JustPaste.it

OFE - globalny przekręt światowej finansjery

„Balcerowicz w tej sprawie jest (dla mnie) człowiekiem kompletnie niewiarygodnym”.

„Balcerowicz w tej sprawie jest (dla mnie) człowiekiem kompletnie niewiarygodnym”.

 

Rząd podjął decyzje w sprawie OFE. Teraz sejm, senat, itd. Balcerowicz się burzy i zapowiada jakaś tam księgę… białą chyba, zupełnie nie zgadzając się z decyzjami rządu. Ja zaś, jeśli nie jestem zwolennikiem rządu w tej sprawie, ani niczyim zwolennikiem z paru powodów i trudno mi sprecyzować jakiś konkretny, jedynie słuszny pogląd w tej sprawie, to jestem zdeklarowanym przeciwnikiem koncepcji Balcerowicza. Ktoś powie: „co się wtrącasz, jeśli nie masz nic do powiedzenia?”, to ja mu odpowiem: „właśnie dlatego może jestem bardziej obiektywny, bo tylko patrzę z boku”.

Mam zawsze spore trudności ze zrozumieniem „specyficznego języka” w jakim komunikuje się z opinią publiczną Waldemar Pawlak. Być może dlatego, że werbalizm nie jest jego najmocniejszą stroną. Dzisiaj jednak dość jasno (o dziwo) przedstawił opinię na temat zaangażowania Balcerowicza w sprawę OFE. Opinię, którą od dawna posiadam, a on ją konkretnie przedstawił: „Balcerowicz w tej sprawie jest (dla mnie) człowiekiem kompletnie niewiarygodnym”. Przypomniał Pawlak i słusznie, reformę Balcerowicza z początków transformacji, kiedy to ogromna (w owym czasie) grupa ludzi oszczędzających np. na mieszkania, na skutek hiperinflacji, przeliczania oszczędności itp., za pieniądze o wartości niemal całego mieszkania jednego dnia, na drogi dzień mogli co najwyżej (albo i nie) kupić sobie rower.  Jakże niewielu z nas chce dzisiaj o tym pamiętać. A przecież nie można o tym zapomina, tak po prostu.

Działania Balcerowicza były w tamtym czasie być może nawet konieczne, choć zdaniem wielu zbyt radykalne, jednak we wszystkich działaniach prof. Balcerowicza jedna cecha była znamienna, podmiotem w jego działaniach nigdy nie był człowiek. Zawsze natomiast pieniądz. Nie inaczej jest też z jego obroną OFE. Nie liczy się człowiek, tylko obrót kapitałem. Niektórzy fachowcy twierdzą, że słabość koncepcji Balcerowicza polega na tym, że w ogóle nie przedstawia on wyliczeń, choćby jakichś szacunkowych, wielkości przyszłych emerytur. Powód jest oczywisty, nie może takich wyliczeń podąć. Emerytura z OFE może by wyższa, niższa, a może jej nie być wcale. Takie są prawa rynku, niestety. Jedyne stwierdzenia jakie w tej sprawie pada z ust Balcerowicza jest takie, ze w dłuższej perspektywie czasowej OFE muszą przynieść zysk. Jednak te „muszą”, ma się nijak do zdania poprzedniego, czyli: „takie są prawa rynku”. Z uporem maniaka wracam do sytuacji na światowych giełdach z przełomu 2008/2009 (cz też z przełomu rok później – nie pamiętam dokładnie), gdy spadki na giełdach sięgały (przekraczały) 20 %. Jakże „miło” się o tym zapomina, no… pomija milczeniem.

Ciekawy jestem co by było, gdyby państwa np. Unii nie mogły setkami miliardów dolarów wesprzeć sektora bankowego, który jest dysponentem OFE. Nie mogłyby, bo społeczeństwa tych państw nie wyraziłyby zgody na finansowanie oszustów i utracjuszy. Ktoś powie: „społeczeństwa musiałyby się zgodzić, bo chodzi przecież o ich emerytury. Koszty więc ratowania ich emerytur ponosiły (np. w przypadku wspomnianego ratowania sektora bankowego we wspomnianym okresie) całe społeczeństwa. I tu się kłania „solidarność pokoleniowa”, która tak bardzo nie podoba się zwolennikom rozwiązań Balcerowicza: „Jak chodzi o moją (przyszłą) emeryturę, to państwo musi wspomagać OFE, ale jak ja mam dzisiaj płacić do ZUS, na emeryturę sąsiada z przeciwka, to wara od moich pieniędzy!”. Hipokryzja pełną gębą. Tymczasem, gdyby dzisiejsi emeryci w UE, razem z resztą społeczeństw nie ponieśli kosztów ratowania banków, te do dzisiaj nie wyszłyby z potężnych kłopotów a wiele z nich by upadło. I nikt nie pytał (nie pytałby) jaki interes mają w tym emeryci. Przecież oni, z tymi bankami mają tyle wspólnego, co bieżące rachunki bankowe. Bieżące, nie oszczędnościowe czy kredytowe, jak reszta społeczeństwa. Oczywiście emeryt w UE też ma kredyt i oszczędności, ale skala jest… Balcerowicz ma to gdzieś. „Trzeba obracać kapitałem, a zysk na pewno będzie”. Ciąć wydatki socjalne, przywileje, nie dawać podwyżki nauczycielom, itp. Przywileje należy ciąć, jak najbardziej. Wydatki socjalne również. Ale dlaczego on tego skutecznie nie zrobił w latach 1997-2001? Odpowiedź jest prosta: bo wtedy rządził. A zabieranie pieniędzy wtedy, kiedy się rządzi, lub chce rządzić, ma się nijak do zabierania, kiedy nic go to nie kosztuje”.

