JustPaste.it

Lokalne inaczej

Niedawno miałem okazję być służbowo we Wrocławiu. Spotkanie, w którym uczestniczyłem, miało miejsce w siedzibie Cefarmu Wrocław mieszczącej się w dzielnicy Rakowiec.

Niedawno miałem okazję być służbowo we Wrocławiu. Spotkanie, w którym uczestniczyłem, miało miejsce w siedzibie Cefarmu Wrocław mieszczącej się w dzielnicy Rakowiec.

 

piwo

Jako że na miejsce przybyłem mniej więcej o godzinę za wcześnie, zdecydowałem się na mały spacerek po nieodległym Lesie Rakowieckim. Zachwyciło mnie w tym miejscu bogactwo różnorodnej roślinności i wielkie mnóstwo dorodnych winniczków, zasmuciło natomiast równie wielkie mnóstwo śmieci.

 

Wśród owych, generalnie zasmucających, śmieci znalazłem też jednak coś interesującego. Mianowicie w trawie, nieopodal jednej z leśnych dróżek, leżała butelka po piwie. Niby nic w tym nie było dziwnego, bo w ciągu owego spaceru widziałem wzdłuż swej trasy kilkadziesiąt różnych butelek i puszek po piwie i innych napojach alkoholowych. Ta jednak tym się wyróżniała, że była po piwie z Raciborza. Co w tym dziwnego? Ano to, że niezwykle rzadko mam okazję oglądać butelkę po piwie pochodzącym z tego książęcego grodu. I może to właśnie jest naprawdę dziwne. Mój rodzinny Rybnik jest oddalony od Raciborza o nieco ponad dwadzieścia kilometrów, Wrocław zaś o prawie dwieście. A jednak w Rybniku nigdy nie zetknąłem się z taką butelką, ani pełną na sklepowej półce, ani pustą w przydrożnych krzakach. A swego czasu dosyć intensywnie szukałem tego trunku w rybnickich sklepach, niestety bezskutecznie Wiem, że piwo to jest sprzedawane przedewszystkiem lokalnie w Raciborzu i jego najbliższych okolicach. Skąd się zatem butelka po nim wzięła we wrocławskim lesie? Są dwie możliwości. Pierwsza jest taka, że ktoś kupił je w Raciborzu, a następnie pojechał wypić do Wrocławia. Bardziej prawdopodobna wydaje się jednak druga, a mianowicie taka, że piwo to jest dostępne w przynajmniej jednym wrocławskim sklepie.

 

Jeśli ta druga hipoteza jest prawdziwa, stawia to w nowym świetle pojęcie marki lokalnej. Od dawna zresztą nie oznacza już ono dokładnie tego samego, co pierwotnie. Pozostając w tej samej branży, można zauważyć takie ciekawostki, jak piwo rybnickie, ciągle sprzedawane prawie wyłącznie w Rybniku i okolicy, ale od czasu upadku miejscowego browaru, który nastąpił przed mniej więcej pięciu laty, produkowane w Jędrzejowie przez firmę z siedzibą w Warszawie. Czy to jeszcze jest marka lokalna, czy już nie? Powszechnie jest uznawana za lokalną, należy więc chyba przyznać, że taką jest. Tym bardziej więc będzie nią piwo raciborskie, które jest nie tylko dystrybuowane, ale także produkowane w Raciborzu. Jednak fakt, że łatwiej się na nie natknąć w odległym Wrocławiu aniżeli w pobliskim Rybniku, pozwala sądzić, że lokalność tego piwa ma sui generis postmodernistyczny charakter.

 

To co w ostatnich dziesięcioleciach dotknęło wspólnoty ludzkie, gdzie miejsce i rolę lokalnych przejęły nielokalne, ma obecnie miejsce w obszarze marek niszowych. Małe wspólnoty nie przestały istnieć, nie utraciły też swojej roli społecznej, utraciły natomiast swój lokalny charakter. To samo dotyczy marek niszowych, które nie giną bynajmniej pod naporem masowych, globalnych, ale przestają być lokalnymi. Niszowe marki nielokalne nie są zresztą niczym nowym, chociaż to w ostatnich dwóch dziesięcioleciach, dzięki postępującej informatyzacji, zyskały znaczenie wcześniej niespotykane. Na przykładzie wymienionych wyżej dwóch gatunków piwa widzimy jednak, że granice pomiędzy niszowymi markami lokalnymi i nielokalnymi są obecnie wybitnie nieostre. Oczywiście istnieją marki jednoznacznie lokalne, jak też i jednoznacznie nielokalne, jednak pomiędzy nimi jest wiele bytów pośrednich, trudnych do jednoznacznego przyporządkowania. Podobnie zresztą jest na polu wspólnot. Nowego typu wspólnoty nielokalne, zwane przez antropologów plemionami afektywnymi, przenikają się na wiele różnych sposobów z tradycyjnymi wspólnotami lokalnymi. Żyjemy w niezwykle skomplikowanych czasach, w których mało co jest klarowne i jednoznaczne.