JustPaste.it

Andżelika. Badania Emiliara.

:-)

 

doctor-female-large.jpg
- Pocztą dziś przyszło – powiedział wystraszonym głosem i podał jej kopertę.
Andżelika spojrzała na niego, wzięła kopertę, otworzyła i przeczytała.
- To tylko badania, a ty już panikujesz.
- W fabryce było kilka omdleń w czasie pracy i wysyłają teraz wszystkich na badania – powiedział. - To już jutro.
Emiliar pracował w fabryce maskotek jako wypychacz watą od dwóch lat.
- Iść z tobą? - zapytała
- Prosiłbym. W sumie to tylko badania, nic wielkiego, ale będzie raźniej iść we dwoje – powiedział twardo.
* * *
Andżelika spojrzała na niego i widziała, że zbladł na widok wielkiego napisu LEKARZ MEDYCYNY Teresa Orłowska.
- To tylko rutynowe badania: ciśnienie, badanie wzroku, słuchu, analiza krwi... - uspokajała go.
- KRWI???!!!
- Właź tam – wepchnęła go w drzwi gabinetu.
* * *
- Dzień dobry – powiedziała przemiła pani w okularach i białym kitlu
- Dzień... yyy – próbował wykrztusić Emiliar.
- Dzień dobry. Czy i ja mogę wejść? - zapytała wesoło Andżelika.
- Oczywiście, nie widzę problemu – powiedziała patrząc na wystraszonego mężczyznę zza okularów. – Pana godność?
- Emiliar Mazgalski.
Doktor zaczęła przekładać teczki, aż trafiła na tę z nazwiskiem Emiliara.
- Zaczniemy od... może od pomiaru ciśnienia. Niech pan usiądzie tu, na kozetce, a pani niech sobie zajmie może tamto miejsce – pokazała palcem na krzesełko w rogu i uśmiechnęła się.
Emiliar wyciągnął dłoń, rzucił Andżelice spojrzenie i z trudem przełknął ślinę. W tym czasie miła pani założyła mu na rękę mankiet uciskowy i zaczęła pompować powietrze.
- Duszę się chyba! - wykrzyczał
Kobieta spojrzała zdziwiona zza swoich okularów.
- Andżeliko, duszę się, kręci mi się w głowie, to tak ciśnie strasznie.
- Niech pan się uspokoi – to tylko pomiar ciśnienia i nie wyjdzie prawidłowo, jeśli będzie się pan tak zachowywał. No i widzi pan, trzeba będzie powtórzyć.
Zemdlał.
Na szczęście był na łóżku
Pani doktor odkręciła się w stronę Andżeliki na swoim obrotowym krzesełku i powiedziała:
- To ze strachu, nie z powodu ucisku.
- Ja wiem – przytaknęła Andżelika.
- Teraz przynajmniej mogę spokojnie zmierzyć.
I zabrała się za robotę. Trwało to chwilę.
Gdy Emiliar się ocknął, pani Orłowska i Andżelika popijały sok z plastikowych kubeczków, cicho chichocząc.
- Obudziła się księżniczka – zażartowała pani Orłowska. Dla Andżeliki już oczywiście pani Tereska.
- Ja bardzo panią przepraszam, naprawdę nie wiem jak to się stało.
- Niech się pan nie tłumaczy, zdarza się. To znaczy mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło a pracuję już od 40 lat, ale każdemu się może zdarzyć – zaśmiała się. - Teraz zbadamy pana słuch i wzrok – dodała – niech pan mówi litery, które panu będę pokazywała.
Podeszła do tablicy z piramidą literek i zaczęła od najwyższej.
- E – powiedział Emiliar – mam dobry wzrok. F. N. H. Z. L. P. E. P. N.
- Jeszcze raz te ostatnie trzy – powiedziała.
- E. P. N.
- Jest pan pewien, że widzi pan tam E?
- Oczywiście, mam dobry wzrok, sokoli wręcz.
- Raczej sowi, drogi panie, bo tam jest F a nie E.
- Ja widzę E. – protestował.
- Ogólnie ma pan dobry wzrok, nie mam zastrzeżeń – powiedziała, wpisując do formularzy jakieś niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka znaki.
- Tam bez wątpienia jest E.
- Emiliar, daj już spokój – syknęła z kąta Andżelika.
- To niech pan podejdzie i sprawdzi z bliska – zza okularów powiedziała już lekko zniecierpliwionym głosem.
Podszedł. Patrzył długo, przekręcając głowę z lewej strony na prawą.
- O masz, a wygląda z daleka jak E – zdziwił się.
- Słyszy pan dobrze? - spytała nie podnosząc głowy zza papierków.
- Słucham? To taki żarcik – zachichotał. – Słyszę dobrze.
- Kiepski ten pana żarcik – skomentowała bez entuzjazmu.
Andżelika przewróciła, nie pierwszy raz, oczami. Żałowała, że tu z nim przyszła.
