JustPaste.it

Skażony rynek

Rosną zastępy przepitych i sponiewieranych przez życie alkoholików.

Rosną zastępy przepitych i sponiewieranych przez życie alkoholików.

 

 

Zwycięska Solidarność wyniosła do władzy w Polsce liberałów a ci jak na neofitów przystało znieśli a przynajmniej zdecydowanie poluzowali wszelkie bariery w obrocie gospodarczym. Ustami ministra Syryjczyka zostało wyartykułowane wiodące hasło nowego ładu a może nieładu gospodarczego. –Najlepszą polityką gospodarczą jest brak polityki gospodarczej. To libertyńskie zawołanie zostało podbudowane likwidacją policyjnych komórek zajmujących się przestępczością gospodarczą.

Może w tym właśnie należałoby szukać genezy niebywałej w naszych dziejach ekspansji nielegalnego obrotu alkoholem. Niedługo po tym przez rzekome niedopatrzenie nowa władza pozostawiła niewielką lukę w stosownych przepisach, a ta wystarczyła, żeby szeroko otworzyć bramę, przez którą wlały się do naszego kraju tysiące hektolitrów słynnego Royalu stawiając wszystkie krajowe gorzelnie na skraju bankructwa.

Po tym efektownym posunięciu krajowych liberałów-teoretyków trzeba było kilkunastu lat, żeby polski przemysł spirytusowy, jako tako stanął na nogi. Do dziś zresztą nie osiągnął dawnego znaczenia na światowym i europejskim rynku.

Za to wielka prosperity stała się udziałem gospodarczego podziemia w  produkcji i obrocie alkoholem. I tak obok przemytu najważniejszą gałęzią zaopatrzenia wolnego społeczeństwa w wyroby alkoholowe stał się obrót alkoholem skażonym, lecz przeznaczonym do spożycia. Całkiem legalnie, bowiem można zamówić sobie do domu każdą ilość skażonego spirytusu za jedyne 3 złote i 39 groszy za litr.

Przygotowanie tego trefnego trunku do spożycia nie nastręcza specjalnych trudności, dlatego jak grzyby po deszczu wyrastają w całym kraju nielegalne fabryki, gdzie rozlewa się go do litrowych, plastikowych butelek a nawet wykorzystuje do fałszowania wódek najpopularniejszych na rynku marek.

Zaopatrzone w oryginalne etykiety i znaki akcyzy butelki z tym paskudztwem trafiają następnie na sklepowe półki przysparzając właścicielom zysków, o jakich nie mogliby nawet śnić sprzedając wódkę z legalnych źródeł a litrowe plastiki trafiają do rozbudowanej, tajnej sieci sprzedaży detalicznej, gdzie zwielokrotnia się ich wartość.

Widocznym znakiem prosperity tego procederu są doniesienia z kronik policyjnych o likwidowanych od czasu do czasu ogniw tego przestępczego systemu, które jednak odrastają szybciej niż głowy Hydry. Potwierdzają te informacje źródła szpitalne donosząc o licznych ciężkich zatruciach alkoholem niewiadomego pochodzenia, często śmiertelnych.

Niewielkie ryzyko ujawnienia i iluzoryczna raczej nieuchronność kary powoduje rozkwit trującego biznesu, którego wartość szacowana jest na kilkaset milionów złotych. Zdaniem ludzi znających rynek od podszewki jest to wielkość mocno zaniżona.

Opłakane są skutki społeczne tej wolnorynkowej patologii. Rosną zastępy przepitych i sponiewieranych przez życie alkoholików, którzy z braku pieniędzy na upragniony alkohol, podejmują pracę na dniówkę za butelkę wartej 2 złote mikstury nazywanej na wsi napędem. Koszt takiego pracownika jest tak niski, że nawet prezes Gwiazdowski narzekający na wysokie koszty pracy w Polsce nie znalazłby powodów do narzekań, gdyby udało się upowszechnić ten system w całej gospodarce.

Poza tym wszystko jest w porządku. Rośnie produkcja a wolny rynek kwitnie. Mala causa silenda est.