JustPaste.it

Nasza płodność

Nasza płodność zależy od tego, co robiła matka, gdy była z nami w ciąży, od długości naszych nóg, od figury i od tego, ile pijemy herbaty. Obniża ją intensywny sport.

Nasza płodność zależy od tego, co robiła matka, gdy była z nami w ciąży, od długości naszych nóg, od figury i od tego, ile pijemy herbaty. Obniża ją intensywny sport.

 

Nasza płodność 

46707f8e990e16ab1a40de269a9eaf71.jpg

        
 
 
 
 Nasza płodność zależy od tego, co robiła matka, gdy była z nami w ciąży, od długości naszych nóg, od figury i od tego, ile pijemy herbaty. Obniża ją intensywny sport.
Na Uniwersytecie Harvarda robiliśmy badania, w których wyszło, że wystarczy 12 km przebieżki tygodniowo, by znacznie obniżyć poziom estrogenu.

                 Rozmowa z dr Grażyną Jasieńską

 

Coraz więcej kobiet ma kłopot z zajściem w ciążę. Od czego zależy nasza płodność?

Od tego, co robiła matka, gdy była z nami w ciąży, od długości naszych nóg, od figury i tego, ile pijemy herbaty.
 
A nie od hormonów?

Oczywiście, że tak. Tyle że stężenie hormonów zależy właśnie od tego, jakie warunki rozwoju miałyśmy w okresie płodowym, jak nas karmiono w dzieciństwie, czy jesteśmy wcięte w pasie i jak bardzo lubimy herbatę.

Talia osy poprawia płodność?

Od lat prowadzę badania w Beskidzie Wyspowym. Jest tam wieś o najwyższym przyroście naturalnym w Polsce.
Razem z moim zespołem zmierzyłam tamtejsze kobiety w talii, biuście, pod biustem, w biodrach i gdzie tylko się da. Postanowiłam sprawdzić, dlaczego kobiety o figurze klepsydry - wąska talia i szersze biodra - cieszą się większym powodzeniem u mężczyzn. Czy ma to jedynie podłoże kulturowe - sztuka, malarstwo, film, gazety rozpowszechniły taki wzorzec kobiecej urody - czy też stoi za tym biologia? Czy klepsydrowata sylwetka ma wpływ na płodność? Z naszych pomiarów wyszło, że kobiety, które były wcięte w talii, z szerszymi biodrami i stosunkowo dużym biustem (podkreślam słowo 'stosunkowo', bo nie mówimy o kobietach w typie Marilyn Monroe), miały wyższe stężenia estrogenu, hormonu odpowiadającego za płodność. I to aż o 30 proc. w porównaniu z kobietami o innej figurze. Z amerykańskich badań wiadomo, że te 30 proc. więcej estrogenu to trzykrotnie wyższa szansa na zajście w ciążę.

A co ze wzrostem? Czy on też wpływa na płodność?

Nie ma takich badań. Ustaliliśmy natomiast, że dla płodności liczy się długość nóg. To ważny wskaźnik stanu odżywienia w dzieciństwie. Mierzyliśmy więc nogi i stężenie estrogenu. Wyszło nam, że im są dłuższe, tym wyższy jest poziom hormonu.

Czy to, jak żyjemy, nie ma wpływu na naszą płodność?

Ależ ma, i to ogromny. Peter Ellison, amerykański uczony, promotor mojej pracy doktorskiej, badał kobiety amerykańskie i afrykańskie. Dostrzegł, że ilekroć podejmowały dużą aktywność fizyczną, traciły na wadze i spadał im poziom hormonów.
Nie wiadomo było, co za tym stoi: aktywność fizyczna czy spadek masy ciała? W swoich badaniach odwróciłam pytanie: czy aktywność fizyczna, która nie powoduje spadku wagi kobiety, ma znaczenie dla jej płodności? Badane przez nas kobiety w Beskidzie Wyspowym w okresie prac polowych ciężko pracowały, ale nie chudły, bo jadły i piły więcej, zwłaszcza słodkich kompotów, a mimo to stężenia hormonów im się obniżyły. Dlaczego organizm tak zareagował? Dlaczego kobieta, która jest w świetnej kondycji fizycznej, nie chudnie, jest mniej płodna? Wytłumaczenie jest jedno: sytuacja, gdy kobiety mogą wydatkować dowolną ilość energii, nie tracąc przy tym na wadze, jest kompletnie obca dla naszego gatunku. W historii ewolucji, gdy kobieta zaczynała ciężko pracować, jej organizm dostawał sygnał, że jest źle. Za tym zawsze szło obniżenie masy ciała. Organizm nawet nie musiał czekać z obniżeniem poziomu hormonów, aż ona schudnie, wystarczyło, że rosło zużycie energii. Naszą płodność obniża też intensywny sport.
 Na Uniwersytecie Harvarda robiliśmy badania, w których wyszło, że wystarczy 12 km przebieżki tygodniowo, by znacznie obniżyć poziom estrogenu.