- Założę teraz panu na uszy takie słuchawki i będę włączała wysokie i niskie dźwięki, a pan, gdy je będzie wyraźnie słyszał, powie „słyszę”, dobrze? - tłumaczyła. – Zaczynamy?
- Zaczynamy – powiedział z radością i założył słuchawki.
Po chwili dodał:
- Jak pilot helikoptera się czuję w tych słuchawkach.
- Ma pan rację, że jak pilot. Wszystkie dzieci zawsze to mówią.
Włączyła któryś z dźwięków.
- Ała! - krzyknął Emiliar, podrywając się z krzesła i ściągając słuchawki – mózg mi przeszyło.
Kręcił palcem w uchu jak małe dziecko.
- Niech pan siada, te dźwięki nie są aż takie głośne.
- Ten był.
Doktor spojrzała na Andżelikę i spytała:
- Zechcesz sprawdzić, wydaje mi się, że urządzenie działa prawidłowo.
- Oczywiście.
Andżelika podeszła do aparatu, założyła słuchawki i czekała na dźwięk. Potwierdziła ruchem głowy, że usłyszała i zdjęła słuchawki. Spojrzała na Emiliara i wycedziła przez zęby:
- Nie rób mi wstydu.
Emiliar usiadł. Wysłuchał dźwięków i każdy potwierdził lekko obrażonym tonem.
- Słuch ma pan dobry. - Lekarka usiadła i znów zanotowała coś na kartce. - Jeszcze tylko pana zmierzę i zważę i już pana nie męczę dłużej – uśmiechnęła się.
- To raczej on pani – dodała Andżelika z kąta gabinetu.
Doktor Orłowska uśmiechnęła się znacząco.
- Niech pan stanie na wagę. Dobrze. Siedemdziesiąt siedem kilo. - Zanotowała. - Teraz niech pan stanie tam – wskazała palcem na miarkę.
Podeszła do niego. Z góry przyłożyła mu do czubka głowy, poruszająca się na suwaku miarkę.
- Dobrze – mówiła spokojnie – sto siedemdziesiąt pięć centymetrów.
- Mam więcej – zaprotestował.
- Miarka pokazuje sto siedemdziesiąt pięć.
- Ale ja mało spałem w nocy, a wiadomo, że człowiek po porządnym wyspaniu się jest wyższy. Do tego za kilka tygodni idę do kręgarza na prostowanie kręgosłupa, więc te dwa centymetry będę miał więcej. Niech pani wpisze sto siedemdziesiąt siedem.
Pani doktor nie skomentowała tego. Wpisała swoje sto siedemdziesiąt pięć. Emiliar zaglądał jej przez ramie.
- Jestem wyższy. Mam sto siedemdziesiąt siedem. To znaczy będę miał.
Andżelika znacząco tupnęła obcasem o podłogę. Usiadł i zamilkł.
- Ach, no tak, muszę jeszcze pobrać krew do analizy – zaświergotała lekarka.
Emiliar ciężko przełknął ślinę.
- Z palca pani pobiera? - zapytał cicho.
- Tak. Ale czteroletnim dzieciom. Pan jest mężczyzną, więc z żyły panu pobiorę.
- Ja bym jednak był za palcem. Jak byłem mały i byłem z mamą...
- Ja tu jestem lekarzem, w moim gabinecie i ja zdecyduję – przerwała mu.
Założyła rękawiczki, rozpakowała igłę i strzykawkę i podeszła do kozetki na której siedział Emiliar.
A raczej na której powinien siedzieć. Emiliar leżał. Bo znów zemdlał. Doktor naszykowała sobie bezwładną rękę i pobrała krew.
- Poczekamy aż się obudzi i jesteście państwo wolni. Jeszcze soczku?
- Poproszę – powiedziała z uśmiechem Andżelika.
- A ja oddam krew do analizy.
Andżelika siedziała w kącie z kubkiem soku, gdy Emiliar wybudził się.
- To już po wszystkim? - spytał patrząc na nakłucie na ręku.
W tym czasie weszła doktor z przerażoną miną.
- Mam pańskie wyniki. Mam też nie miłą wiadomość. Bardzo mi przykro ale – ciągnęła – robiąc analizę krwi odkryłam coś, co będzie dla państw szokiem.
- Co takiego? – spytali niemal równocześnie, podnosząc się.
- Prócz podstawowych białek, soli i związków chemicznych, pańska krew zawiera coś jeszcze. To nie jest dobra wiadomość.
- Ale niech pani powie mi co takiego – Emiliar pytał zniecierpliwiony. Był blady jak ściana.
- Tak więc, zacznę od początku. HTC, hemoglobina, krwinki białe i czerwone w normie, płytki krwi – w porządku, limfocyty, monocyty, neutrocyty i wszystkie inne „cyty” ma pan w porządku. Tylko to... - podrapała się w głowę.
- Co? - już prawie krzyczał na nią.
- To choroba. Niewyleczalna w pana przypadku.
Spuściła wzrok.
- Histericus gigantus.