JustPaste.it

Amfiteatr – przeoczone urządzenie. Sposób przekazu jest także przekazem. (TS2)

Przekaz niewerbalny i werbalny. Przekaz naturalny i medialny. Falowe i substancjalne środki przekazu jako przekazy. Światłosfera.

© Edward M. Szymański

Amfiteatr – przeoczone urządzenie. Sposób przekazu jest także przekazem. (TS2)

 Przekaz niewerbalny i werbalny. Przekaz naturalny i medialny. Falowe i substancjalne środki przekazu jako przekazy. Światłosfera.

         W poprzednim artykule [Trupy w szkole...]problem teatru szkolnego starałem się omówić w kontekście problematyki relacji między globalizmem i regionalizmem. Sądziłem, że na omówienie kontekstu medialnego podobnie wystarczy jeden artykuł. Nazbyt optymistycznie!

        Tajemnicze literki w nawiasie przy tytule sygnalizuje, podobnie jak awatar z literką „Ż”, że chodzi o kolejny artykuł poświęcony szkolnym trupom.

        W niniejszym o nich właściwie nic. Tak rozległa i skomplikowana jest medialna materia, że najpierw trzeba określić sposób rozumienia różnych terminów, by nie ugrzęznąć w zaspach  nieporozumień. Łatwiej mi było nadać określeniom różnych terminów charakter projektujący niż sprawozdawczy choć, co oczywiste, od popularnej praktyki językowej nie da się uciec.      

Uwagi wstępne

Szkolna trupa a edukacja medialna

        Co  szkolna trupa może mieć wspólnego z edukacją medialną? 

        Wspólnym mianownikiem jest oczywisty fakt,  że teatr  podobnie jak różne media, w tym także media elektroniczne,   emituje publiczne przekazy. Edukacja teatralna w szkole może być więc także edukacją w zakresie publicznych przekazów: w zakresie ich odbioru, ale także w zakresie ich tworzenia czy współtworzenia.

        W teatrze szkolnym można eksperymentować, eksperymenty w mediach publicznych mogą być niebezpieczne. Trudno zaś o efektywną naukę bez osobistych doświadczeń.

        Teatr, zgodnie z umową zaproponowaną w poprzednim artykule na potrzeby niniejszych rozważań  emituje przekazy bezpośrednie, to znaczy, że między ostatecznym nadawcą, jakim jest zespół teatralny, a odbiorcą, czyli widownią istnieje bezpośredni kontakt wzrokowo-słuchowy.  Dzięki temu aktorzy mają sposobność natychmiastowego odczuwania reakcji widzów. Dzięki temu też wytwarza się specyficznie emocjonalna, spektaklowa atmosfera  wytwarzana przez obydwie strony teatralnego kontaktu.

        Można by powiedzieć – psychofizycznego niemal kontaktu. To bardzo ważne. Dlaczego? O tym m.in. będzie niniejszy artykuł.

A gdzie amfiteatr?

        Konkrety (w tym wypadku skromniutki szkolny teatrzyk)  miewają ogromną siłę inspiracji. Starając się czegoś dowiedzieć o specyfice teatralnego przekazu sięgnąłem do haseł odsyłających do środków przekazu. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu o teatrze niczego nie znalazłem..

         Amfiteatr – to potężne gabarytowo architektoniczne urządzenie, wynalezione już w starożytności, służy między innymi przekazom teatralnym. A o nim w  literaturze o środkach komunikowania się  nic, czy prawie nic. Jeśli starogreckie budowle teatralne mogły pomieścić tysiące widzów, to nie służyły one publicznemu czy masowemu przekazowi? To dlaczego zostały one przez badaczy problemów komunikacji przeoczone? Czy  rzeczywiście zostały przeoczone? [Przypis 1.]

       Niech za świadectwo posłuży  bardzo obszerne i starannie opracowane zestawienie bardziej znaczących kroków w historii rozwoju mass mediów dokonane  przez dra hab.  Zbigniewa Bauera, pracownika naukowego w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Zestawienie to udostępnione jest w Internecie pod  linkiem

                                       http://media.gimnazjum.com.pl/pismo.html

       W innym krańcu Polski, w Ostrołęce, Maria Grabowska  klasyfikując mass media na potrzeby dydaktyki szkolnej wyróżnia ich trzy podstawowe grupy (audialne, wizualne i audiowizualne), ale także  o amfiteatrze nie napomyka.

                                       http://publikator-nauczycielski.w.interia.pl/grabow3.htm

      Podobnie w Szczecinie. Dobrze wypozycjonowane opracowanie  Środki masowego przekazu. Rodzaje współczesnych mediów (autorstwo trudno mi było ustalić) znajdujące się na stronie tamtejszego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli również o teatrze nie wspomina.

                                       http://odn.zce.szczecin.pl/ju/eduobyw/pliki/stronywo/spo/spod1.pdf

       Podobnych przykładów można mnożyć, co nasuwa podejrzenie, iż nie ma tu przypadku. Pod hasłem środki publicznego przekazu i zbliżonych  także trudno coś znaleźć.

      Nadto,  „środki przekazu”, „środki masowego przekazu”, „środki publicznego przekazu”, „mass media”, „środki komunikowania się” – to określenia rozumiane często synonimicznie. To,  jak  się rzeczy i zjawiska nazywa jest kwestią językowej konwencji, ale dobrze, by takie konwencje miały swoje uzasadnienie, były jakoś czytelne. A tej czytelności, przynajmniej w popularnych opracowaniach, brakuje.        

          Może  to być poniekąd zrozumiałe. Nauki o komunikacji medialnej  ukształtowały głównie w  XX wieku  z potrzeb analizy nowych zjawisk jakim była np. reklama czy wykorzystywanie mass mediów dla celów politycznych lub  marketingowych. Ogromna wielość  różnych aspektów tych procesów utrudnia jakąś systematyzację, uporządkowanie tych niezwykle społecznie ważących problemów. Pewne uporządkowanie jest jednak niezbędne i stąd niniejsza propozycja odbiegająca chyba od tego, co można spotkać w popularnych opracowaniach.

         Jeśli teatr szkolny ma być jakoś pomocny w edukacji medialnej, to trzeba znaleźć dla budowli teatralnych    odpowiednie miejsce w historii rozwiązań  służących społecznemu komunikowaniu się i także odpowiednie miejsce w ich aktualnych klasyfikacjach. Dotyczy to nie tylko budowli teatralnej ale i teatru jako takiego.

         Skoro tak wielkie urządzenie zostało przeoczone, to ważny sygnał, by jeszcze raz przyjrzeć się najbardziej elementarnym, podstawowym pojęciom związanym z komunikowaniem się ludzi. Inaczej chyba trudno będzie o odpowiedź, dlaczego omawiane tu pominięcie  miało i ma miejsce. Stąd też poniższe rozróżnienia i objaśnienia.

Część I

Dwa podstawowe rozróżnienia

         Pierwsze zasadnicze rozróżnienie dotyczy tego, o czym ludzie komunikują się wzajemnie, co sobie przekazują?

