JustPaste.it

O (przesadnej) czci dla papieża

To nie jest artykuł o Janie Pawle II ani Benedykcie XVI, ani jakimkolwiek innym konkretnym papieżu, ale o urzędzie papieża i przypisywanym mu godnościach.

To nie jest artykuł o Janie Pawle II ani Benedykcie XVI, ani jakimkolwiek innym konkretnym papieżu, ale o urzędzie papieża i przypisywanym mu godnościach.

 

To nie jest artykuł o papieżu Janie Pawle II ani Benedykcie XVI, ani jakimkolwiek innym konkretnym papieżu w historii. Jest to natomiast artykuł o funkcji papieża jako takiej i przypisywanych jej — słusznie czy niesłusznie, oto jest pytanie — godnościach.

Zasadnicza część tytułu pochodzi z 4. tomu książki Chrystianizm a czasy obecne zatytułowanego Kościół, z epilogu tego tomu pt. „O czci dla Papieża”. Autorem tego dzieła, wydanego w języku polskim w 1907 roku, jest ksiądz Louis Victor Emile Bougaud (1823-1888), biskup w Laval we Francji, uznawany za wybitnego obrońcę wiary rzymskokatolickiej. Powstało ono już po pierwszym soborze watykańskim (1869-1870), na którym — co warto odnotować — ogłoszono jeden z najważniejszych dogmatów wiary, czyli dogmat o nieomylności papieża. Epilog „O czci dla Papieża” miał wyrażać uczucia, jakie „powinien żywić względem swego Pasterza każdy dobry katolik”[1]. Biorąc jednak pod uwagę wskazany kontekst historyczny, jawi się ów epilog jako teologiczne uzasadnienie dla właśnie ogłoszonego i nawet dla samych katolików trudnego do akceptacji dogmatu. Jeśli bowiem człowiekowi wybranemu na urząd papieża faktycznie należy się taka cześć, jakiej żąda dla niego biskup Bougaud — a powiedzmy to z wyprzedzeniem, że chodzi mu o cześć niemal albo nawet wręcz boską — to uznanie nieomylności człowieka na tym urzędzie będzie już tylko prostą konsekwencją wcześniejszego uznania, że taka cześć mu się rzeczywiście należy.

Ktoś może pomyśleć, że pewnie przesadzam, pisząc o boskiej czci, jakiej dla człowieka na urzędzie papieża oczekuje od wiernych katolików francuski biskup. Przekonajmy się jednak sami, czy przesadzam ja, czy biskup.

 

Namiestnik i usta Chrystusa?

Epilog podzielony jest na trzy części, a te jeszcze na rozdziały. W pierwszej części „Papież, Namiestnik Jezusa Chrystusa”, w rozdziale „O obecności Chrystusa w Kościele przez Papieża” autor napisał: „(...) jeśli nie ma w Najświętszym Sakramencie całej tej połowy Jezusa, to znaczy, że jest ona gdzie indziej. I jest istotnie; jest w Watykanie; jest w Papieżu. Papież jest drugą formą rzeczywistej obecności Chrystusa w Kościele”[2]. Rozwijając myśl o dwóch rodzajach obecności Chrystusa w Kościele, w kolejnym rozdziale autor dodał: „Chrystus złożył w Przenajświętszym Sakramencie ciało, krew, duszę i Bóstwo swoje; ale nie złożył weń swojego słowa. (...) Ponieważ usta Chrystusa są gdzie indziej; ponieważ słowo jego jest w Papieżu. (...) Idź do Chrystusa przemawiającego, idź do Papieża. Ciało i krew Zbawiciela są na ołtarzu świętym; nieomylna prawda i boska nauka są w Watykanie”[3]. „Eucharystia i Papież są to zatem — jak niemal poetycko stwierdza autor — dwie zasłony, utkane przez nieskończoną miłość, aby osłaniać i miarkować obecność Chrystusa w świecie”[4].

Czy rzeczywiście każdy człowiek na urzędzie papieża jest namiestnikiem, czyli zastępcą Chrystusa, a Chrystus obecny jest w Kościele w osobie papieża? Pomińmy tu rozważania o tym, czy Chrystus jest również rzeczywiście obecny w tak zwanej eucharystii, gdyż godne są odrębnego artykułu. Skupmy się na pierwszej kwestii.