Jeśli chcemy zajść w ciążę, powinnyśmy porzucić jogging?

Oczywiście. Co prawda jogging to nie antykoncepcja, ale zdecydowanie obniża szansę na zapłodnienie. Jeśli kobieta myśli o zajściu w ciążę, powinna porzucić sport i ciężką pracę. Wtedy prawdopodobieństwo, że zajdzie w ciążę, znacznie wzrasta. Żadnego aerobiku, joggingu, i to przez parę miesięcy. Powinna też trochę przytyć.

Czy nasz organizm odróżnia jogging albo aerobik od pracy fizycznej w polu?

Nie odróżnia. Każdy wydatek energetyczny obniża stężenie hormonów. Kobiety, które ciężko pracują w polu, nie muszą dodatkowo chodzić na aerobik. Rodzaj aktywności nie ma znaczenia, byle była intensywna.

Powiedziała pani, że płodność zależy też od tego, jak nasza matka zachowywała się w czasie ciąży. Lekarze od lat ostrzegają ciężarne przed piciem alkoholu i paleniem. Czy o to chodzi?

Nie. Mnie interesowały niedobory żywieniowe. Dotąd sądzono, że za większością chorób stoi nasz styl życia: pijemy, palimy, źle się odżywiamy, nie uprawiamy sportów i zapadamy na choroby układu krążenia albo cukrzycę.
To wszystko prawda, ale większą podatność na te dolegliwości mają osoby, które przyszły na świat z niską wagą urodzeniową. Waga noworodka zależy zaś od tego, w jakich warunkach rozwijał się płód. Jeśli dostał od organizmu matki sygnał: 'Warunki na zewnątrz trudne, włączyć tryb oszczędnościowy', to nie będzie rósł tak szybko. Zgodnie z zasadą, że im mniejsze ciało, tym mniej jedzenia potrzebuje.

Osoba, która w życiu płodowym dostała ostrzeżenie: 'Jest marnie', rozwija coś, co nazywa się oszczędnym fenotypem.
Z tej samej ilości pożywienia jest w stanie odłożyć więcej tkanki tłuszczowej niż osoba, która takiego oszczędnego fenotypu nie ma. Przychodzimy na świat fizjologicznie przygotowani, że będzie źle. Jeśli rzeczywiście jest źle, to pół biedy. Osobnik zastał to, czego się spodziewał. W większości przypadków mamy jednak do czynienia z taką sytuacją, że jest lepiej, niż miało być.
 I wtedy chorujemy.

Najlepsze badania, które to potwierdzają, przeprowadzono w Holandii w czasie niemieckiego oblężenia Amsterdamu.
Najeźdźcy odcięli szlaki handlowe, w mieście zapanował głód. Brakowało żywności, za to wyjątkowo sprawnie funkcjonowała służba zdrowia - dzieci przychodziły na świat, były mierzone, ważone. Te dane się zachowały.

Pół wieku później badacze dotarli do osób, których matki były wtedy w ciąży. U większości z nich ryzyko cukrzycy i chorób układu krążenia okazało się wysokie.

Może wystarczy, że kobieta będzie się dobrze odżywiać w ciąży?

