JustPaste.it

Giniemy przez wyznaniowe państwo – czyli plagi polskie część I

Wszędzie ludzie w coś wierzą, jednakże specyficzna religijność narodów bardzo konkretnie wpływa na ich mentalność i funkcjonowanie państw.

Wszędzie ludzie w coś wierzą, jednakże specyficzna religijność narodów bardzo konkretnie wpływa na ich mentalność i funkcjonowanie państw.

 

Teza postawiona w tytule nie oznacza bynajmniej, że szeroko pojęta religijność sama w sobie czemukolwiek szkodzi. Wszędzie ludzie w coś wierzą, jednakże specyficzna religijność narodów bardzo konkretnie wpływa na ich mentalność i funkcjonowanie państw.

Jak chodzi o samą Europę – żeby nie poruszać naraz zbyt wielu dość skomplikowanych wątków – generalnie okazało się, że do czasu reformacji wiodącymi w niej siłami były katolicyzm i islam, które ze zmiennym szczęściem walczyły o dominację w ówczesnym świecie. Najogólniej można powiedzieć, że wskaźnikiem która religia była aktualnie górą, było to, w czyich rękach znajdowała się Jerozolima.

Sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać, gdy kolejno zaczęły powstawać państwa wyrosłe na bazie protestantyzmu. Wkrótce, obowiązkowo wpisane w religijny etos protestantów powściągliwość, uczciwość i pracowitość, wysforowały je do czołówki ekonomicznej i cywilizacyjnej świata. To te społeczeństwa założyły podwaliny nowoczesnej demokracji i w nich dzisiaj panuje największy dobrobyt.

Z drugiej strony mamy kraje katolickie, które im bardziej są skatolicczone, tym większy mają u siebie chaos i tym bliżej im do bankructwa.

Polska, na tle Grecji, Hiszpanii czy Portugalii zdaje się jeszcze wyglądać nieźle ekonomicznie, ale nie dajmy się zwieść. Cudów (zwłaszcza w katolickim państwie) nie ma. Tak naprawdę tylko dlatego zdychamy trochę wolniej od wymienionych wyżej braci w jedynie słusznej wierze, że stosunkowo niedawno upadł socjalizm i jedna trzecia zdatnych do intensywnej pracy i wykształconych Polaków, uwiedziona nadzieją dorobienia się tam i widmem głodu tu, zarabia pieniądze za granicą. Gdyby nie było ciągłego transferu tych pieniędzy do kraju, o których jak dotąd każdy kolejny rząd milczy, ale za to zasługi z powodu „względnie dobrej kondycji finansowej Polski, na tle innych państw” przypisuje sobie,  już dawno poszlibyśmy z torbami.

Za jakieś dziesięć lat starsi gastarbeiterzy, którzy mają rodziny w kraju, się wykruszą, a młodym dorosną na obczyźnie dzieci i już zostaną tam na dobre. Pieniądze przestaną płynąć.

Póki co, ultrakatolickie, wyznaniowe państwo polskie, ostatnio wprawdzie coraz bardziej drżącą ręką, ale jednak; utrzymuje kilkudziesięciotysięczną armię katolickiego kleru wraz z wszelkimi nakładami z państwowej kasy, na różnorakie wspieranie katolickiej wiary. Licząc koszty wprost, od czasu jak Polska odzyskała postsocjalistyczną "wolność”, na miejscową agendę Watykanu idzie rocznie 10–12 miliardów złotych, a kilka miliardów w tej sumie to wartość, jaką płacą na katolików niekatolicy. Przekręt raczej spory, jak na nominalnie demokratyczny kraj, w którym wszystkie związki wyznaniowe są konstytucyjnie równe i rzekomo oddzielone od państwa.

Czy chcę przez to powiedzieć, że Polska ginie przez te „nędzne” kilkanaście miliardów wydawane na wspieranie w Polsce wiary katolickiej?  – Nie tylko. Chcę przez to powiedzieć, że to też, ale ginie głównie dlatego, że w ogóle cokolwiek wydaje w sposób niezgodny z konstytucją i prawem. W porównaniu z ogólnymi, wielorakimi szkodami społecznymi, jakie przynosi omijanie prawa przez majestat państwa, te pieniądze są zaledwie częścią wielkiej kuli którą, mówiąc w przenośni, mamy przywiązaną do nóg i która nieuchronnie ciągnie nas na dno.

Ale o tym, w następnym odcinku.

Wiesław Henryk Lipski