JustPaste.it

Fryderyk II - polonofob doskonały

Fryderyk II Hohenzollern był bez wątpienia jednym z najwybitniejszych władców swojej epoki. Niestety, oprócz wielu zalet miał również istotną wadę – był nieuleczalnym mizantropem.

Fryderyk II Hohenzollern był bez wątpienia jednym z najwybitniejszych władców swojej epoki. Niestety, oprócz wielu zalet miał również istotną wadę – był nieuleczalnym mizantropem.

 

   Fryderyk II Hohenzollern, król Prus w latach 1740 – 1786, był bez wątpienia jednym z najwybitniejszych władców swojej epoki. To on wydźwignął Prusy z poziomu kraju marginalnego do pozycji europejskiego mocarstwa. Poszerzył jego terytorium prawie dwukrotnie, także kosztem Polski, rozwinął także gospodarkę królestwa, pomnożył armię. Ale "Starego Fryca" jak go nazywano, nie interesowały jedynie sprawy państwowe. Zajmowały go także muzyka, poezja oraz filozofia; Voltaire miał nawet napisać, iż król Prus potrafił komponować muzykę z równą łatwością, z jaką wygrywał bitwy.

   Niestety, Fryderyk II, oprócz wielu zalet miał również istotną wadę – był nieuleczalnym mizantropem. Ogólnie rzecz ujmując nie lubił ludzi, ba, nawet nimi gardził. Na przestrzeni swojego długiego życia wytworzył sobie istny katalog uprzedzeń oraz krzywdzących sądów na temat innych. I tak na przykład, choć był frankofilem, przy rożnych okazjach piętnował gadatliwość Francuzów, nazywając ich "małpami prawiącymi o piśmie świętym" bądź "Irokezami objaśniającymi astronomię". O książętach swojej ojczyzny, Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego powiedział kiedyś, iż przypominają mu "bandę wilków wyjących do księżyca". O Rosjanach nie wypowiadał się inaczej jak per "barbarzyńcy", nie szczędził też krytyki niestałości Anglików, a także nieudolności Szwedów czy Holendrów.

   Wszystkie te antypatie bladły jednak przy stosunku "Starego Fryca" do Polaków. Niech cytaty mówią same za siebie: "Trzeba znać tych fałszywych Polaków, butnych, gdy są pewni cudzego poparcia, a tchórzliwych, gdy sami stają w obliczu zagrożenia'', "Żałuję filozofów, którzy zajmują się losem tego pod każdym względem godnego pogardy narodu", "Won z tym polactwem!" wreszcie. Dość powiedzieć, iż ów władca nie darzył nas specjalną sympatią.

   Bardzo często jesteśmy krytyczni wobec naszej historii, nas samych zresztą też. Nawet obecne czasami na polskich forach butne, nacjonalistyczne wypowiedzi wydają się skrywać jakiś kompleks, brak zadowolenia z rzeczywistości panującej dookoła. Więc kiedy tak czytamy fryderykowe krytyki pod naszym adresem być może oburzają nas one swoim prostactwem, zarazem jednak gdzieś tam w tle muszą się pojawić niemiłe refleksje – no bo w tych Prusach niby taki zamordyzm panował, ale porządek był. W ówczesnej Rzeczypospolitej wolność była, ale co to za wolność, z którą tak łatwo igrać, zwieść na manowce. W Sejmie dużo gadano, ale rozchodził się on bez żadnych uchwał. W Prusach Fryderyk miał na swoje skinienie około dwieście tysięcy wojska, my w porywach raptem kilkadziesiąt tysięcy.

   Proponuję, byśmy na chwilę porzucili podobne rozważania. Bliższe spojrzenie na życie Fryderyka II pozwala bowiem dostrzec, jak bardzo nieobiektywnym był sędzią w naszej sprawie. Polonofobia "Starego Fryca" miała bowiem podłoże dwojakie – polityczne i osobiste.

   Z jednej strony interesy polityczne Prus jak najbardziej nakazywały ich władcy negatywne przedstawianie Polski i jej mieszkańców w Europie. "Im bardziej Polska będzie skłócona, im więcej w niej będzie rozbratu i zamętu (...) tym to dla mnie lepiej, tym korzystniej dla mych interesów" sam potwierdza w swojej korespondencji. Zresztą nie trzeba nader wnikliwie wpatrywać się w mapę Europy tamtego okresu, by zauważyć że należące do Rzeczypospolitej Prusy Królewskie rozdzielają królestwo Hohenzollernów na dwie części, tak więc muszą być przez Berlin prędzej czy później pozyskane. Gdy wreszcie Fryderyk opanował nasze Pomorze w wyniku I Rozbioru, cynicznie głosił, iż "Biednych tych Irokezów (to znaczy nas – przyp. aut) będę się starał oswoić z cywilizacją europejską", podczas gdy prywatnie musiał przyznać, iż Prusy Królewskie otrzymał w niezłym stanie tak gospodarczym, jak i pod względem poziomu edukacji.