Niekoniecznie. Brytyjscy naukowcy badali ciężarne w wioskach w Gambii. Panuje tam bieda, kobiety są szczupłe, niedożywione i rodzą małe dzieci. Głównym celem badaczy było poprawienie wagi urodzeniowej noworodków. Uznali, że najlepiej będzie dożywić matkę w czasie ciąży. 'Dajmy kobiecie więcej jedzenia, a dziecko urodzi się duże' - myśleli. Nic podobnego. Matki jadły, ile chciały, a dzieci rodziły się większe o zaledwie 100 gramów. Z tego wniosek, że samo odżywianie w ciąży to za mało.

Dla wagi dziecka znacznie ważniejsze jest, ile ważyła i jak się odżywiała jego matka przed ciążą. Ale nie tylko to. Na wagę urodzeniową dziecka wpływają też rozmiary matki, gdy ona sama była dziewczynką. Niedożywiona w dzieciństwie kobieta w życiu dorosłym może mieć kłopoty z płodnością. Potwierdziły to badania kobiet, które emigrowały z Bangladeszu do Londynu. Niektóre migrowały jako małe dzieci, inne jako dziewczynki przed dojrzewaniem, a jeszcze inne już po pierwszej miesiączce. Ich stężenia hormonów w dorosłym życiu zależą od czasu, w jakim zamieszkały w Londynie. W Bangladeszu środowisko było znacznie gorsze. Gdy emigrowały jako małe dzieci, to stężenia ich hormonów były na tym samym poziomie, co białych kobiet. Im później migrowały, tym niższe miały stężenia hormonów. Te po pierwszej miesiączce, których fizjologia została ustalona i zaprogramowana, miały poziomy porównywalne do kobiet, które zostały w Bangladeszu.
I ostatni czynnik - masa urodzeniowa matki. To, ile matka ważyła po urodzeniu, ma wpływ na to, ile będzie ważyć jej dziecko. Mało tego! Masa urodzeniowa babki też ma wpływ na wagę urodzeniową jej wnuków. Może być tak, że dziecko w okresie płodowym nie cierpi na braki żywieniowe. Ale jego matka lub babka mogły być niedożywione. I dziecko dostaje sygnał, że coś z tym światem jest nie tak. Takie informacje znajdują się w organizmie matki i płód ma do nich dostęp.

 Jak to możliwe?

Płód rośnie na podstawie zakodowanych sygnałów, które przekazuje mu organizm matki. W Polsce takie badania są bardzo trudne, bo nasze matki i babki z reguły rodziły się w domach, nikt ich nie ważył ani nie mierzył. Dlatego zajmuję się młodszymi, 30-letnimi, kobietami, które mają książeczki zdrowia z wpisami od dnia urodzenia. Teraz te kobiety rodzą własne dzieci. Sprawdzam, czy waga dziecka różni się od wagi matki i jaki wpływ mają rozmiary urodzeniowe kobiety na jej obecne stężenia estrogenu.

Co z herbatą? Ona też obniża płodność?

W herbacie są substancje, które wpływają na produkcję estrogenów. Podobne substancje ma wiele roślin, np. soja. To takie 'udawane' estrogeny, ale nasz organizm nie odróżnia ich od prawdziwych. Zapytaliśmy badane kobiety, ile filiżanek herbaty wypijają. Te, które piły więcej niż trzy filiżanki dziennie, miały znacznie obniżony poziom estrogenu w stosunku do tych, które piły mniej.

Jak pani to bada?

U kobiet zdrowych, które nie stosują antykoncepcji, nie są w ciąży ani nie karmią - mierzę wszystko, co się da: masę ciała, wzrost, obwody różnych części ciała, poziom tłuszczu, dietę, aktywność fizyczną. Najbardziej interesują mnie estrogen i progesteron. Większość naukowców bada je na podstawie próbek krwi. Ja badam ślinę. Rozdaję kobietom zestaw probówek - jedną na każdy dzień cyklu - oraz gumę do żucia, by wspomóc produkcję śliny, i proszę, by z samego rana, przed jedzeniem i myciem zębów, napluły do zbiorniczka. Fascynuje mnie, jak stężenia estrogenu i progesteronu zmieniają się z cyklu na cykl, ale też - jak poszczególne kobiety różnią się poziomem tych hormonów.

Mężczyzn też pani bada?

