JustPaste.it

Komentarz nieobowiązkowy.

Dobry Boże, ileż ja bym dał za taką młodość jak wasza!

Dobry Boże, ileż ja bym dał za taką młodość jak wasza!

 

 

 

 

Komentarz  nieobowiązkowy.

Jest on dla tych co mocniej impregnowanych, którzy wszelkie sprawy ogólne oświetlają wyłącznie swoimi malutkimi lampkami. Pośród ciemnej nocy takie lampki dają złudzenie przytulności w niby własnym zakątku, do którego najlepiej nikogo nie dopuszczać. A już wcale intruzów z większymi reflektorami. Bo a nuż by oślepili.

Inaczej pisząc, to komentarz daremny. Z założenia. No bo cóż począć, gdy impregnowani reagują na dodatkowe światło – zamykaniem oczu? Jak im wytłumaczyć, że ktoś metodą Pawłowa wyćwiczył ich w tym zamykaniu?

Jak ich skłonić, by otworzyli oczy?

 

7463e3154a0aeb7ad46d48d684afe64f.jpg

 

 

 

Zasadą jest, że nie dyskutuje się z ślepcem o kolorach. Ale to nie jest zasada bez odstępstw, podobnie jak wszystkie zasady. Gdzieś tam szerzej pisałem już o tym, że ślepiec czasem sporo wie o kolorach. Czyli – nie jest to sprawa aż tak beznadziejna. Bo i ślepiec ma swój punkt widzenia.

Ogólnie rzecz biorąc, chodzi mi o komunistów, znaczy – o komuchów. Ale najpierw uporządkujmy pojęcia.

Ci komuniści, o których mi chodzi, a więc te komuchy, zwali się wtedy socjalistami. Bo według ich klasycznej teorii komunizm to miał dopiero nadejść po socjalizmie. Czy mieli na myśli ten bajzel, który faktycznie nadszedł z Brukseli – detalicznie (jak mawiał Wiech) nie wiadomo. A zresztą nieważne.

W tamtych czasach urzędujący towarzysz Stalin takich brukselczyków stawiał hurtem pod ścianą jak ostatnią swołocz. I to nie bez obiektywnych racji, co jednak dopiero nie tak dawno się okazało. Jestem pełen podziwu dla geniuszu towarzysza Stalina. Szkoda, że tak zbożne dzieło nie do końca mu się powiodło.

Ale tutaj podkreślam tylko różnicę między ówczesnymi komunistami, mówiącymi o sobie „socjaliści”, oraz obecnymi socjalistami, mówiącymi o sobie „demokraci”. Pochodzenie i przyczyny tej zmyłki opisałem w innych tekstach, nazwijmy je podstawowymi. Obecnie piszę jedynie komentarz.

 

65f52d6377b0a25a030b377f591e60c4.jpg

Dla jasności, tamtych komunistów zwał będę komuchami, obecnych zaś demokratów – socjalistami. Ma się rozumieć, w czasach Stalina istnieli oni jako socjaldemokraci. Wykłada się to tak: demokraci, chcący żyć na socjalu. Czyli na darmowym garnuszku. Czyli na wysiłku innych. Czyli tak, jak jest obecnie.

Dla jasności jeszcze większej: nie chodzi o klientów tak zwanej „pomocy społecznej”, ani innych – przepraszam – gównianych zasiłków. Chodzi co najmniej o eurodiety.

Po tym wyjaśnieniu wam też już chyba chce się strzelać.

Biorę więc na tapetę komuchów, którzy wprowadzili nam pierwszą odmianę socjalizmu. Tę sprawę należy jednak oświetlić reflektorem.

Założenie dużymi literami: INNEGO WYJŚCIA NIE BYŁO.

e6e4448cbf0a60f923fb4a168c249b5f.jpg

 

To, co zostało po naszej państwowości roku 1939, nie miało żadnego już autorytetu. Ani u nas samych, ani u nikogo. Perturbacje z przekazywaniem władzy, skompromitowanej po Wrześniu – tylko nam samym niczego nie dowodzą. Próby żałosnych rozliczeń w formie procesów notabli i generałów, szybciutko zaniechane, najczęściej w ogóle nieznane i przemilczane, są wymownym świadectwem indolencji i złej woli. Zdrady i łajdactwa też łatwo się tam doszukać.

