniem: koniec z chodzeniem. Nie będzie już sportu.
Dla Ostatniego Smoka wyrok taki był wstrząsem ponad wszelkie inne. Był wszak życiem ruchliwym, nieustająco aktywnym, eksperymentującym, dającym pokazy i uczącym, jak być sprawnym...
Smok odrzucił wyrok dzięki niezwykłej woli swego ducha i serca; dzięki zdeterminowaniu, które przy braku machin oblężniczych zmiotłoby mury największej twierdzy. Może nawet malborskiej.
Walczył z tym strasznym upiorem niemocy cały rok.
Stanął na nogi i wrócił silniejszy niż kiedykolwiek przedtem.
Pamiętaj, że nikt nie jest pokonany, dopóki nie jest zniechęcony.
Człowieka, który nie daje się pokonać, nie da się pokonać.
Pamiętam jak ponad dwadzieścia lat temu lekarz powiedział mamie mojego najlepszego przyjaciela: „Pani syn ma wrodzoną wadę serca. Koniec ze sportem”.
Mój przyjaciel przeżył szok, ale odrzucił wyrok nieomal natychmiast. Trenuje do dziś z takim zaparciem i niezmożeniem, że Cymeryjczycy z uznania przyjęliby go w swe szeregi i zaproponowali najpiękniejszą dziewczynę na żonę. To jedyny sportowiec, którego nazwałem cyborgiem. Serce nigdy nie zawiodło.
Bądź świadom swoich uwarunkowań. Burz i rozbijaj wewnętrzne blokady.
Ostatni Smok żył krótko. Może dlatego, że tak wiele i tak szybko chciał nam przekazać?
Przytoczę Wam dwie lekcje od Niego:
Ogród umysłu
Umysł jest jak płodny ogród. Wyrośnie w nim cokolwiek zapragniesz, żeby wyrosło – piękne kwiaty czy chwasty. Tak też jest ze zdrowymi lub negatywnymi myślami, które jak chwasty – duszą i przytłaczają inne. Nie pozwól negatywnym myślom wedrzeć się do twojego umysłu, bo są one chwastami, które duszą pewność siebie.
Zastosowanie wizualizacji do oczyszczenia umysłu z negatywnych myśli
Odkryję wam mój sekret jak pozbyć się negatywnych myśli. Kiedy taka myśl wdziera się do mojego umysłu, wyobrażam ją sobie – dzięki technice wizualizacji – jako zapisaną na kartce papieru. Następnie w myślach podpalam tę kartkę i wyobrażam sobie, że spala się na popiół. Negatywna myśl zostaje zniszczona, by nigdy więcej nie dostała się do mojego umysłu.
Nie piszę i nie przytaczam tego wszystkiego, by narzucić Wam źródło inspiracji. Takie każdy obiera sobie sam. Nie piszę też w tym celu, by Ostatniego Smoka idealizować. Nie oparł się bowiem i on słabościom, co zdarza się chyba większości z nas. Mimo otwartego na oścież umysłu, mimo serca głodnego życia i szczodrego dla wszystkich, którzy zwrócili się o radę czy wskazówkę, był istotą dręczoną przez upiory. Upiory przychodzą do wielu ludzi. Do Smoka też przyszły.
Dlaczego ich nie odparł? Czy za bardzo pogubił się i przywalił projektami, ambicjami zmian, reform, nowych idei? Do dziś mnie to frapuje. Pozostaje Ostatni Smok osobowością i Generatorem, którego bardzo mi brak – mimo iż nieprzerwanie z niego czerpię.
Piszę, by podzielić się z Wami trzema refleksjami, jakich przydało mi życie Ostatniego Smoka i tego życia zwieńczenie.
Pierwsza jest pesymistyczna. Świadomość znaczenia pracy nad duchowością, utrzymywanie ciała w dyscyplinie i olimpijskiej formie, a także regularne medytowanie – nie gwarantują niestety uniknięcia potknięć, a co gorsza – klęski ostatecznej. Wydaje się koniecznym pamiętać o czujności, utrzymywać się w niej, kontrolować siebie, i nigdy – bez względu na dystans przemierzony w rozwoju duchowym – nie zgubić pokory. Życie zapisało Ci na jutro lekcję, której dziś nie możesz przewidzieć. Płyń. Czerp. Ale nie z największą intensywnością. Nie zachłannie. Albowiem nietrudno o zagubienie, jeśli ćwicząc ducha, realizujesz się w okolicznościach Materii, która na Ziemi dyktuje wyjątkowo surowe warunki i obiecuje wyjątkowo złudne wsparcie.
Dwie konkluzje są optymistyczne i wyznając je jak stałe podpory energii i inspiracji, chcę się i nimi z Wami podzielić.
Po pierwsze: stawiam nacisk na niezależność istoty ludzkiej. Na wolność wyboru i przekonań. Nie pozwolę żadnym kardynałom, profesorom, senatorom i kardiochirurgom wyznaczać ani moich wartości, ani sensu istnienia, ani źródeł mojego wzmocnienia. Będę inspirował się ludźmi, którzy potrafią otworzyć moje serce albo przekonać mój nieskłonny do korupcji rozum. Moje życie jest moim poligonem, który wykorzystam na własny sposób i na własne uszczęśliwienie.
