JustPaste.it

Pielgrzym

Jan Paweł II był zasmucony tym co się dzieje w Ojczyźnie. Skarżył się, że nie widać owoców jego pracy.

Jan Paweł II był zasmucony tym co się dzieje w Ojczyźnie. Skarżył się, że nie widać owoców jego pracy.

 

Pielgrzym skinął mu głową i rozejrzał się dookoła. Zaważył, że nie wiadomo skąd pojawiły się transparenty z napisem w języku włoskim: Święty natychmiast. Nie mogło go to zdziwić, bo dla niego Karol Wojtyła już dawno był świętym. Bynajmniej nie, dlatego, że klękali lub pochylali przed nim głowy możni tego świata, a milionowe tłumy wiwatowały na jego cześć. Nie, dlatego, że stawiano mu pomniki, nadawano honorowe obywatelstwo, a niezliczone ulice, place, szkoły i szpitale nazywano jego imieniem. Ta świętość miała swoje źródło w owej nieprzebranej dobroci serca i miłości do ludzi, do każdego człowieka. Ostateczne piętno świętości nadały mu zmagania z wyniszczającą chorobą i własną słabością. Nadeszła taka chwila, że nawet zadawałoby się życzliwi mu ludzie zadawali sobie pytanie, dlaczego papież nie abdykuje? Gdy wątpliwości co do jego dalszej posługi zaczęły ogarniać ludzi z Kurii Rzymskiej, kardynałów i biskupów z jego otoczenia Jan Paweł II jednym zdaniem przeciął wszystkie dywagacje na ten temat: „Chrystus też nie zszedł z krzyża”. Niedługo po tym wielki papież powoli umierał na oczach świata. To była ciężka śmierć. Cierpienie fizyczne i jeszcze gorsza umysłowa udręka. Wszystko to w wymuszonym przez chorobę milczeniu. Czy wtedy jego myśli ni błądziły wokół dorobku pontyfikatu, wobec nieuchronnie następującego końca misji. Wiadomym jest, że papież na kilka miesięcy przed odejściem nie był w najlepszym nastroju. Według przekazu Danuty Wałęsowej (a nie ma powodu aby jej nie wierzyć) Jan Paweł II był zasmucony tym, co dzieje się w Ojczyźnie. Skarżył się, że nie widać owoców jego pracy. Nie widział owoców tej pracy, a przecież jak grzyby po deszczu wyrastały w kraju jego pomniki i nie ustawał grad honorowych wyróżnień i nominacji od władz wszelkich szczebli. Nie ustępował też brzęk monet i pamiątkowych medali wybitnych z jego podobizną i ku jego czci. Nie brakowało tego rodzaju dowodów popularności polskiego papieża, a można nawet powiedzieć, że było ich w nadmiarze i do przesady. A on z tego powodu nie okazywał zadowolenia. Widać nie takich owoców się spodziewał. Tych, których naprawdę pragnął i niecierpliwie wyglądał, jak dotąd nie było zbyt wiele. Jego nauka rzadko znajdowała drogę do gotowej ją przyjąć chłonnej świadomości, czyli miejsca, gdzie jego słowa mogłyby zapuścić korzenie. Korzenie dobra. Nierzadko jednak ziarno rzucone z myślą o przyszłych plonach nie od razu trafi na sprzyjające warunki i trzeba poczekać aż środowisko nabierze cech niezbędnych, żeby zasiew się ukorzenił. Czas oczekiwania może być czasem nadziei. Ta nadzieja mogłaby się spełnić za sprawą młodzieży, do której Jan Paweł II żywił szczególny sentyment. Jako potwierdzenie tego przypuszczenia można uznać słowa odczytane z jego ust tuż przed zbliżającą się agonią: „Szukałem was, a wy przyszliście do mnie”

Godziny mijały niepostrzeżenie. Wędrujący ludzki wąż przeniósł pielgrzyma pod sklepienie słynnej kaplicy. Wiedział, że bliska jest chwila, kiedy jego misja się wypełni. Teraz myślał już tylko o tym jednym. Nie zauważył, że Włoch Franco szedł za nim jak cień. Przed katafalkiem dźwigającym cyprysową trumnę z ciałem wielkiego papieża uklęknął i wyszeptał: Ojcze Święty przepraszam. Towarzyszący mu Włoch uklęknął obok niego.

Trzydziestego listopada 1999 roku radni Rady Miejskiej  postanowili wybić na koszt gminy medal z podobizną Jego Świątobliwości Jana Pawła II i rozdzielić między siebie. Podjęli w tym celu specjalną uchwałę o nadaniu papieżowi honorowego obywatelstwa miasta i gminy. Spośród radnych wybrano delegatów, którzy udali się do Watykanu, aby osobiście powiadomić Ojca Świętego o tym wydarzeniu. Największe zaangażowanie w tej sprawie wykazali ludzie od dawna i do dziś dzień bezpardonowo walczący o gminne stanowiska i dostęp do samorządowej kasy przy pomocy intryg, donosów i wzajemnych oskarżeń, obrzucający się kalumniami na, co dzień i od święta. Ludzie, którzy odwoływali się do organów kontrolnych, ciągający się po prokuraturach i po sądach.