Zadanie – niby proste. Wypożyczyć w bibliotece uniwersyteckiej książkę pod tytułem ,, Podstawy fizjologii człowieka”. Ale jego wykonanie w praktyce – koszmar.
Już sam widok pani bibliotekarki nie nastroił mnie optymistycznie. Nos jak haczyk ( jak u diabła w balladzie Pan Twardowski), usta takie kontra świat no i okulary typu szklanki musztardówki. Spojrzenie spode łba w stylu ,,znowu następny przylazł, ja to się mam”.
Pomimo to zaciskam zęby a nawet próbuję uruchomić na twarzy coś w rodzaju uśmiechu. Podchodzę bliżej… i już nabieram oddechu, by powiedzieć ,, dzień dobry”, gdy uprzedził mnie skrzypiący głos tej pani
-A czego tu???
No – pomyślałem sobie - tym razem pozory nie mylą. A głośno powiedziałem:
- Chciałbym wypożyczyć książkę ,, Podstawy fizjolog…
- Student? – przerwała mi
- Nie – odpowiedziałem krótko próbując się dostosować do stylu jej wypowiedzi
- Pracownik uniwersytetu?
- Nie
- To żegnam.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Z biblioteki mogą korzystać tylko studenci za okazaniem legitymacji oraz pracownicy uniwersytetu za okazaniem jak wyżej. Rozumie już?
- Rozumiem – odpowiedziałem- Chociaż nie do końca. Znaczy taki szary, zwykły człowiek z ulicy nie może wypożyczyć tu książki?.
- Może, czemu ma nie móc? - zdziwiła się – Musi tylko zapłacić dziesięć złotych i wypełnić ten kwestionariusz, oświadczenie o zapoznaniu się z regulaminem, oświadczenie o zapoznaniu się z cennikiem kar, zaświadczenie o odbyciu szkolenia z tematu ,,poruszanie się w komputerze po katalogach książkowych”, zobowiązanie do oddawania książek w terminie, wniosek o wydanie karty bibliotecznej oraz karty czytelnika. Po tym wszystkim - dodała tajemniczym tonem bibliotekarka - otrzyma swój specjalny, sekretny kod, którego nie można zgubić ani nikomu wyjawić. Zgubienie kodu i wyrobienie nowego kosztuje bowiem siedemnaście złotych pięćdziesiąt groszy (zgodnie z cennikiem). Za pomocą tego kodu będzie się mógł logować w naszej bazie katalogowej. Dodatkowo kod zostanie wyryty na karcie czytelnika, bez której nie można wejść do czytelni.
I po wygłoszeniu tej przemowy zapytała ironicznie:
- I co? Chce się jeszcze zapisać?
Pomyślałem sobie: ,, O nie cholerna babo, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, właśnie, że zapiszę się do tej biblioteki i wypożyczę tą książkę
- Proszę dać te papiery – powiedziałem niewzruszenie – A tu proszę dziesięć złotych tytułem przystąpienia do grona ,, korzystających z biblioteki”
- A nie kochanieńki – odpowiedziała na to ( z miną ,,to nie takie proste”) – Te dziesięć złotych to na Fundację ,, wszyscy książki weźmy w dłoń”, trzeba opłacić na poczcie.
- A numer konta?
- Tam wisi - machnęła ręką w kierunku gablotki za szkłem.
Po półgodzinnym wypełnianiu papierów (wniosek o wydanie karty czytelnika musiałem wypełniać dwa razy bo coś pomyliłem) i opłaceniu dziesięciu złotych na pobliskiej poczcie (piętnaście minut w kolejce) stałem się w końcu szczęśliwym członkiem biblioteki uniwersyteckiej. Za pomocą tajnego kodu zalogowałem się i w katalogu odnalazłem potrzebną mi książkę. Próbowałem wrzucić ją do ,,koszyka wypożyczonych” ale się to nie udawało. Więc znowu podszedłem do ,,miłej” pani i wyłuszczyłem w czym problem.
- Tej książki nie może wypożyczyć!- odparła krótko
Dlaczego? – spytałem, szczere mówiąc wcale nie za bardzo już zaskoczony
- No widzi – powiedziała – Ta książka należy do katalogu A. To znaczy jest chodliwa. Mogą ją wypożyczać tylko studenci medycyny i pracownicy służby zdrowia. Może sobie za to wypożyczyć dowolną książkę z katalogu B.
- Ale ja nie chcę z B – powiedziałem trochę już zły- Ta którą chcę wypożyczyć jest z katalogu A
-Student medycyny? – spytała ona
-Nie!
-Pracownik służby zdrowia?
-Nie!
-To żegnam
Chociaż właściwie – olśniło mnie – mam trochę wspólnego ze służbą zdrowia, pracuję w laboratorium medycznym.
- Zaświadczenie – przerwała mi
- Mogę donieść
-Niech doniesie – zgodziła się łaskawie
Udałem się do miejsca swojej pracy, gdzie uzyskałem stosowny papierek (znów godzina w plecy) i wróciłem do przemiłej pani w bibliotece
- Pokaże co tam ma! – No może być- orzekła – otworzę dostęp do katalogu A.
Wróciłem do komputera i znów próbuję wciągnąć książkę do koszyka pożyczonych ale za nic się nie daje.
Znów szoruję do baby i mówię że mam problem.
- Regulaminu nie czytał a podpisał, że czytał – powiedziała z naganą po wysłuchaniu mojej skargi.-U nas można pożyczać jednorazowo do dwóch książek
- Ale ja chcę jedną – jęknąłem
- Chce jeden tytuł ale książki cztery – odparła ona- a żądana pozycja ,, Fizjologia…” składa się z czterech tomów a więc z czterech książek. Może wypożyczyć tylko dwa tomy. Reflektuje?
- Oczywiście – odparłem - chcę pierwszy i drugi
- A niestety – odpowiedziała pierwszy jest pożyczony – został teraz drugi i czwarty. Reflektuje?
- A ma inne wyjście? - Ryknąłem wściekły
- No, no! niech mi tu nie podnosi głosu, w czytelni obowiązuje cisza. Jak chce to niech bierze a jak nie chce to żegnam.
- Dobra, biorę.
W ten sposób zmitrężyłem trzy godziny czasu a i tak nie dostałem tego co chciałem. Na domiar złego, gdy po trzech tygodniach odniosłem owe dwa tomy ( które notabene nic mi nie dały gdyż jakoś nie umiem czytać książek od środka) znów spotkałem zacną bibliotekarkę.
Ta wzięła książki i mówi: Należy się jeszcze piętnaście złotych
Za co? - jęknąłem
Zgodnie z naszym regulaminem książki można trzymać do czternastu dni – każdy dzień powyżej to kara- jeden złotych za dzień. Trzymał dwie książki o siedem dni za długo więc wynosi to razem czternaście złotych. A co taki zdziwiony – cennika nie czytał? Toż podpisał, że czytał, teraz to już się nie wykręci.