JustPaste.it

Nadchodzi globalne załamanie

Japonia z długiem publicznym 225% PKB sięgnie do kieszeni USA, które stoją na skraju przepaści. Lepiej się na to przygotujmy.

Japonia z długiem publicznym 225% PKB sięgnie do kieszeni USA, które stoją na skraju przepaści. Lepiej się na to przygotujmy.

 

eaaf3a284a5f9fdf0e28100fc5884783.jpg

 

Od wielu lat wsłuchuję się w proroczy głos, jaki rozbrzmiewa w Kościele i społeczeństwie. Staram się wychwycić wspólne wątki, poruszane przez różnych ludzi posiadających rozeznanie w tym, co się dzieje. Słucham zapowiedzi wydarzeń, jakie nadchodzą na świat. Na podstawie tego, co słyszałem, przekonany jestem, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat co najmniej raz dojdzie do globalnego paraliżu zaopatrzenia. Mam na myśli sytuację, w której przez okres kilku miesięcy nie będziemy mogli pójść do sklepu i zrobić podstawowych zakupów.

Co może spowodować taką sytuację? Możliwe, że problemy zaczną się od Japonii. Otóż dotknięta trzęsieniem ziemi Japonia potrzebuje trzystu miliardów dolarów na odbudowę. Już przed trzęsieniem ziemi japońskie finanse były w katastrofalnym stanie, z długiem publicznym sięgającym około 200% PKB (w Polsce – niecałe 50% PKB). Wyobraź sobie, że zadłużona po same uszy Japonia sięga do kieszeni swego największego dłużnika, tzn. Stanów Zjednoczonych, których finanse publiczne są w porównywalnym stanie. Uruchamia to lawinę, prowadzącą do załamania systemu finansowego i walutowego w skali całego świata. Najpierw dolar, a potem euro stają się zupełnie bezwartościowe. Z powodu braku adekwatnego środka wymiany na pewien czas rynek pogrąża się w chaosie. Ustają wszelkie transakcje na giełdach towarowych, co hamuje przepływ towarów. Wszędzie wybuchają zamieszki, a konieczność przywrócenia porządku na ulicach miast jedynie odwleka w czasie proces odbudowy globalnego systemu finansowego.

Możliwy jest też inny scenariusz. Światowa Organizacja Zdrowia monitoruje globalne zagrożenia chorobami zakaźnymi. Mniej więcej raz na tydzień na stronie WHO pojawia się alert pandemiczny, dotyczący jakiegoś szczególnego zagrożenia. Około połowy alertów dotyczy zakażeń niezwykle niebezpiecznym wirusem grypy H5N1. Zabija on co drugą zarażoną osobę. Na szczęście każdy alert zawiera uspokajającą informację „chora osoba miała kontakt z zakażonym drobiem lub ptactwem”. Oznacza to, że nie zaraziła się od człowieka. A zatem wirus nie potrafi jeszcze przenosić się z jednej osoby na drugą. Tyle faktów. A teraz wyobraź sobie, że pewnego dnia pojawia się alert bez tej uspokajającej adnotacji. Na przykład taki: „W Indonezji odnotowano przypadek zachorowania sześciu osób, z których żadna nie miała kontaktu z drobiem lub innym ptactwem, a wszystkie one miały kontakt ze sobą nawzajem. Trzy wyleczono, trzy zmarły”. Tydzień później indonezyjskie ministerstwo zdrowia informuje o trzydziestu ośmiu nowych przypadkach. Pojawiają się bariery na granicach, ale przebywający w Indonezji chiński biznesmen zdążył już przenieść zmutowanego wirusa do swojej ojczyzny. Zachorowało kilkanaście osób. Wszystkie poddano kwarantannie. Niestety, pojawiają się nowe ogniska choroby. Jest ich coraz więcej. Kolejne kraje zamykają granice. Bezskutecznie. Wirus się rozprzestrzenia. Zaraża równie łatwo, jak „świńska grypa” z roku 2009, ale zabija co drugą chorą osobę. Aby powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa, ludziom nakazuje się pozostawanie w domach. Nie można pójść do sklepu. Nie ma zresztą po co tam iść, bo system dostaw załamał się już wcześniej, a żadna sieć handlowa nie ma zbyt dużej przestrzeni magazynowej. Każdy metr kwadratowy magazynu to koszty, koszty to wyższe ceny, a wyższe ceny to przegrana w morderczej walce o klientów z konkurencyjną siecią.

Jestem głęboko przekonany, że przynajmniej jeden z tych dramatycznych scenariuszy zrealizuje się w niedalekiej przyszłości. Uważam, że możemy i powinniśmy się na nie przygotować. Nawet jeśli nie mam racji, a ktoś poważnie potraktuje moje ostrzeżenie, to i tak straci najwyżej trochę czasu. Natomiast jeśli mam rację, to brak należytego przygotowania może okazać się katastrofalny dla wielu.

