JustPaste.it

Spotkanie z pedofilem

Zaczepił mnie na ulicy, tuż przed wejściem do klatki schodowej.
- Cześć !
- Eee, ale ja pana nie znam – odpowiedziałem
- Ja ciebie znam za to dobrze –  powiedział - Masz na imię Krystian prawda?
Potwierdziłem, nadal nic nie rozumiejąc.
- Otóż widzisz – zaczął wyjaśniać- Ja mam na imię Roman i pracuję z twoją mamą. I właśnie twoja mama poleciła mi bym przyjechał do waszego mieszkania i wziął dokumenty, których zapomniała. Sama nie może się wyrwać z pracy.
- Aha, dobrze chodźmy.
Skierowaliśmy się w stronę klatki schodowej. Do dzisiaj zastanawiam się dlaczego on powołał się w moim przypadku na mamę. Podobno dotychczas powoływał się na tatę, że tata niby chce jakieś akta czy dokumenty. Dlaczego w moim przypadku akurat mama? Czy los nie jest dziwny, szyderczy, złośliwy? Ojciec mój bowiem nie żył już wtedy od pięciu lat i gdyby on powiedział, że przysłał go mój tato, zorientowałbym się, że jest coś nie tak. Niestety los chciał bym przeżył to co nastąpiło później i dlatego on powiedział ,,mama mnie przysyła”.

Weszliśmy do mieszkania. Podszedłem do lustra i zobaczyłem w nim jego odbicie. Odbicie oczu szaleńca, psychopaty, który zaciągnął ofiarę do swojej kryjówki. Po plecach przeszły mi ciarki. On starannie zamknął drzwi na łucznik.
Wiedziałem już, że popełniłem największy błąd w życiu. Błąd który spowodował nieodwracalne zmiany w mojej psychice. Pustkę w moim sercu i duszy.
Mama wielokrotnie powtarzała bym nie wpuszczał nikogo obcego do domu. Ja – pomimo, że miałem dziesięć lat byłem dość rozgarniętym chłopcem. Niestety tym razem rozwaga mnie opuściła. Nie wiem dlaczego. Przecież o nim było głośno, zgwałcił i zamordował już przede mną kilka ofiar. Ta sprawa naprawdę była głośna na Śląsku pod koniec lat 80-tych. Szukali go przez radio, telewizję. Nie wiem dlaczego zapomniałem.
Tymczasem dalej działo się to co nieuniknione. Od razu zacząłem błagać go o litość, nie wiedziałem co robię, zacząłem wyć, ukląkłem przed nim, poniżyłem się - wszystko na nic. Brutalnie zaciągnął mnie na łóżko, choć krzyczałem wyrywałem się jak mogłem. Zerwał spodnie, majtki, rozchylił pośladki. Poczułem ogromny piekący ból. Szarpałem się. Usta zasłonił mi ręką. Ugryzłem go, w ustach poczułem smak krwi. Uświadomiłem sobie, że coś spływa mi po nogach, udach, wtedy nie wiedziałem że to kał i krew. Myślałem, że się to nie skończy. Do tej pory wierzyłem w swej dziecinnej naiwności, że seks uprawia się tylko z miłości.
W końcu mu się znudziło. Z przerażeniem zauważyłem, że sięga po ręcznik wiszący na krześle. Wiedziałem co teraz nastąpi i wiedziałem, że to już koniec mojego życia. Nic nie mówiłem, tylko łzy płynęły mi po policzkach. On założył mi ręcznik na szyję i zaczął zaciskać. Szamotałem się jak ryba wyrzucona na brzeg , a on przyciskał mocniej i mocniej. Czułem, że powoli odchodzę, widziałem jego twarz za mgłą. Przez chwilę słyszałem własne rzężenie. Ogarnęła mnie ciemność.
Widziałem jakieś ognisko, wokół siedzieli harcerze i grali na gitarach piękną pieśń. Młoda druhna wołała mnie do siebie. Od ogniska biło ciepło, chciałem tam pozostać. Było mi ciepło i przytulnie.
Nagle usłyszałem głos dzwonka i przebudziłem się. Dzwonił telefon. Pewnie mama dzwoniła z pracy, dowiedzieć się czy wróciłem ze szkoły. Przez głowę przemknęła mi myśl, ,,czy ja ją jeszcze zobaczę”?
Leżałem na wznak na łóżku. W powietrzu unosił się smród kału pomieszanego z krwią. Wokół mej szyi zakręcony był ręcznik.
On nadal był w mieszkaniu. Penetrował pokój obok. Widziałem przez matową szybę drzwi jego poruszający się cień.
Myślał, że nie żyję. Zawsze mordował swoje ofiary. Zrozumiałem, że to moja szansa. Udawać, że nie żyję. To szansa na przeżycie. Natomiast jakakolwiek oznaka życia to pewna śmierć. Paradoks.
Widziałem też zegar na ścianie. 14.17 – do dziś pamiętam. 14.17 a ja jeszcze żyję, 14.18 a ja wciąż żyję, 14 .19 żyję. Mama wraca o 16.00. Niech przeznaczenie sprawi bym wytrwał. Dlaczego czas płynie teraz tak powoli? Teraz, gdy trzeba by płynął ja najszybciej? KTO odlicza i wymierza  mi teraz  te wolne minuty, czy one są karą? Za co? Za co można tak karać dziecko?
Tymczasem on skończył przeszukanie i zauważyłem, że zbliża się do drzwi. Momentalnie zamknąłem oczy. Skrzypnięcie drzwi – wszedł. Słyszałem jak cicho podchodzi do łóżka. Czułem, że patrzy i słucha... Wstrzymałem oddech – trwało to długo, bardzo długo. To była wojna nerwów, musiałem wygrać, jeśli chciałem żyć. A bardzo chciałem. W pewnej chwili on krzyknął:
- Myślisz że mnie nabierzesz???
Czułem jak krew napływa mi do głowy. Jednak ani drgnąłem. I...