I.   Przekazy niewerbalne i werbalne

         Komunikowanie się niewerbalne. Niezależnie od tego, co ludzie sami o sobie myślą, nie przestali być istotami biologicznymi. Pierwotne kontakty między nimi, to kontakty przy pomocy wszystkich dostępnych im zmysłów. Przekazy niewerbalne to filogenetycznie i ontogenetycznie przekazy przedwerbalne na poziomie biologiczno-zmysłowym.

        Za sprawą dyskretnie działających feromonów społeczeństwa do dziś nie mają kłopotów z naturalną samoreprodukcją biologiczną, do czego potrzebne jest połączenie informacji zawartych w genach dwojga osób. Przekaz między matką a niemowlęciem realizuje się niemal wyłącznie na poziomie biologiczno-zmysłowym.

       Na tym poziomie komunikowania się angażowane są wszystkie ludzkie zmysły: słuch, wzrok, węch, smak czy dotyk. Matka kołysząc niemowlę angażuje nawet jego zmysł równowagi. 

       Ale i w dorosłym życiu przekazy na tym poziomie nie znikają.  Ludzie witają się poprzez podawanie rąk czy potrącanie się nosami, czasem się biją, gryzą czy nawet gołymi rękoma zabijają,  w innych sytuacjach całują się, ściskają, gestykulują, posługują się mimiką,  śmieją się, płaczą,  klepią po plecach, klaszczą itd. Co jest treścią przekazów na tym poziomie niewerbalnych międzyludzkich kontaktów?

         Na tym poziomie komunikacji nie przekazujemy  wiedzy czy informacji o świecie zewnętrznym a raczej o naszych wewnętrznych stanach emocjach, niepokojach, nastrojach obecnych podczas  nawiązanego kontaktu czy  wynikających z okoliczności sytuacji „tu i teraz”  tego kontaktu. Jest oczywiste, że jeśli ktoś wydaje okrzyk zachwytu czy strachu, to może  sygnalnie zwracać  uwagę na zewnętrzne źródło tych emocji, ale to nie musi być nawet jego nazwaniem.

        Jest to ogromnie ważna sfera komunikowania się ludzi między sobą. Niektórzy nawet chcą, by w chwili śmierci ktoś trzymał ich za rękę. 

        Komunikowanie się werbalne to już  wyższy poziom komunikowania się. Język to chyba najdonioślejszy dorobek ludzkości. Również w świecie zwierzęcym można zaobserwować różne przejawy komunikacji językowej, ale sprawność języka ludzi pozwoliła im wyodrębnić się ze świata zwierzęcego na tyle, że rozwój ich kultury przestał być porównywalny pod jakimkolwiek chyba względem z kulturami zwierzęcymi.

         Przekaz werbalny pozwala na komunikowanie się w sprawach oderwanych od „tu i teraz” współtworzących sytuację przekazu, pozwala odnosić się do  spraw odległych czasowo i przestrzennie od aktualnego  „tu i teraz”. Przekaz językowy może dotyczyć tego co było kiedyś, i tego co może być w przyszłości: tego co może się samorzutnie niejako zdarzyć, ale  także tego co, co jutro lub pojutrze  można jednostkowym lub zbiorowym wysiłkiem zrobić ingerując w naturalny skutkowo-przyczynowy ciąg zdarzeń świata zewnętrznego, a nawet pozostawiając w nim trwałe materialne efekty podejmowanych z rozmysłem wysiłków.

           To już wymaga pojęciowego, abstrakcyjnego myślenia. Dla kogoś powiadamiającego swoich pobratymców o zauważonym gdzieś turze, ów tur był czymś konkretnym, bezpośrednio widzialnym czy słyszalnym,  ale dla innych członków łowieckiej wspólnoty ten sam tur był już tylko  jakimś turem, był turem abstrakcyjnym, którego ani nie  widzieli, ani nie słyszeli. Mogli go sobie tylko jakoś wyobrazić.      

           Dzięki językowi jednostka  potrafi całą sferę doznań doświadczanych wieloma zmysłami  przekodować na system impulsów akustycznych i przekazać je innym angażując tylko ich  zmysł słuchu.  Wrażenia odbierane różnymi zmysłami  przez jednostkę w jednym miejscu i czasie mogą dzięki komunikatom językowym stać się dostępne innym jednostkom odległym czasoprzestrzennie od relacjonowanych zdarzeń.

          Komunikaty językowe umożliwiają  przekaz  wrażeń doświadczanych różnymi zmysłami tylko z pewnym stopniem precyzji, bo jak np. opowiedzieć smak potraw, zapach kwiatów lub intensywność doznanego  bólu czy radości? Pomimo tych ograniczeń  pozwalają jednak  ludzkim społecznościom  na niezwykle skomplikowane formy organizowania się i współpracy.

Podstawowy schemat komunikowania się

         Komunikowanie się werbalne, podobnie jak i na poprzednim poziomie, ma  stały niezmienny schemat ogólny: nadawca – komunikat – odbiorca. Słowo „komunikat” będzie w niniejszych rozważaniach używane zamiennie ze słowem „przekaz”.

         Schemat jest prosty, ale cały proces aktu komunikacji językowej jest niezwykle złożony. Trudno nawet byłoby wyliczyć, ilu specjalistów różnych dziedzin nauki on interesuje. Wystarczy zajrzeć do internetowych stron różnych uczelni, by przekonać się jak wiele różnych zakładów,  instytutów czy nawet wydziałów już samą nazwą sygnalizuje zajmowanie się omawianymi tu problemami, jak wielki potencjał badawczy jest w tę problematykę zaangażowany. Dla ciekawostki podaję w przypisie kilka przykładów z różnych uczelni, choć błędne byłoby domniemanie,  że tylko we wskazanych jednostkach organizacyjnych problemy komunikowania się są podejmowane. [Przypis 3]

         Język służy pojęciowemu odzwierciedlaniu składników świata doświadczanego przez ludzi najróżniejszymi zmysłami w najróżniejszych okolicznościach. Jest narzędziem porządkowania  i wzbogacania mentalnego obrazu świata w określony system wiedzy o nim. Aby nadać komunikat językowy nadawca musi zakodować treść przekazu w ciąg artykulacyjnych czynności (w przypadku mowy żywej), które uruchamiają ciąg fal akustycznych docierających do odbiorcy. Ten z kolei musi dany ciąg wrażeń słuchowych zinterpretować czyli jakoś odkodować go, by przekaz spowodował określone zmiany czy był jakimś uzupełnieniem w jego mentalnym obrazie świata.

         Nawet prosty komunikat w rodzaju: podaj mi ten kamień! wymaga uruchomienia całego skomplikowanego (i tutaj sygnalizowanego w sposób niezwykle uproszczony) procesu psychofizycznego zarówno po stronie nadawcy, jak i odbiorcy. Ogromna część  tego złożonego procesu przebiega poza świadomością partnerów komunikowania się.

II.   Przekaz naturalny i medialny

          To już inne rozróżnienie, ale także o charakterze podstawowym. W poprzednim przypadku chodziło o wyodrębnienie przekazu werbalnego angażującego tylko organy artykulacyjne i organy zmysłu słuchu w procesie komunikowania się oraz zaakcentowanie możliwości takiego przekazu pod względem zawartości treści. Zwrócona została uwaga na to, że w przekazie werbalnym możliwe było mówienie o sprawach odległych czasoprzestrzennie od sytuacji w jakiej ten przekaz się dokonuje. W istocie więc, rozróżnienie to dotyczyło różnic w możliwościach  treści przekazu  werbalnego i niewerbalnego.  

