JustPaste.it

Wielka rozpacz - Pomocy ! Zabrali mi dziecko

„Rachel ma 24 lata. Urodziła w szpitalu córeczkę. Dziecko przyszło na świat przed czasem – wymagało intensywnej opieki medycznej.

„Rachel ma 24 lata. Urodziła w szpitalu córeczkę. Dziecko przyszło na świat przed czasem – wymagało intensywnej opieki medycznej.

 

 Pracownicy opieki socjalnej uznali, że matka nie da sobie z tym rady. Odebrali więc jej dziecko i umieścili w rodzinie zastępczej.”

http://women.timesonline.co.uk/tol/life_and_style/women/families/article6396039.ece


3-miesięczny synek Polskich emigrantów dostał wylewu i zaczął tracić wzrok. Brytyjscy policjanci zabrali im dziecko. Oskarżyli Polaków o znęcanie się nad synem - pisze "Fakt".


http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/wielka-brytania/angielscy-urzednicy-zabrali-dzieci-polakom,1,3460236,wiadomosc.html

No i super! Wymyślono plan! ZABRANO MATCE DZIECKO !!! a ją samą wsadzono do więzienia – dlaczego??? TEGO do dnia dzisiejszego NIE WIE NIKT !!!!


http://www.twojewiadomosci.com.pl/content/nie-ma-cz%C5%82owieka-jest-paragraf-nawet-je%C5%9Bli-go-nie-ma

Tego typu informacji w Wielkiej Brytanii jest wiele. Dzieci odbierane rodzicom bez żadnych podstaw, ot tak, bo urzędnikom wydaje się że nie nadają się na rodziców.  Może dlatego że są inni i nie pasują do Brytyjskiego formatu rodziny? Za głupi, za starzy, o innym kolorze skóry czy też po prostu nie są Brytyjczykami? Coś podobnego zrobiła Australia na wielką skalę z dziećmi aborygenów, które były oddawane do ośrodków adopcyjnych i adoptowane przez białe rodziny. Program walki z asymilacją obowiązywał w Australii od 1910 do 1970 roku. W jego wyniku tysiące dzieci zostało zabranych ich prawowitym rodzicom i umieszczonych w ośrodkach wychowawczych. Szacuje się, że ok. 30% dzieci zostało siłą odebranych rodzinom przez rządowe agencje. Teraz można zauważyć podobne zjawisko w Wielkiej Brytanii, tyle że na znacznie mniejszą skalę.
     

Czwartek popołudnie, uskuteczniałem moją poobiednią drzemkę gdy zadzwonił telefon brutalnie wyrywając mnie z błogostanu.
- Andrzej pomóż - Głos w słuchawce wypełniony emocjami szybko mnie otrzeźwił. Zbyszek, mój kolega z czasów moich początków w Wielkiej Brytanii, który mieszka w Bostonie na wschodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii, nie mógł się uspokoić.
- Zbyszek, spokojnie, opowiedz co się dzieje bo ja właśnie drzemałem i nie kontaktuję
- Nasza znajoma poszła do szpitala z dzieckiem z wysypką i odebrali jej dzieciaka. To jest młoda zagubiona kobieta. Nie wie już do kogo ma się udać, gdzie szukać pomocy. Ten mały, to 3-letni fajny chłopak a oni jej go w szpitalu odebrali.
- Jak to odebrali? - zapytałem nieco zdziwiony - Jak można zabrać dziecko matce?
- Jak widzisz można, jak pojechała do szpitala, zamykali ją w pokoju na klucz, straszyli że jeżeli nie podpisze papierów to i tak jej odbiorą dziecko zgodnie z prawem. Powiedzieli że dziecko było duszone i molestowane seksualnie, czy ty to rozumiesz? Obok mnie mieszka patologiczna rodzina, dzieciaki biegają brudne, zasmarkane, rodzice ciągle nachlani i im jakoś dzieci nikt nie odbiera. To chyba jakiś absurd, to zły sen, z którego chciałbym się obudzić.
- Ma jakaś pomoc prawną? Prawnika?
- No co ty, przecież wiesz ile prawnik tutaj kosztuje, to majątek. Skąd ona ma wziąć taka kasę? 
- A ambasada? Kontaktowała się z ambasadą? Przecież dziecko jest Polakiem. Może oni jakoś jej pomogą?
- Pewnie nie, ale zaraz rano to zrobimy. Zadzwoni do ambasady.
- Dobrze, daj znać jak coś się zmieni, a ją poproś żeby wszystko opisała w liście.
Zbyszek się rozłączył.