Pan Jezus rzeczywiście obiecał tuż przed wniebowstąpieniem, że będzie na wieki ze swoim Kościołem. W Ewangelii Mateusza czytamy: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego (...). A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”[5]. Na czym jednak miała polegać ta obecność w... nieobecności, po Jego odejściu do nieba? Odpowiedź znajdujemy w Ewangelii Jana. Jezus powiedział do uczniów: „W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. (...) Ja prosić będę Ojca i da wam innego Pocieszyciela, aby był z wami na wieki — Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie widzi i nie zna; wy go znacie, bo przebywa wśród was i w was będzie. (...) Lecz Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w imieniu moim, nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem”[6].

Kto miał zastąpić Pana Jezusa w Kościele, społeczności uczniów Chrystusa, po Jego odejściu do Ojca? Duch Święty — inny Pocieszyciel. Inny, bo kolejny, następny po pierwszym, którym był sam Jezus Chrystus. To On jest zastępcą lub jak kto woli, namiestnikiem Chrystusa na ziemi. To On wspomagał rozwój Kościoła Chrystusowego, napełniał serca uczniów Jezusa radością i miłością, zapewniał o ich przynależności do Bożej rodziny i o tym, że mają w niebie Ojca, łączył ich we wspólnotę[7].

Obecność Ducha Świętego w nas jest równoznaczna z obecnością Chrystusa. Napisał o tym wyraźnie apostoł Paweł: „Ale wy nie jesteście w ciele, lecz w Duchu, jeśli tylko Duch Boży mieszka w was. Jeśli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten nie jest jego. Jeśli jednak Chrystus jest w was, to chociaż ciało jest martwe z powodu grzechu, jednak duch jest żywy przez usprawiedliwienie”[8].

To Duch Święty jest ustami Chrystusa, który zapowiadał, że Duch prawdy wprowadzi nas we wszelką prawdę, „bo nie sam od siebie mówić będzie, lecz cokolwiek usłyszy, mówić będzie, (...) z mego weźmie i wam oznajmi”[9]. Jak do nas przemawia? Przez Słowo Boże, czyli Pismo Święte. To Duch Święty natchnął autorów Biblii do jej napisania, bo — jak powiedział apostoł Piotr — „wszelkie proroctwo Pisma (...) nie przychodziło nigdy z woli ludzkiej, lecz wypowiadali je ludzie Boży natchnieni Duchem Świętym”[10]. Duchem, którego ten sam apostoł nazywa również Duchem Chrystusowym[11]. Gdzie jest więc słowo Chrystusa? W Watykanie czy w Biblii? Kto jest Jego ustami? Papież czy Duch Święty? Wydaje się, że są to pytania aż nadto retoryczne.

 

Drugi Chrystus i Ojciec Ojców?

Tymczasem autor Chrystianizmu kontynuuje utożsamianie papieża z Chrystusem, rozważając, dlaczego upadły niektóre wielkie Kościoły chrześcijańskie (aleksandryjski, antiocheński czy konstantynopolitański). I dochodzi do wniosku, „że nie dość były złączone z Chrystusem w Papieżu”, bowiem „sam tylko Chrystus obecny w Watykanie może podtrzymać Kościół i dać mu wieczną trwałość”[12].

A skoro w Watykanie mieszka sam Chrystus, to już nie dziwi, że kilka stron dalej autor wymienia boskie przywileje papieża: nieomylność, świętość i... nawet nieśmiertelność. Czytamy: „Jako Papież, użyczający swojego głosu Bogu dla nauczania świata, Najwyższy Pasterz jest nieomylnym. (...) Jako Papież, jest święty, szerzącym z konieczności świętość, niezdolnym się jej sprzeniewierzyć. (...) Jako Papież, jest niezłomny i nieśmiertelny. (...) Papież nie umiera; jak feniks odradza się z popiołów”[13]. Taki jest oczywiście według autora każdy papież „jako papież”, bo ten sam papież, ale „jako człowiek” może już podlegać złudzeniom, błędom, słabościom, być skłonnym do zła, ograniczonym umysłowo, a nawet „zepsutym tajemnie”, może też „stać się publicznie występnym”[14]. To zaiste wielka tajemnica wiary pogodzić jedno z drugim i pozostać wierzącym.

Nieomylność Boga jest pochodną Jego wszechwiedzy i niezmienności[15]. Człowiek nie ma ani jednego, ani drugiego. W Księdze Hioba pada pytanie do każdego z nas: „Izali (...) doskonałość Wszechmocnego dościgniesz?”[16]. A Mojżesz odpowiada: „Nikt nie jest taki jak Bóg”[17]. Poza tym po co światu kolejny „nieomylny nauczyciel”, skoro Chrystus po swoim wniebowstąpieniu posłał już Kościołowi Ducha prawdy, który miał wyznawców Chrystusa wszystkiego nauczyć i nieustannie przypominać im słowa Jezusa, co też zrobił, między innymi dopilnowując spisania Nowego Testamentu.

