JustPaste.it

O 1/3 wykluczonych Polaków, grillowaniu i zwyczajnej.

10. byłem, zobaczyłem, zanotowałem. A nienawiść nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.

10. byłem, zobaczyłem, zanotowałem. A nienawiść nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.

 

Po wygranych przez platformę wyborach w 2007 roku Paweł Śpiewak napisał, że Polacy „poszli na grilla”. Jest to metafora mówiąca, że w końcu doczekaliśmy się czasu spokoju. Kiedy zwykły polak nie musi się przejmować życiem politycznym, jak wcześniej (nie chcę napisać publicznym, bo publiczna może być toaleta, a ogół społeczeństwa powinno nazywać się obywatelskim. Z czego wszystkie partie nazywają go wyborcą jakby kampania trwała cztery lata). I rzeczywiście poszliśmy na grilla. Zadowolenie „wyborców” nigdy nie było większe. I wzrastało cały czas nawożone pożyczkami. To, że jest to dobrobyt na kredyt wymaga osobnego tekstu. Kiedyś będziemy musieli za to zapłacić. Ale, żeby dodać coś do tej zgrabnej metafory Śpiewaka; poszliśmy na grilla, zaprosiliśmy sąsiada, a 10 kwietnia okazało się, że jemu się dom spalił. On zaczął biadolić, że to koniec, tragedia i nie ma gdzie wrócić, na co my dobrodusznie klepaliśmy go po ramieniu mówiąc: daj spokój to wina ogrodnika. Zrozpaczony sąsiad nie dawał za wygraną, że teraz choć na chwilę trzeba odejść od szaszłyków i zwyczajnej. Nie wprost, ale czytelnie komunikował – „pomocy! Przecież jesteśmy sąsiadami!” – krzyczał przez łzy. I wznosił ręce do nieba: „przecież u Ciebie w ogródku ten sam ogrodnik pracuje!” Machnął ręka Polak na takie bzdury, zapomniał o sąsiedzie, wyprosił z działki i wrócił do skwierczącej wędliny.


Samopoczucie miał świetne przecież zawsze go ten sąsiad irytował, to zaparkował przy samej bramie, to dzieciaka podrzucił na parę godzin, bo, „nie miał się kto nim zająć”, zawsze była kłótnia, kto ma drogę odśnieżyć, kto za wywózkę śmieci zapłacić. Wszystkie nawyki zgredliwego sąsiada wyeliminowały się same. Spokój w końcu i jaka cisza. Po prostu cudownie. A ogrodnik pracował, jeśli już ktoś wspominał o sąsiedzie to dzieci, ale im się wybaczało przecież dziecko musi być głupie i infantylne i lepiej dla niego żeby zjadło kiełbasę, a nie gdzieś za płot patrzyło, wciskało nos w nie swoje sprawy.


Spotkał później sąsiad sąsiada w podartych portkach na „przedmieściu” z krzyżykiem w ręku. Szeptał z pustym wzrokiem; „nie wykluczaj”. Sąsiad, co mu się dom nie spalił, poczuł się jak nigdy samotny, opuszczony uczucie spokoju dawno odeszło i tylko w głowie słyszał „no przecież to był sąsiad, jaki sąsiad trudno, ale w końcu swój”. I tak został sam z dzieckiem, bo nie było komu pożyczać, drogę odśnieżał w jedną łopatę, a rachunek za śmieciarkę przychodził większy o dolę sąsiada.


I taki jest mój wniosek po 13 miesiącach od katastrofy. Zwykłą ludzką empatię zastąpił nam spokój, podlewany medialną manipulacją, byleby tego spokoju nie burzyć. A, to jest nie dobre, bo kiedy twierdzimy nawet nie wprost, ale podświadomie,że wszystkich, którzy uznali katastrofę za kwestię, jeżeli nie najważniejszą, to przynajmniej zasługującą na miejsce na najwyższej półce spraw do załatwienia, za wykluczonych, to sami się wykluczamy. Bo, co byśmy nie zrobili, jesteśmy polako-wspólnotą. Logika podpowiada żeby dla dobra wspólnoty, ale i swojego, gasić dom sąsiada, a pieczonej „zwyczajnej” nie zamieniać na „spokojną”.Bo, nikt nigdy nam samego "grilla" nie zabronił.


Ktoś mi może zarzucić, że twierdzę wykluczyć=spokój. Tak , tak twierdzę. Jesteśmy teraz w stanie na „grilla” wymienić wszystko.