JustPaste.it

"Porwana"

Opowiadanie które rozpoczyna się zwyczajnie.

Opowiadanie które rozpoczyna się zwyczajnie.

 

7 listopad 2010 r.

Myślałam, że będzie to zwykła niedziela- jak każda. Po obiedzie poszłam z bratem i siostrą do kościoła, rodzice zostali w domu, czekali na rodzinę. Ksiądz kończył mówić kazanie, gdy w pewnej chwili do kościoła wtargnęli (tak, to najlepsze słowo określające ich wejście) dwaj faceci. Od razu zasłoniłam sobą rodzeństwo.  Mieli na sobie czarne płaszcze, na oczach przeciwsłoneczne okulary, choć słońce dawno zaszło. Przy pasku każdego z nich pod płaszczem zobaczyłam broń. W kościele było cicho jak makiem zasiał. Ksiądz przerwał kazanie i wpatrywał się w nowoprzybyłych z przerażeniem w oczach. Ta cisza, ci faceci, to było straszne. Wyglądali jak wyjęci z ,,Matrix`a”, czy też innego filmu o tajnych agentach czy mafii. Wzrok każdego był skierowany na facetów. Trudno było powiedzieć na kogo, czy też na co, patrzą.

- Niech nikt się nie rusza i nigdzie nie dzwoni. Spokojnie, nikomu nic się nie stanie. – powiedział jeden z nich. Jakoś trudno było uwierzyć w te słowa. Szli w moją stronę.- Idziesz z nami.- wypowiedział te słowa gdy tylko do mnie podeszli. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Uściskałam krótko rodzeństwo. Spojrzeniem chciałam dodać im odwagi, miałam gule w gardle nie mogłam nic powiedzieć.

- Czego chcecie? Kim jesteście? Czy wy nie wierzycie w Boga, że przerwaliście mszę, w dodatku z bronią w ręku? O co tu chodzi? - Gdy tylko opuściliśmy mury kościoła, zarzucałam ich pytaniami z prędkością karabinu maszynowego (Ha! Cóż za porównanie!)Byłam zdenerwowana, bałam się, te wszystkie odczucia zwiększyły się gdy tylko zobaczyłam samochód który otwierali, było to jedno z najnowszych BMW, w dodatku czarne. A jaki inny kolor pasowałby do tych gości? Obaj milczeli, mieli twarze pokerzystów, kazali tylko wsiąść do auta. Z takimi się nie dyskutuje. Pojechali do mojego domu, naprawdę nie wiem skąd wiedzieli że tu mieszkam. Weszliśmy do środka, ja pierwsza. Rodzice siedzieli w kuchni. Na szczęście, pomyślałam, rodzina jeszcze nie przyjechała.

- Co ty tu ro…?- zaczął mój tata, ale przerwał na widok facetów stojących z mną. – Co… O co chodzi? – to pytanie skierował już do nich, stanęłam obok rodziców.

- Jesteśmy z SAPW.- zaczął jeden z nich.

- Skąd?- spytała się ich, zszokowana i przerażona mama.

- Secret Agency Protection World czyli Tajna Agencja Ochrony Świata. Państwa córka została wybrana na jednego z agentów, zabieramy ją teraz do ośrodka gdzie odbędzie odpowiednie szkolenie. Ta decyzja została już podjęta, nie mogą państwo zakazać córce wyjazdu… -mówił

- Co to znaczy? Gdzie wyjedzie? - pytali się ich moi zdenerwowani rodzice.

 - Decyzja jest nieodwołalna. Do szkoły będą przysłane stosowne dokumenty. Wszystkim mówcie państwo iż wasza córka dostała stypendium i wyjechała do Stanów, że mieszka w szkole z Internetem. Później że jest na studiach, i że znalazła pracę i jest jej dobrze w Ameryce. Na razie nie wiemy czy Monika będzie miała możliwość odwiedzin państwa. E-maile- owszem, telefon- raz na jakiś czas, tylko do was. Będziemy państwu wysyłać jej zdjęcia, dyplomy, wszystko by zachować pozory normalności. – No nie! Albo mi się przewidziało, albo pokerzysta się lekko uśmiechnął!

- Jak to wybrana? Jak to wyjedzie? W ogóle mają państwo jakiś dokument na potwierdzenie swoich słów, może po prostu jesteście jakimiś porywaczami… - mój tata był już u kresu wytrzymałości.

- Ach, tak. Bardzo przepraszamy, oto dokument potwierdzający nasze słowa- Jeden z nich podał moim rodzicom karton A4, zerknęłam kontem oka, napisane było po polsku. To sygnatura prezydenta USA! ONZ! Już się pogubiłam w tym wszystkim.

- Nic więcej nie możemy państwu powiedzieć. Byłoby to dla państwa zbyt niebezpieczne. Im mniej państwo wiedzą tym lepiej. – powiedział poprawiając okulary przeciwsłoneczne – Monika spakuj się. Weź tylko ubrania, o resztę potrzebnych rzeczy się nie martw.

- Najlepiej żeby wszystko było w czarnym kolorze – drwiłam z nich- Ja nie mam tu nic do gadania? Aha, widzę że nie. – stwierdziłam widząc miny facetów.

O co tu do cholery chodzi. Zastanawiałam się nad tym cały czas podczas pakowania. Co mi będą gadać. Wzięłam swoje dwa PenDraivy, jeden wypełniony muzyką, drugi z programem graficznym i wolnymi GigaBytami. Wrzuciłam do torby kilka zdjęć rodziców, rodzeństwa i jedno klasowe. Zajrzałam do każdej z szuflad biurka, w jeden z nich zobaczyłam swoje okulary przeciwsłoneczne, te wielkie typu mucha. A co mi tam, pomyślałam zakładając je na grzywkę. Zniosłam torbę podróżną na dół. Pożegnałam się z płaczącymi rodzicami i wsiadałam z tymi facetami do BMW. Od razu podali mi laptop, mówiąc żebym się czymś zajęła bo czeka nas długa droga. I to kręta, dodałam w myśli. Otworzyłam niezastąpionego Worda i zaczęłam opisywać wydarzenia dzisiejszego dnia. Prawdę mówiąc nic, a nic z tego wszystkiego nie rozumiem. Wciąż w uszach miałam słowa skierowane przez nich do moich rodziców ,,Nie mogę państwu nic więcej powiedzieć, to byłoby dla państwa zbyt niebezpieczne”. Do jasne cholery! Jak tylko stanie się coś złego mojej rodzinie, to wezmę odwet na każdym kto się do tego przyczynił. Nie wierzę w to co się dzieje. Jestem strasznie zmęczona… Śpię…