JustPaste.it

Przeżyłam SZOK

Słów kilka o wyjazdach za granicę...

Słów kilka o wyjazdach za granicę...

 

 

Niestety zawiodę tych, którzy liczyli, że będę opowiadać o nowym horrorze, jaki grają w kinach. Nie będzie to również, mrożąca krew w żyłach, opowieść z mojego życia. Co prawda będzie to historia zahaczająca o jego fragment, ale powiedziałabym, że skończy się dla mnie wyjątkowo zaskakująco.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy postanowiłam poznać kawałek świata, i na cel swojej podróży wybrałam Irlandię Północną. Okazja wyjazdu trafiła mi się zupełnie przypadkiem. Poznałam dziewczynę z Polski na portalu społecznościowym, która przebywała na Wyspach już kilka dobrych lat, i akurat szukała współlokatorki. Przekonywała mnie, że nie muszę się przejmować tym, że nie mam wcześniej znalezionej pracy, bo ona mi pomoże na miejscu, jeśli tylko zdecyduję się przyjechać. Nie czekałam długo, żeby podjąć decyzję o tym, że wyjeżdżam. Przyznam szczerze, że miałam pewne obawy związane z tajemniczą koleżanką z sieci, ale stwierdziłam, że raz się żyje, i nie warto zakładać z góry najgorszego. Akurat skończyłam pomyślnie kolejny rok studiów, nie musiałam się przejmować żadną kampanią wrześniową, i z czystym sumieniem mogłam wyjechać na parę miesięcy. Perspektywa rozłąki z rodziną i przyjaciółmi trochę mnie przerażała, zwłaszcza, że miałam jechać sama. Powtarzałam sobie, że to tylko na jakiś czas, że szybko zleci i znowu będę w kraju. Starałam się szukać plusów sytuacji w możliwości zarobienia dodatkowych pieniędzy, w tym, że podszkolę swój angielski, poznam inne kultury, pierwszy raz polecę samolotem, no i zobaczę irlandzkie klify. Wszystko razem sprawiało, że byłam nastawiona bardzo pozytywnie do wyjazdu zagranicę.

Z lotniska w Belfaście odebrali mnie przyszli współlokatorzy. Jak tylko wylądowałam poczułam zupełnie inny klimat niż w Polsce. Co prawda niewiele zdołałam zobaczyć, bo przyleciałam w nocy, ale byłam przekonana, że pobyt w tym kraju spodoba mi się bardzo. I zapowiadało się, że ludzie, z którymi miałam zamieszkać będą starali się stworzyć przyjazną atmosferę, abym czuła się u nich dobrze. Szybko złapaliśmy wspólny język, i tak się rozgadaliśmy, że nawet nie zauważyłam kiedy byliśmy już w domu. Ponieważ było już dość późno, a ja marzyłam jedynie o tym, żeby się położyć, postanowiliśmy odłożyć na kolejny wieczór imprezę powitalną.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wstałam bardzo wcześnie. Byłam tak podekscytowana pobytem w Irlandii, i chciałam jak najszybciej rozpocząć zwiedzanie miasta, w którym miałam tymczasowo zamieszkać. Byłam zafascynowana dosłownie wszystkim. Pamiętam, że zachowywałam się jakbym przed chwilą odzyskała wzrok. Moja współlokatorka się ze mnie śmiała, bo patrzyłam na świat jak przez różowe okulary. Zachwycało mnie wszystko co było irlandzkie. Począwszy od ludzi w sklepie, poprzez krajobraz, który mnie otaczał, muzyka, którą można było usłyszeć praktycznie w każdym miejscu. Mogłabym w nieskończoność wymieniać czym w tamtym okresie byłam oczarowana. Nawet sieciowy sklep Tesco, który w każdym kraju wygląda przecież podobnie, nagle wydawał mi się jedyny w swoim rodzaju, i z ogromną przyjemnością robiłam tam codzienne zakupy.