Ano, zapoznajcie się z tekstami Wojtkiewicza, Mackiewicza, Ciechanowskiego, Kota, Czechowskiego, Pobóg-Malinowskiego, poczytajcie coś o działaniach Sztabu Głównego, o ekspozyturach wywiadu, o losach polskich agentów – ale nie poprzestawajcie na tym tylko, co wam się wydaje, że tam jest. Nie zadowalajcie się swoimi małymi lampkami. One was nie oświecą.

Te lampki, takie małe i przytulne, wykrawane są z wielkich obszarów mroku. Impregnowani siedzą tam skupieni, zawsze reagując wrzaskiem strachu na każdy ruch z ciemności, nawet urojony. I panicznie boją się cokolwiek oświecić. Bo na pewno oświeci się maskę diabła.

A diabeł kryje się w szczegółach, nie w mroku.

2ee9224e64cb6ec67aa23a4e6ea8c131.jpg

 

Pomyślcie o tym, ile zwykle było u nas partii i stronnictw, ile było koncepcji Polski w ich świętym przekonaniu. Środowisko polskie na zachodzie – to był bajzel nieobjęty rozumem nawet w polskim pojęciu.

„Głowa mnie już boli od tych polskich delegacji, które przychodzą do mnie jedna po drugiej, a każda kolejna chce mnie przekonać, że poprzednia składała się z idiotów” – Winston Churchill.

Na pytanie, jaka ma być powojenna Polska, Churchill i Roosevelt otrzymywali zawsze inną odpowiedź.

A my się dziwimy, że nikt nas nie traktował poważnie.

Poczytajcie pamiętniki Churchilla, de Gaulle`a, poczytajcie dzieła Fullera, Woodwarda… Ale naprawdę poczytajcie, nie poprzestawajcie na tym, co myślicie, że zawierają. Sięgnijcie po trochę większą lampkę.

W 1945 roku Polska była czwartą co do siły zbrojnej potęgą aliancką. Zaledwie o jedną liniową dywizję mniej od Anglików mieliśmy. I mogliśmy, bez żadnych wątpliwości mogliśmy, postawić swoje własne warunki.

Tyle, że warunek dla takich warunków był – jednogłośnie.

Mogliśmy zażądać miejsca przy stole w Poczdamie, bo Francja wkręciła się tam na siłę. Francja prawie nie miała wojska. Tylko jedną niewielką armię, ale miała de Gaulle`a, który akurat wtedy, co prawda, niezbyt wiele znaczył. Nikt we Francji nie kwestionował jego głosu.

A my – kwestionowaliśmy każdy głos. I swój, i cudzy. Właściwie bez przekonania. Tak sobie, odruchowo.

Austria była okupowana przez Armię Sowiecką. Ale też miała jeden znaczący głos. Niejaki Karl Renner, całkiem nieważny człowiek. Austriacy jednak wiedzieli, że najpierw trzeba mieć niepodległość, potem można się kłócić.

A myśmy właśnie chcieli najpierw się wykłócić. Tymczasem dziś nawet, choć więcej niż pół wieku minęło, kłócimy się dalej. I wciąż o to samo.

Churchill, który miał awersję do kłótni o wiele bardziej natężoną, niżeli awersja do komunizmu, przyznał w końcu rację Stalinowi. Choć tak bardzo nie lubił komunistów, do polskich kłótni przyłączać się nie chciał.

A co mógł innego zrobić?

Bo kiedy Stalin wobec tych kłótni walnął pięścią w stół, zupełnie nagle na wschodzie i zachodzie przybyło nam komunistów. Kłótnie od razu tak jakby poszły w kąt. Mikołajczyk, Osóbka-Morawski, a ilu ambasadorów! Pomniejszych to nawet wspominać nie warto.