Ta rozmowa wytrąciła mnie z równowagi. Jakże to tak, zgodnie z prawem odebrać matce dziecko? Nie mogłem tego zrozumieć. Zacząłem szukać informacji na ten temat w Internecie. Jak się kopie to i człowiek się może dokopać, a nie musiałem długo szukać. Informacje które znalazłem przeraziły mnie. Ludzie walczyli po pół roku i dłużej z wymiarem Brytyjskiej sprawiedliwości o własne dzieci, które były umieszczane w ośrodkach adopcyjnych. Trauma, którą przezywali jest nie do opisania. Tym rodzinom po takich przejściach potrzebna jest pomoc psychologa, a tu jakby nigdy nic się nie stało wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego. Nawet prostego przepraszam nie usłyszeli. Przecież szczęśliwa matka, której oddano dziecko będzie na tyle szczęśliwa, że nigdzie nie pójdzie się poskarżyć, a tym bardziej emigrantka, która nie włada biegle angielskim. Nie zna prawa, nie zna ludzi, nie ma pieniędzy na prawnika a więc nie ma nikogo kto może jej udzielić pomocy.


Dzisiaj, kiedy włączyłem komputer, od razu sprawdziłem skrzynkę mailową. Był tam list od Barbary. Ponieważ trudno byłoby mi oddać tę sytuację i jej odczucia postanowiłem przytoczyć go w całości.

Dnia 12-06-2011 o godz. 11:23 barbara dardzinska napisał(a):

NAZYWAM SIE BARBARA DARDZINSKA.I TAK JAK PROSZONO MNIE OPISUJE CALA
MOJA TRAGEDIE...

