Wódka rozluźnia hamulce moralnie i potęguje emocje
Stół uginał się od jadła i trunków, gosposia Magda w skowronkach cała , tarła udami podając kiełbasę swojskiej roboty,a ksiądz Jan popijając opowiadał:
Łatwiej nawodnić pustynię niż alkoholika napoić mawiał Jan napełniając kryształowe pucharki . I kiedy film się urywał Magda brała go za bary ,na wyrko taszczyła. Chrapał jakoby organy na roraty grały,a gosposia klęczała u stop moich z kogucikiem się swawoliła-były to dobre komunistyczne czasy.
Zmuszali parafianie do leczenia księdza , a on się do butelki chował ,dupa blada rzekł organista,to wola boska ! Leczyć na przymus namiestnika boga to grzech. W powiecie wielu ich chla . Nasz przynajmniej trzeźwy z ambony woła "nie pijcie"a chłopcy od butelki i tak z tego jaja robią,wykonuje zadanie partyjne -powiadają , po mszy chla jak szewc i bzyka od zakrystii Magdę,a ona i tak się puszcza z innymi, To wola boża-usprawiedliwiał organista swojego chlebodawcę. Jak go zwał to zwal ale pielgrzymkę nauczycieli do Jasnej góry zorganizował . Uczestniczyłem w niej,rozmawiałem z prymasem Wyszyńskim,w Stoczku,kilkanaście kilometrów od mojej szkoły w klasztorze siedział,zakonnica do celi jadło przynosiła.Gadano,ze to agentka ubowska ,bez wyroku siedział tyle lat co ja i w tym samym roku wolność odzyskał
.Wracając z pamiętnej pielgrzymki ksiądz zaprosił . do restauracji" Pod żaglami"
- ,tam cichociemni i przednie prostytutki rej wodzili. Całą NOC sponsorował rozrywkę i dziwkę w hotelu,dobre to były czasy z księdzem Janem,ale krótkie. Jak pod ziemię się zapadł. Jego następca Magdę z tobołkiem wypędził Miejsce jej zajęła stara ropucha ,z koszykiem na żebry po wioskach chodziła,masło, jajka do plebanii znosiła i plotkami z proboszczem się dzieliła.Wykorzystywał to na ambonie,grzmiał az uszy owieczkom bożym więdły,a mnie szepnął,ze Jan do Padwy ujechał-teologię zgłębiać.Niezbadane wyroki boże
Parafianie też nie wylewali gorzały w rękawy. Z knajpy geesowskiej na kaczych nogach wychodzili , komendant milicji obywatelskiej miał łeb koński i prosto szedł ,a za nim telepał pierwszy sekretarz partii mas pracujących , też bywałem w ich gronie ,nad ranem wracałem do szkoły. Przewodniczący komitetu rodzicielskiego leczył wtedy mojego kaca „czarem pegeeru' zwanym sikaczem i pierwszy się upijał,odprowadzałem go do domu, a tam żona jajecznicą częstowała i butelczynę na stół stawiała
Dzieci cieszyły się z długich przerw i skróconych lekcji. Posiedzenia komitetu rodzicielskiego,choinka szkolna , zakończenia roku -do rana trwały, zakrapiane monopolem -śpiewano mnie sto lat,podrzucając pod sufit. Kiedyś spadłem na cztery litery i bolały od cholery dni kilkanaście,babcia mojej uczennicy nalewkami od siedmiu boleści leczyła do spółki z przewodniczącym komitetu.
W oddalonej od świata złą drogą wsi, gdzie diabeł mówił dobranoc kultura kręciła się wokół szkoły i butelczyny , alkohol zniewalał kontrolę nad życiem .Prośby groźby żon,kochanek szły gdzie plecy kończą szlachetną nazwę. Ale ja cieszyłem się wówczas mocną głową i po kielichu wygłaszałem w kółku rolniczym uczone referaty o stonce ziemniaczanej.