   Najważniejsza i najciekawsza wydaje się jednak osobista przyczyna negatywnego stosunku Fryderyka do Polaków. Przyszły król prus nie miał łatwego dzieciństwa. Jego ojciec, Fryderyk Wilhelm I, był jak to stwierdził pewien polski historyk "tyranem w skali tak państwa, jak i rodziny". Swojego syna nie lubił, głównie ze względu na jego zainteresowania – sztukę i kulturę którymi gardził, jak zresztą wszystkim, co nie miało związku z wojskiem i koszarami. Młodego "Fryca" często bił, nierzadko publicznie, dwór zaś i rodzinę utrzymywał na niespotykanie w Europie niskim, mieszczańskim niemal poziomie.

   I oto w 1730 roku przestraszony, stłamszony Fryderyk wyjeżdża wraz z ojcem do Drezna rządzonego przez elektora Saksonii oraz króla Polski Augusta II Sasa. To musiał być szok. Ówczesne Drezno to perła późnobarokowej architektury, przepiękne bogate miasto, rozbrzmiewające za dnia głosami tłumów swoich mieszkańców, nocą zaś dziesiątkami koncertów, przedstawień i imprez. Również dwór króla polskiego prezentował sie okazale i radośnie, August II nie wylewa za kołnierz, podobnie jak jego sascy i polscy poddani, wszędzie kręcą się piękne dworzanki, a tymczasem w Berlinie... cóż, bieda aż piszczy.

   Rewizyta Augusta II w Berlinie jakiś czas później daje okazję do kolejnych gorzkich porównań. August II jest człowiekiem rodzinnym, z synem, przyszłym Augustem III, dogadywał się dobrze, choć obydwaj różnili się bardzo. Mało tego – polski król dbał nawet o swoje nieślubne dzieci, którym zapewnił wykształcenie i zaszczyty. Fryderyk Wilhelm z synem to przy drezdeńskim dworze brzydkie kaczątka – i pojawia się pierwszy powód do nienawiści wobec pruskich sąsiadów, kompleks którego Fryderyk jeszcze długo się nie pozbędzie. Gdy wreszcie przejmie władzę podejmie liczne architektoniczne plany upodobnienia Berlina do innych europejskich stolic, do Augusta III zaś zapała szczególną wrogością.

   A jeśli chodzi o Polskę, powiedzmy sobie szczerze, czy istniał kraj bardziej różny od Królestwa Prus niż Rzeczypospolita? Polski szlachcic prowadził raczej radosne życie, pruski poddany tymczasem monotonne i pełne znoju. W Polsce nie oszczędzano, gościnność zawsze była w cenie, gdy tymczasem w Berlinie prawie każdy luksus (nawet kawa!) był albo zakazany, albo solidnie opodatkowany. W Polsce panował samorząd i mniej lub bardziej widoczny rozgardiasz, tymczasem w Prusach, jak to ujął pewien pisarz "nawet domy zdawały się stać na baczność".

   Istnienie parlamentarnej Rzeczypospolitej stanowiło kamień obrazy dla Fryderyka, kłóciło się ze wszystkimi pryncypiami politycznymi i społecznymi jakie wyznawał. Dla niego idealnym ustrojem pozostawał "oświecony absolutyzm", w którym to władca decydował o państwie i jego mieszkańcach, a nie oni sami o sobie. Każde inne państwo było zdaniem Hohenzollerna zdane na zagładę, najlepiej samoistną, gdyby jednak nie chciało samo umrzeć, należało mu w tym pomóc siłą. A że podobna polityka jest bronią obosieczną, już niedługo Prusy miały same się przekonać.

   Na koniec wypada zadać pewne pytanie – na ile poważnie powinniśmy traktować opinie innych o sobie, tak w skali osobistej, jak i całego narodu? Czy poznając bliżej podłoże tych sądów nie okażą się one zawsze powierzchowne, a nawet krzywdzące? Jedno jest pewne, strzeżmy się mizantropów i polonofobów, zwłaszcza takich, którzy mają siłę przejść w swoich uprzedzeniach od słów do czynów, tak jak "Stary Fryc".