 ~BYLA SOBOTA 04.06.11KOLO GODZINY 19.BYLAM PO PRACY, PRZYWITALAM SIE Z
 SYNEM I PARTNEREM.(PARTNER NIE JEST OJCEM DZIECKA) MOJ SYN NIE
 UTRZYMUJE KONTAKTU ZE SWOIM PRAWDZIWYM OJCEM, GDYZ TEN ZOSTAWIL MNIE
 GDY BYLAM WCIAZY.)ZANIEPOKOJONA DALSZA SYNA WYSYPKA NA SZYJI I
 PISIORKIEM, KTORY BYL ROZOWO - FIOLETOWY, UDALAM SIE DO SZPITALA PO
 POMOC... DO SZPITALA ZAWOZLA MNIE MOJA PRZYJACIOLKA, KTORA I ROWNIEZ
 CZEKALA ZE MNA TAM NA WIZYTE.W SZITALU KOBIETA ZABUKOWALA NAM WIZYTE I
 KAZALA USIASC.USIADLYSMY W POCZEKALI, BYLAM ZMECZONA PO 12GODZ
 PRACY, GLODNA I W DODATKU JESTEM W 17TYG CIAZY Z DRUGIM DZIECKIEM.MOZE
 CZEKALYSMY Z 20-25MIN GDY PIELEGNIARKA NAS ZAWOLALA, OBEJRZALA SYNA
 ,POPISALA COS W PAPIERACH I KAZALA ISC ZA NIA. ZAPROWADZILA NAS DO
 POKOJU, GDZIE MIALAYSMY CZEKAC NA LEKARZA, KTORY RAZ JESCZE OBEJRZY
 SYNKA. CZEKALYSMY KOLEJNE 20-25MIN ,MOZE I WIECEJ, GDY PRZYSZEDL LEKARZ
 Z PIELEGNIARKA I KAZAL ROZEBRAC SYNA.
 NAWET NIE DOTKNAL SYNA, SAMA MUSIALAM POKAZYWAC, GDZIE CO SYNKOWI
 DOLEGA, ON(LEKARZ)STAL Z TA PIELEGNIARKA I TYLKO SIE GAPILI. ODNOTOWALI
 ZNOW COS W PAPIERACH .POCZYM WYSZLI I KAZALI CZEKAC... CZEKALYSMY
 DALEJ Z MOIM SYNKIEM... PO GODZINNYM CZEKANIU PRZYJACIOLKA MUSIALA
 MNIE Z SYNEM ZOSTAWIC, GDYZ SAMA MA MALUTKIE DZIECKO I MUSIALA JECHAC
 DO DOMU, ZOSTALISMY SAMI...GDY ZOBACZYLAM PIELEGNIARKE BIEGAJACA PO
 KORYTARZU, ZACZEPILAM JA I ZAPYTALAAM JAK DLUGO MUSIMY CZEKAC JESZCZE I
 ILE TO POTRWA BO JESTESY MECZENI..ONA TYLKO WZRUSZYLA RAMINAMI.BYLO
 MOZE JUZ PO GODZ 23,JAK PODESZLA ZNOW JAKAS PIELEGNIARKA I KAZALA ISC
 NAM ZA SOBA, NIE MOWIAC NIC. WINDA WJECHALISMY NA 4-TE PIETRO, NA ODDZIAL
 DZIECIECY, GDZIE KAZANO NAM WEJSC DO POKOJU I ZNOW
 CZEKAC,,, CZEKALISMY , I CZEKALISMY...
 PRZYSZLA PIELEGNIARKA, KTORA ZNOW OGLADALA MOJEGO SYNA(JUZ NAWET JEST
 TRUDNO MI ZLICZYC E OSOB NAS OGLADALO), POCZYM WESZLO 2-CH
 LEKARZY(WYGLADALI NA HINDUSOW).ZACZELI SYNA OGLADAC, I PODEJRZLIWIE NA
 MNIE PATRZEC JAK NA JAKAS WYRODNA MATKE,,, ZACZELI MI ZADAWAC PYTANIA
 TYPU - SKAD ON TO MA... JA ODP ZE GDYBYM WIEDZIALA TO NAPEWNO BYM TU NIE
 PRZYJECHALA PROSZAC O POMOC.TEN ''UZDOLNIONY'' LEKARZ NAWET NIE UMIAL
 ODROZNIC WYSYPKI OD DUSZENIA, O KTORYM ZACZAL MI WMAWIAC. ZACZAL
 NACISKAC NA MNIE I WYWIERAC PRESJE, JAKO ZE TO JA MU ZROBILAM I MAM SIE
 PRZYZNAC,, CHOC NIC NIE ZROBILAM. WYSZLI,,, WROCILI PO 15MIN WRAZ Z JAKAS
 PIELEGNIARKA/LEKARKA-TRUDNO MI POWIEDZIEC KTOP TO BYL. BO NIKT SIE NIE