         W tym zaś przypadku rozróżnienie dotyczyć będzie czegoś innego. Tego mianowicie jak przebiega sam proces przekazu. Objaśnienie tego rozróżnienia dogodnie jest rozpocząć od określenia przekazu naturalnego. 

          Przez przekaz naturalny rozumiany jest tutaj przekaz dokonywany w łączności słuchowej i wzrokowej między nadawcą i odbiorcą. A więc dotyczy on sytuacji, gdy nadawca i odbiorca widzą i słyszą się wzajemnie. Akt komunikowania się jest procesem dziejącym się w czasie i przestrzeni, w czasoprzestrzennym „tu i teraz”. Sytuacja, gdy partnerzy rozmawiają przez drzwi lub w ciemnościach i nie widzą się wzajemnie, jest tylko   ułomnym  wariantem przekazu naturalnego, choć czasoprzestrzenna bliskość jest  także zachowana.  

       W procesie naturalnego  przekazu wszystko jest naturalne. Nadawca i odbiorca posługują się własnym ciałem, swoimi narządami artykulacyjnymi, narządami słuchu i wzroku, a nośnikami przekazu są fale akustyczne i świetlne, których przecież człowiek nie wymyślił, ale jest na nie bardzo wrażliwy. 

      Akty przekazu naturalnego, to nasze codzienne rozmowy w mniejszym czy większym gronie w których uczestniczymy jako nadawcy lub odbiorcy, czy  też bardziej odświętnie jako uczestnicy oglądanych bezpośrednio różnorakich widowisk kulturalnych, sportowych itp.

       Ludzkość od zarania  swych  dziejów  zainteresowana była tym, aby wyzwolić się z czasoprzestrzennych ograniczeń kontaktu naturalnego. Zainteresowana była tym, by możliwy był przekaz między nadawcą i odbiorcą w sytuacji, gdy  nie ma między nimi bezpośredniej łączności słuchowej i wzrokowej.  Te dążenia zaowocowały i nadal owocują różnymi wynalazkami, które mają niezwykle doniosły wpływ na życie społeczeństw.

       Owe wynalazki, to w proponowanej tu  terminologii środki medialne.

       Przekaz medialny zatem to taki przekaz, który przełamuje ograniczenia czasowe lub przestrzenne kontaktu   naturalnego. Do tego zaś potrzebny jest określony środek („medium”).

       Jeśli nie ma bezpośredniej łączności słuchowej, trzeba ten brak czymś nadrobić.

       Jeśli nie ma bezpośredniej łączności wzrokowej, także trzeba ten brak jakoś nadrobić.

       Historia radzenia sobie z tymi problemami jest fascynująca.  Pomysłowość ludzka zdaje się nie mieć granic.

      Owe środki medialne to pismo, malowidła naskalne,  afrykańskie tam-tamy, druk, prasa, książki,  telegraf, radio telewizja, Internet itd. itd. Do roli przestrzennego nośnika informacji wprzęgnięci zostali konni kurierzy,  impulsy elektryczne czy  fale radiowe.  Odsyłam tu Czytelnika do wspomnianej już pracy Zbigniewa Bauera.

      Prywatny list   wysłany pocztą jest w proponowanym tu ujęciu jak najbardziej środkiem medialnym.  Jedna osoba mieszka w Pcimiu, druga w Paryżu: jest nadawca, jest odbiorca, a między nimi  tysiące kilometrów. Treść listu jest komunikatem. List i instytucja poczty skutecznie potrafią przełamywać bariery przestrzenne między indywidualnym nadawcą i indywidualnym odbiorcą.

       Antygonę Sofoklesa mogę czytać sobie dzisiaj, chociaż napisana została bardzo dawno temu.  Jest nadawca, jest komunikat, jest odbiorca, a więc mamy do czynienia z aktem przekazu dzieła literackiego mimo, że między mną a Sofoklesem istnieje odległość czasowa przeszło dwóch tysięcy lat. Dzięki środkowi medialnemu jakim jest książka, przełamana została tak ogromna bariera czasowa.

Środki medialne nie muszą być środkami masowego przekazu

        W myśl dokonanych dotąd rozróżnień nie należy środków publicznego czy  masowego przekazu utożsamiać ze środkami medialnego przekazu. To są dwie różne sprawy, choć fizycznie mogą się na siebie nakładać czy krzyżować.

        List do znajomego, w myśl proponowanej umowy terminologicznej, jest ewidentnie środkiem medialnym a przecież nie musi być w żadnym stopniu środkiem masowego czy publicznego  przekazu. Wręcz przeciwnie, może być środkiem indywidualnego przekazu (od indywidualnego nadawcy do indywidualnego odbiorcy) i to przekazu bardzo poufnego.  

        Co innego już książka. Nie tylko ja mogę być czytelnikiem Antygony, ale  podobnych  czytelników mogą być tysiące czy nawet miliony. W tym przypadku mamy do czynienia ze środkiem  masowego przekazu.

Dlaczego przeoczono grecki amfiteatr?

         A co z greckim amfiteatrem? Służy publicznemu przekazowi. Czy więc nie jest środkiem publicznego  przekazu? Choć niewątpliwie taki przekaz ułatwia, to w myśl proponowanych rozróżnień nie jest środkiem masowego przekazu, albo ostrożniej mówiąc – jest tylko w pewnej mierze (w bardzo specjalnym znaczeniu) środkiem masowego przekazu, ale na razie trudno byłoby to bliżej objaśniać. 

         Dlaczego nie jest środkiem masowego przekazu? Wystarczy bowiem zauważyć, że między aktorami a widzami w takim teatrze istnieje bezpośrednia łączność słuchowa i wzrokowa. Nie ma między nimi jakiegoś dodatkowego „medium”, aby można było mówić o przekazie medialnym.  Aktorzy oraz widzowie  słyszą i widzą się wzajemnie. Akt komunikowania jest ściśle czasoprzestrzenie określony, dzieje się w ściśle określonym „tu i teraz”. Nawet poetyka starogreckich  dramatów - zauważmy na marginesie – uwzględniała postulat jedności miejsca, czasu i akcji.

          Spektakl teatralny jest przekazem naturalnym, ale niemedialnym mimo, że może być przekazem do bardzo licznej, liczonej nawet w dziesiątkach tysięcy  publiczności. I ta intuicyjnie wyczuwalna niemedialność może być powodem, dla którego badaczom problemów społecznego komunikowania się wielkie budowle teatralne dość powszechnie umknęły uwadze i przez to zostały jakby zbagatelizowane w refleksji nad różnymi  problemami komunikacji społecznej.

         Jeśli wiec zgodnie z proponowaną terminologią amfiteatr nie jest środkiem publicznego  przekazu, to czym jest?

         Jest urządzeniem służącym ułatwieniu przekazu naturalnego od nadawcy, do szerszego grona osób.  Dzięki niemu większa liczba osób może lepiej widzieć i słyszeć, co się dzieje na scenie. Podobnym urządzeniem jest także np. każda sala wykładowa (często amfiteatralnie urządzona), ambona w kościele  czy nawet sala szkolna. Jakoś nikt nie nazywa tych pomieszczeń środkami masowego czy publicznego przekazu, chociaż dla ułatwienia takich  przekazów zostały zbudowane.             