Chociaż wydatki socjalne są bardzo denerwujące, nie da się dzisiaj tak po prostu je wyciąć lub drastycznie ograniczyć. Szczególnie w naszym kraju i również dzięki działaniom Balcerowicza w czasie jego urzędowania. Gdyby chcieć go dziś posłuchać, favele, czyli slumsy w Rio de Janeiro, to były mały pikuś w porównaniu z tym, co mielibyśmy w Polsce. Podobnie rzecz się ma z przywilejami. Związki Zawodowe, na skutek działań wszystkich kolejnych rządów, w szczególności AWS i PIS, są w Polsce niesłychanie silne i mogłoby to przynieść opłakane skutki. Zarówno więc wydatki specjalne, jak i przywileje należy redukował stopniowo, choć, absolutnie koniecznie.

Czy Balcerowicz o tym wszystkim nie wie? Wie! Wie lepiej, iż my wszyscy razem wzięci, w końcu w dziedzinie ekonomii nie jest ułomkiem. Broni jednak OFE jak niepodległości, bo… ma w tym interes. I nie chodzi mi tutaj o kasę, bo tego nie wiem za bardzo (choć podobno gdzieś tam doradza), ale o interes moralny. Był bowiem naczelnym w Polsce orędownikiem i promotorem wprowadzenia OFE.

Dał się wciągnąć w tryby machiny pod nazwą Transnarodowa kampania na rzecz reformy zabezpieczenia społecznego”. Zresztą wciągnęły go do tego Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, które wcześniej również do tego pomysłu zostały wciągnięte i stały się jego głównymi propagatorami. Opisał to swojej książce „Prywatyzacja emerytur. Transnarodowa kampania na rzecz reformy zabezpieczenia społecznego”, amerykański profesor Mitchell A. Orenstein. Pokazał w niej mechanizmy wprowadzania OFE m.in. w Polsce. Pisze o tym prof. Leokadia Orężak. Na przykładzie Chile, korporacje finansowe przekonały się, że można na tym świetnie zarabiać. Potem szło już tylko lepiej, kolosalne środki na szkolenia decydentów, parlamentarzystów i przedstawicieli rządów przynosiły pożądane efekty. Było tym łatwiej, że główni propagatorzy prywatyzacji emerytur, BŚ i MFW, byli tez decydentami w sprawach udzielania pomocy finansowej takim krajom jak Argentyna czy Europa Środkowa. To był zwyczajny szantaż: udzielimy Argentynie pożyczki 40 mlnd $ (potężny kryzys’ 92) jak sprywatyzuje system emerytalny, głownie idzie tu o odpowiedniki polskiego II filara czyli OFE i odpowiednio wysokich środków przymusowych, wpłacanych na ten właśnie filar (żyłę, może żyłkę, ale jednak, złota dla korporacji). Aby wesprzeć wprowadzanie reform, konieczna była pożyczka, rzecz jasna BŚ, w wysokości 320 mln$. Nie inaczej było w innych krajach w tym w Polsce.

W Polsce rozpatrywano kilka wariantów reformy. Wybrano koncepcję, której opracowanie sponsorował BŚ. Na czele Biura Pełnomocnika Rządu ds. Reformy Systemu Zabezpieczenia Społecznego stanął człowiek oddelegowany przez BŚ. Na przeforsowanie reformy w Polsce wg opracowania BŚ przeznaczone gigantyczne pieniądze. M.in. na „szkolenia” parlamentarzystów (wycieczki do Ameryki Łacińskiej, itp.), związkowców, członków elity politycznej.

Słowenia np. oparła się przed reformą emerytalną w wydaniu BŚ. Korea Pd. Polska niestety nie. Balcerowicz musi więc ratować swoją… reputację(?)