 PRZEDSTAWIAL. POWIEDZIELI ZE DZIECKO ZOSTAJE W SZPITALU. I MUSZA ZALOZYC
 MU WEFRON NA RACZCE. BYLO JAKOS PO GODZ 2 W NOCY, JAK DANO NAS NA
 POKOJ, GDZIE MOGLISMY WKONCU SIE POLOZYC DO SPANIA...RANO KOLO 9,WESZLA
 NOWA PIELEGNIARKA PODAJAC NAM NAPOJ DO PICIA I POWIEDZIALA CZY WIEM
 KTO TO ZROBIL SYNKOWI. Z ZAPYTANIEM ''TO'' TO ZNACZY CO. BO NIE
 ROZUMIEM. WTEDY ONA POWIEDIZALA, ZE MOJ SYN BYL DUSZONY, A PENISEM KTOS
 MU RUSZAL. NIEWIEZYLAM WTO CO SLYSZE..POMYSLALAM ZE TO JAKIS
 KOSZMAR....KOLO GODZ 11 PRZYJECHAL DO MNIE PARTNER Z MOJA PRZYJACIOLKA
 I MOIM OJCEM A DZIADKIEM SYNKA.
 PIELEGNIARKA DYZURUJACA NIECHETNIE WPUSCILA MOJA RODZINE I BYLA DLA
 NICH NIEMILA. GDY UDALISMY SIE DO MOJEGO POKOJU GDZIE SPALISMY Z
 SYNKIEM, NONSTOP KTOS NAS NACHODZIL I SPRAWDZAL...CZULAM DYOMFORT - JAK
 TAK MOZNA! MIALAM MIEC WIZYTE DOKTORA, ALE JAKIMS TRAFEM KAZDY DOKTOR
 NAS OMIJAL. GDY NADESZLA NA NAS KOLEJ, MOZA RODZINA ZOSTALA WYPROSZONA
 ZE SZPITALA W SPOSOB NIEMILY.PO WIZYCIE Z TYM LEKARZEM, ZACZELO SIE
 PIEKLO...1-SZA WERSJE JAKA MI PODANO TO TO ZE MOJ SYN CHYBA
 ,PODKRESLAM CHYBA BYL DUSZONY I MOLESTOWNY.PO POWROCIE DO POKOJU, NAWET
 SPOKOJU NA CHWILE NIE MIELISMY, ZNOW BYLAM ZMUSZONA ISC DO JAKIEGOS
 POKOJU Z SYNEM...M CZEKALA NA MNIOE NIE MILA NIESPODZIANKA...
 CZEKALO TAM NA MNIE:1DETEKTYW,2POLICJANTKI,2KOBIETY Z OPIEKI, NIEMILA
 PIELEGNIARKA I LEKARKA, KTORA BADALA SYNKA I TLUMACZKA POLSKA.
 POWIEDZIELI ZE ZNALAZLAM SIE TAM, PONIEWAZ MOJ SYN PRZYJECHAL W TAKIM
 STANIE, ALE ONI NIKOGO NIE OSKAZRZAJA, TYLKO SZYKUJA PRZYCZYNY...
 TRAKTOWALI MNIE JAK ZWYRODNIALCA, KTOREGO TRZA UKARAC...JUZ BYLO
 MOWIONE ZE MALY MA SLADY UDERZENIA A NIE A TLE SEKSUALNOSCI...A JAK
 DODALAM ZE TO RZEKOMOME DUSZENIE TO WYSYPKA ,BO PONAD 1,5TYG WCZESNIEJ
 BYLAM Z TYM U LEKARZA GP.WYKRESLILI Z AKT I JUZ NIKT NIEPYTAL SIE O
 TO, JUZ NIEWAZNE BYLO...NIEBYLO JUZ MOWY O ZADNYM DUSZENIU. ZACZELI MI
 ZADAWAC PYTANIA - SKAD ON TO MA, JA IM CIAGLE ODP ,ZE GDYBYM WIEDZIALA
 ,NIEBYLOBY MNIE TU. WTEDY KOBIETA Z OPIEKI USIADLA KOLO IE I DALA
 JAKIES PAPIERY, POWIEDZIALA ZE TO SA PAPIERY NA UMIESZCZENIE SYNA W
 RODZINIE ZASTEPCZEJ...POWIEDZIALAM ZE SYN ZOSTAJE ZE MNA, ONA NA TO ZE
 NIE MOZE, WIEC ZAPYTALAM JAKI MAM WYBOR.?WTEDY ONA OKROPNYM
 SPOJRZENIEM NA MNIE SPOJRZALA I POWIEDZIALA_: ''ALBO DOBROWOLNIE
 PODPISUJESZ, ALBO SADOWNIE ODBIERZEMY CI DZIECKO NA STALE''..ROWNIEZ
 KAZANO MI POD NACISKIEM PODPISAC ZGODE NA NARKOZE DLA SYNA, POD KTORA