         Odróżnienie  przekazu naturalnego od przekazu medialnego pozwoliło   na pewną próbę odpowiedzi na pytanie o przyczyny, dla których amfiteatralna budowla została jakby pominięty w refleksji nad problemami komunikowania się.  I to już by mogło wystarczyć za usprawiedliwienie jego omówienia. Znaczenie tego rozróżnienia jest  jednak poważniejsze.

Część II

Sposób przekazu i środek przekazu

          Amfiteatr nie jest środkiem masowego przekazu pomimo,  że w sposób oczywisty masowemu przekazowi służy. To już zostało objaśnione. Ale nasuwa się tu pewna uwaga. Przecież elementarna kompetencja językowa wprost podpowiada, że jeśli coś osiąganiu  czegoś służy, to aż się prosi, by nazwać to środkiem do osiągania tego czegoś. Sali wykładowej jednak zapewne nikt nie nazywa środkiem medialnym. Czego to może być sygnałem? 

          Jeśli posługiwanie się taką elementarną kompetencją językową prowadzi do tego, że oto niebanalne  ludzkie wytwory łatwo  uchodzą uwadze w refleksji nad ważną sferą zjawisk społecznych i cywilizacyjnych osiągnięć, to może być znakiem, że nie wystarczy już poczuciowe,  intuicyjne rozumienie różnych  pojęć, i potrzebne   jest rozbudowanie określonej aparatury pojęciowej  i ewentualne   jej doprecyzowanie  . Ale jak? Co może być tu kierunkową wskazówką?

          Propozycje mogą być bardzo różne i zapewne takowe są. Nie robiłem  kwerendy po uczelnianych wydawnictwach, ale sądząc po tym, co znajduje się w popularnym obiegu (Internet jest tu dość dobrym przewodnikiem), chyba jakichś powszechniej akceptowanych i  czytelnych propozycji nie ma. Nie widać ich na poziomie dydaktyki szkolnej (przykład z Ostrołęki), nie widać ich na poziomie dokształcania nauczycieli (przykład ze Szczecina), nie widać ich na poziomie dydaktyki akademickiej (przykład z Krakowa).

          W takiej sytuacji dogodnie jest skorzystać z myśli klasyków w danym przedmiocie rozważań, by poszukać, czy nie ma w niej czegoś, co mogłoby być jakąś  inspiracją. 

          Tu dochodzimy do niezwykle interesującej sprawy, jaką jest bardzo znana teza sformułowana przez kanadyjskiego badacza, uznawanego za jednego z klasyków problematyki mass mediów, Marshalla McLuhana. Teza ta mówi:

Środek przekazu jest przekazem

         Sformułowanie jest proste, ale  intrygujące. Co się pod nim kryje? No właśnie. Od opublikowania tej tezy minęło już przeszło pół wieku i nadal toczą się dyskusje, jak ją rozumieć.

          Wystarczy w Google wystukać tę tezę, by ukazał się cały szereg odsyłaczy do rożnych artykułów czy szerszych opracowań, w których jest ona jeśli nie głównym, to przynajmniej jednym z głównych wątków. Odsyłam Czytelników do kilku linków [przyp. 2 ], by mogli się czegoś bliżej dowiedzieć i … dalej niewiele więcej wiedzieć.

           Dlaczego? Omawiane tu stwierdzenie wplecione jest w kulturologiczne rozważania na temat wpływu mediów na życie społeczne, wplecione jest w  rozważania nad rozróżnieniem mediów „zimnych” i „gorących” znowu nastręczających wielu kłopotów interpretacyjnych.

           Sam autor w różny sposób próbował zilustrować znaczenie tego stwierdzenia, ale nie udało mu się go ściślej przedstawić w terminach nie  nastręczających różnych wątpliwości.  Mimo tego pozostaje ono źródłem inspiracji dla wielu badaczy i ciągłych prób interpretacyjnych. Czy wobec sygnalizowanej tu niejednoznaczności pojęciowej warto się dalej tym stwierdzeniem zajmować? Warto.

          Sygnalizowane tu trudności interpretacyjne wynikają moim zdaniem z tego,  że głębokie intuicje badawcze  skrywające się  pod tym zdaniem wyrażone zostały w kostiumie pojęciowym służącym opisowi zjawisk ze sfery kultury. Te zaś często do najbardziej precyzyjnych nie należą. Chyba nie warto już podejmować kolejnej „kulturologicznej” próby i odejść od powszechniej podejmowanych praktyk.

Spojrzenie z innego  punktu widzenia

         Warto na moment wyzwolić się z pojęciowej siatki kulturologicznej i zastanowić się nad czysto fizycznym, empirycznie sprawdzalnym sensem tej tezy.

          Język fizyki jest językiem precyzyjnym nawet na elementarnym poziomie opisywanych zjawisk, a uprzedzić mogę, że wystarcza tu dość elementarna wiedza z akustyki czy optyki.  Przedsięwzięty zabieg metodologiczny nie musi zaś być przeszkodą, by w dalszej kolejności próbować podjęcia kwestii kulturowych skutków zjawisk mających swoje  materialne, ale precyzyjniej  już określone  podłoże.

          Trudno mi o pewność, że ktoś, gdzieś podobnego zabiegu metodologicznego  nie dokonał, ale  od czegoś w końcu jest opinia publiczna. Z drugiej strony, trudno mi też o domniemane, by czyjaś myśl kierowała się identycznymi do moich przesłankami. Bo czy powszechne są próby wykorzystania szkolnego teatru w edukacji medialnej? A taka próba wymaga propozycji takiej  terminologii, by można było w miarę sprawnie przynajmniej porównywać przekaz niemedialny z przekazami medialnymi. Porównywanie podobieństw i różnic w przekazach medialnych i niemedialnych może znacznie ułatwić rozumienie jednych i drugich.

         Przypadek zaś, że mimo różnych punktów wyjścia można dojść do podobnych rezultatów,  nie jest już czymś osobliwym. A nawet jeśli ktoś podobnego zabiegu już gdzieś dokonał,  to echa tego nie dotarły do popularnych opracowań.

Charakter środków przekazu

        Cym  w sensie fizycznym może być  „środek przekazu jako przekaz”? Ten środek przekazu, mówiąc najogólniej,  może mieć charakter substancjalny lub falowy. Dziwne to? Może trochę zaskakujące, ale tylko w pierwszym momencie i  wcale  nie obrażające nawet dość potocznej wiedzy o świecie, co będę starał się pokazać.

       Stwierdzenia, że dźwięki mowy są akustycznymi falami, a książka czy zeszyt są substancjalnymi przedmiotami raczej nie budzą chyba kontrowersji. Tu już odwołuję się do potocznego rozumienia, że zeszyt, taśma filmowa, taśma magnetofonowa, dysk CD itd., są rzeczami, są substancjalnymi przedmiotami.   

       Spróbujmy zatem  na prostym przykładzie najpierw  zilustrować, czym może być substancjalny środek przekazu jako przekaz, jak to można rozumieć?