A co z nieśmiertelnością? Według apostoła Pawła „jedyny, który ma nieśmiertelność (...) mieszka w światłości niedostępnej”, to „Król królów [i] Pan panów”, to Jezus Chrystus[18]. Ludzie zaś na nieśmiertelność mogą jedynie liczyć, że kiedyś jej dostąpią, jak napisał Paweł, zapowiadając przyszły sąd Boży: „Tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny”[19].

Jakby zupełnie nieświadom odmiennego nauczania Pisma Świętego biskup Bougaud kontynuuje: „Możemy już teraz wyrobić sobie właściwe pojęcie o Papieżu. Jest to Jezus Chrystus, ukryty pod zasłoną i sprawiający w dalszym ciągu za pośrednictwem człowieka swoje publiczne posłannictwo wśród ludzi. (...) Papież przemawia, to Chrystus przemawia. Papież naucza jakiejś prawdy, to Chrystus jej naucza. (...) Papież (...) nadaje odpust, wyklina grzesznika. To wszystko czyni Chrystus z nim razem”[20].

To wzajemne przenikanie się papieża i Chrystusa jest dla francuskiego biskupa tak głębokie, że według niego obaj są jednym (sic!) małżonkiem swojej małżonki, to jest Kościoła; z tym że Chrystus ma być małżonkiem niewidzialnym, a papież widzialnym[21]. Jeśli tak, to dlaczego apostoł Paweł w swoim nauczaniu o związku Chrystusa z Jego Kościołem, i porównując ten związek do małżeństwa, nic nie mówił o papieżu? Napisał natomiast tak: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła”[22].

A skoro dla autora Chrystianizmu papież jest oblubieńcem Kościoła, to nie powinno dziwić, że Kościół „przenosi na Papieża miłość, jaką ma dla Zbawiciela. Otacza go tą samą czcią; każe klękać przed nim, całować mu nogi, oddawać mu cześć zewnętrzną, która byłaby przesadą, gdyby nie stosowała się do Chrystusa, niewidzialnie, a ściśle z osobą Papieża złączonego”[23].

Nie mogę zrozumieć, jak autor tych słów nie zauważył, że na niebezpieczną dla własnego Kościoła odległość zbliżył się w tym opisie do biblijnego obrazu Bożego przeciwnika, „który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga”[24]. A przecież widać, że czuł, iż tak opisane akty czci należą się tylko Bogu, bo napisał, że taka cześć w odniesieniu do człowieka „byłaby przesadą”. Zaraz jednak niejako skleja papieża z Chrystusem w jedno i już tej przesady nie widzi.

Gdy spojrzymy do Biblii, to widzimy, że to na imię Jezusa ma się zginać wszelkie kolano[25]. Tak to rozumiał apostoł Piotr, uznawany notabene przez Kościół rzymskokatolicki za pierwszego papieża. Gdy poszedł odwiedzić rzymskiego setnika Korneliusza, ten wyszedł mu na spotkanie, a następnie „padł do nóg jego i złożył mu pokłon. Piotr zaś podniósł go, mówiąc: Wstań, i ja jestem tylko człowiekiem”[26].  

Biskup Bougaud najwyraźniej zapomniał o przykładzie swojego pierwszego papieża, bo w rozdziale „O uczuciach, jakich doznajemy u stóp Papieża” tak opisał obchody dnia św. Piotra w Rzymie: „W tym dniu obnoszą[27] tryumfalnie Chrystusa utajonego nie w Eucharystii, ale w Papieżu. (...) niezliczone tłumy padają na kolana; a kiedy poza orszakiem kapłanów, biskupów, kardynałów, ukaże się Papież w tiarze (...) nie widzi się już człowieka, widzi się samego tylko Chrystusa”[28]. Opis tego dnia autor zamyka słowami zachwytu graniczącymi z bluźnierstwem: „O, jakże słodkiemi są te uczucia, doznawane u stóp Ołtarzy i u stóp Papieża! (...) My, chrześcijanie, posiadamy tego Boga, żyjącego pośród nas”[29]. Chrześcijanie prawdziwie kochający Jezusa i świadomi treści Pisma Świętego na takie słowa mogą za swoim Mistrzem odpowiedzieć tylko jedno: „Albowiem napisano: Panu Bogu swemu pokłon oddawać i tylko jemu służyć będziesz”[30].

