JustPaste.it

Inside the outside. Część pierwsza.

Czyli co mi w duszy gra. Pisane dla samej siebie, emocjonalnie, jest takie jakie powinno być.

Czyli co mi w duszy gra. Pisane dla samej siebie, emocjonalnie, jest takie jakie powinno być.

 

Tyle myśli. Smutnych. Dlaczego zawaliłam wyniki z matury? Dlaczego w ogóle wybrałam to liceum? Dlaczego wybrałam takie przedmioty? Dlaczego nie potrafię zrozumieć siebie? Dlaczego nie rozumieją mnie inni? Dlaczego inni tak mnie postrzegają? Dlaczego tak ja postrzegam siebie? Dlaczego nie mogę schudnąć? Dlaczego tyję? Wiem, że nie jest moim przeznaczeniem byciem otyłym. Wiem, że nie. Moje ciało się rozlazło. Nie zawsze takie było. I jestem sama sobie winna. Nie potrafię się powstrzymać. Tylko żrę. Wiem że mam problem. Nie potrafię sobie radzić ze stresem – a tyle go wokół mnie jest - matura, rekrutacja, sklep, klienci, niepewność przyszłości, świadomość tego że źle postępuję. A nawet nie tyle źle, co okropnie. Przyznaję się więc, sama przed sobą że wiem o tym że mam problem. I wydaje mi się że wiem jak duży on jest. Ale jak zacząć walczyć? Jak walczyć z samą sobą? Ze stresem? Z życiem? Tyle pytań, żadnego przewodnika który powiedziałby mi co mam robić, od czego zacząć jaką drogą podążać.

Widzę że pisanie mnie wyzwala, pozwala odetchnąć, uspokaja mnie, uświadamia mi rzczy których nie byłam do końca świadoma, może nawet daje mi nadzieję że mogę coś zmienić. Zmienić siebie. Zmienić swoje życie. Ale to jest trudną sprawą. Jak zacząć zmieniać swoje ciało? Po prostu mniej jeść, ćwiczyć. Postanawiam sobie, że tak zrobię. I nie ważne co powie mama, tata, rodzeństwo. Chcę zmiany. Nie chcę się poddać. Nie, nie nie chcę. Nie poddam się. Nie oddam tej walki walkowerem, jeszcze zanim na dobrą sprawę zaczęłam. Ale czy potrafię to sama osiągnąć? Bez wsparcia? Żałuję, cholernie żałuję że nie mam żadnej prawdziwej przyjaciółki. Choć może nie jest mi ona pisana.

Mogę sobie gdybać. Nie mam pojęcia co mi jest pisane, a co nie. Oglądałam ostatnio film – „I’m number four” padło tam takie zdanie – „Dlaczego płaczemy przychodząc na świat? Bo chwilę przed narodzinami sami wybraliśmy swoje przeznaczenie, a przychodząc na świat zapomnieliśmy o nim.” I właśnie całe życie spędzamy na dowiedzeniu się czym było to utracone przeznaczenie. A jakie jest moje?

Zastanawiam się po co ja to w ogóle piszę. Odpowiadam sobie prawie natychmiast: bo przynosi mi to ulgę.

Mam dla siebie tyle alternatywnych żyć. Tyle historii. W każdej jest szansa na chudość, doskonałość, sławę a nawet miłość. Wyobraźnia to całkiem dobra rzecz. Choć może nie do końca. Po takich historiach zazwyczaj chce się płakać – bo uświadamia się że to wcale nie jest rzeczywistość. Ba! Że to nawet nie może stać się rzeczywistością. Niee, nie ma takiej opcji. Różne rzeczy dzieją się w filmach, książkach, wyobraźniach, ale to fikcja – brutalna prawda.

Oto kalejdoskop moich myśli. Zaraz, jak to się nazywa? No, pamiętam to słowo… Mam! Dygresja. Albo może coś w rodzaju wyzwolonej sztuki? Jak kubiści, albo inni którzy tworzyli wiersze z przypadkowych słów z gazety. Albo wypisywanie ciągiem słów, które swobodnie przychodzą na myśl. Że to niby pozwala odkryć podświadomość człowieka. Tę część nieodkrytą, niezrozumianą, tajemniczą. I inspirującą dla różnych dziwnych naukowców albo uzdrowicieli.

Jestem zmęczona. Za mało śpię. To też muszę zmienić. Kłaść się przed północą. będę miała więcej czasu na myślenie. Ah.

RBD. Ta muzyka. Anahi, Dulce, Maite, Alfonso, Chritopher, Christian. Oni są dla mnie inspiracją, ich muzyka. Razem obok Eminema. Chcę chociaż dotrwać do końca tej strony.

Ale tak właśnie u mnie jest, nie potrafię dokończyć tego co raz już rozpoczęłam. Niekoniecznie ze swojej winy. Tak jak teraz jestem w sklepie – więc może chodzi o to że za pewne rzeczy biorę się w nie dokońca, a może w ogóle niewłaściwym momencie.

Ahh, ta interpretacja

Nawet nie dadzą mi szansy postawić kropki. A może to jednak ja szukam, czekam, wykorzystuję, nadarzające się okazje by coś przerwać. By to zatrzymać.

Tak, szukam winy w sobie. Bo wiem, zaobserwowałam to że nic nie daje obwinienie innych za własne niepowodzenia. Żeby się doskonalić trzeba mieć tę świadomość że to z samym sobą jest coś nie tak.

Tym kończę swój wywód na tę chwilę. Być może dopiszę coś. Być może? Na pewno, zawsze piszę to mój nałóg. Zaraz obok jedzenia.