Substancjalne środki przekazu

       Przywołując tu rozróżnienie na przekaz naturalny i przekaz medialny wypada zauważyć, że  środki substancjalne dotyczą tylko środków medialnych. Nie oznacza to wszakże, że środki medialne muszą mieć tylko charakter substancjalny.   

       Oto oglądamy zestaw wizytówek, jaki ktoś sobie zgromadził. Nie znamy osób, od których one pochodzą, ale jedna z wizytówek wykonana jest z platyny. (Podobno jeden z rosyjskich miliarderów ma taki gest!) Nazwisko na takiej wizytówce może nic nam nie mówić, nie widzimy tej osoby ani jej nie słyszymy, mamy więc do czynienia z przekazem  medialnym.  Treść przekazu utrwalona jest na materialnym, substancjalnym nośniku czyli inaczej mówiąc na substancjalnym środku przekazu. Dzięki osobliwości tego nośnika dowiadujemy się o danej osobie czegoś, co wyraźnie wyróżnia ją spośród innych.  Płatek platyny jako materiał na którym skromny komunikat jest utrwalony,  jest tu dodatkowym komunikatem o zamożności danej osoby.  Substancjalny środek przekazu okazuje się być także pewnym dodatkowym przekazem.

        Czy z innych wizytówek, poza tym co jest na nich napisane, niczego o danych osobach się nie dowiemy? Także się dowiemy. Mogą być te wizytówki wydrukowane na lepszym czy gorszym papierze, mniej lub bardziej starannie i pomysłowo napisane itd. I one także o czymś świadczą.  Platynowa ciekawostka została tu przywołana tylko dla wyrazistszej ilustracji, że środek przekazu może być dodatkowym i wyrazistym przekazem niezależnym od przekazu, którego jest substancjalnym nośnikiem. 

        Inny przykład, trochę w McLuhanowskim duchu. Obserwujemy jadące szosą samochody. Nie wiemy, dokąd ich kierowcy jadą, do kogo, w jakim celu, nie znamy ich. Ale jedne samochody są wyraźnie „po przejściach”, inne jak spod igły, niektóre „podrasowane” efektowymi spojlerami, inne znowu niekonwencjonalnie pomalowane itp. Czy sam wygląd tych samochodów, ich marka, nie mówi nam nic o ich właścicielach?

        McLuhan zapewne od razu w tym miejscu podjąłby refleksję, że sama szosa wraz z jeżdżącymi po niej samochodami wywiera głęboki wpływ cywilizacyjny  na jej otoczenie, że będą obok niej powstawać jakieś osiedla czy różne obiekty infrastruktury drogowej. Jeśli jednak chce się o wszystkim powiedzieć w kilku zdaniach, to nietrudno o wspomniane już kłopoty interpretacyjne. Tutaj ukontentujmy się spostrzeżeniem, że znowu   środki komunikacji, jakimi są przecież samochody, są pewnymi komunikatami. Rodzaj i wygląd samochodów coś obserwatorowi mówią o jadących nimi. Z drugiej zaś strony ich właściciele chcąc  nie chcąc sami swoimi samochodami coś komunikują światu o sobie.

         Biblia jest tekstem powszechnie znanym, powszechnie znane są różne cytaty z tego dzieła. Jeśli jednak jakiś fragment Biblii odczytujemy na kawałku pergaminu, to sam ten środek przekazu jakim jest pergamin,  od razu informuje, że mamy do czynienia z dokumentem pochodzącym z innej epoki w rozwoju piśmiennictwa. Środek przekazu okazuje się niezwykle ważnym przekazem.

         Wiedzą o tym badacze różnych dokumentów, dla których ich autentyczność stwierdzana jest dzięki badaniom materiału na którym określone komunikaty zostały utrwalone.        

Falowe środki przekazu

       Tu na wstępie pomocna jest uwaga, że w proponowanym ujęciu pojęciowym  przekaz  naturalny realizuje się wyłącznie poprzez falowe środki przekazu. Chodzi tu o fale akustyczne i fale świetlne; mówimy bowiem o sytuacji, gdy między nadawcą a odbiorcą istnieje kontakt wzrokowy i słuchowy.  Rozpatrzmy najpierw kwestie przekazu za pomocą fal akustycznych.

        Każda wyartykułowana sekwencja słowna jest określonym ciągiem fal akustycznych. Ten wyartykułowany ciąg fal nazwać można naturalnym akustycznym środkiem przekazu

        Weźmy pod uwagę zdanie z trzema wariantami kończącego go znaku:

       Pójdziesz do sklepu., Pójdziesz do sklepu?, Pójdziesz do sklepu!  

W zależności od tego, jakim znakiem interpunkcyjnym się posłużymy, przytoczone zdanie będzie miało zupełnie odmienne znaczenie. Tak to wygląda w piśmie. A jak to wygląda w mowie? Ani kropka, ani wykrzyknik, ani pytajnik nie mają w wymowie statusu odrębnej głoski, nie są odrębnymi jednostkami fonologicznymi. To skąd możemy się zorientować,  jakie jest  znaczenie usłyszanego zdania? Po sposobie jego wypowiedzi, jego akcentowania.  

       Fizycznie nośnikiem komunikatu, czyli środkiem komunikatu,   jest tu ciąg fal akustycznych składających się każdorazowo z takich samych jednostek fonologicznych. Za każdym razem jednak te same składniki są trochę inaczej dodatkowo nacechowane przez sposób akcentowania, co odczuwamy jako dodatkowy wskaźnik znaczenia. I ten dodatkowy wskaźnik jest jednocześnie dodatkowym komunikatem. A zdanie  w jakiś sposób trzeba wypowiedzieć, jeśli ma trafić do odbiorcy;  nie można więc owego dodatkowego komunikatu pominąć. Środkowi przekazu, jakim jest wyartykułowany ciąg fal akustycznych każdorazowo towarzyszy   sposób artykulacji. I ten sposób artykulacji jest także pewnym dodatkowym przekazem.

        Ktoś może zastrzec, że przecież fale akustyczne to nic innego jak drgania powietrza, a powietrze ma także charakter substancjalny. Zgoda, ale samo powietrze jako takie nie zawiera żadnej informacji, informacje zawierają jego drgania, a drgania  nie mają charakteru substancjalnego. To, jak odbiorca ma  rozumieć ciąg fal akustycznych  zależy od sposobu użycia narządów artykulacyjnych przez nadawcę.  

         Można zatem powiedzieć, że w przekazie werbalnym sposób przekazu jest także przekazem. Sposób artykulacji jest odczuwany jako sposób przekazu, jako sposób mówienia.

         Twierdzenie McLuchana zostało tu więc rozbudowane. Nie tylko środek przekazu jest przekazem, ale także sposób przekazu jest przekazem. 

         Przekaz naturalny, jak to zostało określone,  obejmuje nie tylko przekaz słuchowy, ale także przekaz wizualny; nadawca i odbiorca widzą i słyszą się wzajemnie.  Jak więc wygląda sprawa z przekazem wizualnym, bo pojawia się pewien kłopot.

 Światłosfera

          Aby coś werbalnie przekazać, nadawca sam musi wyemitować dzięki swym narządom artykulacyjnym określony ciąg fal akustycznych, a przecież człowiek nie potrafi świecić jak robaczek świętojański, nie emituje żadnych fal świetlnych.