Podobno papier jest cierpliwy i zniesie wszystko, ale lepiej nie przesadzać, dlatego ostatni już raz sięgniemy po cytat z Chrystianizmu. „Ten pierwszy rzut oka odsłania nam już prawdziwe oblicze Papieża, jego święty charakter, przyczynę, dla której mówimy mu z miłością: Ojcze, Ojcze święty, błogosławiony Ojcze. Ojcem jest ten, kto daje życie. Owóż On daje mi je (...). Dawni chrześcijanie dla wyrażenia tego powszechnego ojcostwa, nazywali Papieża nie tylko Ojcem świętym, ale Ojcem Ojców, Pater Patrum. Niektórzy nawet są zdania, że Papież, Papa, to skrócenie tych dwóch wyrazów, Pater Patrum. (...) Żadna doktryna nie była wyznawana tak stanowczo, jak to całkowite, zupełne, powszechne ojcostwo Papieża”[31].

Jeśli tak, to po co nam Bóg Ojciec? Spośród wielu imion i określeń, którymi Pan Jezus mógłby nazywać Boga, Jego ulubionym było określenie Ojciec. W słowach Modlitwy Pańskiej zostawił nam wzór tego, jak i my mamy się do Boga zwracać: „Ojcze nasz”, i zaraz dodał, żeby nie było żadnych wątpliwości, gdzie mamy naszego Ojca szukać: „któryś jest w niebie”[32]. W niebie, nie na ziemi. Ale że ludziom nie wystarczy powiedzieć raz, aby zrozumieli, to pod koniec swej służby Pan Jezus to powtórzył: „Nikogo (...) na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie”[33]. I wcale nie chodziło tu Panu Jezusowi o to, żeby nawet do naszych rodzonych ojców przestać się tak zwracać, bo przecież przykazanie Boże mówi wyraźnie: „Czcij ojca i matkę swoją”[34]. Chodziło Mu natomiast — co jasno wynika z kontekstu tej wypowiedzi — o nienazywanie ojcami nauczycieli religii, co obejmuje również papieża. Wobec tak oczywistej wypowiedzi Pana Jezusa odmienna praktyka przywoływanych przez francuskiego biskupa dawnych chrześcijan nie ma tu najmniejszego znaczenia, bo praktyka pierwszych chrześcijan była inna. Pierwsi chrześcijanie wołali „Abba, Ojcze!” tylko do Boga w niebie[35]. Byli też jednak świadomi nadchodzącego wraz ze śmiercią ostatnich apostołów odstępstwa w chrześcijaństwie. Dlatego apostoł Paweł ostrzegał: „Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą. Przeto czuwajcie”[36].

Biskupowi Bougaud tej czujności ewidentnie zabrakło. Czy stać cię, by zabrakło jej tobie?

Andrzej Siciński

 

[1] Chrystianizm..., 4 tom, s. 7. [2] Tamże, s. 297. [3] Tamże, s. 298. [4] Tamże, s. 301. [5] Mt 28,19-20. [6] J 14,2.16-17.26. [7] Zob. Dz 9,31; 13,52; Rz 5,5; 8,15-16; Flp 2,1. [8] Rz 8,9-10. [9] J 16,8.14. [10] 2 P 1,20-21. [11] 1 P 1,11. [12] Chrystianizm..., s. 299. [13] Tamże, s. 304. [14] Tamże. [15] Zob. Ps 147,7; 1 J 3,20; Ml 3,6. [16] Hi 11,7 Biblia gdańska. [17] Pwt 33,26. [18] Zob. 1 Tm 6,14-16. [19] Rz 2,7. [20] Chrystianizm..., s. 306-307. [21] Tamże, s. 307. [22] Ef 5,31-32. [23] Chrystianizm..., s. 308. [24] 2 Tes 2,4. [25] Zob. Flp 2,10. [26] Dz 10,25-26. [27] Dawniej papieża noszono w lektyce. [28] Chrystianizm..., s. 311. [29] Tamże, s. 312. [30] Mt 4,10. [31] Chrystianizm..., s. 320. [32] Mt 6,9. [33] Mt 23,9. [34] Wj 20,12. [35] Zob. Rz 8,15. [36] Dz 20,29-30.

[Artykuł ukaże się w miesięczniku "Znaki Czasu" 4/2011].