U mężczyzn badam testosteron. To taki hormon, którego stężenie zmienia się pod wpływem wydarzeń. Poziom estrogenu czy progesteronu nie zależy od tego, z kim się spotykam albo czy uczestniczę w konflikcie. Poziom testosteronu - tak. Zmiany w poziomie testosteronu najlepiej bada się wśród sportowców, gdzie jest rywalizacja. Nie musi to być sport wyczynowy, wystarczy mecz szachowy. Przed rywalizacją  testosteron u obu graczy idzie w górę, jakby w oczekiwaniu, że coś się będzie działo.

U tego, który wygrał, testosteron idzie jeszcze bardziej w górę, u tego, który przegrał - spada.

Ale nie tylko rywalizacja podnosi poziom testosteronu u mężczyzn. Także obecność kobiety. Kiedyś Amerykanie zrobili takie badanie: zapraszali pojedynczo mężczyzn i kazali im czekać. W poczekalni zawsze ktoś siedział. Raz była to kobieta, a raz mężczyzna. Zaproszeni nie wiedzieli, że badanie już się zaczęło. Po jakimś czasie wzywano mężczyznę na badania. Gdy towarzyszem w poczekalni był mężczyzna, stężenie testosteronu u badanego się nie zmieniało. Gdy siedział obok kobiety, testosteron szedł w górę. Nie miało to związku z urodą kobiety - nie były to żadne seksbomby. Do tego nic nie mówiły, nie prowokowały, po prostu siedziały. Jak w poczekalni u dentysty - oglądały czasopisma. O testosteronie wiadomo też, że jego stężenie zmienia się w ciągu dnia. Najwyższe jest rano, zaraz po przebudzeniu.

Czy wtedy mężczyzna jest najbardziej płodny?

Testosteron w bardzo niewielkim stopniu wpływa na płodność. Jest potrzebny, by mężczyzna spłodził dziecko, ale jego stężenia nie muszą być wysokie, by produkował plemniki czy był zainteresowany seksem. Gdy poziom testosteronu spada wyraźnie, może też spaść libido, ale tak naprawdę nie ma takich przełożeń na płodność jak estrogen u kobiet. Gdybyśmy wzięli dwóch mężczyzn, jednego z wysokim, drugiego z niskim poziomem testosteronu, to nie znaczy, że ten pierwszy będzie bardziej płodny niż drugi. Nie ma takiej liniowej zależności: niski testosteron - niska płodność, wysoki - wysoka płodność.

A u kobiet tak działa?

Właśnie tak. Im wyższe stężenia estrogenu i progesteronu, tym wyższa płodność.

Czy obecność przystojnego mężczyzna podnosi nam poziom estrogenu?

Absolutnie nie. Byłam za to ciekawa, na ile stres psychiczny wpływa na poziom hormonów. Razem z grupą naukowców z Uniwersytetu Harvarda badaliśmy efekty stresu krótko- i długotrwałego. Naszym materiałem badawczym były studentki Harvardu, które podzielono na dwie grupy. Jedne przygotowywały się do egzaminu do szkoły medycznej, który uchodzi za niezwykle trudny. Inne tego egzaminu nie zdawały. Badaliśmy je przed egzaminem, w jego trakcie i rok później. Okazało się, że dziewczyny różniły się pod względem poziomu stresu (te, które zdawały egzamin, były znacznie bardziej zestresowane).
Za to nie odnotowaliśmy żadnych różnic w stężeniach hormonów. Najmniejszych! Stres nie przekładał się na ich fizjologię.

Druga część badania dotyczyła nieco starszych kobiet, u których mierzono poziom stresu chronicznego. Myśleliśmy, że może tylko stres krótkotrwały, związany z jakimś wydarzeniem, np. egzaminem, nie wpływa na stężenia hormonów. Okazało się, że stres chroniczny też nie ma na to wpływu.

Czyli można wieść stresujący tryb życia i bez problemu zajść w ciążę?

Teoretycznie tak, bo stres nie obniża stężenia kluczowych dla zajścia w ciążę hormonów, ale może osłabić ochotę na seks albo wywołać poronienie we wczesnym etapie ciąży. Są badania, które sugerują, że od 40 do 60 proc. wszystkich ciąż jest spontanicznie usuwane w ciągu dwóch pierwszych tygodni po zapłodnieniu. Zanim kobieta w ogóle wie, że jest w ciąży.