         Zgoda, człowiek swą cielesna powłoka nie emituje fal świetlnych, ale je odbija. Jeśli nie ma źródła światła, to jest on niewidoczny. Jeśli nadawca i odbiorca zamkną się w nieoświetlonym pomieszczeniu, to są dla siebie niewidoczni, nie ma między nimi wzrokowego kontaktu. Co się dzieje gdy zapalą lampę? Wtedy odbijają padające na nich fale świetlne i stają się dla siebie widoczni.

         Każdy widoczny materialny przedmiot – jest to stwierdzenie  tautologiczne -  w jakiś sposób odbija fale świetlne. Zupełnie podobnie jak Księżyc, który nie świeci własnym światłem, ale światłem odbitym, a  oko ludzkie na te odbicia jest bardzo wrażliwe. Powiedzieć można, że owo odbite światło tworzy wokół danego przedmiotu swoistą światłosferę.

         Czy ten neologizm jest potrzebny?  Łatwo nam mówić o świetle Księżyca, ale już mówienie o świetle psa, piórnika czy garnka razi nas swoją sztucznością. A mówienie o światłosferze psa, piórnika czy garnka? Może wywoływać zdziwienie, ale przynajmniej prowokuje do pytania, o co tu chodzi. Samego słowa światłosfera nie znajdziemy w Wielkim Słowniku Języka Polskiego pod red. W. Doroszewskiego. (Posługują się nim firmy zajmujące się reklamami neonowymi) Jest więc słowem do wykorzystania, któremu nie potrzeba zmieniać utrwalonego znaczenia.  

         W nocy obraz wiszący na ścianie przestaje być widoczny po zgaszeniu oświetlenia. A obraz telewizyjny? Jeśli nie wyłączymy telewizora, nadal jest widoczny. Ekran telewizyjny, podobnie jak ekran komputerowego monitora, w przeciwieństwie do obrazu na ścianie jest autonomicznym emitentem światła, nie potrzeba go oświetlać, aby był widoczny.

         Efekt widoczności kolorowego  krajobrazu na obrazie wiszącym na ścianie i efekt widoczności  podobnie kolorowego  krajobrazu widocznego na monitorze komputera  uzyskane zostały niezwykle odmiennymi technikami. Te efekty, choć podobne, mogą przecież dotyczyć tego samego obrazu wykonanego przez jakiegoś pejzażystę, nie są jednak  tym samym pod względem swej „świetlnej natury”. Sygnalizowaniu tych źródłowych różnic służy właśnie słowo „światłosfera”.       

         I tu już kończy się mój spacer po ogrodzie pojęciowym fizyków. Dla nich pojęcie światłosfery jest pojęciem zgoła poetyckim, niepotrzebnym. Do opisu emisji, odbicia czy załamania promieni świetlnych mają wystarczająco precyzyjną aparaturę pojęciowa, a jeśli trzeba, to także pomiarową.

         Owa światłosfera oddaje zarówno kształt przedmiotu jak i rodzaj jego powierzchni, co odczuwamy jako barwę czy kolorystyke tego przedmiotu.

         O impresjonistach – tytułem dygresji, ale też i dodatkowego przykładu -  można chyba  powiedzieć, że bardziej ich interesowała światłosfera  wytwarzana przez przedmioty i postacie niż same te przedmioty i postacie. Wystarczy popatrzeć, jak przedstawia postacie Edgar  Degas  (zwłaszcza tancerki), a jak El Greco. El Greco także posługuje się niekiedy  bardzo  burzliwą światłosferą, ale służy mu ona do wyeksponowania duchowego wnętrza prezentowanych postaci. [Przypis 4] O duchowym wnętrzu tancerek na obrazach francuskiego impresjonisty trudno byłoby mi mówić, choć zaznaczam, że jest to moje osobiste wrażenie. 

         Oko ludzkie wrażliwe jest nie tylko na  kształt i barwy z ich tysięcznymi odcieniami ale także na różnorakie poruszenia przedmiotów. A tym poruszeniom przedmiotu towarzyszą poruszenia światłosfery.  Mowa angażuje nie tylko nasze narządy artykulacyjne, ale także  inne części ciała.  Sposób mówienia to nie tylko sposób używania narządów artykulacyjnych ale także sposób ekspresji wyrażanej całym ciałem,  będący jakby dodatkowym komentarzem do przekazu czysto werbalnego. Osoby głuchonieme potrafią niekiedy „czytać z ust” dzięki wyrobionej wrażliwości wzrokowej na najmniejsze poruszenia mięśni twarzy uruchomionych w wymowie.

          Jeśli nadawca przekazu werbalnego jest widoczny dla odbiorcy, to zawsze jest jakoś widoczny. Może mieć minę radosną, zatroskaną czy wyrażając niesmak lub obojętność, ale zawsze jest to jakiś wyraz twarzy. Ta mimika, podobnie jak gestykulacja czy poruszenia całego ciała tworzą swoisty przekaz niewerbalny.   Przekaz ten może być bardzo urozmaicony i bogaty.

          Ta swoista niewerbalna mowa ciała odczuwana jest znowu jako określony  sposób mówienia. Fizycznym nośnikiem przekazu tej mowy ciała są także  fale, ale fale świetlne, ruchoma światłosfera, którą czy ktoś chce czy nie chce swoim ciałem wytwarza.  Nadawca nie może tej mowy ciała uniknąć.  Przysłowiowa „twarz pokerzysty” jest tylko wyrazem wyćwiczonej powściągliwości, by mową ciała nie przekazać zbyt wiele o swym zadowoleniu lub  niezadowoleniu  pod wpływem widoku kart, jakie gracz trzyma w ręku.

         I znowu powiedzieć można, że sposób przekazu jest także przekazem.  

Bogactwo przekazu naturalnego

        Powszechniej raczej  nie zwraca się  na nie uwagi w codziennych kontaktach. Brak bezpośrednich kontaktów daje jednak o sobie znać, gdy kogoś np. dłużej nie widzimy. Odczuwalna staje się potrzeba, by nie tylko porozmawiać z kimś przez telefon, ale wprost, twarzą w twarz, porozmawiać ze sobą towarzysko  mimo, że nie spodziewamy się jakichś znaczących rewelacji w pogawędce. Dlaczego tak się dzieje?

        Wobec konstatacji, że sposób przekazu jest także przekazem, staje się to zrozumiałe. Przekaz werbalny jest tylko częścią przekazu naturalnego, który obejmuje także sferę przekazu wizualnego.  Przekaz wizualny jaką jest mowa ciała towarzysząca słowom,  mimika, gesty zawiera  ogromną ilość dodatkowych informacji. Informacji odczuwalnych, choć niekoniecznie jasno uświadamianych.

         Bogactwem przekazu naturalnego można też łatwo wytłumaczyć, dlaczego spektakle teatralne znajdują ciągle chętnych do uczestnictwa w nich mimo, że np. film może oferować  o wiele atrakcyjniejsze formalnie widowisko. Między innymi dlatego, że dzięki naturalnemu przekazowi  teatr jest na swój sposób bardziej wiarygodny niż film. To już trochę inny problem.

