JustPaste.it

Flotylla Antysemickiej Nienawiści

Gdy tworzono ONZ, robiono to m.in. z myślą, że uda się osiągnąć na świecie konsensus w tak oczywistej sprawie jak poszanowanie praw człowieka. Niestety były to płonne nadzieje.

Gdy tworzono ONZ, robiono to m.in. z myślą, że uda się osiągnąć na świecie konsensus w tak oczywistej sprawie jak poszanowanie praw człowieka. Niestety były to płonne nadzieje.

 

Dziś przewodniczącym Zgromadzenia Ogólnego ONZ jest Katar, a od środy 22 czerwca br. funkcję wiceprzewodniczącego sprawuje Iran, czyli przedstawiciele państw islamskich, które odrzucają Powszechną Deklarację Praw Człowieka.

Organem nadzorującym przestrzeganie praw człowieka była Komisja Praw Człowieka ONZ, ale trzeba ją było w 2006 roku zlikwidować ze względu na systematyczne wspieranie przez nią dyktatur. Zastąpiono ją Radą Praw Człowieka (również całkowicie zdominowaną przez dyktatury), do której charakterystycznych sukcesów należało m.in. nagrodzenie Kaddafiego za osiągnięcia w dziedzinie przestrzegania praw człowieka na kilka dni przed wybuchem rewolucji w Libii.

Wśród obecnych członków owej Rady Praw Człowieka Organizacji Narodów Zjednoczonych znajdujemy takie potęgi demokracji jak: Angola, Burkina Faso, Chiny, Kuba, Rosja, Jordania, Libia, Meksyk, Nigeria, Arabia Saudyjska, Pakistan, Uganda, Zambia i inne. Nic dziwnego, że ten organ ONZ na wszelki wypadek koncentruje całe swoje wysiłki tylko na jednym państwie (nie warto wymieniać jego nazwy, żeby nie wzbudzać nazbyt silnych emocji, które ta nazwa potrafi wywołać).

Po drugiej wojnie światowej nadzieję budziła nie tylko organizacja, która ustanowiła Powszechną Deklarację Praw Człowieka, ale fakt pokonania najczarniejszych mocy i to, że przecież wszyscy deklarowali walkę o pokój, wolność i demokrację. Najbardziej i najgłośniej deklarował przywiązanie do tych wartości Związek Radziecki, który ponadto walczył z kolonializmem (chociaż w swoim imperium uprawiał i pielęgnował politykę kolonialną) i przeciw rasizmowi. Były to te same czasy w, w których miliony pożytecznych idiotów na Zachodzie patrzyło z obrzydzeniem na swoje rządy i z nadzieją na Związek Radziecki. Chcieli „walczyć o wolność i demokrację”, o „godność każdego człowieka”. Z przykrością i niedowierzaniem czytali czasem słowa jakiegoś uciekiniera, który rozpowiadał „kłamstwa” o Związku Radzieckim. Nie było tych informacji dużo, a i tak wielu odwracało oczy, szukając „lepszych” źródeł informacji.

Nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć, że najgłośniej o demokracji krzyczeli najwięksi dyktatorzy, że najgłośniej przeciw rasizmowi występowali notoryczni rasiści, a w wyzwolonych koloniach walczący z kolonializmem ustanawiali rządy gangsterów.

Dzisiaj nadal jest podobnie. Media powoli kierują swoje reflektory na "wielkie wydarzenie", jakim jest kolejna tzw. „Flotylla wolności" . Piękna nazwa, szkoda tylko, że po kompromitacji poprzedniej tzw. „flotylli wolności”, która nie wiozła pomocy humanitarnej (której Strefa Gazy zresztą nie potrzebuje), tylko wielu chętnych, żeby zostać męczennikami, znacznie bardziej na miejscu jest właściwa nazwa: Flotylla Antysemickiej Nienawiści.

Prawie nikt nawet bardzo dociekliwy nie zauważa np. niedawnego incydentu zdemolowania lokalu Palestyńskiego Centrum Praw Człowieka w Gazie. Awantura zaczęła się od pogłoski, że centrum odważyło się zażądać uwolnienia więzionego od pięciu lat, porwanego z terytorium Izraela i nie w trakcie walki żołnierza izraelskiego, Gilada Shalita. Ministerstwo Więźniów Hamasu zaapelowało do społeczeństwa w Gazie, żeby zaprotestowało przed lokalem Centrum. Centrum Praw Człowieka natychmiast zaprzeczyło jakoby miało żądać tak strasznej rzeczy tłumacząc się, że mieli na myśli tylko ewentualne zezwolenie na jakiś kontakt Czerwonego Krzyża z więźniem.

Tzw. „Flotylla wolności" jest ciekawsza i piękniejsza, sympatia dla flotylli pozwala być „prawdziwym antyrasistą”, „prawdziwym przeciwnikiem islamofobii” i „prawdziwym humanistą”.

Organizatorzy tzw. „flotylli wolności”, mają próbować przełamać izraelską blokadę morską. Szkoda, że mało kto dostrzega, że niczego nie trzeba przełamywać, bowiem kontrola dotyczy jedynie przemytu broni, a wszystkie inne towary płyną do Strefy Gazy szerokim strumieniem.

Amerykańska agencja w depeszy z Jerozolimy podaje, że organizatorami wyprawy tzw. „flotylli wolności”, to członkowie ponad dwudziestu różnych grup, z których wiele ma „charakter europejski”. Wśród kilkuset osób, które zamierzają popłynąć do wybrzeży Strefy Gazy są działacze organizacji humanitarnych, dziennikarze, politycy, pisarze i duchowni.

Jednym z organizatorów jest także islamistyczna turecka organizacja IHH, która pomogła w przygotowaniu pierwszej tzw. „flotylli wolności”.