Wydawałoby się, że korupcja to proceder dość powszechny i żadne państwo na świecie nie jest od niej wolne, jednak to w Polsce powstało, podległe tylko premierowi Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA). Być może ktoś uznał, że posiadanie korupcji jest dla naszego kraju powodem do dumy, w każdym razie powołanie do życia CBA może świadczyć o tym, że korupcja w Polsce występuje na niespotykaną skalę. Nie do opanowania przez standardowo do tego przeznaczone organy państwowe.
Cały czas dyskusyjnym pozostaje jaki cel przyświecał ustawodawcy, który ustanowił ustawę o CBA i powołał tę służbę do życia oraz wyposażył w najdroższy i najnowocześniejszy sprzęt, o którym policja i Centralne Biuro Śledcze może tylko pomarzyć. Według ustawy CBA służy „....do zwalczania działalności godzącej w interesy ekonomiczne państwa.” Jaki jednak interes ekonomiczny ma państwo w utrzymywaniu CBA? Dzisiaj jest to już kilka departamentów i 11 delegatur w miastach wojewódzkich. W ubiegłym roku państwo wydało na CBA 106,6 miliona złotych (67% na wynagrodzenia funkcjonariuszy) – według informacji dostępnych na stronie CBA. W tym samym czasie –w 2010 roku - Biuro „zabezpieczyło” (cokolwiek to znaczy) majątek o wartości 11 mil. zł.
CBA nie powstało więc z powodów ekonomicznych, ani gospodarczych, podobno powołała je koalicja IV RP w celach wyłącznie politycznych. Opozycja mówiła wtedy, że pomysł jest chory i bezsensownie dubluje działalność innych instytucji. Poza tym opozycja ciągle kwestionowała, zbyt duże jej zdaniem kompetencje CBA. Teraz tamta opozycja właśnie rządzi i jakoś nie wygląda na to, żeby chciała to Biuro zlikwidować.