JustPaste.it

Parę słów o niej

O miłości parę słów

O miłości parę słów

 

 

                Małgorzata – tak właśnie ma na imię osoba, dzięki której zaznałem wspaniałego uczucia miłości. Uczucia, które moim zdaniem, nie równa się z żadnym innym. Jest osobliwe, ponieważ wiąże ludzi fantastyczną, niewidzialną nicią. Wymaga zaangażowania, czasu, poświęcenia. Nic nie przychodzi od razu, trzeba krok po kroku brnąć do celu. Uważam, że bez miłości człowiek nie osiągnie pełni szczęścia. Każdy z nas pragnie kochać i tak samo pragnie być kochanym. Dawać i brać tą miłość.

 

                Nasza znajomość zaczęła się trochę przypadkowo: dostałem od niej pustą wiadomość na popularnym serwisie społecznościowym. Zdziwiłem się. Czułem zakłopotanie, nie wiedziałem czego chce ode mnie. Co prawda znaliśmy się wcześniej, lecz nie utrzymywaliśmy kontaktu. Odpisałem, zapytałem się czego chce. I tak od wiadomości do wiadomości aż spotkaliśmy się. Powód był dość głupkowaty – wręczenie mi cytryny. Tak, cytryny właśnie – potrzebowałem jej do herbaty. Lecz to był tylko pretekst. Wcześniej czy później musieliśmy się spotkać, nam obojgu nie wystarczało obcowanie ze sobą poprzez Internet. Po pierwszym spotkaniu jedno zafascynowało się drugim. No cóż, nie pozostało nic innego jak spotkać się jeszcze raz. A potem następny i kolejny.

 

                Nie traktowałem jej od początku jako potencjalną partnerkę. To stopniowo przechodziło – od koleżanki, po przyjaciółkę do ostatniego stadium – zakochania. Już od początku strasznie podobały mi się rozmowy z nią. W tych rozmowach było coś magicznego, coś co sprawiało, że nie miałem ochoty kończyć dialogu, tylko ciągnąć go w nieskończoność.

 

                Chodziliśmy na spacery poza miasto. Najczęściej zapuszczaliśmy się po lasach, podziwialiśmy uroki przyrody. Potrafiliśmy przez godziny bawić się w pewną „zabawę”, która polegała na zadawaniu sobie różnego rodzaju pytań. Pytanie, odpowiedź, pytanie, odpowiedź – i tak w kółko. Myślę, że przez to bardzo dobrze się poznaliśmy.

 

                Lubiła mi robić zdjęcia. Jak idę, jak siedzę. Jak patrzę. Nie mam pojęcia dlaczego je pstrykała, lecz było widać na pierwszy rzut oka, że sprawia jej to przyjemność. Ogólnie dużo fotografowała – zaczynając od drzew, a kończąc na zwierzętach. Lecz ja byłem wyjątkowym obiektem, jeśli chodzi o fotografowanie. Dało się to wyczuć.

 

                Mieliśmy takie swoje miejsce, gdzie zawsze spędzaliśmy czas. Na obrzeżach lasu znajduje się cmentarz, nie dokończony, ponieważ kilka lat temu, gdy go budowano w pewnym momencie prac odkryto pokłady wody pod ziemią. Zostało jedynie ogrodzenie, na którym siadaliśmy. Rozmawialiśmy, podziwialiśmy skaczące po polu zające oraz piękne niebo. Siedzieliśmy blisko siebie, nasze ciała stykały się. Pewnego razu zaproponowała masaż karku – wyszło to bardzo spontanicznie. Przystałem na tę propozycję. Było w tym coś wspaniałego. Przekroczyliśmy pewną barierę fizyczną, której nie przekraczają koleżanka i kolega. Staliśmy się kimś więcej.

 

                Nastała nowa pora roku – lato. Zrobiło się cieplej na dworze, my natomiast przenieśliśmy się na inne miejsce. Też w pobliżu cmentarza, bo tym razem czas spędzaliśmy opierając się o murek w pozycji siedzącej. Ja i ona, między nami ta wspaniała nić. Coś cudownego.              

 

                Pewnego razu, podczas jednej z naszych długich dywagacji poprosiła znów o masaż karku, lecz w tym przypadku miało to miejsce w pozycji siedzącej. Cóż, nie widziałem powodu, dla którego nie mógłbym tego dla niej zrobić. Po chwili leżała mi na klatce piersiowej, którą nazywała żartobliwie „kevlarem”.

