JustPaste.it

Santo subito

Wojtyła uratował Kościół przed syndromem Gorbaczowa

Wojtyła uratował Kościół przed syndromem Gorbaczowa

 

  •  

    Nie często się zdarzało, żeby Opatrzność pośpieszyła dodawać Polsce jakiegoś splendoru, dlatego wielkie poruszenie w świecie zachodnim wywołał wybór Karola Wojtyły na stolicę Piotrową. Zaiste nikt nie mógł się spodziewać, że prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński wystąpi w roli palca Ducha Świętego i wskaże purpuratom kandydata ze Wschodniej Europy. Sam fakt wyboru papieżem nie Włocha był już dostatecznie wielką sensacją zwielokrotnioną pochodzeniem kandydata zza Żelaznej Kurtyny, za którą Kościół przez całe dziesiątki lat był metodycznie zwalczany przez totalitarne, komunistyczne państwo.

    Był w tym wydarzeniu znak czasu, który zapowiadał nieomylnie Watykanowi i Kościołowi Rzymsko-Katolickiemu a nawet całemu światu długi, wyrazisty i pełen istotnych wydarzeń pontyfikat. Czasy to były szczególne. Pod naporem triumfującego liberalizmu łamał się złowrogi, zdawałoby się nieugięty sowiecki system Wprawdzie papież nie posiadał żadnych dywizji to jednak władcy Kremla przyjęli wybór Wojtyły, jako zdecydowanie wrogi akt wobec Związku Radzieckiego. Paradoksalnie, oba wrogie wobec siebie systemy stanęły wtedy na rozdrożu borykając się z podobnymi problemami narastającego właśnie niepohamowanego, globalnego konsumpcjonizmu. Stosunkowo młody system sowiecki też jawił się po bliższym poznaniu, jako pseudoreligijna sekta, której przywódcom zastraszeni poddania przypisywali wszechmoc, wszechwiedzę i nieomylność. Polski papież – już samo to słowo budziło na Kremlu niepokój. Nie bez racji. Nie wiadomo jak potoczyłyby się losy świata gdyby nie znalazł się śmiałek, który odważył się dopuścić głasnost do wszystkich zakamarków imperium. Okazało się jednak, że zmurszałe struktury runęły błyskawicznie pod naporem prawdy. Jan Paweł II zbrojny w wiedzę czerpaną z dwutysiącletniej historii chrześcijaństwa nie dopuścił do poluzowania struktur kościelnych i twardo stanął w obronie katolickich dogmatów. Wielu rozkojarzonych reformatorów miało mu za złe nieprzejednane stanowisko wobec aborcji i eutanazji, ostrą retorykę na temat tak zwanej cywilizacji śmierci. Polski kardynał powołany na stolicę świętego Piotra dźwignął ciężar odpowiedzialności za Kościół i umocnił go pielgrzymując do wiernych na całym świecie jak żaden dotąd Namiestnik Chrystusa na ziemi,

    Witały go na wszystkich kontynentach setki tysięcy ludzi. Byli wśród nich także tacy, którzy w innych wierzyli bogów. Przyciągała ich na te medialno-religijne spektakle niesamowita charyzma człowieka, który emanował zarówno wielkością jak i prostotą swej wybitnej osobowości. Papieskie pielgrzymki cementowały Kościół Powszechny ułatwiają prowadzenie nowej ewangelizacji.

    Karol Wojtyła doskonale zdawał sobie sprawę, że pod płaszczem Kościoła dzieje się także wiele zła. Przepraszał publicznie za wszelkie zło poczynione przez ludzi Kościoła lub w jego imieniu. Wyciągnął rękę do wyznawców innych religii, w tym do starszych braci w wierze Żydów, wchodząc, jako pierwszy papież do synagogi. Nie obca była mu troska o ofiary wstydliwej plagi pedofilii wśród katolickiego kleru. Zdawał sobie jednak sprawę, że wszelkie pochopne działania mogą doprowadzić do prawdziwego tsunami, które może przynieść wszystkim wyznawcom Chrystusa niepowetowane szkody.

    Za świętość trzeba zapłacić, najczęściej cierpieniem, męczeństwem i śmiercią, więc trudno się dziwić, że tego anioła pokoju ugodziły wśród tłumów wiernych kule fanatycznego mordercy, przeciwstawiającego idei chrześcijańskiej miłości doktrynę fanatycznego, dzikiego dżihadu. Niemal cudem ocalonego, nie powstrzymało go to od wybaczenia zamachowcowi podczas odwiedzin skruszonego nieszczęśnika w więziennej celi.

    Ostatnie lata, miesiące i dni życia tego szlachetnego człowieka stały się za sprawą mediów relacją o człowieku, którego nie zmogło narastające cierpienie. Pytany przez ciekawskich, dlaczego nie powierzy komuś innemu obowiązków, których wypełnianie sprawia mu tyle bólu odpowiadał niezmiennie, że przecież Chrystus też nie zszedł z krzyża i nie odrzucił swojej męki.

    Pozostały po nim w Polsce setki stawianych jeszcze za jego życia pomników, szkół i szpitali jego imienia, nazw placów i ulic. Nie zawsze niestety, intencje wnioskodawców były czyste. Nazbyt często liczyli oni na całkiem wymierne korzyści z posiadania władzy, do której publiczne uwielbianie papieża miało ułatwić im dostęp. W miasteczku, którego imienia nie powiem miejscowa, żrąca się ze sobą elita samorządowa, zgodna w tym jedynym przypadku postanowiła nadać wielkiemu Polakowi godność honorowego obywatela. Papież przyjął ten wątpliwy zaszczyt nie znając powodów, żeby odmówić. Oni natchnieni, wybili na koszt gminy pamiątkowy medal z podobizną jego Świątobliwości i rozdzielili go wśród siebie. Poczym wybrali swoich delegatów, którzy wybrali się do Watykanu, żeby osobiście powiadomić Ojca Świętego o tym wydarzeniu. Największe zaangażowanie w tej sprawie wykazali ludzie o dawna i po dziś dzień bezpardonowo walczący o stanowiska i dostęp do samorządowej kasy przy pomocy intryg, donosów i wzajemnych oskarżeń. Ludzie obrzucający się kalumniami, na co dzień i od święta, ciągających się nieustannie po prokuraturach i sądach.

    No cóż, również takie efekty zdarzały się w naszym kraju najsilniej  poddanym papieskiemu nauczaniu, ale Karol Wojtyła, choć święty, był tylko człowiekiem a przecież nawet Chrystusowi nie udało się zmienić ludzkiej natury, mimo, że oddał życie, umęczony na krzyżu za nasze zbawienie.