Wygrałem. Słyszałem, że zrobił krok w kierunku drzwi, jednak nadal nie otwierałem oczu.
Leżałem bez ruchu. Nagle wyszło słońce i poprzez firanki przedarł się wątły promień i oświetlił moją twarz. Było to dziwne, biorąc pod uwagę to, że był marzec, od trzech tygodni bezustannie padał deszcz. Nie wiem dlaczego, ale wiedziałem od tego momentu, że przeżyję. Powoli otworzyłem oczy. On był znów w tamtym pokoju, czegoś szukał.
Potem w śledztwie wyszło na jaw, że on nigdy nie sprawdzał czy ofiara nie żyje, nie badał pulsu, brzydził się trupów. Podobno zawsze to sprawdzał krzycząc do ofiary, ,,myślisz że mnie nabierzesz?”
Po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Zwlokłem się z łóżka i podczołgałem się pod te drzwi.  Zamknąłem je na łucznik. On jeszcze stał za drzwiami i dostał szału, zaczął łomotać i krzyczeć ,, otwieraj gnoju”. Ktoś jednak szedł po schodach i on zrezygnował i pobiegł schodami na dół.
A ja dowlokłem się do telefonu i zadzwoniłem.
-Halo?
- Mamo? To ja – powiedziałem płacząc – mamo ja żyję...
Na lustrze widniał napis zrobiony szminką mamy. To on napisał. Zwymiotowałem z nerwów…



 
Zanim go ujęto, zabił jeszcze czterech chłopców. Jeden się uratował tak jak ja, z tym, że miał więcej szczęścia, bo jego nawet nie zgwałcił. Po prostu wystraszył się stojącej na biurku fotografii ojca tego chłopca w ... milicyjnym mundurze. Wtedy uciekł.
Po około roku wezwali mnie do małej salki. Stało ich czterech. Miałem go pokazać. Wszystko było formalnością, milicjanci pokazali mi na kogo mam wskazać. Zbadali napisy, które zostawiał w domach ofiar – na lustrach i porównali z próbką jego pisma. Zgadzało się, był dowód. Drugim dowodem miałem być ja i tamten chłopiec co również przeżył. Ale był jeden problem. To nie był on. I choć czułem olbrzymią władzę, chciałem zemsty, chciałem wskazać na byle kogo tym palcem – nie zrobiłem tego. Powiedziałem:
- To nie ten!
- Jesteś pewny? Zastanów się! Na pewno ten! – nalegali milicjanci.
- Nie, nie ten!

Po pięciu miesiącach znów znalazłem się w tej salce. Tym razem bez wahania wskazałem na właściwą osobę. Bez strachu, z satysfakcją podszedłem do niego i powiedziałem ,, to on”. A on kucnął, schował twarz w dłoniach i rozpłakał się. Podobno był to przełom w śledztwie, a on wtedy przyznał się już do wszystkiego.
Chciałbym, żeby to wyznanie wstrząsnęło szczególnie rodzicami. Wiem, że ta relacja jest dość sucha, ale inaczej nie potrafię tego opowiedzieć.

Ten dzień miał wielki wpływ na moje życie. Na moją sferę duchową, emocjonalną,  na mą psychikę. Nie wiem- może to przez niego do dziś jestem osobą, która nie potrafiła stworzyć normalnej rodziny. Może przez niego nie lubię marca, nienawidzę każdej środy. Może przez niego jestem za tym by likwidować takie osoby ze społeczeństwa. Może przez niego przestałem wierzyć w Boga. Za to na pewno nigdy – pomimo tego wszystkiego nie przestanę wierzyć w to, że każdego dosięgnie sprawiedliwość. Wtedy, gdy wskazywałem na niego palcem przy milicjantach poczułem, że jest to dla niego największa kara. Rozpłakał się, gdyż obnażyłem go wtedy z jego największych ,, sekretów” i pokazałem je światu … także później podczas procesu. Oczywiście okazało się, że wcześniej miał nieposzlakowaną opinię w domu i w miejscu pracy. Zdarłem z niego tą maskę tak jak on zdarł ze mnie ubranie. Zgwałciłem jego ,, dobrą opinię” i myślałem, że doprowadzę do skazania go na .. karę śmierci – tak jak on chciał mnie zabić.

Niestety od roku 1987 obowiązywało w naszym kraju moratorium ustawowe na tą karę – to znaczy przestano ją wykonywać. W świetle dzisiejszego kodeksu karnego on może wyjść już za cztery lata z zakładu karnego tytułem warunkowego przedterminowego zwolnienia.

Mam nadzieję, że wasze dzieci się z nim nie spotkają.