W jednym ze szpitali w Bostonie pracuje Alice Domar, która odstresowuje kobiety mające kłopoty z zajściem w ciążę. Podobno odnosi sukcesy. Gdy kobieta nauczy się relaksować, łatwiej zachodzi w ciążę. Ale to raczej nie dlatego, że podnoszą się stężenia estrogenu.

Z jednej strony wysokie stężenia estrogenu i progesteronu są błogosławieństwem dla płodności, z drugiej - przekleństwem, bo wywołują np. raka piersi.

Nie chodzi nawet o jakieś superwysokie, patologiczne stężenia. Wystarczy, że kobieta w każdym cyklu miesięcznym produkuje estrogen na normalnym poziomie i ma tych cykli w ciągu swego życia dużo (wcześnie zaczęła miesiączkować, późno ma menopauzę, nie urodziła wielu dzieci, nie karmiła długo piersią) - ryzyko, że zachoruje na raka piersi, jest stosunkowo wysokie. Estrogen nie powoduje raka piersi, natomiast stwarza przyjazne środowisko dla jego rozwoju. Stymuluje komórki nowotworowe do podziału.

Czy zatem trzeba obniżać poziom estrogenu?

Tak, ale przez styl życia, a nie farmakologicznie.

W USA próbowano obniżać poziom estrogenu za pomocą pigułek hormonalnych, a były i skrajne pomysły - aby u dziewczynek zablokować pierwszą miesiączkę, sprawić, by dziewczynki nie dojrzewały w wieku lat 12-13, tylko przesunąć to na wiek 16-17 lat. Lata przed pierwszą ciążą są dla rozwoju raka piersi najgroźniejsze. I też najgroźniejszy jest rak piersi, który pojawia się u młodych kobiet. Późniejsze nowotwory znacznie łatwiej wyleczyć.

Zbyt wysoki poziom estrogenu sprzyja rakowi. A gdy tego hormonu jest za mało?

Grozi nam osteoporoza. To cały problem z prewencją zdrowotną u kobiet: z jednej strony wysokie stężenia estrogenu są korzystne, a z drugiej - szkodliwe. Korzystne dla płodności, gęstości kości, układu krążenia. Mówi się też, że estrogen to antydepresant, a jednocześnie może powodować raka piersi.

Nie jest też dobrym wyjściem utrzymywanie hormonów na średnim poziomie. Może się okazać, że jest go za mało dla prawidłowej gęstości kości, a za dużo, by uchronić się przed rakiem piersi. Z punktu widzenia nowotworu piersi byłoby lepiej, żeby w ogóle nie było estrogenu, a z punktu widzenia osteoporozy - żeby było go jak najwięcej. I to przez długie lata.

To dylemat ewolucyjny. Nasza fizjologia jest nastawiona na to, by dożyć wieku reprodukcyjnego, wydać na świat dobrej jakości dzieci, a co potem - nie ma to żadnego znaczenia. Jeżeli kobieta ma wysokie stężenia hormonów, to od strony ewolucyjnej, doboru naturalnego jest idealnie, bo jest bardzo płodna. To, że w wieku 60 lat dostanie raka piersi, z punktu widzenia biologii nie ma żadnego znaczenia. Pół biedy, jeśli kobieta miała dużo dzieci. Ryzyko zachorowania na raka piersi maleje.

Tyle że dzisiaj kobiety mają wysoki poziom hormonów, ale rodzą mało dzieci, czyli nie korzystają z tego, że mają wysoką potencjalną płodność.

Czy można farmakologicznie regulować poziom hormonów?

Nie można manipulować hormonami, by osiągnąć idealny stan zdrowia. Żeby trzymać hormony w ryzach, można albo chudnąć, albo uprawiać aktywność fizyczną. Ta ostatnia jest o tyle lepsza, że zapobiega też osteoporozie, zwiększa gęstość kości. Pomimo że aktywność fizyczna obniża poziom estrogenu, poprawia kondycję kości. To znacznie lepsze niż ciągłe odchudzanie się.



 Ten fantastyczny artykuł  kończę życzeniami cudownych, zdrowych i udanych dzieci  Wszystkim Eiobowiczanom;)

 

Źródło: Wysokie Obcasy

 

 

 

 

Źródło: Katarzyna Klukowska