JustPaste.it

Ogórek jego mać!

Żadne tam warzywa mi nie straszne. Choćby i ogórek - to dostoję!

Żadne tam warzywa mi nie straszne. Choćby i ogórek - to dostoję!

 

ogorek-cucumis-sativus.jpg

Wszystkiego można się spodziewać, ale nie wszystko można zrozumieć. Można też się z tym wszystkim nie zgadzać, ale nic można na to poradzić. Tymczasem rzeczy dzieją się i dziwne i straszne i śmieszne. Odrębnie, bądź połączone ze sobą.

Na przykład mordercze ogórki z Hiszpanii, które zabijają w Niemczech, a niebawem zabijać będą gdzieś indziej – to w kategorii straszne, ale też i śmieszne, jeśli ktoś lubi czarny humor. Mizeria z onych warzyw idzie więc w odstawkę, ale pomidorom też trzeba się bacznie przyjrzeć. Niewykluczone, że także coś knują. Pomidory bowiem są czerwone. Taki ogórek, który ze względu na przeciwstawne walory składnikowe, jak i smakowe, kłóci się na misie z pomidorami, może znienacka zawrzeć z nimi układ, zawiązać spisek i śmiertelnie zaatakować – powodując katastrofę.

Do kategorii dziwnych, zaliczyć można prezydenturę prezydenta 40 milionowego kraju, leżącego w Europie, należącego do Unii Europejskiej, który to ów prezydenturę wypełnia na klęczkach i modlitwach. Do jego mocniejszych akcentów sprawowania najwyższego urzędu w państwie, można zaliczyć całowanie po rękach głowy obcego państwa, opłakiwanie śmierci jednego z hierarchów Krk, zaliczaniu kolejnych pielgrzymek, ostentacyjnemu demonstrowaniu i propagowaniu jedynie słusznej wiary. Wyłania się z tego ponury obraz prezydenta katolików, czyli nie mojego.

 

Do tego kraju, którego Konstytucja jest podrzędna względem prawa obcego państwa, na czele którego stoi człowiek całowany po rękach przez prezydenta katolików, czyli nie mnie – przyjeżdża prezydent super mocarstwa, które swoją Konstytucję traktuje nadrzędnie względem wszystkich innych umów. Ów prezydent super mocarstwa przyjeżdża nie wiadomo po co, ale jest to wystarczającym powodem do histerycznej paniki, objawiającej się myciem pomników, mobilizacją wszelakich służb i paraliżem stolicy kraju katolików, czyli nie mojego.

 

Ów prezydent z dalekiego kraju, odwiedza też inne kraje, korzystając w nich z możliwości wspólnego zagrania w ping-pong z ich przedstawicielami, zaśpiewania piosenki, potańczenia i generalnie z okazania zwykłego, ludzkiego luzu.

W kraju reprezentowanym przez prezydenta katolików, jako atrakcje otrzymuje klepanie po plecach, marsz za wieńcem, zapalenie gromnicy, a na koniec wizyty wpycha mu się przed oblicze małego ciałem i duchem człowieczka, bredzącego o współpracy dotyczącej wyjaśnienia katastrofy komunikacyjnej, czym wprawia w zażenowanie niejedno przecież widzącej już tłumaczki.

Do dopełnienia obrazu żenady, brakuje zaprezentowania przybyszowi przybytku Muzeum Powstania Warszawskiego, wszak chełpienie się sromotami, martyrologią i wszelkimi porażkami, to towar eksportowy kraju rządzonego przez prezydenta katolików, czyli nie mojego. Już po odlocie do domu, co zapewne przyczynia się do ulgi odlatującego, dowiedzieć się można, że jeden z liderów partii opozycyjnej, robi zdjęcia telefonem komórkowym prezydentowi z dalekiego kraju, po czym chwali się nimi w jednym z portali społecznościowych. Tutaj Drogi Czytelniku, księguj sobie te informacje w dowolnych kategoriach. Ja ze swojej strony zaksięguję słyszaną z gęsta plotkę, że kraj prezydenta katolików jest demokratyczny, w kategorii – ''śmieszne''.

 

Dodam jeszcze, że żadne ogóry mi nie straszne, będę czekał na nie z odbezpieczonym mikserem. Tak mi dopomóż pomidor!