Uroczystości tysiąclecia państwa też zakrapiano czystą kapslowaną. Obraz matki boskiej dziewicy,królowej Polski wędrował z tej okazji od strzechy do strzechy- modły utrwalano nalewkami babuni.Ostatnie modły odprawiono w szkole.Madonna potem pojechała furmanką do sąsiedniej wsi w towarzystwie babci od nalewek i sekretarza podstawowej organizacji partyjnej Polewoja-.zwano go tak,bo chlał i polewał innym. Babcia powoziła,trzymała lejce,a on leżał na wozie.,trzymał oburącz Niepokalaną i zawodził pijackim głosem " Maryjo moja,słuchaj jak cię błaga LUD"
Każdy musi umrzeć,czy nie lepiej kipnąć na wesoło, z butelczyną w ręku powiadał księżulek.
Włóż do trumny ćwiarteczkę, tam sklepu monopolowego nie ma prosił Magdę,a ona puszczała ku mnie perskie oczko..i miała gorący oddech...
. W innych krajach pomniki pijakom stawiają- żartował ksiądz,piszą:
. "tu leży mąż który dręczył wciąż ,teraz w grobie ,ulżył nam i sobie", u nas tylko patriotyzmy 'zginął ,za wolność, za władzę ludową,budować komunizm .Chrystus chciał to na krzyżu zawiózł-..No to siup w czerwony dziob. I znów Magda d o wyra GO taszczyła,a mój łeb wtedy nie był zlasowany alkoholem, kogucik w majtkach gumkę rozrywał..
Poznałem syreni śpiew alkoholu później ,kiedy samotnie piłem ostro, z gwinta ,z klasą,a nie jak cienki bolek z pegeeru,co sika pod ścianą , nie balem się już śpiączki alkoholowej, a tylko własnego cienia i potworów które rozsadzały łeb ,w lustrze szczerzyły zęby ,zakładały pętlę na szyję,a syreni śpiew wtedy w charczenie śmiertelne przechodził..
Ojczyzna ludowa pływa w alkoholu! .Koi rozpacz istnienia , bez niego byłoby smutno,bardzo smutno . To jest maleńkie szczęście na zwichrowanej drodze życia Przywołuje nawet obrazy z dzieciństwa,boso biegam po łące i słyszę krzyk żurawi- mawiał mój katecheta .Religię wkrótce ze szkoły wygnano,straciłem bogatego sponsora i rozrywkowego kumpla
Słowa jego o alkoholu pojąłem boleśnie,jak ręka drżała i krupniczek z łyżki po brodzie rozlewała !Od tego czasu upłynęło wiele lat, na władzy ludowej teraz psy wieszają, robią z niej jaja ,ale wartości katolickie , jak socjalizm wtedy-lecą do nieba
w oparach alkoholu ,nikotyny i narkotyków,ktorych wtedy nie było.Ale moja chata z kraju,te wartości u mnie już funta kłaków nie warte.Siedziałem,cierpiałem za nie i dużo wychlałem,znam ich rozkosz aż do bólu!
Teraz w zadumie i oczarowaniu z Anią w ogrodzie tworzymy zaczarowany świat . Chroni od zgiełku wielkiego miasta Z zamkniętymi powiekami szybujemy nad chmurami do gwiazd Mieć przyjaciela w kobiecie,to rarytas , na koniec świata i jeszcze dalej chce się wtedy lecieć . Tylko Arktyka i dżungla nad Amazonką nie odkryte -powiedziała Ania z uśmiechem .W jej oczach zaświeciło moje słońce. Fregatą błękitną jesteś Aniu, wychodzę z niej odprężony,mam sny spokojniejsze-powiedzialem całując jej maleńką rączkę,kwitły już białe bzy,a na drzewkach ćwierkały ptaszki.I tych wartości wielu znajomych nam zazdrości!
Kiedy jadę rowerem znajomi pod sklepem monopolowym wołają „ dorzuć na polówkę”, Widok ich napawa smutnym obrzydzeniem. A też takim bylem,szepczę :”nigdy więcej do butelki" i pedałuję od nich jak najdalej. Jestem swoim przyjacielem ,lubię takiego jakim jestem , a emocje mam pod kontrolą i troszczę się o zdrowie ..
Ogród jak kobieta -można kochać , miłość do niego wyssałem z piersi matki,najpiękniejszej kobiety świata , widzę ją w śród niezapominajek i maków czerwonych, obok Ani i całuję jak Madonnę wierni I wiem,że najtrudniejsze są powroty do normalności,a biesiady z księdzem przekonały ,ze nikt alkoholikiem się nie rodzi,a latami do niego zmierza ,popijając zamienia się często w zwierzę!.