         Warto jednak w tym miejscu odnieść się do intuicyjnie łatwo wyczuwalnych zjawisk, choć zwykle opisywanych w pojęciach dość odległych od rozważań nad naturą ich  materialnego podłoża.

Wiarygodność środka przekazu jako przekazu

        Czy środek przekazu jako przekaz jest zawsze zgodny z treścią samego przekazu? Wcale tak być nie musi.  Warto o trochę humorystyczny przykład.

        Oto dana osoba wchodzi do jakiegoś pomieszczenia zapełnionego różnymi meblami i nikogo nie widząc zadaje pytanie: „Czy jest tu ktoś?”. „Nikogo nie ma!” – słyszy w odpowiedzi i … nadal nikogo nie dostrzega.

        Można zauważyć, że jakiekolwiek słowa by w odpowiedzi nie padły, to i tak świadczyłyby o czyjejś obecności. W tym wypadku są one ewidentnie sprzeczne z treścią przekazu jakim jest sam naturalny środek  przekazu czyli fakt pojawienia się słyszalnej sekwencji fal akustycznych. 

       Z lat szkolnych pamiętam, gdy jeden z naszych zacnych profesorów historii, kiedy  mówił o Katyniu lub innych drażliwych wówczas problemach, czerwieniał na twarzy i gdzieś z jego wypowiedzi ulatniała się perswazyjna nuta. Był to dla nas sygnał, że ten przekaz należy zaopatrzyć w naklejkę „wersja oficjalna” czy ująć go  w solidny nawias. Sposób przekazu nie potwierdzał w tym przypadku jego treści. Trudno mi ocenić, na ile  profesor zdawał sobie sprawę,  jak bardzo czytelny był ten sposób przekazu jako przekaz. Dziś dość mocno podejrzewam,  że ten pozawerbalny komentarz był świadomie wzmacniany.

Część III

Luźne uwagi

 

O teoretyzowaniu

         Kilka omówionych w artykule pojęć ujmują w sumie  kwestie dość proste, choć ich zrozumienie wymaga pewnego dystansu do konkretów. Jaki  zaś pożytek  może  wynikać z takiego teoretyzowania?

         Pewnym zdziwieniem było dla mnie spostrzeżenie J. Jawor-Baranowskiej w opracowaniu przytoczonym w poprzednim moim artykule, że teatr szkolny już przed wojną  doczekał się w Polsce swoich teoretyków. Czy to nie przesada, by angażować znaczniejszy wysiłek intelektualny w problem, który  społecznie odczuwalny jest jako niewielki drobiazg?

          Nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria – zauważył jeden ze znanych fizyków.  Jeśli  rozważania nad szkolnym teatrem mogą przyczynić się jakoś do rozwiązywania palącego społecznie problemu, jakim jest efektywna edukacja medialna najmłodszych, to warto takim problemem się zajmować. Jeśli wymagają one rewizji czy modyfikacji aparatury pojęciowej i terminologicznej na bardzo abstrakcyjnym poziomie teoretycznym, to trzeba taki wysiłek podjąć.

         Znamienne jest, że ze strony teatrologów nie wyszły propozycje  terminologiczne  ułatwiające badaczom problemów komunikacji społecznej dostrzeżenie, że teatr jest także emitentem przekazów publicznych. W efekcie w różnych klasyfikacjach jest miejsce dla przekazu filmowego, nie ma zaś miejsca dla przekazu teatralnego mimo, że sala kinowa często dziedziczy po greckim praprzodku swój amfiteatralny układ.  [przyp. 1] Zabrakło teoretycznej refleksji, by znaleźć dla teatru godne miejsce w historii rozwoju różnych form publicznego przekazu. 

         Niemałym chyba powodem takiej sytuacji jest daleko posunięta specjalizacja badań  znajdująca odzwierciedlenie w organizacyjnej strukturze instytucji naukowych i dydaktyczno-naukowych. Jest to już szerszy problem i nie dotyczy tylko teatru.

         Polscy przedwojenni teoretycy teatru szkolnego działali w warunkach, gdy medialny kontekst edukacji najmłodszych tylko w jakimś szczątkowym wymiarze można porównywać z sytuacją dzisiejszą. Jednak sam fakt, że i teatr szkolny zasługuje na swoich teoretyków w najmniejszym stopniu mnie już nie dziwi.

O światłosferze

        Czy istnieje naturalna światłosfera danego dzieła malarskiego? Co to miałoby oznaczać? Każdy obraz malowany jest w jakichś konkretnych warunkach, także warunkach świetlnych. Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. – można tu powołać się na Heraklita. W innym miejscu i w innym czasie te warunki oświetleniowe już będą inne.

        Nawet w czasie malowania warunki świetlne mogą się zmieniać, a ponadto artysta ma do dyspozycji bardzo konkretny zbiór farb o określonej kolorystyce i właściwościach, podobnie jak określone właściwości ma materiał na którym maluje i pędzel jakiego używa. Te substancjalne czynniki w ogromnej mierze ograniczają możliwości artysty w tworzeniu materialnego podłoża światłosfery obrazu. W jakimś momencie musi pracę zakończyć, uznać, że nic już nie może poprawić mimo, że końcowy efekt nie w pełni go satysfakcjonuje. Czy w takiej sytuacji sensowne dla artysty byłoby pytanie o to, co dokładniej chciałby poprawić?

        Takie pytanie nie miałoby sensu.  Byłoby ono w istocie pytaniem oto, co artysta „miał na wizji”? Gdyby mógł na takie pytanie satysfakcjonująco odpowiedzieć,  to przecież całe jego malowanie nie miałoby sensu. Po co tworzyć przekaz w postaci obrazu, skoro można ten przekaz oddać słowami?    

      Czy może istnieć jakiś dobry wzorzec sporządzania reprodukcji dzieła malarskiego? To bardzo umowna kwestia. Aby sporządzić jakąkolwiek kopię, trzeba dzieło jakoś oświetlić, gdyż dzieło malarskie nie świeci własnym światłem. Kto zaś zna recepturę na „właściwe” czy „poprawne” oświetlenie? Czy nawet  umowna „poprawność” oświetlenia jakiegoś konkretnego dzieła może być w jednakowej mierze „poprawnością” w odniesieniu do każdego innego dzieła malarskiego?

       Słowo światłosfera pojawiło się w niniejszym artykule jako swego rodzaju efekt uboczny w rozważaniach nad sposobem przekazu wizualnego. Nie mam poczucia, że w powyższych uwagach powiedziałem coś, nad czym ludzie się dotąd nie zastanawiali. Mam natomiast przeczucie, że dzięki wspomnianemu słowu udało mi się o pewnych kwestiach powiedzieć prościej i bardziej zrozumiale niż bez jego pomocy. Jest to pewien test praktycznej przydatności tego słowa, choć wymaga ono uprzedniego zapoznania się z projektującym określeniem jego znaczenia.

O plakacie

       Plakat bez problemów zaliczany jest powszechnie do mass mediów. Co w jego przypadku jest środkiem przekazu? Jest nim papier czy karton, na którym jest w wielu egzemplarzach powielony. Ten środek przekazu jako taki zwykle  nie przykuwa uwagi odbiorcy, dla którego sygnalnie istnieje jako tło dla przekazu w postaci napisu połączonego często z jakąś ikoniczną  ilustracją. A jednak to tło może być ważne, może być także znaczącym  przekazem.