 MIAL BYC PRZEBADANY-JA NIE MOGLAM BY PRZYTYM BADANIU,,, WEDLUG PANI
 DOKTOR ZADNYCH ZAGROZENIEN, RYZYK NIE BYLO ZWIAZANYCH Z NARKOZA, NA TO
 SAMO ZADANE PYTANIE ANASTAZJOLOGOWI USLYSZALAM - SA ZAWSZE DUZE RYZYKA I
 POWIKLANIA U TAK MALEGO DZIECKA..LEKARZ LEKARZOWI NIEROWNY?
 PRZEDSTAWIONO MI NAWET ZADNYCH MOICH PRAW, WYKORZYSTALI MOJA
 NIEZNAJOMOSC PRAWA ANGIELSKIEGO, TO ZE BYLAM SAMA ,BEZBRONNA.
 PODPISALAM TE PAPIERY POD NACISKIEM I ZASTRASZENIEM - CHCIALAM JAK
 NAJLEPIEJ DLA SYNKA...W SZPITALU BYLISMY JAK W WIEZIENIU, ZAMKNIECI I
 PILNOWANI, ZABRONIONO MI KONTAKTOW Z RODZIANA, KIM OLWIEK.ZALOZONO MI I
 RODZINIE PODLUCHY NA TELEFONACH. PO WIZYCIE TYCH WSZYSTKICH
 LUDZI, PRZENIESIONO MNIE Z SYNKIEM NA OSOBNY POKOJ ,ODIZOLOWANY OD
 LUDZI, NIEWYCHODZILISMY Z TAMDAT BO BALISMY SIE...WCIAZ KTOS NAS
 SPRAWDZAL CZY CZASEM NIE OPUSCILISMY POKOJU...NAWET W NOCY NAS
 SPRAWDZANO ;LATARKA CZY JESTESMY I CZY JEST SYN....NA NOC DRZWI
 MUSIELISMY MIEC OTWARTE OD POKOJU.RANO W PONIEDZIALEK PIELEGNIARKA
 DOSTARCZYLA NAM SNIADANIE I POZNIEJ SIEDZIALAM Z SYNKIEM W POKOJU
 ZABAW DLA DZIECI, GDY NASZ SPOKOJ ZNOW NAM ZAKLUCIL
 DETEKTYW, PIELEGNIARKA ZTA LEKARKA I TE NIE MILE KOBIETY Z OPIEKI,,,
 OZNAJMILY, ZE JESLI SYN DOSTANIE POZWOLENIE NA OPUSZCZENIE SZPITALA
 DZIS TO ONE GO DZIS ZABIERAJA DO RODZINYZAPCZEJ... MIALAM KOLEJNA
 ROZMOWE Z DETEKTYWEM, KTORY OZNAJMIL MI ZE MUSZE POJECHACA POSTERUNEK I
 ZLOZYC PRZESLUCHANIE ,KTORE MUSI BYC NAGRANE NA TASME...ZAPYTALAM
 KIEDY? A ON ODP ZE TERAZ MAM SIE UBRAC I POJEDZIEMY. JA ODP ZE TO NIE
 MOZLIWE BO NIE ZOSTAWIE SYNKA SAMEGO, A ON ZE KTOS SZPITALNY ZNIM
 ZOSTANIE, I BEDZIE DLA MNIE LEPIEJ JAK UDAM SIE DOBROWOLNIE.PRZECIWNYM
 RAZIE BEDZIE MUSIAL MNIE ARESZTOWAC I DOWIEZ SILA...TO BYLO
 STRASZNE...JUZ BYLA WYKONCZONA TYM PIEKLEM....MALY ZOSTAL Z
 PIELEGNIARKA, A JA UDALAM SIE NA POSTERUNEK...POPROSILAM TYLKO ZEBYSMY
 WROCILI TAK ABYM POZEGNALA SYNKA.OBIECAJ MI ZE DOTRZYMA SLOWA..
 ZDAZYLA... SYN CZEKAL NA MNIE W SZITALU.
 SIEDZIALAM Z NIM W POKOJU ,CZEKAJAC NA MOMENT ROZTANIA.... WTEM WBREW
 ZAKAZU ,POJAWIL SIE MOJ TATA-DZIADEK SYNKA.BYL ZNAMI DO KONCA,,, OBOJE
 TO OKROPNIE PRZEZYLISMY - JESTESMY EMOCJONALNIE ZWIAZANI Z MALYM,,,
 KOBIETY Z OPIEKI WESZLY DO POKOJU ,MOWIAC ZE MUSZA JUZ ISC Z
 SYNKIEM,,,, TA OKROPNA KOBIETA WYDZIERALA MI DZIECKO Z RAK, MOJEGO
 SYNKA... DO KONCA ZYCIE NIE ZAPOMNE SLOW SYNKA, PROSBY O
 POMOC,, ''MAMUSIU, NIE, NIE IDZ.ZABIERZ MNIE...''  NIE MOGE SIE