W takim nastroju żyłam  do czasu, kiedy moi współlokatorzy wyjechali na wakacje do Polski i zostawili mnie samą. Nagle cała radość z przebywania w obcym kraju zaczęła powoli wygasać. Brak pracy coraz bardziej mi dokuczał, snułam się tylko po domu. Codziennie roznosiłam swoje aplikacje, a telefon wciąż milczał. Powoli traciłam wiarę w to, że ten fascynujący kraj, i ludzie w nim mieszkający, jest dla mnie. Wręcz czułam się w nim niechciana. Z dnia na dzień było mi coraz ciężej podnosić się z łóżka, bo kładłam się późno i mało w nocy spałam. Praktycznie musiałam się zmuszać, aby wyjść z domu na zakupy, i kolejny raz do agencji pracy. Zaczęłam mieć problem z używaniem języka angielskiego, co było następstwem tego, że tak rzadko wychodziłam do ludzi. Nawet miałam podejrzenia, że wpadłam w depresję. W tamtym czasie humor poprawiały mi jedynie rozmowy z przyjaciółmi i rodziną. Niestety, musiałam się zadowolić kontaktem z nimi przez internet i telefon. Dawali mi wiarę w to, że sytuacja się może zmienić. Jednak ja patrzyłam realnie. Na ulicach irlandzkiego miasta, w którym mieszkałam, robiło się aż tłoczno od Polaków. To oznaczało, że o pracę będzie coraz ciężej. Cieszyłam się, że spotykam swoich rodaków, bo czułam się pewniej w tym mieście, ale z drugiej strony to właśnie przez ich obecność w tym kraju, tak ciężko było dostać pracę. Moi współlokatorzy wciąż nie wracali z wakacji. Mnie kończyły się fundusze, i wciąż nikt nie zaprosił nawet na rozmowę kwalifikacyjną. Od mojego przyjazdu mijał właśnie miesiąc. Wiedziałam, że lada dzień trzeba będzie podjąć jakąś decyzję. Prawie byłam pewna, że czekał mnie powrót. Nawet się zaczęłam powoli pakować. Czułam się sfrustrowana myślą, że wszystko wskazywało na to, że wrócę do Polski wcześniej niż planowałam. Kiedy chciałam poinformować rodzinę, że prawdopodobnie niedługo się zobaczymy, usłyszałam, że mam się nie poddawać. Ojciec dobrze wiedział, że potrzeba mi porządnego kopa. Wystarczyła jedna szczera rozmowa z nim, i wiedziałam, że jestem w stanie wszystko jeszcze odmienić. W jednej chwili na nowo uwierzyłam we własne siły i możliwości. Postawiłam sobie za cel, że znajdę pracę do powrotu moich współlokatorów. I choć wydawało się to wysoce nieprawdopodobne, bo mieli wracać za dwa dni, udało się. Może trochę było w tym szczęścia, aczkolwiek cel został osiągnięty.

Podjęłam pracę w fabryce, która w swoich szeregach zatrudniała pracowników z wielu różnych krajów. Trafiłam do miejsca, które jako jedyne w mieście było tak bogate kulturowo. Znowu byłam szczęśliwa. W końcu miałam okazję do tego, aby rozmawiać po angielsku, poznawać inne narodowości, ponieważ w swoim zespole miałam samych obcokrajowców. Szybko nawiązały się pomiędzy nami przyjaźnie, nawet regularnie zapraszaliśmy się na obiady. Dużo swojego wolnego czasu spędzałam z nimi. Chłonęłam inne kultury jak gąbka. Jednym słowem, bardzo szybko zapomniałam o tym, że jeszcze niedawno planowałam wcześniejszy powrót do kraju. W pracy pojawiła się perspektywa awansu. Jednak czas mijał tak szybko, że powoli zbliżał się koniec mojego pobytu w Irlandii i musiałam odmówić. Bardzo się zżyłam z moimi współpracownikami, dlatego z ciężkim bólem serca i łzami w oczach przyszło mi się z nimi pożegnać. Na koniec, zostawiłam sobie zwiedzanie najpiękniejszych zakątków tej zielonej krainy. Razem ze swoimi współlokatorami wynajęliśmy samochód i ruszyliśmy w drogę, wzdłuż  irlandzkiej granicy. To była moja ostatnia podróż przed wyjazdem do Polski. Jeśli na początku mojego pobytu wydawało mi się, że ten kraj jest piękny, tak teraz wiedziałam, że to jest fakt. Wyjeżdżałam na nowo w nim zakochana.

