JustPaste.it

Narkomania

Czasem komentarze osoby trzeciej są zbędne, a najlepszym przedstawieniem tematu, jest opisanie problemu z perspektywy osoby nim dotkniętej.

Czasem komentarze osoby trzeciej są zbędne, a najlepszym przedstawieniem tematu, jest opisanie problemu z perspektywy osoby nim dotkniętej.

 

17:30

Starzy wychodzą za pół godziny. I wolność. Już dawno zrozumiałem - prawdziwego wyzwolenia można dotknąć tylko poprzez uzależnienie. Nie chrzańcie, że nie. Hipokryci. Każdego dnia spędzacie godziny przed komputerem lub telewizorem. Wy, wiecznie użalające się nad swoją wagą, grubaski, namiętnie czyścicie lodówki. A wy, młodzi gniewni, nie potraficie spędzić tygodnia bez obejrzenia tępych pornoli, przy okazji robiąc sobie dobrze. Nie jestem gorszy, ani trochę. Możecie patrzeć na mnie z poniżeniem, wymiawiając setny raz tak idiotyczne słowa jak "ćpun", "życie sobie marnujesz". Nie mieszam się w wasze życie, świętoszki, więc  i wy, z łaski swojej, pocałujcie się w dupę.  

Wolność osiągnąć mogę na wiele sposobów. Procentowo, czerwonotabletkowo, białotabletkowo, ziołowo, kompotowo. I tak dalej. Podczas paru godzin oderwania szybuję w kosmosie, rozmawiam z Bogiem i aniołami, nurkuję głęboko w swój otwarty umysł. To prawdziwe wyzwanie, stanąć oko w oko z samym sobą. Przyjemna samotność. Bez waszego parszywego zakłamania. 

 Czasem tylko brakuje mi forsy. Starzy już nie wierzą w kolejny wyjazd na wycieczkę szkolną, czy opłatę na komitet. Dobra była ściema z korepetycjami z matematyki. Pięć dych tygodniowo, bez problemu. No niestety, przyszedł czas, w którym prawda wyszła na jaw, a wtedy przyszedł gorszy okres, jeśli chodzi o finanse. Ale nie ma tego złego: zacząłem grzebać przy komputerach za kasę, trochę się rozwinąłem, majsterkuję, a przy okazji staję się choć trochę bardziej niezależny. Moja robota na moje przyjemności - sprawiedliwie? Jasne.

 Dzisiaj biorę z Radkiem. Podwyższamy stawkę do pięciuset miligramów. Plus piwo. Albo i dwa. Albo wóda. Wolna chata na całą noc to fajna sprawa. Tylko żebyśmy nie rozwalili telewizora przy schizie, tak jak ostatnio. Siedzę sobie spokojnie na kanapie, a on do mnie: "patrz, jakiś gość chce do nas strzelać", ja patrzę i widzę telewizor. "Wrzuć na luz, to tylko skrzynia". "Nie, no przecież zobacz, stoi tu". I nagle przenoszę się w czerwoną przestrzeń a dwa metry przede mną karzeł z bazuką i zieloną twarzą. Broń większa od niego. Byłoby zabawnie, gdyby nie mierzył do mnie. To podnoszę krzesło, na którym siedzę i rzucam prosto w niego, tak - dla samoobrony. Radkowi nie starczyło, bo dalej czuł zagrożenie. Musiał z pięści uderzyć, to potem w szpitalu siedział dwie godziny, jak go szyli. A telewizor do wyrzucenia. Myślałem, że ojciec mnie zabije. Ale nie, od babci wyciągnąłem hajs i złożyłem się z matką na nowy, dopóki stary był na wyjeździe. Potem powiedziała mu, że przepalił się kabel, czy coś. Czasem ją kocham.

Raz był problem, jak znalazła mnie leżącego w swoich rzygach pod kiblem. Nieprzytomny byłem. Pomieszałem fajnie leki z wódą, potem ktoś wino przyniósł i zabawa się rozkręciła. Chyba pierwszy raz przeżyłem. Nie pamiętam z którą, miała  czerwone włosy, o ile dobrze pamiętam. Fajnie było. Tak mi się zdaje. W każdym razie, zawieźli mnie na płukankę żołądka i myślałem, że już do domu nie wpuszczą więcej. Ale poskomlałem trochę, że koledzy namówili, a ja taki aniołek, nie wiedziałem na co się piszę, coś mi dodali pewnie do wina, i tak dalej, i tak dalej.

Ogólnie, to lubię ściemniać. To takie moje hobby. Każdy ma jakieś. A to jest ciekawsze od zbierania znaczków, szminek czy kopania w piłkę. Wy się sami prosicie. Pryszczata siostra z wylewającymi się bokami podchodzi do mnie i pyta słodziutkim głosem: "ładnie wyglądam, Maciuś?", a ja ukrywając złość (jak można mnie tak ohydnie zdrabniać?) uśmiecham się i równie słodko odpowiadam "jak zwykle, pięknie". Ona się cieszy, zadowolona wychodzi. Za to nie wkopie mnie, kiedy spotka zjaranego na klatce. Baby, ogólnie, są fajne. Jakoś zawsze mnie kryją. Bo w ich oczach biedny jestem i pogubiony. A ja wiem co robię. I dobrze mi z tym. 

 


18:10   

Wyszli. Mogę skończyć ten wywód. Dzwonię po Radka.