Pomniejsi to mieli takie nazwiska, że socjaliści każdego odcienia nawet gadać by z nimi nie chcieli. Prócz nazwisk nic im nie pozostało. Ale wszystko jedno, też mieli ochotę się przefarbować.

a5ebd621e0ea91f14f8a95d95d4ed1e9.jpg

 

Wiecie, wciąż się zastanawiam, jakie były motywacje komuchów. Nie są one szczególnie ważne, ale są ciekawe. Postępowanie wielu z nich nasuwa określone skojarzenia. No bo, najpierw do komuchów przeszli, potem wielu uciekło. Za to przeszli do tych nowych socjalistów tak już na serio. A jeżeli dożyli do lizbońskiego traktatu, no to chyba… Ech, co tam. Oni nawet po śmierci musieli mieć orgazm.

Jedno trzeba im przyznać: tak naprawdę, to polskie komuchy nie bardzo zlękły się tej pięści towarzysza Stalina. Tylko początkowo tak jakby się dostosowali. No, trochę wyroków było. Ale Rakowiecka jedynie na pierwszy rzut oka przypominała Łubiankę. W piwnicach „taśmociągu” nie było. Tylko pojedyncze nazwiska.

Dla porównania, spójrzcie na to, co się wyrabiało za naszą wschodnią granicą – na Ukrainie, Litwie, Białorusi, w Estonii i Finlandii. Nie wiecie? To ja wam nie będę robił wykładu. Dowiedzcie się sami.

Co prawda, mam poważne wątpliwości, czy będzie wam się chciało dowiedzieć. Wpierw bowiem powinniście nauczyć się liczenia. Chodzi tu o liczby, których nie da rady załatwić na palcach. Potrzebna jest wyobraźnia.

Dobra, nie będę przypominał Generalnego Planu „Ost”, by go porównać ze stratami okresu komuchów. Poprzestanę na tym, że ów Plan kosztował nas realnie 2,5 miliona szarych obywateli (Żydów i frontowych żołnierzy nie licząc). Kto nas tak wyćwiczył, że zdołaliśmy o tym kompletnie zapomnieć? Za to komuchom wciąż od nowa liczymy wszystkie wystrzelone łuski.

Nie twierdzę, że tych łusek nie należy liczyć. Należy je dodać do tych 2,5 miliona. Ktoś nas jednak wyćwiczył odwrotnie. To do tych łusek dodaliśmy nawet straty warszawskiego Powstania.

Tymczasem Stalin był przeciwny Powstaniu i dawał temu wyraz bez owijania w bawełnę. Nazwał je „zbędną awanturą”. Poczytajcie jego depesze do Churchilla i Roosevelta, w których zdecydowanie odmawiał zgody na tzw. „loty wahadłowe” z pomocą dla Warszawy. Pisał tam wyraźnie, że odmowa powinna skłonić „polskich awanturników” do odłożenia planu Powstania. Odmowa nie skłoniła, choć tak drastycznie zabrakło środków, natomiast nasi alianci tematu lotów nie podjęli ponownie, nawet po wybuchu Powstania. Ale tego za żadne skarby nie chcecie przybliżyć do światła, co?

d5d0349c1d86b0691c38060d2ea5b418.jpg

 

Wracamy do rzeczy, którą z czasem zaczęto zwać u nas „polską drogą do socjalizmu”. I było tak przekonywujące, że nawet radzieccy towarzysze przyjeżdżali do nas po naukę. Zwali nas „najweselszym barakiem w obozie”. Nie bez uzasadnienia. Oczywiście, nie wiecie, kto pierwszy o tym baraku napisał. Właściwie, to namalował obrazek. Z podpisem. No to niech tam, podpowiem: niejaki Caran d`Ache. „Karandasz” – to pa russki „ołówek”. Ale na to zbyt młodzi jesteście.

Dobry Boże, ileż ja bym dał za taką młodość, jak wasza!