Po powrocie do Polski przez dłuższą chwilę żyłam tamtejszym czasem, o czym świadczył  fakt, że nie przestawiłam swojego zegarka. Mimo tego, iż wróciłam do ukochanej rodziny i przyjaciół, to jednak czegoś mi brakowało. Często w rozmowach z nimi nawiązywałam do tego co się działo w Irlandii. Pokazując zdjęcia wspominałam tylko, że o mały włos, a wróciłabym wcześniej. Już nie pamiętam kto dokładnie mnie uświadomił, być może przeczytałam jakiś artykuł na ten temat, ale dowiedziałam się, że moje samopoczucie, na początku pobytu, nie było bez znaczenia. Nagle się okazało, że zjawisko jakiego doświadczyłam ma swoją nazwę. To był „szok kulturowy”, który jest jedną z faz adaptacji kulturowej. Inne jej fazy również przeżyłam.

Wszystko zaczęło się od fazy pierwszej tzw. „ miesiąca miodowego”, którego doświadczyłam zaraz po przyjeździe. Kiedy wszystko wydawało mi się takie fascynujące, razem z ludźmi, którzy mnie otaczali. Okazuje się, że wielu turystów, którzy wyjeżdżają z kraju na wakacje, albo po prostu aby pozwiedzać, kończą właśnie na tej fazie. Z pobytu zagranicą przywożą tylko miłe wspomnienia, i same fascynacje. Rzadko zdarza się, że tacy ludzie doświadczą fazy kolejnej, jaką jest wyżej wspomniany „szok kulturowy”. Na tym etapie często zmagamy się z prawdziwymi warunkami życia na obczyźnie, co powoduje bardzo silne reakcje stresowe. Duży wpływ, na taki stan rzeczy, mają kłopoty z językiem, jak również znalezieniem pracy, tak jak było w moim przypadku. Doprowadziło mnie to do obniżenia nastroju, i niechęci do wychodzenia z domu. Charakterystyczne również dla tej fazy jest obwinianie gospodarzy o taki stan rzeczy, i szukanie wsparcia wśród swoich rodaków, co w moim przypadku również miało miejsce. W momencie kiedy znalazłam pracę, i na nowo uwierzyłam w siebie, doświadczyłam, nieświadomie, trzeciej fazy adaptacji kulturowej, tj. „ożywienia”. Na tym etapie pobytu zagranicą, imigranci zazwyczaj poprawiają znajomość języka obcego, zaczynają radzić sobie z problemami dnia codziennego, bez wsparcia najbliższych i rodziny. Pojawiające się trudności są do pokonania, bo czują się silniejsi. Charakterystyczny dla tej fazy jest powrót dobrego nastroju, z początku przyjazdu, jak również patrzenie na obcą kulturę bardziej łaskawie niż w fazie szoku. Proces adaptacji kulturowej zamyka faza” dopasowania”. Podczas tej fazy jesteśmy w stanie zaakceptować różnice pomiędzy naszą kulturą a innymi. Przyjmujemy, że niecodzienne normy i obyczaje, a także styl życia i wartości, niekoniecznie muszą być gorsze od naszych. Na tym etapie znikają wszystkie lęki, związane z pobytem w obcym kraju, czujemy się bardziej pewni, przez co efektywniejsi. Zazwyczaj, jeśli na tej fazie kończymy naszą przygodę z inną kulturą, bywa, że szybko zaczynamy do niej tęsknić.

Jak widać udało mi się przejść, a raczej przeżyć, wszystkie fazy adaptacji kulturowej. Nawet po przyjeździe doświadczyłam charakterystycznego efektu jakim jest „powrotny szok kulturowy”, który przejawiał się w ponownej próbie adaptacji do znanej mi już kultury.       Na szczęście zjawisko „szoku kulturowego” dotyczy raczej osób, które przebywają dłuższy czas zagranicą. Mogą być to studenci, którzy wyjeżdżają do zaprzyjaźnionej uczelni na wymianę, osoby, które zostały oddelegowane z pracy na dłuższy czas do innego kraju, jak również zwykli ludzie, którzy wyjeżdżają w celach zarobkowych. Nie muszą się natomiast obawiać turyści, którzy wyjeżdżają na wakacje, że dopadnie ich to zjawisko. Dzieje się tak między innymi dlatego, że oni raczej nie dążą, na zwykłych wakacjach, do tego, aby naprawdę poznać kulturę odwiedzanego kraju. Szukają raczej turystycznych atrakcji, skrojonych na miarę swoich potrzeb i oczekiwań. Zatem dobrze jest, aby to właśnie osoby, które narażone są na doświadczenie szoku, były na niego przygotowane. Uświadomienie im tego, z czym mogą się spotkać, i że jest to zjawisko całkiem normalne, może odnieść kluczową rolę w procesie akulturacji w obcym kraju.