Ostatni Smok planety tak właśnie żył. Jeśli nawet upadł otoczony upiorami, przeżył kilka dobrych lat jako bardzo szczęśliwa istota, wykorzystując wszystkie talenty i możliwości, jakie dała mu Natura. Zrealizował się. Oznacza to wspaniałą rzecz. Otóż początek, środek czy koniec drogi każdego z nas nie musi mieć wpływu i znaczenia dla części pozostałych. Każdy dzień traktujmy jak osobny rozdział bez konsekwencji i powiązań, nawet bez wielkich planów – które przecież zawsze odkształci Jutro... Nie przejmując się Całością, docenimy i w pełni wchłoniemy Cząstkę, którą ujrzymy na dłoni właśnie teraz. Otwierajmy dłonie od nowa, każdego dnia, tak jakbyśmy robili to pierwszy raz. Żyjmy.
Chwytaj chwilę póki możesz, niech zostanie w twojej głowie na resztę życia.
Po drugie: Ostatni Smok żył krócej niż wybiegały jego marzenia i projekty. Dzięki temu jednak, co po sobie zostawił, zrozumiałem, że krótkie i przerwane życie nie musi być zmarnowane również dla innych – dla tych, którzy czerpią zeń inspirację i wsparcie. Nawet jeśli życie to okazuje się zwieńczone ślepą uliczką bez szansy jej opuszczenia – nie musi być zmarnowane. Nigdy nim nie jest: wszak filozofia Wschodu i reinkarnacji podkreślają, że potknięcie jest taką samą lekcją jak zwycięstwo. Inaczej mówiąc, klęska i tak zawsze będzie krokiem w przód. Wydaje się, że w nieskończonym procesie rozwoju i edukacji, marnotrawstwo jako takie nie istnieje. My tylko wyznaczamy sobie tempo marszu...
Ani jedna minuta naszego życia nie będzie minutą zmarnowaną, dopóki serce bije i umysł – nawet, gdy jego ciało tężeje w pozbawionym słońca kącie – pracuje. Bo bez względu na formę ciała i jego położenie, umysł pozostaje eksploratorem wszechświata. Zawsze i nieskończenie.
Każdej godziny Ziemię opuszczają tysiące dusz i każdej godziny pojawiają się na niej nowe. Każda będzie badała ją po swojemu, każda spróbuje zrealizować się według przypisanych możliwości i odkrytych pragnień.
Wiele – bardzo wiele – zostawi po sobie przekaz uczuć, wrażeń, refleksji, miłości. Przekaz Energii, która nigdy nie opuści planety. Jako Wspólne Dobro, które czyni ludzkość.
Ostatni Smok opuścił ludzi przedwcześnie – zdecydowanie przedwcześnie – lecz pozostawił w ich przestrzeni uruchomioną energię, której nic już nie unicestwi. Energia ta unosi się wokół i każdy, kto wyciągnie po nią ręce – dzięki obrazom czy słowom Smoka – będzie mógł wzmocnić radość swego serca, hart ciała i siłę kroków. Zawsze czynionych do przodu.
Ja z tej energii korzystam. Korzystam wdzięcznie i z najdziwniejszą miłością: tęskną miłością do istoty, która odeszła zbyt prędko, bym mógł ją ujrzeć i podziękować w tradycyjny sposób.
Każdy z nas wnosi Energię. Każdy z nas może stanowić Inspirację – nawet, jeśli nie jest tego świadom.
Próbuję czynić dwie cenne rzeczy w moim życiu. Ponieważ Ostatni Smok mądrze rzekł:
ucz się od każdego, z kim tylko masz kontakt,
uczę się, obserwuję i rozważam. Słucham wielu z Was. Oglądam się na wiele istot, które przypisano mi na Orbicie Życia. Większość nigdy nie dowie się, że była mi inspiracją.
Obserwuję i rozważam własne kroki. Przecież nigdy nie dowiem się, ilu ludzi zainspirują. Ale chcę być pewnym, że trzymam się Szlaku. Dla siebie, dla bliskich, i dla Wspólnego Dobra.
Wszyscy stanowimy Mechanizm Życia.
Dlaczego mój Generator Inspiracji, Mocy i Niezłomności umarł tak szybko i tak tragicznie?
Czy zabił go obrzęk mózgu z powodu wymieszania tabletki na ból głowy z alkoholem? Byłby w takim razie jedyną znaną ofiarą tej tabletki po dzisiejszy dzień. Cóż – może nie służy Smokom to, co służy ludziom...
Może go zabito? Czyż kliki zarządzające planetą, utrzymujące systemy obłudne, niesprawiedliwe, demoralizujące, inicjujące wojny, nie mordowały już od wieków reformatorów i ludzi tak wolnych jak szczęśliwych duchem? Smok wydawał się nieśmiertelnym, nieludzko potężnym, a umarł niczym najsłabsza istota...
Najprawdopodobniej jednak Ostatniego Smoka zabił upiór własnej słabości. Chciał zrobić, zmienić, ulepszyć, pokazać zbyt wiele. Zbyt szybko. Żył zbyt intensywnie. Podziwiany przez tłumy, unoszony falą wdzięczności i entuzjazmu, dał porwać się niekontrolowanej misji reformowania i usuwania wsteczności ludzkiej myśli i rytuałów. Ogień, który zawsze płonął w Smokach, musiał strawić ciało wyeksploatowane i odessane z energii.
Ostatni Smok został pokonany przez upiora. Mimo to Jego przekaz inspiruje miliony Ziemian.
Jest jedynym Smokiem, którego istnieniu nauka nie śmie zaprzeczyć.
Ostatni Smok zmarł 20 lipca 1973 roku. Nazywał się Bruce Lee.