 

                Podczas następnych spacerów i wypadów pod owy murek zawsze robiłem za „poduszkę”. Przychodziliśmy na miejsce, siadaliśmy obok siebie, toczyliśmy krótki dialog, po czym ona pytała, czy zrobię za „poduszkę”. Cóż, zawsze się zgadzałem. Lubiłem to. Lubiłem, gdy miała głowę opartą o moją klatkę piersiową, nasze nosy były oddalone od siebie 10 centymetrów. Toczyliśmy wtedy rozmowy, podczas których wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Nie obchodziło mnie nic więcej prócz niej. A mimo to, nie była dla mnie kimś szczególnym, ważnym. Przynajmniej tak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Lecz pozory mylą.

 

                Lubiłem ją dotykać. Wplątywać swoje ręce w jej cudowne, rude włosy. Pamiętam, iż raz na koszulce miała listki mchu. Postanowiłem je ściągnąć. Jeden po drugim, bardzo powoli i dokładnie. Gdy już skończyłem nie zabrałem ręki z jej ciała. Nie wiedzieć czemu, objąłem ją całą.

 

                Czerwcowe popołudnie. Udajemy się na nasze miejsce. Scenariusz taki jak zawsze, bez nowości. Toczymy rozmowę, kiedy to głowa Małgorzaty leży mi na klatce piersiowej. Patrzymy sobie głęboko w oczy. Osiągnąłem wrażenie, iż przeniknąłem ją wzrokiem. Nagle poczułem przypływ jakieś dziwnej energii, po czym bez zastanowienia pocałowałem ją w usta. To nie było nic wielkiego, ot coś mocniejszego, niż muśnięcie. I zaraz pojawiła się w głowie myśl – co ja zrobiłem ? Ale tak kazało mi zrobić serce. Zaraz, zaraz – ona to odwzajemniła ! Spodobało się to nam obydwojgu, nie mogliśmy przestać.

 

                Gdy byłem już w domu gorączkowo myślałem o zaistniałej sytuacji. Po wnikliwych analizach doszedłem do wniosku, że zakochałem się w niej. Musiałem jej o tym powiedzieć, lecz obawiałem się, czy jeżeli jej to powiem, to czy to zmieni jakoś relacje między nami.

 

                Zebrałem się na to. Usiedliśmy na naszym miejscu, przy murku. Rozmawialiśmy jak zawsze – sprawy niekoniecznie istotne zamienialiśmy w istotne, znajdywaliśmy kawałek białego w czarnym. W końcu coś w środku podpowiedziało mi, żebym powiedział, co do niej czuje. Chwila zastanowienia, bitwa z samym sobą. Muszę przyznać, że nie było to dla mnie łatwe. Lecz jestem za tym, iż ze swoimi uczuciami nie powinno się kryć, więc nie zostało mi nic innego, jak poinformować ją o tym, co dzieje się we mnie wobec niej.

 

                Zacząłem mówić. Z lekkim trudem, robiłem przerwy pomiędzy zdaniami. Ale w końcu wyznałem jej, że się zakochałem. Plus dla mnie. Teraz oczekiwanie co odpowie. Odwzajemnia to ? Powie, że jestem śmieszny ? Kopnie w tyłek i zapyta czy oszalałem ? Chwila niecierpliwości. Odpowiada. Mówi, że musi się zastanowić. Muszę poczekać. To chyba nawet lepiej.

 

                Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nazajutrz wyjeżdżałem na dwutygodniowe wakacje nad morze. Ustaliliśmy, że o swojej decyzji poinformuje mnie, gdy przyjadę. Po prostu nie chcieliśmy o tak istotnych rzeczach rozmawiać przez telefon komórkowy.

 

                Pojechałem tam, aby odpocząć. Odpocząć od całorocznego stresu. Nabrać trochę oddechu. Ale ona była u mnie w głowie przez całe 14 dni. Ciągle odliczaliśmy czas do mojego powrotu. Był to azyl, którego zarówno ja, jak i ona nie mogliśmy się doczekać. Godzinne rozmowy w upale nad morzem, nocne sms-y, łzy wylane do poduszki z tęsknoty – tego nigdy nie zapomnę.

 

                W końcu nie wytrzymała – podczas jednej z wieczornych rozmów wyznała mi, że chce ze mną być. Ucieszyłem się. Mogłem góry przenosić. Po tym co usłyszałem, to czułem, iż starczy mi sił, aby wracać do domu choćby na hulajnodze.

 

                Niedziela, 4 lipca. Wracam do domu. Właściwie to do niej. W ten sam dzień leciał finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Mogłoby się wydawać, że wielki fan futbolu, jakim jestem, nie mógłby przegapić takiego zacnego widowiska, ponieważ zdarza się ono co cztery lata. Nic bardziej mylnego. Po podróży odświeżyłem się, założyłem czyste ubrania i wyszedłem. Zdążyłem obejrzeć fragment transmisji, gdy piłkarze śpiewali hymny swoich państ.