 POZBIERAC,,, WE WTOREK MIALAM 1-SZE SPOTKANIE Z SYNEM,,, TO CO UJRZALAM
 ZWALILO MNIE Z NOG...
 SYN BYL BRUDNY, SMIERDZACY PSAMI. I I ODNIOSLAM WRAZENIE ZE BYL ODUZONY
 JAKIMIS LEKAMI...ZASTRASZONY, WYSTRASZONY. SMUTNY. OCZY PODPUCHNIETE OD
 PLAKANIA.... MYSLALAM ZE SERCEMI PEKNIE, ZE PORONIE NA MIEJSCU...ON BAL
 SIE KOBIETY, KTORA GO PRZYPROWADZILA I KTORA NADZOROWALA CALE
 SPOTKANIE.GDY PRZEWIJALAM SYNKA-PRZY ZMIANIE PIELUSZKI DZIWNIE SIE
 ZACHOWAL.SCIAGAJAC PIELUCHE, ON DOSTAL HISTERII I KRZYKNAL''MAMO
 NIE, POSTAW MNIE''! ZAPYTALAM SIE TEJ KOBIETY DLACZEGO ON
 ZAREAGOWAL, CZY KTOS GO TAM BIJE, KRZYWDZI.ONA NIC NA TO. PO CHWILI
 TAKZE UJRZALAM OGROMNEGO KRWIAKA U SYNKA NA LEWYM UDZIE Z ZAPYTANIEM
 SKAD ON TO MA, ONA ODP, ZE ODNOTUJE I ZAPYTA TEJ RODZINY. NA SPOTKANIU
 TAKZE ZAMIAST POLSKIEGO TLUMACZA.DOSTALAM PANIA POCHODZENIA
 LITWINSKIEGO, KTORA SAMA SIE PRZYZNALA ZE JEJ J,POLSKI JEST NIE
 ZADOBRY....A GDY ZAPYTALA SWOJEGO PRZELOZONEGO DLACZEO NIE POLKA SKORO
 TEZ JEST DOSTEPNA USLYSZALA ODP''PANI AGNIESZKA NIE MOZE SPOTKAC SIE Z
 BARBARA!!! MAJA COS DO UKRYCIA, CZY JAK? NA TYM 1-SZYM SPOTKANIU BYLAM
 TAKZE ZASTRZASZONA, ZE MAM BYC GRZECZNA, NIE UNOSIC SIE I BYC MILA
 WPRZECIWNYM RAZIE ZOSTANA MI ODEBRANE WIDZENIA Z SYNKIEM...JUZ NIEWIEM
 CO ROBIC, CHCE SYNKA JAK NAJSZYBCIEJ ODZYSKAC, KOCHAM GO NAD ZYCIE, NA
 2-GIM SPOTKANIU BYLO TROCHE LEPIEJ, SYN BYL
 CZYSCIEJSZY, USMIECHNIETY, ALE POPLAKIWAL ,CHCIAL ISC ZE MNA. BYLA INNA
 KOBIETA KTORA NADZOROWALA.BYLA MILA I MIALA PODEJSCIE DO DZIECI, SYN
 BIEBAL SIE JEJ, NAWET UCZESTNICZYLA W ZABAWIE Z NAMI, POINFORMOWALA
 MNIE TAKZE IZ NIE MAM SIE CZEGO BAC, BO RELACJE MOJE Z SYNKIEM SA JAK
 NAJLEPSZE A OPINIA WYSTAWIONA PRZEZ NIA JEST JAK NAJBARDZIEJ NA
 PLUS, BEZ ZASTRZEZEN, CIESZYLAM SIE, JEDNAKZE INA TYM SPOTKNIU NIE
 DOWIEDZIALAM SIE SKAD MJ SYN MIAL SINIAKA NA LEWYM UDZIE...
 BLAGAM POMOZCIE MI ODZYSKAC MOJEGO SYNKA, OBECNIE I JA I MOJ OJCIEC
 JESTESMY NA ZWOLNIENIU LEKARSKIM, BO NIE DAJEY RADY PRACOWAC I ZYC
 NORMALNIE, TYLKO MOJ PANER KOS SIE TRZYMA, ABY POMOC MI.CIAZA ZACZELA
 PRZEBIEGAC NIEPRAWIDLOWO Z TYCH STRESOW,,, OTO MOJ KONTAKT;

BARBARA  DARDZINSKA
 ,
  BOSTON-FISHTOFT,
 LINCOLNSHIRE.
 TEL.077 496

Mam nadzieję że ten wielki krzyk rozpaczy i wołanie o pomoc dotrze do wielu, wielu ludzi, i otworzy im serca.

 

Źródło: http://www.przyszloscwprzeszlosci.info/teraniejszo/38-teraniejszo/2766-wielka-rozpacz-matki-pomocy-zabrali-mi-dziecko-