JustPaste.it

Polowanie

Czy ktoś widział z bliska sympatyczny pyszczek jelonka?Ja widziałem.Widziałem pyszczek co od chwil narodzin przywykł...

Czy ktoś widział z bliska sympatyczny pyszczek jelonka?Ja widziałem.Widziałem pyszczek co od chwil narodzin przywykł...

 

Czy ktoś widział z bliska sympatyczny pyszczek sarenki, jelonka?
Ja widziałem.
Widziałem pyszczek co od chwil narodzin przywykł do ciągłego spożywania czegoś tam; a to listka co zbyt nisko ziemi na drzewie zawisł, a to źdźbła trawy zielonego jeszcze o tej porze roku ... Krótko mówiąc pyszczek ten zjadał to co do naszego egzystencjonalnego zaspokojenia głodu najbardziej nie jest nam konieczne.
Widziałem też wielkie ciemnogranatowe oczy w których odbijał się granat późnojesiennego nieba.

Nie miałem zamiaru na to polowanie iść, a to z tej prostej przyczyny, że nie cierpię patrzeć jak ktoś bez potrzeby poluje na żywe stworzenie. Ociągałem się ale pod wpływem namolnych namowom kolegów z pracy poszedłem traktując to jako dłuższy spacer na świeżym powietrzu.
Bez wątpienia takie łażenie po nadbużańskich wertepach dobrze ci zrobi, a ponadto w polowaniu będą brały udział wpływowe szychy. Z pewnością na tym nie stracisz.
Co do łażenia po wertepach to byłem przekonany, ale o wpływowych wiele mogących szychach...

Listopadowe słoneczko co prawda świeciło w pełnej swojej krasie ale ciepła to dawało tyle, że zmarznięte nocnym przymrozkiem zaorane zagony ledwie co zaczęły odmarzać i to tylko od strony nasłonecznienia. Akurat na tyle, że na zmarzniętych bryłach ziemi utworzyła się jedynie cienka warstwa błotka na której buty wpadały w poślizg i idąc po takim zagonie zaoranym trzeba było uważać aby nie zwichnąć nogi.
Szedłem w raz z innymi w znacznych odstępach w tak zwanej tyralierze. Znaczy się byłem naganiaczem...

Jakoś i objawił się tym naganiaczom pierwszy sukces w postaci spłoszonej sarny która na widok zbliżającej się krzykliwej zgrai dwunożnych stworów, w pośpiechu aby instynktownie ratować swój żywot, opuściła zaciszne w wyschniętych zaroślach legowisko. Wielkimi w podskokach susami błyskawicznie oddalała się od zbliżającego się niebezpieczeństwa. Jej silne mięśnie tylnych kończyn niosły ją po umarzniętej, dobrze znanej - wszak tu się pod opieką swojej mamusi wychowała - ziemi, w kierunku oddalonych zarośli. W jej długich susach natura ukazywała swoją doskonałość w pełnym tego słowa znaczeniu; zwinność, piękno, doskonałość...
Byłem pewien, że jeszcze chwila i sarna ukryje się w gąszczu lasu gdzie w towarzystwie jałowców, sosen, brzóz poczuje się na powrót bezpiecznie...

Padł strzał.
Odległe ściany lasu odbiły kilkakrotnie jego echo które obiegło rozległe nadbużańskie tereny i gdzieś przepadło w zaroślach bezpowrotnie.
Strzał był tylko jeden. Znaczy się był fachowy. Pocisk został wystrzelony przez osobę co to już nie raz i nie dwa składała się ze swojej doskonałej jednostki broni z lunetą do uśmiercenia dzikiego zwierza.
Sarna w locie wykonała salto przez głowę. Padła na ziemię po czym się poderwała i w niedowierzaniu swoim, iż coś jej się mogło stać, chaotycznie przez moment przebierała swoimi wysmukłymi nogami chcąc dalej pędzić. Nie mogła pojąć, że jej wciąż posłuszne mięśnie odmówiły posłuszeństwa i nie pozwalają na swobodny bieg na który zawsze, od urodzenia mogła liczyć w przypadkach zagrożenia życia.

Z pośród zbliżającej się zgrai naganiaczy rozległy się okrzyki radości, podziwu, gwizdy, śmiechy...

Zrobiło mi się smutno, że tak piękny okaz nie zdołał umknąć do lasu...

Gdy dotarłem razem z innymi na miejsce, zwierzak już nie żył. Jakiś otyły mężczyzna w zielonym kapeluszu, z charakterystycznym grubym czerwonym nosem doczłapał na miejsce na końcu. Wszyscy co wcześniej na miejsce ubitej sarny przybyli czekali na tego mężczyznę. Składali jemu gratulacje dobrego strzału, podziwiali jego zdolności, sztucer i w ogóle z podziwu wyjść nie mogli, że w mig pokonał dzikiego zwierza.
Gruby leniwie pochylił się nad swoją zdobyczą. Dotknął jej martwego ciała mrucząc pod nosem, że jeszcze ciepła, że trzeba przeciąć jej tętnicę to krew spłynie. Obwieścił niejako z dumą o swoich znajomościach, że da takiemu jednemu to zrobi z niej pyszności.

W takiej to właśnie sytuacji widziałem pysk sarny. Nie wiem czy inni to dostrzegli; z jej oczu spływały łzy. Normalne, takie same jak i nasze kiedy jest nam smutno i płaczemy...

Na koniec pan z tuszą podziękował wszystkim, zapraszając koniecznie wszystkich na jutrzejszą niedzielną mszę świętą która ma być odprawiona na świętego Huberta w intencji wszystkich myśliwych