 

                Biegłem do niej. Tak szybko jak umiałem. Patrzę – już jest. Czeka na mnie. Rzucam się na nią. Ściskam ile mogę, mam wrażenie, że zaraz ją uduszę. Przestaje, idziemy na nasz cmentarz. Opowiadam jej co u mnie, moje wrażenia z pobytu nad morzem. Ona słucha z zaciekawieniem. Widać, że też na mnie czekała. Miło się w środku zrobiło.

 

                Przeżyliśmy ze sobą wiosnę, lato, jesień. Teraz przeżywamy razem zimę. Jest pięknie, podoba mi się to niesamowicie. Małgorzata daje mi nieopisaną radość do życia. Dużo mnie nauczyła. Dzięki niej dzisiaj inaczej patrzę na niektóre sprawy. Nauczyła mnie różnych mądrości życiowych, które z pewnością przydadzą mi się w przyszłości i zostaną w mojej głowie na bardzo długo.

 

                Miłość przyszła do nas obojga nie wiadomo kiedy. Nie można określić, w którym momencie dokładnie, bo przyszła  znienacka. Nie wiedziałem o tym, ale byliśmy już parą od jakiegoś czasu. To gdzieś tam w podświadomości istniało, lecz dopiero po jakimś czasie to do mnie dotarło. Mówiła do mnie inaczej niż wszyscy. Od razu dało się odczuć, że nadajemy na tych samych falach – do tej pory z nikim innym się tak dobrze nie dogadywałem. Bardzo ceniłem u niej to, że potrafiła mnie pocieszyć dosłownie w 2 sekundy. Wystarczyło, że spojrzała się na mnie tymi swoimi wspaniałymi oczyma. Człowiekowi humor podnosił się w mig.

 

                Miałem szczęście. Miałem szczęście, że na nią trafiłem, że przez przypadek to właśnie ona wysłała pustą wiadomość, od której się wszystko zaczęło. Jednak w życiu trzeba mieć wielkiego farta.

 

                Jest cudowna. Łączy w sobie wiele cech, które bardzo sobie cenię. Jest inteligentna, nie to co większość niewiast w dzisiejszych czasach. Na kilometr emanuje od niej poczucie humoru, optymizm. Zawsze chce pomóc bliźniemu. Ufam jej. Widać u niej mądrość życiową, zawsze stara się pomóc w trudnej sytuacji. Reasumując – jest dla mnie idealna.

 

                Dotyk. Dotykała i dotyka mnie jak nikt inny. Potrafi sprawić, że nawet niepozorne trzymanie się za rękę potrafi być niezwyczajne. Bardzo się cieszę, ponieważ to działa w dwie strony. Uwielbiam „badać” jej twarz. W sposób, jaki niewidomi poznają innych – wyciągają ręce przed siebie, kładą je na twarzy drugiej osoby i opuszkami palców „badają” każdy szczegół. To bardzo osobliwe.

 

                Swoją osobowością, stylem bycia sprawia, że nie potrafię się na nią denerwować. Kiedy coś zrobi źle, powie coś nie tak, to owszem, odczuwam złość, lecz to trwa tylko chwilę. Jej osoba kojarzy my się tylko pozytywnie, negatywy same od niej odpadają.

 

                Istotną cechą jest to, że mamy takie same zdanie na niemal wszystkie tematy. Niemal, bo niedawno mieliśmy odmienne odczucia co do wielkości choinki. Boże, daj mi, abym tylko na takie konflikty w życiu natrafiał !

 

                Fascynuje mnie jedno zjawisko zachodzące między nami, któremu nie mogę się nadziwić. Mianowicie, kiedy zadaje jej pytanie i uzyskuje odpowiedź od niej, to mogę się pod tą odpowiedzią podpisać rękami i nogami, ponieważ odpowiedziałbym tak samo na owe pytanie.

 

                Obecnie, muszę przyznać z ręką na sercu, że nie wyobrażam sobie jutra bez niej. Po prostu - tak bardzo się do niej przyzwyczaiłem. Do jej obecności. Dotyku. Dobrego słowa.

 

                Patrząc na nią wiem, że to jest ta dziewczyna, na którą czekałem. Nie umiem tego bardziej opisać – to po prostu czuje się w sobie, w środku. W sercu. Jest to wypisane na jej oczach. Pałamy do siebie wielkim uczuciem. I nich już tak zostanie. Jutro. Pojutrze. Na zawsze.