        Niezwykle zastanawiająca jest ogromna przewaga plakatu Marii Mileńko nad innymi propozycjami w konkursie zorganizowanym przez administrację Unii Europejskiej, o czym wspominałem w poprzednim artykule. W czym można upatrywać źródła tej miażdżącej przewagi? Zapewne jest ich wiele, ale na pewne właściwości wspomnianego plakatu warto zwrócić uwagę.

        Z czym kojarzy się kolor czarny? Z żałobą! – chyba najłatwiej o taką odruchową odpowiedź. Ale przecież panowie w czarnych smokingach czy frakach pojawiają się na najbardziej ekskluzywnych balach czy na najbardziej  prestiżowych  uroczystościach. Kolor czarny kojarzony być może z czymś poważnym. Czyjaś śmierć z pewnością jest czymś poważnym i stąd czarny kolor jest jak najbardziej na miejscu, ale przecież nie tylko śmierć odczuwana jest jako wydarzenie poważne.

        Wróćmy więc do plakatu. Oto na czarnym tle, sygnalizującym, że chodzi o poważną sprawę (co niekoniecznie musi być przez odbiorcę klarownie uświadamiane), jak na tacy  podany został krótki, łatwo przetłumaczalny na wszystkie języki komunikat słowny: Mój ulubiony mix Ludzie Miejsca Kultury. [Przypis 5]  Komunikat krótki, ale złożony. Pierwsze trzy słowa skierowują uwagę na następne trzy, co jest nawet  graficznie zaznaczone.  Jeden rzut oka wystarczy, by do świadomości (a może podświadomości) odbiorcy dotarł przekaz, że te trzy słowa są najważniejsze.

        Jacy ludzie?, Jakie miejsca?, Jakie kultury? – plakat nie zawiera tu żadnej dodatkowej sugestii. Koktajlowa szklanka z ikonicznego ozdobnika  może się pojawić w każdym domu, w każdej miejscowości w wielobarwnej  Europie niezależnie od tego, jakim językiem mówią gospodarze. Nikt na tym plakacie nie jest wyróżniony, ale też nikt nie jest zlekceważony. Każdy odbiorca może poczuć się ważny i poważny.

       Jeśli treść komunikatu słownego na plakacie jest przekazem, to środek tego przekazu jakim jest i tło, i obraz szklanki są w całej  rozciągłości zgodne z tym przekazem. Środek przekazu  wzmacnia wiarygodność przekazu słownego, nie zawiera żadnych ukrytych podtekstów. Pod tym względem jest sterylnie czysty, przeźroczysty jak koktajlowa szklanka widoczna na plakacie.  

       Chyba dużą osobliwością  plakatu Mileńki  jest  to, że nie jest on przekazem odpersonalizowanym.  Mój ulubiony mix – głosi plakat. Mój, czyli kogo? „Nazywam się Maria Mileńko” – o tym każdy z głosujących internautów mógł się dowiedzieć przeglądając konkursowe propozycje. Nadawca  nie ukrywał, że jest to osobisty przekaz, na który można było osobiście odpowiedzieć.  A przekaz był poważny i poważnie traktował wszystkich potencjalnych odbiorców.

          Skąd autorka plakatu wiedziała, jakie słowa na plakacie wyeksponować, jakie słowa uznane zostaną za ważnie? To już tajemnica i siła  artystycznej intuicji. Coś tutaj może daje do myślenia designerskie  motto, jakim Maria Mileńko opatrzyła swój warsztatowy  blog:  Mój warsztat stylu. Przenikające się idee i przesiąknięta nimi twórczość. [przypis 4]

          Czerwone serduszko w zwyczajowym miejscu  plasterka  cytryny na tle ascetycznej prostoty plastycznej nabiera bardzo kobiecego symbolu  poczęstunku, który każdy może z chęcią przyjąć w poczuciu, że każdego stać na jakiś proporcjonalny gest wdzięczności.  

          Na plakacie Mileńki nie ma niczego zbędnego, ale też nie ma niczego, co nie przyczyniałoby się do sugestywności i wiarygodności  artystycznego przekazu.

          Gdybym miał  odpowiedzieć  na pytanie o źródła tak zdecydowanej przewagi poznańskiej studentki nad pozostałymi konkursowymi rywalami z całej Europy, to powiedziałbym (bez absolutnej pewności, że wystarczająco), że Mileńko jako nadawca odpowiedzi na konkursowe wyzwanie  urzekła czy auroczyła setki tysięcy internautów z różnych krajów powagą i celnością swojego przekazu słownego oraz prostotą i wiarygodnością gestu jakim jest cała ta plakatowa wypowiedź.

          Środek i sposób przekazu są także przekazem, a w przypadku plakatu są przekazem niezwykle ważnym.  

                                                                                                                Edward M. Szymański

 Przypisy:

 [Przypis 1]

 Autor: Zbigniew Bauer

http://media.gimnazjum.com.pl/pismo.html]

 

Autor: Maria Grabowska

[http://publikator-nauczycielski.w.interia.pl/grabow3.htm]

 

Autor: nie potrafiłem ustalić

[http://odn.zce.szczecin.pl/ju/eduobyw/pliki/stronywo/spo/spod1.pdf/

 [Przypis 2]

 Autor: Dawid Zaraziński.  Ten artykuł przykładowo ilustruje aktualność teoretycznej  wagi tezy McLuhana

   [ http://blog.zarazinski.pl/2009/11/srodek-przekazu-sam-jest-przekazem-ale-o-co-chodzi/]        

 

 Autor: pseudonim: Hoko Poko. Ten artykuł ukazuje kłopotliwość interpretacji tezy

           McLuhana

   [ http://hokopoko.net/srodek-przekazu-jest-przekazem]

 

 Autor: Dariusz Wójcik. W artykule zasygnalizowana jest wielowątkowość i 

 inspiracyjna żywotność myśli McLuhana

     [ http://sites.google.com/site/pfwasp2009/Home/wojcik-dariusz/marshall-mcluhan/

 [Przypis 3]

 KUL: Wydz. Nauk Społ. – Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji społecznej, UAM: Wydz. Nauk Polit. i Dziennikarstwa – Studia na kierunku Dziennikarstwo i Komunikacja Społeczna, UJ:  Wydział Zarządzania i Komunikacji Społecznej, UMCS: Wydz. Politologii – Zakład Komunikacji Społecznej, UW: Wydz. Dzien. i Nauk Polit (Inst. Dzien.) – Zakład Teorii Komunikacji Społecznej, Zakład  Public Relations i Marketingu Medialnego, Zakład Historii Mediów i inne, w Toruniu – Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej.   

 [Przypis 4]

 Edgar Degas

[http://www.abcgallery.com/D/degas/degas-2.html/

 El Greco

[http://www.abcgallery.com/E/elgreco/elgreco.html]

 [Przypis 5]

 Autor:  Maria Mileńko

[http://drawear.blogspot.com/]

 Pod poniższym linkiem łatwo uzyskać wydruk omawianego plakatu

[http://ec.europa.eu/publications/posters/index_en.htm/]