JustPaste.it

My. Nie ma już nas.

Chłodny październikowy wieczór.
Ona zamyślona, z kieliszkiem wina w ręku siedziała na parapecie i wpatrywała się w gwiazdy.
Próbowała znaleźć wśród nich odpowiedź na najważniejsze pytania, prosiła o choćby małą wskazówkę, co dalej ma robić, jak żyć.
Świat ogarnęła gęsta mgła, która zdawała się przenikać do jej umysłu.
Nie potrafiła myśleć już trzeźwo. 
Błądziła.
Wszystko zlewało się w jedno, wielkie, bezpostaciowe coś.
I to ciągle pulsujące w głowie pytanie- kim jestem?
Zapach wina przypominał jej najlepsze chwile z życia, kiedy to wszystko było jeszcze idealnie poukładane jak książki na półce w równym rzędzie.
Ogarniał ją strach.
Tak bardzo chciała wrócić do tego rozstaju dróg, gdzie jeden krok na zawsze odmienił jej życie.
Nie rozumiała dlaczego wybrała tak a nie inaczej.
Kto miał na to jakikolwiek wpływ?
Dlaczego teraz to ona cierpi? 
Czemu los akurat ją tak doświadcza?
Wyciągnęła paczkę papierosów. 
Powoli otwierając tekturowe pudełko wierzyła, że i tym razem smak tytoniu,którego tak bardzo nie lubiła pozwoli jej zapomnieć o tym, co tak bardzo bolało.
Odpalając blanta pomyślała o nim- przecież tak bardzo nienawidził, kiedy paliła.
Teraz to wspomnienie wywołało mimowolny uśmiech na jej ogarniętej mrokiem twarzy.
Czyżby cieszyło ją robienie mu na złość, choć on nawet o tym nie wie?
Przypomniała sobie ile była w stanie zrobić żeby był z nią szczęśliwy.
Na myśl o tym wybuchnęła głośnym śmiechem pomieszanym z cichym łkaniem.
Dlaczego płakała?
Nie mogła zrozumieć czemu on się od niej odwrócił, choć była w stanie zrobić dla niego wszystko, dlaczego mogła być taka naiwna i wierzyć, że komuś takiemu jak on- znanemu sportowcowi, zawsze obleganemu przez wianuszek adoratorek,mogło zależeć na niej- zbyt wrażliwej i śmiesznie zazdrosnej wariatce.
Teraz płakała nad swoją bezradnością, nad zbytnim przywiązaniem do ludzi.
Zamknęła oczy i usnęła.
Śniło jej się coś nieprawdopodobnego- śniła, że była szczęśliwa, otoczona najbliższymi, którzy szczerze ją kochali i byli w stanie zrobić dla niej wszystko. We śnie widziała jego- stał pod wielkim dębem, kiedyś ulubionym miejscem ich spotkań, z głową spuszczoną w dół, ukradkiem zerkał na jej piękną,owitą radością twarz. Wiedział ile stracił.
Ona w tym momencie czuła się wolna, już nie myślała o nim, uwolniła się od tego.
Wewnątrz rozpierała ją satysfakcja. W końcu udowodniła mu, że bez niego też potrafi żyć, że to on teraz będzie cierpieć i bić głową w mur próbując dojść do tego, jaki kiedyś był głupi raniąc kogoś, kto był dla niego wszystkim...
Obudziła się. 
Postanowiła zacząć wszystko od nowa, z pustą kartą znowu nauczyć się kochać.
Wyciągnęła gruby flamaster i na ścianie swojego małego azylu napisała wyraźnie drukowanymi literami:
PO 11: NIE PRZYWIĄZUJ SIĘ.