W tym momencie ktoś może zaprotestować: przecież mamy wyspecjalizowane służby, które zaczną działać w razie kryzysu. Mamy rezerwy rządowe, a w ostateczności możemy liczyć na pomoc Unii Europejskiej. To prawda. Są instrumenty, które państwo uruchamia na wypadek kryzysu. Mają one jednak swoje wady. Po pierwsze – nie wszystkie zadziałają natychmiast. Po drugie – mogą one zaradzić zagrożeniom określonego rozmiaru. Może się zatem okazać, że system reagowania kryzysowego okaże się czasowo niewydolny. Katastrofy czy klęski żywiołowe dotykają najczęściej ograniczonych obszarów. Do tej pory nie mieliśmy do czynienia z kryzysem, który dotyka całego świata. Natomiast pandemia „ptasiej grypy” albo załamanie systemu finansowego to realne zagrożenia o bezprecedensowej skali. Trudno przewidzieć jak zachowają się instytucje państwa w zderzeniu z nimi. Pewne jest to, że trudno będzie uzyskać pomoc z zewnątrz, gdyż każdy rząd zaabsorbowany będzie zmaganiami na swoim własnym „podwórku”. Przypatrzmy się obecnej sprawności działania wszelkiego rodzaju służb publicznych. Czy naprawdę będą one działać sprawniej w sytuacji głębokiego kryzysu? Jestem daleki od krytykowania służby zdrowia, policji, straży pożarnej czy wojska. Na pewno będą robić, co w ich mocy, aby uporać się z kryzysem. Może się jednak okazać, że w związku z ogromną skalą problemu niewiele są w stanie zrobić. W takim wypadku wiele będzie zależało od nas – zwykłych obywateli, zwykłych chrześcijan.

Co możemy zrobić, aby się przygotować? Przede wszystkim powinniśmy posłużyć się wyobraźnią. Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niepokojące informacje w mediach powodują, że ludzie masowo wykupują towary w sklepach? Odpowiedź jest prosta. Nie są przygotowani na kryzys, i reagują odruchem na strach, który nagle ich ogarnął. Wyobrażanie sobie sytuacji, gdy nie możemy liczyć na pomoc ani pójść do sklepu, żeby kupić potrzebne rzeczy nie jest przyjemne, ale konieczne, by się przygotować. Naturalnie, każdy odczuwa strach, wyobrażając sobie sytuację kryzysową. Lepiej jednak odczuwać strach teraz, niż ulegać panice później. Jeżeli zawczasu posłużymy się wyobraźnią, to w momencie wybuchu kryzysu nie będziemy pędzić do sklepu. Być może zresztą nie będziemy mieli takiej możliwości.

Jeżeli potrafimy wyobrazić sobie sytuację kryzysu, sporządźmy plan działania. Przygotujmy zestaw zapasów, których będziemy potrzebować, gdy kryzys nastąpi. Następnie przećwiczmy realizację planu i zachowajmy go w pamięci. Mając plan działania, awaryjny zestaw zapasów oraz umiejąc posługiwać się planem i zestawem jesteśmy zasadniczo przygotowani. Reszta jest w ręku Boga, i wiąże się z naszym zaufaniem do Niego.

Istnieją różne rodzaje kryzysów, na które powinniśmy być przygotowani. Kryzysem jest pożar, powódź, alarm bombowy albo skażenie chemiczne w okolicy. Wymagają one umiejętności szybkiej ewakuacji, posiadania zestawu przedmiotów gotowych do szybkiego zabrania oraz wcześniejszego uzgodnienia kontaktu poza naszą miejscowością. W niniejszym artykule zajmuję się kryzysem globalnym, o jakim mówiłem wcześniej. Może on spowodować niemożność zakupu artykułów żywnościowych oraz odcięcie dostaw prądu czy też gazu. Zestaw awaryjny na tego rodzaju kryzys powinien obejmować przynajmniej trzymiesięczny zapas żywności. W jego skład wejść powinny produkty nie psujące się, zajmujące mało miejsca, a przy tym takie, z których możesz korzystać na bieżąco. Jeżeli zapas ma charakter rotacyjny, to nie musimy go wymieniać po upływie terminu przydatności do spożycia wybranych produktów. Jeżeli mam np. 50 opakowań ryżu, z których korzystam na bieżąco, natychmiast uzupełniając brak nowo zakupionym opakowaniem, to po roku mam również 50 opakowań, z których żadne nie uległo przeterminowaniu. Taki zapas nic mnie nie kosztuje, poza kwotą, którą musiałem wyłożyć na początku. W zapasie może się znaleźć ryż, makaron i różnego rodzaju konserwy. Pomyślmy o sposobie ich podgrzania w sytuacji, gdy nie będzie prądu ani gazu. Przyda się butla turystyczna z maszynką albo paliwko turystyczne. Nie zapomnijmy o zapasie zapałek i zapalniczce. Zadbajmy o ludzi, którzy nie będą przygotowani. Być może będą potrzebowali skorzystać z naszych zapasów. Będzie to wspaniała okazja, aby podzielić się z nimi ewangelią, dać im Biblię lub książki chrześcijańskie (oczywiście, jeśli uprzednio je przygotujemy). Wyobraźmy sobie, że w obiegu nie ma pieniędzy, ale funkcjonuje rynek, na którym ludzie wymieniają się towarami. Czy będziemy mieli towar, który będzie można wymienić na paliwo bądź jakąś potrzebną rzecz? Nawet w ekstremalnych warunkach rzadko zdarza się, żeby ktoś odmówił handlu, jeśli zaoferujesz mu złoto. Pomyślmy o tym.

Wśród liderów chrześcijańskich propagujących podejmowanie praktycznych kroków w celu przygotowania się na trudne czasy szczególną rolę odgrywa Jim Bakker[1]. Swego czasu zachęcił on pewną grupę ludzi w Japonii do sporządzenia awaryjnego zestawu zapasów. Po niedawnym trzęsieniu ziemi i tsunami przesłali mu swe wyrazy wdzięczności. Okazało się, że nie muszą stać w długich kolejkach, aby otrzymać rządową pomoc. Przygotowali się już wcześniej, i w czasie potrzeby mogli skorzystać z własnych zapasów. Niech ten przykład będzie dla nas zachętą. Burza nadchodzi. Przygotujmy się.



[1] Odnośnie trafności proroctw Jima Bakkera polecam klip:

Video thumb
  zwłaszcza 8:40 do 10:45.