JustPaste.it

Relacje z szefem, czyli czy szef może być przyjacielem

Kiedy szłam pracować do nowego zakładu pracy to wiedziałam, że moim zwierzchnikiem będzie mój stary pracodawca. W biegu lat on zmienił pracę i znów miałam podlegać pod niego, ale nie bezpośrednio, bo miałam mieć jeszcze nad sobą kierowniczkę działu. W ciągu tych upływających lat zajęliśmy się pracą społeczną i zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Stał się trochę moim mentorem, ale również kimś naprawdę bliskim. Zgodziłam się tam pracować, ale miałam wątpliwości. Sądziłam, że znajomość prywatna z moim szefem nie przyniesie mi w pracy niczego dobrego, nie sądziłam jednak, że to będzie aż tak trudne...

 

Po roku awansowałam i teraz bezpośrednio podlegam pod szefa, z którym jak sądziłam łączy mnie przyjaźń. Zabrakło amortyzatora w postaci mojej kierowniczki. Teraz jestem bezpośrednio wystawiona na ciosy, a jest ich wiele. Krzyki, trzaskanie drzwiami, wyzywanie od durnych to tylko część wspaniałej współpracy. Szef często mi mówi, że ma wobec mnie najwyższe wymagania, bo mnie zna i wie, ile może ode mnie wymagać. Albo, że nie ma dziś humoru, ale ja go znam jak zły szeląg więc wiem, że on nie złośliwie mnie dzisiaj zrugał za coś, wybaczysz prawda? I rzeczywiście znam go i powoli zaczynam z całego serca go unikać, ograniczać kontakty do minimum, odpowiadać zdawkowo itd. Ja umiałam zapanować nad emocjami i oddzielić przyjaźń od pracy, a on? On podczas jakiegoś zebrania, w licznym gronie ludzi spoza pracy powiedział, gdy miałam odmienne od niego zdanie, żebym liczyła się ze słowami, bo mi po premii pojedzie. I rzeczywiście to on przyznaje mi premię.

 

Czy podjęcie tej pracy było błędem? Z wielu niezależnych od samej pracy stron nie, bo przyniosło mi upragnioną stabilizację finansową, ale ze względów etycznych, ech szkoda gadać...

 

Nie sądzę by było możliwe przyjaźnienie się szefem i odradzam szefom zatrudnianie znajomych, a znajomym szukania pracy u znajomych.

 

Moją teorię o nieudanych tego typu związkach potwierdza historia mojej przyjaciółki, która prowadzi działalność w organizacji pozarządowej i jest lokalnym szefem komórki. Miała możliwość zatrudnienia kilku osób i zatrudniła dwie przyjaciółki, skarżyła mi się niedawno, że one jej wcale nie słuchają, nie wykazują zainteresowania pracą ponad to co mają jasno i czytelnie zapisane w zakresie obowiązków. Wolne mają ustalane pięć minut przed, bo przecież szefowa, która jest ich przyjaciółką zrozumie itd. Ogólnie coraz trudniej prowadzi się mojej przyjaciółce działalność. Zaczęła coś przebąkiwać, że mnie podkupi, żebym jej zarządzała tymi ludźmi. Powiedziałam, że to głupi pomysł, że wolę ją jako przyjaciółkę, a nie szefową, ech... a co Wy o tym sądzicie?