18: 25 

Przyszedł. Coś mu się ubzdurało, że ma kupić czerwone, przecież mówiłem, że białych dwie paczki. Ale nic, dwie tych to i lepiej. Mniej łyknę, większe jazdy. Dzisiaj latamy, czuję to. 

18:30

Wybrany już repertuar na dziś. Zaczynamy od Dżemu. Rysiek fajny był. Ćpał, włosów nie mył, nie kąpał się, przepocony chodził, ledwo na nogach stał, pół przytomny, a i tak go kochali. Zaczynamy lekko, po trzy kieliszki. Za moje zdrowie, za zdrowie Radka, za wolność. W głośnikach dudni muzyka, niedługo sąsiedzi będą się rzucać. Cisza obowiązuje od dwudziestej drugiej, wcześniej nie ściszę. 

Kiedy byłem mały,  

pytałem co to życie,  

co to życie mamo,  

widzisz życie to ja i Ty,  

ten ptak, to drzewo i kwiat


i narkotyki i piwsko - w domyśle. Rysiek to mistrz ukrytego przekazu. Serio. Czas na pierwszą serię, z grubej rury, po pięć tabsów, czyli 150 miligramów na dzień dobry.


18:40


Kieliszek - tabletka - kieliszek - tabletka.Dobrze jest. Tylko muzyka jakoś mało energetyczna. Sory, Rysiu, wymiękasz przy naszym tempie. Czas na coś ostrzejszego. Ten gość co rzuca mikrofonem.

 
I want to break it up 

I want to smash it up 

I want to fuck it up

I want to watch it come down


Ludzie, żal mi was. Co wy o życiu wiecie.


19:00


Alkohol się skończył. Bo ten debil wylał. Już rzygał. Jak w kiblu siedział, to zapieprzyłem mu trzy tabsy. Frajerzy się nie trzymają, to tracą. Coś mi w głowie piszczy.

20:00

Lecę do LosAndżelos - jeszcze chwila. On śpiewa, że szła dzieweczka do laseczka a ja pytam czemu nie na pole a on że nie wie. to ja chwila zastanowienia i już wiem. że wilk musi na nią wyskoczyć i babkę zjeść. czy coś.

20:30

kto mnie wołał czego chciał przyszedłem na weselisko, gadałem z chochołem. sienkiewicz mnie pozdrawia zawsze uważałem że będę dobrym artystą coś mnie bierze na pisanie wierszy. tylko mój kompan coś się nadpobudliwy zrobił pocałować mnie próbuje.

wolę laski, chyba.


20:40


Radek całkiem ładną ma buźkę, może jednak

20:43


życie nie musisz mnie gonić

czasem jestem na haju

a czasem lubię hamak

szukać

spać

albo jeść dropsy

20:47

w głośnikach buntownicy, śpiewamy do pilota bo jesteśmy od nich lepsi ja lecę gdzieś na wyspy owcze przed chwilą w ogóle siedział tu baran na kanapie i mówił że chętnie zjadłby paluszki

21:20

idziemy na dyskotekę poznać tą różową laskę z sali samobójcy bo nam się ta piosenka turn me on włączyła i już nie puści. mam całkiem przyjemny ryjek mógłbym zostać aktorem.

21:23

rozmawiałem z maryją ona do mnie że jestem wspaniały i mogę być jej drugim synem a mi się włączyła opiekuńczość i zapytałem czy jej nie jest zimno w stopy bo nigdy butów nie ma, to zaprosiła mnie na lody

21:36

radkowi coś odwala, uparł się żeby skakać bo on ma skrzydła. może i przyćmiony mam mózg ale jak się nie zabijać to wiem. muszę gościa do domu wykopać żeby nie mieć go na sumieniu, to też tylko człowiek ja ludzi nie lubię, niech nie próbuje zakłócać swoimi odchyłami mojej fazy bo wykopię za drzwi

22:04

wybełkotał dwie godziny temu że starzy go szukają i wyczołgał się do domu, u mnie nie był nic nie widział nic nie wie. to mam chatę dla siebie mogę szybować

22:14

czuję blusa leżę na łóżku wodnym zwiedzam kosmos

gwiazdy nie są żółte zabiję gościa z astronomii 

22:46

dobrze mi tak nie czuje siebie

23:54

usypiam troche juz schodzi ze mniedalej szybujewszystko sie kreci

00:13

zyc nie umieraci juzserce mi wali czas na sen



10:35 
      Zaspałem. Starzy pojawili się w domu. Na stola dwie puste paczki, kieliszki, rzygi na fotelu i w sumie chyba wszystko jasne. Drzwi były uchylone całą noc. Pierwszy raz nawet matka mnie nie broniła. Mam godzinę żeby się spakować, dzwonili tam i tam i znaleźli mi jakiś ośrodek, od teraz zaraz. Upiekłoby się. Ale Radek do szpitala trafił. Że niby depresja ośrodka oddechowego. Kretyn. Za jego błędy płacić muszę. Do żadnego szpitala dla czubów nie jadę.

  Matka beczy. Że nie ma wyboru, że się zabijam. Ojciec jej coś do ucha, ona mu w objęcia, oni na mnie, ona prosi. Dobra. Wychodzę. On idzie w moim kierunku. Nie zatrzymasz mnie, wy też. Nic nie rozumiecie. Jak zwykle.